Joanna pojawiła się w moim życiu jeszcze w liceum. Koleżanka koleżanki z klasy, która zwykła doklejać się do naszych imprez. Ognisko, koncert rockowy, juwenalia, na które chodziliśmy, mimo że nie byliśmy studentami…
Fajne, dobre czasy. Byliśmy takimi radosnymi matołami, wszyscy, co do jednego. Cieszyło nas byle co, bawiliśmy się całymi godzinami, nie musząc wydawać na to kupy kasy, i nie potrzebowaliśmy basenu pod palmami za granicą, by wakacje były fantastyczne. No i jeszcze… te pierwsze momenty bliskości.
Asia miała piękne, zielone oczy, w które uwielbiałem patrzeć. Zwłaszcza gdy odbijały się w nich ciepłe płomienie ogniska, wokół którego siedzieliśmy. Z czasem zacząłem siadać bliżej niej, coraz bliżej, brać ją za rękę, obejmować… Aż w końcu wymknęliśmy się w mrok, by całować się jak szaleni, słysząc za sobą szum lasu oraz śmiechy i śpiewy przyjaciół. Naprawdę cudne czasy!
Szkolne miłości rozpadają się dość szybko, a jednak byliśmy ze sobą półtora roku, aż do mojej matury. Miałem nadzieję, że Asia złoży papiery na studia w Krakowie razem ze mną. Była rok młodsza, więc opracowałem plan: najpierw znajdę jakieś niedrogie studenckie mieszkanie, ogarnę zajęcia na uczelni, znajdę dodatkową pracę.
Ona dojedzie rok później i będziemy razem mieszkać, studiować, kochać się bez strachu, że rodzice nas nakryją. A potem weźmiemy ślub, urodzą nam się dzieci, będziemy żyć długo i szczęśliwie. Plan był dobry, nie uwzględniał tylko jednego. Rzeczywistości.
– Będzie mi trudno bez ciebie wytrzymać… – Asia tuliła się do mnie, gdy czekaliśmy na pociąg do Krakowa. – Boję się, że sobie tam kogoś znajdziesz…
– Zwariowałaś. Nie chcę żadnej innej. Nie potrzebuję. Będziemy się odwiedzać. Pisać maile. Dzwonić.
Związek na odległość zupełnie się nie sprawdził
Staraliśmy się. Dzieliłem najtańszy abonament z kilkudziesięcioma minutami miesięcznie między nią a moją rodzinę. Codziennie wysyłaliśmy do siebie maile. Tęskniłem jak wariat, ale zarazem studenckie życie mnie wciągało.
Zajęcia, spotkania, warsztaty. Wieczorami imprezy, poznawanie nowych ludzi, wspólne wypady… Asia kuła do matury, więc jej rodzice nie bardzo chcieli się godzić na jej samotne wyjazdy przez pół Polski.
Jeszcze kilka miesięcy, a będziemy mieć siebie codziennie, mówiliśmy sobie i odliczaliśmy czas. W końcu nadszedł maj, Asia napisała maturę i czekała na wyniki.
– Tomek… – zadzwoniła któregoś dnia z płaczem. – Ja… nie przyjadę do Krakowa. Nie przyjadę… nie mogę…
Rodziców Asi nie stać było na to, by wysłać córkę na studia do innego miasta. Nawet gdyby znalazła jakąś dorywczą pracę. Poza tym była potrzebna swojej mamie, która czuła się coraz gorzej. Liczyliśmy naiwnie, że znajdziemy jakieś rozwiązanie, ale nic z tego. Asia została w rodzinnym mieście.
– To tylko cztery lata – powtarzałem, nie wiedząc, czy bardziej przekonuję siebie, czy ją. – Damy radę.
Cóż, nie daliśmy. Nie było czasu na wszystko, pochłaniało nas życie, studia, znajomi i obowiązki wobec rodziny. Nie dało się tak zgrać terminów, by codziennie pogadać na Skypie. Okresy niewidzenia się stawały się coraz dłuższe, zmieniały się w tygodnie, miesiące, rozmawialiśmy też coraz rzadziej, coraz krócej.
Miałem dość. I powiedziałem o tym Asi
Związek na odległość sam w sobie jest trudny, a jeszcze trudniej znosić samotność, gdy jest się młodym, niecierpliwym, gdy nie słyszy się tej drugiej osoby, nie widzi, o dotykaniu i czułościach już nie wspominając. W końcu oboje uznaliśmy, że to nie ma sensu.
Domyślałem się, że wokół Asi kręcą się faceci. Była zbyt ładna i zbyt interesująca, żeby nikt nie zwrócił na nią uwagi. Wściekałem się, że nam nie wyszło, że ktoś inny z nią będzie, że ktoś inny będzie na nią patrzył, kochał się z nią, dawał jej szczęście, ale… jakoś się z tym pogodziłem. Pocieszyłem się inną dziewczyną, i kolejną.
Skończyłem studia, znalazłem pracę i zostałem w Krakowie. Podobało mi się to miasto, wrosłem w nie, polubiłem nawet jego niedoskonałości. Całkiem nieźle mi szło. Informatycy mieli wzięcie, mogłem przebierać w ofertach, zmieniać pracę na lepszą, bardziej satysfakcjonującą. I tak robiłem.
Rodzice byli ze mnie dumni, choć nie mogli się doczekać synowej i wnuków. Problem w tym, że nie potrafiłem na sto procent zaangażować się w uczucie z żadną kobietą. Owszem, wchodziłem w związki, nawet obiecujące, przez kilka miesięcy, rok, ale ostatecznie się wycofywałem, bo nigdy nie czułem tego magicznego „czegoś”, co każe klękać i prosić o rękę.
Każdej z moich partnerek – ładnych przecież, inteligentnych, z poczuciem humoru – czegoś brakowało. Tego, co sprawia, że chciałbyś ją widzieć u swego boku także za kilkadziesiąt lat. Kiedy robiło się zbyt poważnie, kończyłem relację. Ucinałem ją jak nożem. Jeśli nie potrafię dać kobiecie tego, czego potrzebuje i oczekuje, nie ma sensu dalej się oszukiwać – tak uważałem.
Jednocześnie zastanawiałem się, co ze mną jest nie tak. Skłamałbym, mówiąc, że niczego nie czułem do tych dziewczyn i kobiet. Były mi bliskie. Spędziłem z nimi jakąś część mojego życia. Ale potem, kiedy trzeba to było zakończyć, nie wahałem się, nie było we mnie żalu, tęsknoty, gniewu, że się nie udało… Po prostu rozstawaliśmy się i szedłem swoją drogą.
Nie zauważyłem obrączki na jej palcu. Dobra nasza!
Wróciłem do domu rodzinnego na pogrzeb babci. Musiałem się z nią pożegnać ten ostatni raz. Nie było mnie, gdy umierała, bo nikt się nie spodziewał, że pewnego ranka po prostu nie wstanie z łóżka. Babcia umarła we śnie.
Na pogrzebie spotkałem Asię i poczułem się tak, jakby ktoś trzasnął mnie w łeb obuchem. Niewiele się zmieniła. To znaczy nie była już tamtą nastoletnią dziewczyną, stała się kobietą, wszak minęło kilka lat.
W mojej głowie odżyło jednak wszystko to, co czułem wtedy, gdy kończyliśmy liceum, gdy studiowaliśmy z dala od siebie i staraliśmy się nie zgubić naszej miłości, nie stracić jej, nie rozmienić na drobne.
Jak bolało, gdy ponieśliśmy porażkę. Chciałem podejść, zapytać co u niej, może zaprosić na kolację, może… Może już za późno? Może ma kogoś? Czekałem, aż skończy się msza, a potem ceremonia na cmentarzu.
– Moje kondolencje. Zawsze lubiłam twoją babcię – powiedziała, podając mi rękę, jakbym był obcym człowiekiem.
– Ona też zawsze cię lubiła… – mruknąłem, przytrzymując dłużej jej dłoń, przesuwając kciukiem po miękkiej skórze.
Nie miała obrączki.
– Asiu… spotkamy się? Chciałbym z tobą porozmawiać.
Skinęła głową i umówiliśmy się na kolację dwa dni po pogrzebie babci.
Raz kozie śmierć. Muszę spróbować ją zdobyć
Przegadaliśmy kilka godzin. Nie mogliśmy przestać, przeskakiwaliśmy z tematu na temat. Śmialiśmy się, jedliśmy, wypijaliśmy kolejne kieliszki wina, patrzyliśmy sobie w oczy. Zacząłem myśleć, że przeszłość da się połączyć jakąś nitką z teraźniejszością i uszyć z niej przyszłość.
Nadal mieszkaliśmy w dwóch różnych częściach Polski, ale… co to dla mnie? Mogłem przeprowadzić się wszędzie, informatyków brano do każdej firmy z pocałowaniem ręki. A dla Asi przeniósłbym się choćby na biegun północny.
Spotkaliśmy się jeszcze raz, i drugi. Szybka kawa na początku dnia, przed jej pracą. Spacer nad rzeką, gdzie chodziliśmy jako nastolatki. Wtedy już byłem pewien, że stara miłość naprawdę nie rdzewieje.
Ileż można wokół siebie krążyć? W końcu trzeba odkryć karty. Kupiłem kwiaty i poszedłem do jej domu. Chciałem porozmawiać o tym, co może być, jak mogłoby być.
Otworzył mi jakiś wielki facet, mniej więcej w moim wieku.
– Słucham? – spytał.
Chyba nawet dwa razy, bo milczałem, zaskoczony jego widokiem.
– Czy… eee… tu mieszka Joanna?
– Tak, ale narzeczonej nie ma w domu. Coś przekazać?
Nie pamiętam, czy cokolwiek odpowiedziałem. Znowu poczułem się tak, jakby ktoś zdzielił mnie przez łeb, tylko tym razem dużo boleśniej. Była z kimś? Oczywiście, debilu, że była! Myślałeś, że do śmierci będzie czekać, aż się zdecydujesz na jakiś krok? Ty miałeś inne kobiety, ona miała facetów, co w tym dziwnego?
Wcisnąłem temu szczęściarzowi bukiet w ręce i odszedłem. Jeszcze tego samego dnia, ku rozpaczy mamy, wróciłem do Krakowa. Miałem jeszcze kilka dni urlopu, ale nie chciałem spędzać tego czasu tutaj, niby blisko Joanny, a bardziej niedostępnej niż kiedykolwiek.
Miała kogoś. Miała kogoś i… poszła ze mną na kolację? Nawet słowem się nie zająknęła. Mieszkali razem? W domu jej rodziców? I pozwalała mi patrzeć w swoje piękne, zielone oczy, łudzić się…?
Czy ona nie miała serca? A może traktowała mnie jak „przyjaciela z dzieciństwa”? Tak to jest, gdy nie pytasz wprost, tylko wyciągasz błędne wnioski. Brak obrączki nie znaczy, że jest wolna. Mogłem o nią powalczyć. Narzeczona to nie żona, ale urażona duma kazała mi się po prostu zawinąć. Nie chciałem jej widzieć. Nie chciałem jej znać. Zraniła mnie naprawdę głęboko.
Dzwoniła, gdy jechałem do Krakowa. Uparcie. Odrzucałem połączenia, raz za razem. Nie chciałem z nią rozmawiać, nie chciałem jej wyjaśnień. Czułem się zdradzony, choć przecież nic między nami nie zaszło. Zjedliśmy razem kolację, wypiliśmy kawę, poszliśmy na spacer. Zachowywaliśmy się bardziej niewinnie niż w liceum, nawet nie trzymaliśmy się za ręce. Pretensje mogłem mieć wyłącznie do siebie, a jednak obwiniałem ją. O wszystko.
Nie pojawiałem się w domu przez kilka następnych lat. Moi rodzice przyjeżdżali na święta do mnie, ja odmawiałem powrotu. Bałem się siebie, tego, co mogę zrobić, jeśli ją zobaczę, szczęśliwą, zamężną, może jeszcze z dzieckiem albo dziećmi. Nie. Nie chciałem tego widzieć. Chciałem w końcu o niej zapomnieć, o tym, co było, i pójść do przodu.
Może i szedłem, ale wciąż sam, bez celu…
– Ech, nie wiem, czemu nie możesz ułożyć sobie życia – westchnęła mama, gdy przyjechali z tatą w odwiedziny, w drodze na urlop w górach. – Zupełnie jak Asia. W sumie to myślałam, że wy… Zresztą nieważne.
– Asia? Ona raczej ułożyła sobie życie, skoro się zaręczyła – mruknąłem.
– To ty nic nie wiesz? Przecież on ją zostawił. Zaraz po pogrzebie babci, jakoś tak… Nikt nie wiedział, o co chodzi, ale ponoć wrzaski było słychać na ulicy. Że niby Asia mu rogi przyprawiała? Absurd. To porządna dziewczyna. Kiedyś nawet zagadnęłam, co tam u niej, może by do nas wpadała, ale tylko pokręciła głową i poszła w swoją stronę. Jakby uciekała. Odkąd jej mama zmarła, mieszka sama, ale słyszałam, że wystawiła dom na sprzedaż i że chce wyjechać.
Zaraz po pogrzebie? Czyli wtedy, gdy do niej poszedłem? Może to ja namieszałem jej w życiu i planach małżeńskich? I nawet nie chciałem z nią porozmawiać, gdy dzwoniła. Zrobię to teraz. Natychmiast! Zadzwoniłem na numer, z którego wtedy próbowała się kontaktować, ale odebrał jakiś dzieciak, który miał ten numer od niedawna.
Pojadę do niej! I to szybko, skoro zamierza sprzedać dom i wyjechać. Nie mogę pozwolić, by znowu zniknęła z mojego życia. To wszystko, co było między nami, odżywało we mnie, silniejsze niż kiedykolwiek, bo sycone pewnością, że tylko ona albo żadna.
Musieliśmy oboje dojrzeć, by docenić to, co nas łączy
Przeprosiłem rodziców, dałem im zapasowe klucze, by zamknęli za sobą, gdy ruszą w stronę Szczawnicy, i wsiadłem w samochód. Te kilka godzin ciągnęło się jak lata. Chciałem tam być już, zaraz, chciałem zapytać, dowiedzieć, czy ona też…
Musiałem się trochę postarać, żeby ją znaleźć. W domu, ozdobionym banerem z numerem telefonu do biura nieruchomości, jej nie było. W pracy – dokąd skierowała mnie sąsiadka – też nie. Włóczyłem się więc po okolicy, założywszy, że wieczorem będzie musiała wrócić do domu. Wtedy ją spotkam i zapytam.
Wszystko we mnie buzowało. Tysiące myśli, setki uczuć. Musiałem to wyjaśnić, musiałem. A jeśli tym razem ona nie będzie chciała ze mną rozmawiać?
Poszedłem nad rzekę, by zmęczyć niepokój, zagłuszyć niepewność, dać upust buzującej we mnie energii. Wtedy ją zobaczyłem. Kiedy mnie dostrzegła, zatrzymała się, a potem odwróciła i szybkim krokiem zaczęła odchodzić. Dogoniłem ją.
– Asia, poczekaj. Muszę…
– Ale ja niczego nie muszę! Nie będę z tobą rozmawiać. Nie chcę.
– Asiu…
– Przestań! – nawet nie zwolniła kroku, nawet na mnie nie spojrzała.
– Wyjdziesz za mnie? – zawołałem, bo to jedyne, co w tamtej chwili przyszło mi do głowy. Jedyny sposób, by ją zatrzymać.
I szczera prawda, bo tylko o tym mogłem myśleć, tego pragnąłem najbardziej na świecie. Chyba ją zaskoczyłem, bo wreszcie stanęła i popatrzyła na mnie jak na wariata.
– Mam dosyć marnowania czasu! – wybuchłem. – Kocham cię. Zawsze cię kochałem. Miałem nadzieję, że te trzy lata temu… Ale kiedy zobaczyłem tego faceta w drzwiach twojego domu, odbiło mi, przepraszam… Nie miałam prawa być zazdrosny, co gorsza, ukarałem nas oboje. Ale już wiem, że nie chcę żyć bez ciebie. Nie umiem.
– To… Tomek… – w jej głosie było tyle niepewności.
– To moja ostatnia szansa na szczęśliwe życie. Musimy być razem, dobrze o tym wiesz. Z nikim innym nam nie wychodzi.
– Już nie mam siły… – jęknęła i zakryła dłońmi twarz. – Ze sobą też nam nie wyszło.
– Bo byliśmy dzieciakami! Niecierpliwymi, głupimi i nie wiedzieliśmy, co możemy stracić. Teraz już wiemy. I jeśli coś do mnie czujesz, choć troszkę, nie pozwolę ci odejść, bo ja cię kocham. Jak nikogo innego. I chcę przeżyć resztę życia z tobą.
Przytuliłem ją, a ona się nie broniła. Jakbym cofnął się kilkanaście lat w przeszłość, jakby nie było przerwy między „wtedy” a „teraz”. Gdy ją pocałowałem, już wiedziałem, jaka będzie jej odpowiedź. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że zarzuciła mi ręce na szyję i oddała pocałunek.
Nie chcieliśmy więcej czekać. Wzięliśmy ślub dwa miesiące później i zamieszkaliśmy w Krakowie. Asia szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu i znalazła pracę. Kiedy sprzedała dom po rodzicach, kupiliśmy większe mieszkanie. A ja obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie pozwolę jej odejść. Cokolwiek by się działo, musimy być razem.
Miałem dość życia bez Joasi
W końcu wiedzieliśmy, na czym stoimy, i odcięliśmy przeszłość grubą kreską. Innych mężczyzn, inne kobiety, nieporozumienia. Teraz wiedzieliśmy, że trzeba walczyć o każdy dzień, każdy rok, bo żadna wspólna niedola nie będzie gorsza od samotności, braku sensu, celu… Już go mamy.
Niedługo zostaniemy rodzicami. Cała rodzina się cieszy i nie może doczekać poznania tej małej istoty, którą wyczekaliśmy, którą stworzyliśmy z miłości i namiętności. Dopiero teraz czuję, że w moim życiu wszystko wskoczyło na właściwe miejsce.
Każdy element pasuje. Dla niektórych pierwsza miłość będzie tą jedyną, najważniejszą, najpełniejszą. Tak jak dla nas. Jednostronna może okazać się fatum i balastem. Nasza była wzajemna, a i tak musieliśmy dojrzeć i zmądrzeć, by ją docenić. Więcej rozstań nie będzie. Ostatni powrót do Asi był najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Czytaj także:
„Żona była bezpłodna i wiedziała o tym przed ślubem. Nie mogłem z nią być, bo małżeństwo bez dzieci to nie rodzina”
„Pojechałam z koleżankami do Hiszpanii, żeby zarobić na wesele. Wojtek mnie zostawił i to pomimo ciąży”
„Przed żoną ukrywał kochankę i syna. Wydało się po 3 latach, bo pomylił numery, wysyłając SMS-a o... alimentach”