„Teściowa rzuciła mi rękawicę, więc rozpoczęłam batalię z tą jędzą. Mąż, dom i dzieci to coś, czego nie oddam bez walki”

Kobieta kłótnia z teściową fot. iStock by Getty Images, evgenyatamanenko
„– Staram się, jak mogę – tłumaczyłam ostrożnie. – Ale często mam wrażenie, że niezależnie od tego, co zrobię, zawsze i tak będziecie uważać, że robię za mało. Teściowa uniosła brwi, jakby moje słowa ją zszokowały”.
/ 03.12.2024 16:30
Kobieta kłótnia z teściową fot. iStock by Getty Images, evgenyatamanenko

Siedziałam przy stole, stukając długopisem o blat. Przede mną leżał kalendarz, a w nim zapisane wizyty, spotkania i rodzinne obiady. Starałam się utrzymać równowagę między obiema rodzinami, ale coraz częściej czułam, że to niemożliwe. Moi rodzice byli spokojni, nie narzucali się. Gdy im mówiłam, że nie możemy przyjechać, po prostu machali ręką i mówili: „To następnym razem, kochanie”. Barbara, moja teściowa, była zupełnie inna.

Teściowa była osobą, która wszystko zawsze wiedziała lepiej. Miała swoje zdanie na każdy temat – od tego, jak karmię dzieci, po to, jak urządziliśmy mieszkanie. Na początku próbowałam to ignorować, ale odkąd urodziły się bliźniaki, teściowa zaczęła traktować mnie jak rywalkę. Wydawało się, że każda minuta spędzona z moimi rodzicami była przez nią analizowana, krytykowana i wypominana.

– Dlaczego nie wpiszesz tej wizyty na inny dzień? – zapytał Piotr, widząc, jak znowu kartkuję kalendarz.

– A na który? – rzuciłam ironicznie. – Jesteśmy u twojej matki co tydzień, a ona i tak uważa, że ją odsuwamy.

Przejdzie jej – odpowiedział.

„Przejdzie jej” – to była jego stała linia obrony. Nie chciał się angażować w konflikt. W końcu była jego matką, a on od zawsze miał w zwyczaju jej ustępować. W głębi duszy rozumiałam, że nie chce jej zranić, ale czy naprawdę musiało to zawsze odbywać się moim kosztem?

Zawsze przekręcała moje słowa

To był sobotni obiad u teściowej. Dzieci biegały po salonie, śmiejąc się i głośno bawiąc zabawkami. Siedzieliśmy przy stole – ja, Piotr, Barbara i jej mąż Zbyszek. Na pierwszy rzut oka to wyglądało jak zwyczajna, ciepła rodzinna scena. Ale ja wiedziałam, że to tylko pozory.

– Monika, widziałam, że ostatnio twoja mama wstawiła zdjęcia wnuków z wycieczki do parku. Bardzo ładne – zaczęła Barbara, uśmiechając się do mnie z przesadną uprzejmością. – Ale zauważyłam, że wyjeżdżacie z nimi dość często.

W pierwszej chwili nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy to była uwaga? Pytanie? Sugestia? Wiedziałam jedno – cokolwiek bym powiedziała, teściowa to przekręci.

Staramy się dzielić czas między obie rodziny – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.

Teściowa teatralnie pokiwała głową.

– Oczywiście, rozumiem. Ale czasami wydaje mi się, że twoi rodzice mają trochę więcej czasu z wnukami niż my.

W tej chwili miałam ochotę rzucić w nią coś ostrego. Jak mogła tak mówić? Przecież byliśmy u niej ledwie tydzień temu! Spojrzałam na Piotra, szukając w nim wsparcia, ale on tylko wzruszył ramionami.

– Mamo, przecież dzieci spędzają z wami mnóstwo czasu – rzucił lekko, jakby nie zauważał, że ta rozmowa była czymś więcej niż tylko niewinną wymianą zdań.

Teściowa zignorowała jego słowa i wciąż patrzyła na mnie. Czułam, że to ja jestem w ogniu pytań. Wzięłam głęboki oddech, starając się nie wybuchnąć.

Wiecznie jej nie pasowało

W środę wieczorem telefon zadzwonił, kiedy dzieci już spały. Piotr odebrał, ale po chwili jego twarz zdradziła, że rozmowa zmierza w znajomym kierunku. Słyszałam głos w słuchawce.

– W sobotę zapraszam na obiad – powiedziała teściowa z drugiej strony. – Myślę, że to dobry moment, żeby dzieci pobyły trochę z nami. Dawno ich nie widzieliśmy.

Mąż rzucił mi spojrzenie, szukając pomocy.

– Wiesz, mamo... Monika wspominała coś o planach z jej rodzicami. Może przełożymy ten obiad na inny dzień? – powiedział ostrożnie.

Wiedziałam, że teraz się zacznie. Przerwałam mu i odebrałam telefon.

– Halo, mamo, niestety moi rodzice zaplanowali już ten dzień. Wycieczka z dziećmi do muzeum, na którą bardzo się cieszą. Przepraszam, ale nie damy rady w sobotę.

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

Znowu twoi rodzice? – usłyszałam po chwili jej lodowaty głos. – Cóż, rozumiem. Ale wydaje mi się, że ostatnio to oni mają was więcej dla siebie.

Zacisnęłam zęby. W tej jednej chwili chciałam jej powiedzieć wszystko, co leżało mi na sercu. Ale zamiast tego odparłam spokojnym głosem:

– Staramy się to równoważyć. Ale nie zawsze wszystko się udaje.

Po skończeniu rozmowy usiadłam na kanapie, czując, jak napięcie powoli opada. Piotr spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Czy naprawdę musiałaś mówić to w taki sposób? – zapytał.

– A co miałam zrobić? – odparłam ostro. – Może to ty powinieneś zacząć coś robić?

Nie odpowiedział.

Czułam, że się nie angażuje

Następnego dnia wieczorem usiedliśmy razem, by porozmawiać. Widziałam, że mąż chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak zacząć.

– Monika, wiem, że sytuacja z moją mamą jest trudna – powiedział w końcu. – Ale co ja mam zrobić? To moja matka.

Przewróciłam oczami. Ile razy już to słyszałam?

Nie chodzi o to, żebyś ją odrzucił. Ale musisz jej jasno powiedzieć, że nie może tak się zachowywać.

Wziął głęboki oddech.

– Wiesz, że ona tego nie zaakceptuje. Czuje się odsunięta.

Zrobiłam pauzę, żeby zebrać myśli.

– Wiesz, kto jeszcze czuje się odsunięty? Ja. Kiedy muszę słuchać tych komentarzy, a ty siedzisz obok i udajesz, że nic się nie dzieje.

Mąż spuścił głowę. Widziałam, że był rozdarty między lojalnością wobec matki a próbą zachowania spokoju w naszym małżeństwie.

– Masz rację – przyznał cicho. – Muszę coś z tym zrobić.

Tego wieczoru po raz pierwszy poczułam, że Piotrek naprawdę rozumie, jak trudna jest dla mnie ta sytuacja.

Postawiła na otwarte starcie

Wizyta u teściowej w następną niedzielę była jedną z tych, które zapowiadały się na trudne. Od samego początku czułam, że atmosfera jest napięta. Dzieci biegały po ogrodzie, a my siedzieliśmy przy stole, rozmawiając o codziennych sprawach.

W pewnym momencie teściowa spojrzała na mnie i rzuciła:

– Monika, powiedz szczerze – spojrzała na mnie spod byka – czy uważasz, że traktujesz naszą rodzinę na równi z twoją?

Zamarłam. To pytanie spadło jak grom z jasnego nieba.

– Staram się, jak mogę – odparłam ostrożnie. – Ale czasami mam wrażenie, że niezależnie od tego, co zrobię, zawsze będziecie uważać, że robię za mało.

Teściowa uniosła brwi, jakby moje słowa ją zszokowały.

– Ja tylko chcę spędzać czas z wnukami – powiedziała, a w jej głosie pojawiła się nuta dramatyzmu.

Piotr tym razem wtrącił się, zanim zdążyłam odpowiedzieć.

Mamo, wystarczy. Monika robi wszystko, co może. Nie możemy być wszędzie naraz.

To była pierwsza sytuacja, w której Piotr jasno stanął po mojej stronie.

Miałam tego dosyć

Po tamtej wizycie mąż zdecydował się na rozmowę z matką. Spotkali się w jej domu, bez dzieci i bez mojego udziału. Opowiedział mi, jak to wszystko wyglądało.

– Mamo, musimy porozmawiać – zaczął spokojnie. – Twój stosunek do Moniki i jej rodziców wprowadza napięcie, które wszystkim szkodzi.

Jego matka uniosła brwi.

Czyli to ja jestem winna? – zapytała.

– Nie chodzi o winę – odpowiedział. – Ale jeśli nie przestaniesz traktować Moniki jak przeciwnika, to tylko pogorszysz sytuację.

Milczała przez chwilę, po czym westchnęła.

– Może masz rację – powiedziała w końcu. – Po prostu trudno mi patrzeć, jak wszystko się zmienia.

Mąż położył rękę na jej dłoni.

Nie tracisz nas, mamo. Ale musimy znaleźć sposób, by każdy czuł się częścią tej rodziny.

Od tamtej rozmowy sytuacja zaczęła się poprawiać. Teściowa starała się ograniczać krytykę, a Piotr nauczył się jasno stawiać granice. Choć drobne napięcia wciąż się zdarzały, czułam, że w końcu mamy szansę na harmonię.

Teściowa wreszcie zmiękła

Od tamtej rozmowy z Piotrem coś się zmieniło. Nie od razu, oczywiście. Teściowa wciąż czasami pozwalała sobie na drobne uwagi, a ja musiałam ugryźć się w język, żeby nie wybuchnąć. Ale była różnica – zaczęła zauważać granice, które postawił mój mąż.

Pierwszy raz od dawna poczułam, że nie jestem w tym wszystkim sama. Widziałam, że Piotrek naprawdę się stara. Kiedy jego matka rzucała jakieś kąśliwe uwagi, on łagodnie, ale stanowczo interweniował. Nie było to dla niego łatwe – widziałam, że czasami sam czuł się rozdarty – ale teraz nie unikał trudnych rozmów.

Największą zmianę zauważyłam, kiedy teściowa zaprosiła nas na obiad, a ja odpowiedziałam, że mamy już plany. Zamiast fali pretensji, usłyszałam tylko:

– Rozumiem. W takim razie może uda nam się spotkać w przyszłym tygodniu?

To było jak małe zwycięstwo. Nie oznaczało to, że wszystkie problemy zniknęły. Nadal istniały drobne napięcia, drobne starcia. Ale teraz przynajmniej nie czułam się w tej walce samotna.

Wieczorem, kiedy dzieci spały, usiedliśmy z mężem na kanapie. Złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.

– Dziękuję, że masz do mnie cierpliwość – powiedział cicho. – Wiem, że długo zajęło mi zrozumienie, co tak naprawdę cię męczyło.

– Wystarczy, że teraz mnie wspierasz – odpowiedziałam.

Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek uda nam się całkowicie naprawić nasze relacje z teściową. Ale jedno było pewne – w końcu zaczynaliśmy działać razem. I to już było wielkim krokiem naprzód.

Rodzina to nie tylko miłość, ale i sztuka kompromisu. Wymaga czasu, cierpliwości i gotowości do pracy nad sobą. A przede wszystkim – szacunku dla każdego jej członka.

Monika, 36 lat

Czytaj także:
„Rodzina chciała porzucić mnie jak starą meblościankę. Zmyśliłam skandal, żeby córka i wnuki zostały ze mną na zawsze”
„Mąż w nowej pracy zarabiał prawdziwe kokosy. Gdy wyszło na jaw, jakie są jego obowiązki, zaczęłam myśleć o rozwodzie”
„Przez głupotę męża wylądowałam na zasiłku. Patrzę na światło w pustej lodówce i ryczę z bezsilności”

Redakcja poleca

REKLAMA