Agata tak przyzwyczaiła się do mojej pomocy, że traktuje ją jak coś, co się jej ode mnie należy. A ja naprawdę jestem już zmęczona i zwyczajnie chcę odpocząć. Długo się w sobie zbierałam, ale w końcu musiało dojść do tej rozmowy. Bo tak naprawdę nie może dłużej być. Kocham wnusia nad życie, ale ja też swojego przecież jeszcze nie skończyłam. I w ogóle uważam, że Agata powinna więcej czasu poświęcać dziecku.
Nie mogę dać się wykorzystywać...
– Agatko, dziecko, musimy porozmawiać – powiedziałam, kiedy późnym wieczorem wróciła do domu.
No tak, oczywiście najpierw poszła do Maciusia, zaczęła go przytulać, a on się wybudził. Tyle czasu zajęło mi usypianie go, ale skąd ona ma to wiedzieć, skoro cały dzień jest poza domem.
– Chciałabym porozmawiać o zatrudnieniu opiekunki do dziecka. Wiesz, Maciuś ma już prawie roczek i... – podjęłam rozmowę, kiedy uśpiłam wnuczka na nowo.
– Ty mamo nie mówisz chyba tego poważnie? – spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Przecież jesteś na emeryturze i masz mnóstwo czasu. Dlaczego miałabym zatrudniać opiekunkę?
Owszem jestem na emeryturze, ale chciałabym mieć trochę więcej czasu dla siebie – ciągnęłam niezrażona. – Poza wszystkim jest jeszcze inna kwestia. Uważam, że powinnaś zwolnić tempo w pracy i zająć się trochę dzieckiem. Nie może tak być, że wracasz wieczorem i Maciuś cię przez cały dzień nie ogląda. Nie powtarzaj moich błędów.
Dobrze, że to z siebie wyrzuciłam. Chyba dlatego tak intensywnie zajęłam się wnuczkiem, że cały czas miałam poczucie winy wobec Agaty. Po jej urodzeniu siedziałam w domu prawie rok, ale potem rzuciłam się w wir pracy i już zawsze tak było. Prawda jest taka, że była dzieckiem z kluczem u szyi. Nic z tego dobrego nie wynikło. Miałam z nią ogromne kłopoty w okresie jej dojrzewania i nawet później.
Właściwie nie miałyśmy dobrego kontaktu, aż do urodzenia się Maciusia. Nic dziwnego, wiecznie byłam taka zapracowana, zaganiana. Kiedy więc pojawiła się możliwość wcześniejszej emerytury, postanowiłam z niej skorzystać.
– Pewnie, że idź na emeryturę – poparł mnie Andrzej, mój mąż. – Należy ci się za całą tę życiową harówkę.
Już zaczęłam wyobrażać sobie, jak to podróżuję po świecie (podróżuję to może za dużo powiedziane, ale choćby raz za granicę się wyrwać), pielęgnuję roślinki na działce i wreszcie się wysypiam. Takie małe miałam marzenia. Ale nawet z nich nic nie wynikło, bo pewnego dnia Agatka oznajmiła nam:
– Kochani, będziecie dziadkami, cieszycie się?
Pewnie, że się ucieszyliśmy. Nawet od razu powiedziałam Agacie że jej przy dziecku jakiś czas pomogę. No ale ten "jakiś czas" dawno już minął, a ona tak przyzwyczaiła się do tego, że właściwie ja matkuję Maciusiowi, że teraz zachowuje się, jakby to był mój obowiązek.
– Nie tylko nie bierzesz pod uwagę moich potrzeb, ale także potrzeb swojego dziecka – zarzuciłam jej. – Opamiętaj się, żeby nie było za późno.
– Maciek jest jeszcze za mały, żeby to wszystko rozumieć – odparowała. – Wiesz, że teraz muszę się wykazać w pracy, bo inaczej skończy się moja kariera.
– Nie każę ci z pracy rezygnować, tylko trochę przystopować – teraz już kłóciłyśmy się na dobre. – Opiekunka przychodziłaby do południa, ty byłabyś z dzieckiem po południu. To nie tak, że całkowicie umywam ręce, też mogłabym czasami cię wyręczyć, ale na Boga córko, tak jak teraz być nie może!
Odwróciła się do okna nagłe zamilknąwszy. Może się zastanowi, może zrozumie...
Przecież sama chciała mi pomóc...
Nic nie rozumiem. Kiedy urodził się Maciuś, mama sama zadeklarowała się z pomocą. I co? Teraz nagle zmieniła zdanie?
Nie zrobi mi tego, przecież nie może mi tego zrobić. I to teraz, kiedy awansowałam. Przecież w końcu jest moją matką, a od kogo mogę oczekiwać pomocy, jak nie od matki, przecież obiecywała, że jak Maciuś się urodzi pomoże mi przy nim, przecież mi to wyraźnie obiecywała...
– Mamo – próbowałam być spokojna. – Wiesz, że na matkę Jacka w ogóle nie mogę liczyć, zresztą ona jeszcze pracuje. Ty jesteś na emeryturze i masz czas.
– Kochanie, Maciuś ma już ponad rok – argumentowała. – Siedzę z nim od rana do wieczora. Ciebie właściwie nie ma w domu. To nie jest dobrze dla dziecka, jeśli w ogóle nie widuje matki. Poza tym chcę po prostu mieć trochę czasu dla siebie. Dlaczego nie chcesz się zgodzić na opiekunkę? Dołożylibyśmy wam trochę z tatą do jej pensji.
– Opiekunka? O nie! Nie będzie mi tu jakaś obca baba zajmować się dzieckiem. Zresztą, wiadomo to na kogo się trafi? Czytałam ostatnio taki artykuł o opiekunce, że włos się jeży na głowie.
Dobre sobie, opiekunka. Tak się ucieszyłam, kiedy mama powiedziała, że wybiera się na wcześniejszą emeryturę. Dzień wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Szaleliśmy z Jackiem z radości. No i czy to nie cudowny zbieg okoliczności? Mama też się przecież wtedy ucieszyła.
– O, to nawet dobrze się składa z tą moją emeryturą – wyściskała mnie. – Będę teraz miała więcej czasu i pomogę wam trochę przy dziecku. Zawsze to w pracy będziesz luźniejsza. Nic się nie martw. Możesz na nas liczyć.
Tak właśnie powiedziała: "Możesz na nas liczyć". I co? Teraz, tak nagle się z tych deklaracji wycofuje? Czy to jest w porządku?! I jeszcze ten zarzut, że jestem złą matką. Może nie powiedziała tego wprost, ale tak to zabrzmiało. Nie było to miłe.
W jakim ona świecie żyje? Może ją w pracy jako starą pracownicę traktowano inaczej, ale my młodzi musimy się bić o swoją przestrzeń. Jak teraz nie sprawdzę się na tym stanowisku, to w kolejce czeka kilkanaście następnych osób. I nikt mi nie da drugiej szansy!
Chociaż... Trochę racji ma... Ostatnio tak mi się przykro zrobiło, kiedy Maciuś się na mój widok rozpłakał. Jakby zobaczył jakąś obcą osobę. A przecież tak marzyłam o dziecku... Czy to dziwne, że chcę go przytulić, kiedy wracam po całym dniu pracy. Mama zarzuca mi, że wybudzam dziecko, ale to przecież moje dziecko.
No tak, ale trochę racji chyba ma... Pamiętam, jak się czułam, kiedy sama byłam dzieckiem, a jej nie było godzinami w domu. Tak za nią tęskniłam... Do czasu. Potem nauczyłam się radzić sobie sama. Długo nie mogłyśmy się dogadać. Nie chciałabym, żeby kiedyś tak się stało ze mną i Maćkiem. Nie, na pewno tak się nie stanie. Jest jeszcze malutki, wszystko da się nadrobić.
– Nic nie da się nadrobić – jakby czytała w moich myślach. – Pamiętaj, że tych lat nieobecności w życiu dziecka nikt ci nie zwróci. Te chwile bezpowrotnie mijają. No i ja też już jestem tym zmęczona.
Wygląda na to, że jest zdecydowana. O Boże, co ja teraz zrobię? Tylko nie opiekunka.... Ale jeśli mama naprawdę się uprze, czy będę miała inne wyjście?
Więcej prawdziwych historii:
„Próbowałem odebrać sobie życie. Żona mówi mi, że wszystko będzie dobrze, ale już nawet w to nie wierzę”
„Wychowuję córkę siostrzenicy, która się jej wyrzekła. Teraz próbuje mi ją odebrać, a mała płacze, że się zabije”
„Narzeczony zostawił moją córkę, bo zaszła w ciążę. Umawiali się, że nigdy nie będą mieć dzieci...”
„Nudzi mnie życie żonki i mamusi. By poczuć, że żyję, znalazłam kochanka i kradnę dla zabawy w sklepie”