„To miała być grzeczna studencka integracja. Nie sądziłem, że grupka znajomych może zrobić w mieszkaniu coś takiego”

chłopak fot. iStock by Getty Images, urbazon
„Monika zaczynała się coraz bardziej irytować, a ja czułem, jak rośnie mi ciśnienie. W środku już wiedziałem, że nie uda mi się tego zatrzymać, ale próbowałem, na wszelki wypadek. Stałem się biernym świadkiem nadciągającej katastrofy”.
/ 18.10.2024 16:30
chłopak fot. iStock by Getty Images, urbazon

Siedziałem na kanapie, wpatrując się w grupkę, która zaczynała gromadzić się w moim salonie. Muzyka grała, na stole już stały przekąski, a rozmowy toczyły się dość swobodnie. Uśmiechałem się, choć w głębi serca czułem delikatny niepokój. Wiadomo, jak to jest – im więcej ludzi, tym większa szansa na coś nieoczekiwanego.

Nie mogłem ich powstrzymać

Miałem nadzieję, że wszyscy będą się bawić spokojnie, ale alkohol… No cóż, on nigdy nie sprzyjał zachowaniu granic. Ktoś już przewrócił szklankę, na szczęście nic poważnego. Uspokoiłem sytuację, choć w głowie od razu pojawiła się myśl: „Oho, coś zaczyna iść nie tak…”.

Spojrzałem na Monikę, która z każdym kolejnym drinkiem stawała się coraz bardziej niespokojna. Znałem ją od dawna, była świetną koleżanką z pracy, ale gdy piła stawała się drażliwa.

– Paweł, ścisz trochę tę muzykę, nie da się rozmawiać – rzuciła, choć wcześniej nie miała problemu z głośnością. Starałem się być gospodarzem, który dba o to, by wszyscy czuli się dobrze, ale wiedziałem, że to tylko początek.

Minęło może piętnaście minut od momentu, gdy Monika zaczęła narzekać na muzykę, a zza ścian dobiegł głośny hałas. Na początku myślałem, że ktoś w toalecie coś przewrócił, ale po chwili uderzenia w drzwi stały się coraz bardziej natarczywe.

– Co to za cholerne hałasy? – mruknąłem pod nosem, idąc do przedpokoju.

Zanim zdążyłem zareagować, Monika ruszyła w kierunku drzwi, czerwona na twarzy, z kieliszkiem w dłoni.

– Spokojnie, zaraz ich uspokoję! – wykrzyknęła, a ja próbowałem ją zatrzymać, ale było już za późno.

Otworzyła drzwi z rozmachem i od razu zaczęła.

– Co jest?! To tylko muzyka, niech się uspokoją! – wrzasnęła w kierunku sąsiadów, którzy stali na korytarzu, wyraźnie poirytowani.

Wkurzyli się

Starałem się przejąć kontrolę nad sytuacją, ale Monika była już na pełnych obrotach. Sąsiad, starszy mężczyzna z piętra pode mną, próbował coś powiedzieć, ale Monika nie dawała mu dojść do głosu.

– Przestańcie się czepiać! Przecież nie robimy nic złego! – kontynuowała. – Muzyka gra od kilku godzin, a teraz wam to nagle przeszkadza?

Stałem obok niej, próbując wtrącić się do rozmowy.

– Monika, spokojnie – szepnąłem, ale ona zignorowała mnie zupełnie. Spojrzałem na sąsiadów, próbując się uśmiechnąć. – Przepraszam, naprawdę, zaraz ściszymy muzykę, obiecuję…

Michał, stojący za mną, zaczął się śmiać.

– Stare zgredy nie mają życia, to im wszystko przeszkadza – rzucił głośno. – Paweł, podkręćmy jeszcze trochę, co?

Próbowałem zażartować, ale atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.

– Przestań, to nie jest dobry moment – powiedziałem stanowczo. Wiedziałem, że sytuacja może się tylko pogorszyć, ale zanim zdążyłem zrobić cokolwiek więcej, sąsiad z trzeciego piętra uniósł rękę i powiedział krótko:

– Wzywamy policję.

To jedno zdanie sparaliżowało całe towarzystwo. Monika patrzyła na niego z niedowierzaniem, a Michał parsknął śmiechem, ale czułem, że sytuacja jest poważna. Wszyscy nagle zamilkli.

Próbowałem ratować sytuację

– Proszę, nie róbcie tego. Zaraz będzie cicho, naprawdę. Wiem, że jest późno…

– Za późno na rozmowy – przerwał mi sąsiad. – Muzyka od dawna jest za głośna, my mamy dość. Za chwilę tu będą.

Zamknąłem drzwi, ale Monika od razu podniosła głos.

– Niech oni przestaną! Przecież nie robimy nic złego! Co, muzyka nagle przeszkadza?

Michał jeszcze dolewał oliwy do ognia.

– A może rzeczywiście podkręćmy trochę głośność? – Uśmiechnął się, rozkładając ręce.

– Zgłupiałeś? – odpowiedziałem. – Już i tak mamy problem! Zaraz tu będą funkcjonariusze.

Monika zaczynała się coraz bardziej irytować, a ja czułem, jak rośnie mi ciśnienie. W środku już wiedziałem, że nie uda mi się tego zatrzymać, ale próbowałem, na wszelki wypadek. Stałem się biernym świadkiem nadciągającej katastrofy. Policja przyjechała szybciej, niż się spodziewałem.

Sąsiedzi mieli dosyć

Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, poczułem, jak serce mi przyspiesza. Michał szczerzył zęby, jakby ta sytuacja była dla niego komedią. Powoli podszedłem do drzwi i otworzyłem je, starając się nie wyglądać zbyt nerwowo. W progu stało dwóch funkcjonariuszy. Obaj z wyraźną niechęcią patrzyli na zgromadzonych w moim salonie ludzi.

– Dobry wieczór. Mamy zgłoszenie o zakłócaniu ciszy nocnej – zaczął jeden z nich spokojnym, acz stanowczym tonem.

– Tak, tak… Przepraszam. Mieliśmy małą integrację, zaraz ściszymy muzykę – powiedziałem, starając się brzmieć rozsądnie.

W tle słyszałem, jak Monika szepcze coś do Michała, ale nie mogłem skupić się na tym, co mówili. W tej chwili chodziło o to, żeby sytuacja nie wymknęła się jeszcze bardziej spod kontroli. Policjanci spojrzeli na siebie, po czym jeden z nich zwrócił się do mnie.

– Proszę o ściszenie muzyki. Następnym razem wystawimy mandat. Macie obowiązek przestrzegać ciszy nocnej, a sąsiedzi wyraźnie mają dość hałasu. Czy to jasne?

– Tak, oczywiście, jasne – przytaknąłem, choć czułem narastający niepokój. Nie chodziło już o samą muzykę. Widziałem, jak Monika i Michał zaczynają się spinać. To nie wróżyło niczego dobrego.

Funkcjonariusze jeszcze przez chwilę przyglądali się wnętrzu mieszkania, ale nie zauważyli niczego, co mogłoby sugerować poważniejsze problemy. Odetchnąłem, kiedy w końcu się odwrócili i zaczęli wychodzić.

– Dobrego wieczoru – powiedziałem na odchodne, a oni skinęli tylko głowami.

Co oni narobili?

Zamknąłem drzwi i od razu spojrzałem na Monikę, która już zaczynała kręcić głową z irytacją.

– Co za idioci! – wykrzyknęła. – Cała impreza przez nich zepsuta. Przecież to była tylko muzyka, niech się nie czepiają!

Michał, jak zwykle, znalazł sobie okazję do prowokacji.

– A nie mówiłem? Ktoś nie potrafi się bawić i stąd te problemy – powiedział, patrząc po reszcie towarzystwa.

Zmroziło mnie. Wiedziałem, co Michał robił. Rozkręcał sytuację, jak zawsze. Spojrzałem na Agnieszkę, która siedziała cicho na kanapie, starając się unikać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Michał wcale nie zamierzał się zatrzymać.

– Ktoś tu się przestraszył mundurów – ciągnął dalej z uśmiechem na ustach. – Wystraszyłeś się i już ich zaprosiłeś do środka, jakbyś im kawę chciał podać.

Nie mogłem tego słuchać. Zrobiłem krok naprzód.

– Przestańcie. Naprawdę, nie ma sensu kłócić się o głupoty. To była zwykła kontrola – próbowałem załagodzić sytuację, ale Monika nie dawała za wygraną.

– A może to ty narobiłeś hałasu, przewracając te meble? – powiedział, patrząc na Kamila.

Kamil, który do tej pory siedział spokojnie, uniósł głowę i od razu się zagotował.

– Co ty chrzanisz, Monika? To ty cały czas się czepiasz i psujesz zabawę! – wybuchnął.

Szykowała się awantura

Monika tylko podniosła brew.

– No pewnie, zawsze musisz się wydzierać, jakbyś miał coś do udowodnienia. Przez ciebie mamy teraz problemy.

Napięcie znowu zaczęło rosnąć, czułem, że sytuacja wymyka się spod kontroli, a ja nie wiedziałem, jak temu zapobiec. To był dopiero początek.

– Przez mnie? – Kamil wstał gwałtownie, przewracając krzesło. – Ty się słyszysz, Monika? Od początku tylko narzekasz i wszystkich oskarżasz!

– Bo ktoś tu zrobił syf i teraz ja mam siedzieć cicho? – Monika postawiła kieliszek na stół z hukiem. – To twoje krzyki zwróciły uwagę sąsiadów, nie moje.

– Zamknij się! – wybuchnął Kamil, robiąc krok w jej stronę. – Zawsze masz problem, niezależnie od tego, co się dzieje. To ty psujesz każdą imprezę!

Wstałem szybko, starając się ich rozdzielić, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, Michał wkroczył między nich.

– Spokojnie, spokojnie – powiedział, ale zamiast ich uspokoić, sprowokował sytuację jeszcze bardziej. – Może po prostu rozstrzygniemy to jak faceci?

Monika zaśmiała się gorzko.

– Ty się lepiej nie mieszaj, Michał, bo sam wiesz, że bez ciebie ta impreza by się nie rozwaliła.

To wystarczyło. Kamil rzucił się w stronę Michała, a ten, zamiast się cofnąć, pchnął go mocno w ramię. I wtedy wszystko poszło na dno – zaczęli się szarpać, a ja próbowałem ich rozdzielić, ale moje słowa przepadły w hałasie przewracanych mebli i krzyków. Mogłem tylko patrzeć, jak sprawy wymykają się spod kontroli.

Nie chciałem ich widzieć

Kiedy w końcu udało mi się rozdzielić Kamila i Michała, mieszkanie wyglądało jak po przejściu huraganu. Stół był przewrócony, krzesła leżały bokiem, a na podłodze walały się kawałki rozbitego szkła. Jeden z głośników leżał, z przewodem wyrwanym ze ściany.

Wszyscy stali w bezruchu, ciężko oddychając. Agnieszka siedziała cicho na kanapie, jakby próbowała stać się niewidzialna. Michał poprawiał koszulę, a Monika, z włosami w nieładzie, wyraźnie drżała z wściekłości.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez chwilę jedynym dźwiękiem było ciche brzęczenie z rozwalonego głośnika. Stałem pośrodku tej całej demolki, patrząc na to, co zostało z mojego mieszkania.

– Wyjdźcie – powiedziałem cicho, ale nikt nie zareagował.

Podniosłem głos.

– Wszyscy, natychmiast. Wyjdźcie.

Monika rzuciła mi gniewne spojrzenie, ale zaczęła zbierać swoje rzeczy. Michał z Kamilem jeszcze wymienili kilka złośliwych uwag, zanim opuścili mieszkanie. Agnieszka spojrzała na mnie współczująco, ale i ona, nie mówiąc ani słowa, po prostu wyszła. Usiadłem na kanapie, wpatrując się w zniszczenia. W głowie miałem kompletną pustkę. To miała być mała impreza integracyjna. Jak to się stało, że skończyło się katastrofą?

Paweł, 23 lata

Czytaj także:
„Po 30 latach żona nagle przestała gotować, choć to jej obowiązek. Chodziłem głodny, a ona odpoczywała”
„Rozmowy przy książkach szybko przerodziły się w coś więcej. Przekroczyłam granicę”
„Żona poszła do lasu po kasztany i nie wróciła. Gdy ją w końcu znalazłem, mój świat się zawalił”

Redakcja poleca

REKLAMA