„To moja wina, że siostra odebrała sobie życie. Gdybym nie patrzyła na czubek swojego nosa, to zobaczyłabym jej cierpienie”

Kobieta, która ma wyrzuty sumienia fot. Adobe Stock, gpointstudio
„Zawsze próbowałam pocieszyć i wesprzeć Darię, ale byłam za młoda i za głupia, żeby zrobić to skutecznie. Uważam, że nawaliłam, że nie miała z kim porozmawiać o swojej depresji, której nie zauważyłam zajęta sobą”.
/ 28.02.2022 12:13
Kobieta, która ma wyrzuty sumienia fot. Adobe Stock, gpointstudio

Daria zawsze była wrażliwsza niż ja. Po mnie kpiny koleżanek w szkole spływały jak po kaczce, ona wszystko brała do siebie. Mimo że byłam o rok młodsza, miałam poczucie odpowiedzialności za siostrę. To ja ją pocieszałam, kiedy nie dostała wymarzonej roli w szkolnym przedstawieniu, to ja powtarzałam, że wszystko się ułoży, kiedy rodzice się rozwodzili. 

– Po prostu jakoś to przeżyjemy – powiedziałam wtedy, a ona spojrzała na mnie tak, jakbym byłam idiotką.

Później, kiedy tata już się wyprowadził, ja odreagowywałam, włócząc się z towarzystwem po terenie starej fabryki konserw. Chodzili tam wszyscy, którzy chcieli wyrwać się z domu, chłopcy i dziewczyny. Paliliśmy papierosy, piliśmy tanie wino i zaliczaliśmy nasze pierwsze doświadczenia seksualne.

Daria zareagowała zupełnie inaczej. Uważała, że to przez nią ojciec nas zostawił. Nie wiadomo, skąd przyszło jej do głowy, że miał nas dosyć, bo – uwaga! – ona była gruba. Potem nieraz myślałam, że to wszystko była wina jej koleżanek z klasy.

Faktycznie, moja siostra miała nadwagę i ogromne kompleksy z jej powodu, ale to te dziewuchy musiały podsunąć jej pomysł, że naszemu tacie to przeszkadzało… Po śmierci Darii trafiłam na terapię. Tam wylała się ze mnie cała złość na te głupie, próżne dziewczyny, które na jej widok udawały, że dzwonią po wolontariuszy z Greenpeace.

– Wieloryb na lądzie! – chichotały. – Niech ktoś go zepchnie do morza!

Ja nie miałam problemów z przemianą materii, wyglądałam zupełnie przeciętnie. Nikt mnie nie zauważał, a więc i nie prześladował. Może dlatego tak trudno było mi zrozumieć, co czuła Daria. Przez wiele lat później obwiniałam się, że nie wspierałam jej wystarczająco. Zwykle po prostu mówiłam, że wszystko się jakoś ułoży.

Któregoś razu, kiedy miała siedemnaście lat, a ja szesnaście, musiała zwątpić w moje „wszystko będzie dobrze”. Mama nie miała wtedy dla nas czasu, byłyśmy zostawione niemal zupełnie bez kontroli i opieki. O zaopatrzenie lodówki dbała babcia, surowa i bardzo religijna kobieta, której się bałyśmy.

To ona znalazła moją siostrę tamtego dnia rano

„Znalazła” to za dużo powiedziane. Kiedy do nas przyszła wieczorem, Daria leżała w swoim łóżku. Babcia tylko do niej zajrzała i zamknęła drzwi, żeby „dziecko pospało”. Potem nie mogła sobie tego wybaczyć, bo lekarze powiedzieli, że wtedy Daria jeszcze żyła, tylko była nieprzytomna.

Gdyby babcia się zorientowała, gdyby wezwała pogotowie, można byłoby zrobić Darii płukanie żołądka.
Miałaby wtedy szasnę przeżyć. Ale kiedy mama poszła ją obudzić następnego dnia rano, moja siostra była już zimna i sztywna.

Nie wytrzymała napięcia, zdobyła tabletki, popiła je wódką znalezioną w barku. W liście pożegnalnym nie przeprosiła. Napisała, że nie żałuje tej decyzji, że choć raz ma władzę nad własnym życiem. Po tej tragedii mama się załamała.

Byłam przerażona, że za chwilę i ona popełni samobójstwo. Ledwie trzymała się na nogach, była wrakiem psychicznym. Babcia płakała przez niemal cały czas, kiedy u nas była, obie były zdruzgotane tym, co zrobiła Daria.

Dla mnie był to najczarniejszy okres w życiu. Czułam się winna, że nie upilnowałam mojej wrażliwej siostry, do tego obezwładniało mnie poczucie bezradności, gdy patrzyłam, jak straszliwie męczą się mama i babcia. Chciałam coś zrobić, pocieszyć je.

Ciocia Ala podsunęła mi pomysł

Samobójstwo Darii było skandalem w naszej niewielkiej miejscowości. Ksiądz nie chciał pochować jej w poświęconej ziemi, bo samobójstwo jest dla osób wierzących największą zbrodnią. W końcu pochówek odbył się na cmentarzu – zdaje się, że babcia użyła jakichś swoich koneksji. Jednak naszą rodzinę otaczała odtąd atmosfera niewypowiedzianego potępienia.

– Zgrzeszyła śmiertelnie i nie dostąpi zbawienia – powiedziała jakaś głupia krewna.

Babcia zamówiła mszę i modliła się niemal cały czas, ja widziałam jednak, że sama nie wierzy, że zdoła tym pomóc zmarłej wnuczce. To chyba było najgorsze: że tym razem ja, profesjonalna pocieszycielka, która zawsze znalazła niezły frazes, nie miałam co im powiedzieć, żeby choć trochę ukoić ich ból.

Wszystkie te „ona jest już w lepszym miejscu” czy „jest teraz naszym aniołem” zwyczajnie były nie na miejscu, bo mama i babcia naprawdę bały się, że Darię spotkało wieczne potępienie. Pamiętam, że wtedy zerwałam z moim rozrywkowym towarzystwem, uspokoiłam się, zaczęłam myśleć o przyszłości. Dwa kolejne lata minęły mi na intensywnej nauce. Potem wyjechałam do siostry ojca, która chyba też miała poczucie, że powinna coś zrobić dla naszej rodziny.

Ciocia Ala zapisała mnie na studium kosmetologiczne, znalazła mi dorywczą pracę i dbała o mnie bardziej niż kiedykolwiek ktokolwiek w moim życiu. Zwierzyłam jej się, że zadręcza mnie poczucie winy w związku ze śmiercią Darii, i że bardzo chciałabym móc coś zrobić, żeby ulżyć cierpieniu mamy. Wtedy ciotka opowiedziała mi o jakiejś swojej nauczycielce, która zginęła dawno temu, a potem jej się przyśniła i powiedziała, że jest już w niebie.

– Nigdy nie poczułam takiej ulgi jak wtedy – wyznała. – Miałam wyrzuty sumienia, bo byliśmy dla niej wredni jako klasa, ja też miałam coś tam na sumieniu. Ale po tym śnie wiedziałam, że mi wybaczyła.

Kilka tygodni po tej rozmowie pojechałam odwiedzić mamę i babcię. Mieszkały razem – mama niby wciąż pracowała, ale funkcjonowała jak robot, babcia chorowała i dużo mówiła o tym, jakie to straszne, że nie spotka swojej wnuczki po drugiej stronie. „To” stało się właśnie tam. Rano weszłam do pokoju, gdzie siedziały obie przed telewizorem. Nie patrzyły w ekran, po prostu musiał grać, inaczej cisza w domu byłaby nie do zniesienia.

– Śniła mi się dzisiaj Daria… – powiedziałam cicho.

Mama wyłączyła telewizor, babcia spojrzała na mnie pytająco.

– Stała na dużej łące, wśród rozkołysanych traw, i wiecie co? Była szczupła, taka, jak zawsze chciała być – mówiłam. – Świeciło słońce, Daria uśmiechnęła się do mnie i powiedziała: „Idę do domu. Kocham was wszystkich”. A potem rozpłynęła się w świetle.

Kiedy zamilkłam, mama się rozpłakała, po chwili dołączyła do niej babcia. Po raz pierwszy od lat widziałam na twarzy mamy jakieś pozytywne emocje, a nie tylko zastygły ból. Widziałam, że czuje ogromną ulgę i … tak, to była radość.

Od tego dnia do naszego rodzinnego domu wróciło życie. Babcia wyszła z choroby i mówiła, że to za wstawiennictwem wnuczki, która jest już „po lepszej stronie”, mama jakby się ocknęła z długoletniego letargu, zaczęło ją interesować moje życie, zajęła się też sobą.

Czasem wspominamy Darię, ale to już tak nie boli

Po kolejnym roku miałam już dobrą pracę, mama wciągnęła się w jakiś wolontariat i miała nowych znajomych. Rozmawiałyśmy o moich planach na przyszłość, o chłopaku, który mi się podobał, i szczeniaku, którego babcia znalazła pod śmietnikiem i pokochała jak dziecko. Czasami wspominaliśmy Darię.

Jasne, było nam smutno, że jej z nami nie ma, ale każda z nas miała świadomość, że moja siostra jest gdzieś tam szczęśliwa i patrzy na nas z uśmiechem. To niezwykłe, jak ta jedna wizja sprawiła, że dwie najbliższe mi osoby zdołały pokonać rozpacz i odnaleźć okruchy radości z życia. Tylko ja mam wciąż poczucie winy. Nikt nie wie, że noszę w sobie tajemnicę, której nie mogę zdradzić nikomu.

Tamten sen nigdy mi się nie przyśnił. Nie było Darii w słońcu, na łące, nie było jej i uspokajających słów, że zmierza do domu. Wymyśliłam to zainspirowana opowieścią cioci Ali. Chciałam zrobić coś, żeby mama i babcia poczuły ulgę.

Zawsze próbowałam pocieszyć i wesprzeć Darię, ale byłam za młoda i za głupia, żeby zrobić to skutecznie. Uważam, że nawaliłam, że zabiła się, bo nie miała komu się zwierzyć ze swojej depresji, której nie zauważyłam zajęta sobą.

Dlatego skłamałam i wymyśliłam ten sen. Dzięki temu mama i babcia mogły zakończyć żałobę i wrócić do życia. Chociaż tyle. Ale czy sama czuję się przez to lepiej? Pewne jestem tylko tego, że uwiera mnie ta tajemnica, nigdy jej im nie zdradzę. Pozna ją tylko Daria, jeśli kiedyś ją spotkam… Wiem, że wybaczy mi to kłamstwo.

Czytaj także:
„Agnieszka ma charakter rozbuchanej księżniczki i musi być w centrum uwagi. Gdy jest inaczej, suszy mi głowę tygodniami”
„Mąż, by zatuszować swój romans, wynajął faceta, który miał mnie uwieść. Nie wiem, co bardziej boli: zdrada czy zniewaga”
„Wścibska sąsiadka znała każdy mój krok. Całymi dniami wysiadywała pod płotem i kontrolowała moje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA