„To miało być zwykłe spotkanie z przyjaciółmi, a skończyło się tragedią. Przez 2 kieliszki wina prawie straciłam syna”

Kobieta, która prawie straciła dziecko fot. Adobe Stock, Seventyfour
„Bolały mnie te zarzuty, spojrzenia, oskarżenia. Nagle staliśmy się nieodpowiedzialnymi rodzicami, których wytykano palcami. Opiekowaliśmy się synem pod wpływem alkoholu. Nikogo nie obchodziło, że to było zdarzenie incydentalne”.
/ 22.12.2021 11:53
Kobieta, która prawie straciła dziecko fot. Adobe Stock, Seventyfour

Tak było i tym razem. Nasi mężowie pilnowali karkówki i kiełbasy, popijając swoją ulubioną whisky z colą, a my kroiłyśmy sałatkę. Kaśka nie piła nic, była kierowcą. Ja natomiast nalałam sobie lampkę wina. Nie lubiłam mocniejszych trunków. Zresztą rzadko w ogóle cokolwiek piłam, ale w końcu to były moje urodziny. Postanowiłam więc dać sobie małą dyspensę.

Po kilku godzinach harców chłopcy zaczęli marudzić. Nic dziwnego, była już prawie dwudziesta druga. Kasia i Mirek pojechali do domu, a my zaczęliśmy sprzątać w ogrodzie. W pewnym momencie usłyszałam jakiś hałas i przeraźliwy płacz mojego synka. Serce zaczęło mi walić, w sekundzie rzuciłam wszystko i pobiegłam w stronę, z której dochodził krzyk. Tymon leżał na ziemi, a z głowy leciała mu krew! Tuż nad nim bujała się huśtawka. Spanikowałam. Zaczęłam wołać męża, podniosłam Tymona i szybko pobiegłam z nim do łazienki. Zmoczyłam czysty ręcznik i przyłożyłam do rany. Niestety, była dość duża, i krwawienia nie dało się opanować.

– Musimy jechać do szpitala! Wydaje mi się, że konieczne będzie szycie. A poza tym to przecież głowa! Trzeba zrobić prześwietlenie! – mówiłam przerażona do męża, jednocześnie uspokajając synka. – Wyprowadź samochód, pospiesz się!

– Ja? Jak? Przecież piłem! Oboje piliśmy! Musimy wezwać karetkę!

Wtedy jeszcze nie przewidywałam tego, co nas czeka. Martwiłam się tylko o Tymonka. Na szczęście okazało się, że jego rana jest niezbyt groźna, skończyło się na trzech szwach. Prześwietlenie i tomografia również nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Jednak dopiero wtedy zaczęły się problemy…

Od tej pory wszyscy wytykali nas palcami

Spadła na nas cała lawina problemów. Dlatego, że oboje piliśmy. Nikogo nie obchodziło, że nie byliśmy pijani, że ja tylko łyknęłam wina. Fakt był faktem, Tomek miał trochę ponad promil alkoholu we krwi, ja 0,35. To nie było jednak istotne. Zarówno lekarze, jak i policja, a później dalsi znajomi i „życzliwi” mieszkańcy wsi powtarzali, że oboje byliśmy pod wpływem. Pijani. Nieodpowiedzialni.

„W czasie, w którym dziecko uległo wypadkowi, rodzice – Tomasz (35 l.) i Aneta (33 l.) N. znajdowali się pod wpływem alkoholu” – nawet miejscowa gazeta napisała o nas, znacząco naginając fakty.
– Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że hucznie i suto świętowano urodziny matki, dzieci zostawiając same sobie. Dobrze, że tylko jedno z nich ucierpiało!”.

Gdybym patrzyła na to z boku, pomyślałabym, że to jakaś patologia. Rodzice zaprosili znajomych, upili się, a biedne dzieci zostały pozostawione same sobie. Ale to dotyczyło mnie i wiedziałam, że wcale tak nie było! Nie było żadnej imprezy, alkohol nie lał się strumieniami, a dzieci cały czas były w zasięgu naszych oczu! To był głupi wypadek, który zawsze może się zdarzyć! Mogłoby do niego dojść nawet wtedy, gdybyśmy oboje byli trzeźwi!

Przez głupie dwa kieliszki prawie straciłam syna

Poza tym dbaliśmy o naszego synka, nie piliśmy zbyt często. To były głupie dwa kieliszki. Z okazji moich urodzin. Ludzie jednak wiedzieli swoje. Pijacy, patologia. Świętowali urodziny, pili, a biedne dziecko nie miało opieki…

Bolały mnie te zarzuty, spojrzenia, oskarżenia. Nagle staliśmy się nieodpowiedzialnymi rodzicami, których wytykano palcami. Opiekowaliśmy się synem pod wpływem alkoholu, więc naraziliśmy jego zdrowie, a nawet życie na niebezpieczeństwo. Nikogo nie obchodziło, że to było zdarzenie incydentalne, że Tymuś jest zadbanym, zdrowym, radosnym dzieckiem.

Byłam przerażona konsekwencjami, jakie mogliśmy ponieść. Kurator, sąd rodzinny, policja. Okazało się, że mogli nam odebrać dziecko! A poza tym mogliśmy trafić do więzienia!

– Grozi państwu kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat – poinformował nas prokurator.

Byłam załamana. Ta cała historia brzmiała dla mnie jak jakaś farsa. Przecież to wszystko było chore! Tymek był naszym oczkiem w głowie, a teraz musieliśmy udowadniać całemu światu, że nie chcemy zrobić mu krzywdy. Na szczęście zarówno najbliżsi sąsiedzi, jak i rodzina czy znajomi potwierdzili, że jesteśmy dobrymi rodzicami, nie nadużywamy alkoholu. Dziecięcy psycholog, który wielokrotnie rozmawiał z Tymonkiem, również wydał pozytywną opinię na nasz temat i wreszcie udało nam się udowodnić, że syn jest z nami zupełnie bezpieczny.

Od tej pory nie piję alkoholu nawet w sylwestra

Cała ta batalia, wizyty kuratorów, wywiady środowiskowe odcisnęły swoje piętno zapewne nie tylko na nas, ale i na naszym synu. Część tych przeżyć z pewnością zostanie na zawsze w każdym z nas. Od tamtej pory już w ogóle nie piję alkoholu. Wiem, że popadłam w skrajność, ale nawet w sylwestra boję się wznieść toast szampanem.

Zresztą Tomek też raczej już stroni od napojów procentowych. Od tamtego grilla, czyli od jakichś trzech lat, chyba ze dwa razy widziałam, by cokolwiek pił. Niech moja historia będzie przestrogą dla wszystkich rodziców, którzy tak jak my są pewni, że wypicie dwóch lampek wina nie jest niczym złym. Może rzeczywiście nie jest, jednak zawsze trzeba potrafić przewidzieć, co może się stać. A po dzieciach można się spodziewać wszystkiego. Zaś konsekwencje mogą być naprawdę tragiczne…

Czytaj także:
„Święta były dla mnie koszmarem. Obowiązkowe spędy rodzinne, grzecznościowe rozmówki. Mój mąż to uwielbiał”
„Moja żona obłapiała się z innymi facetami na imprezach. Kiedy przywaliłem jednemu z nich, zrobiła mi awanturę”
„Bogata kuzynka przyjeżdżała do nas co tydzień. Upominała się o obiad i o wiejskie frykasy - jajka, warzywa, owoce...”

Redakcja poleca

REKLAMA