„Teściowie kibicowali nam przy budowie domu na ich działce. Kiedy my zamawialiśmy szafy, oni wystawili go na sprzedaż”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes
„Tacy byliśmy szczęśliwi: wreszcie mieliśmy dom, swój własny kąt, a na świecie było już nasze dziecko. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko była bujda, że moi teściowie mogli zrobić coś takiego. Nina też była załamana. Zostaliśmy bez domu i bez pieniędzy”.
/ 14.01.2024 13:16
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes

Ninę poznałem kilka lat temu na spływie kajakowym. Zwariowana, roześmiana i nieustraszona kobieta o pięknych, długich, rudych włosach. Kiedy spojrzałem w jej zielone oczy, nie było już dla mnie ratunku.

Nie od razu mnie polubiła

Podobno zaimponowałem jej pod koniec wyjazdu, gdy pomogłem innemu uczestnikowi, kiedy ten dość poważnie skręcił nogę w kostce. Dla mnie z kolei nie było to nic nadzwyczajnego – w końcu z zawodu byłem ratownikiem medycznym.

Po powrocie do rodzinnego miasta wymieniliśmy się telefonami, ale nie miałem odwagi zadzwonić. Minęły przeszło dwa tygodnie. To ona wykonała pierwszy ruch. Gdy jechałem do pracy, zadzwonił telefon i na głośnomówiącym usłyszałem głos, za którym tak tęskniłem:

– To po to brałeś mój numer telefonu, żeby teraz milczeć? – powiedziała.

Tą jej bezpośredniość też polubiłem, choć czasem przez to nie wiedziałem, co powiedzieć. Teraz też mnie zamurowało.

– Jesteś tam? – usłyszałem w jej głosie nutę rozbawienia.

–Yyy… tak, ale prowadzę auto i mnie zaskoczyłaś – powiedziałem niezbyt elokwentnie i puknąłem się ręką w czoło. 

– Aha, nie chciałam ci przeszkadzać. Do usłyszenia zatem – chciała się rozłączyć.

– Nie! Czekaj! Bardzo się cieszę, że zadzwoniłaś. Może się spotkamy?

– OK, kiedy?

– Dziś? – postanowiłem kuć żelazo, póki gorące.

– Kawa czy kolacja?

– Zdecydowanie kolacja – odpowiedziałem. Ona się roześmiała i uzgodniliśmy szczegóły spotkania.

Zaczęliśmy wspólne życie

Od tego czasu widywaliśmy się już regularnie. Chodziliśmy do kina, na spacery, jeździliśmy w góry i robiliśmy wiele innych rzeczy. Przy niej czułem się szczęśliwy. Była i jest dla mnie nie tylko kobietą mojego życia, ale też moją najlepszą przyjaciółką – i wiem, że ona czuje podobnie. Dlatego poprosiłem ją o rękę, a ona bez wahania mnie przyjęła. Nasze rodziny też wydawały się szczęśliwe. 

Wtedy powstał też problem wspólnego zamieszkania, choć może słowo „problem” nie do końca oddaje istotę sprawy. Nie było sensu dalej mieszkać osobno, a z drugiej strony do tej pory mieszkaliśmy z rodzicami, więc musielibyśmy wynająć mieszkanie. 

– Kochanie – powiedziała Nina, gdy po raz kolejny rozważaliśmy, co zrobić. – Mam pewien pomysł. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale… 

– Mów.

– Moi rodzice mają, jak wiesz, duży dom jednorodzinny. Moglibyśmy zamieszkać u nich, bo na piętrze jest osobna łazienka i niewielka kuchnia. To tak naprawdę dwa niezależne mieszkania. Tata kiedyś tam zrobił aneks kuchenny, żeby babcia czuła się bardziej samodzielna. Po jej śmierci ta część domu w zasadzie jest nieużywana i piętro służy bardziej jako składzik. W tym czasie możemy poszukać mieszkania, które kupimy.

– A co na to twoi rodzice?

– Rozmawiałam z nimi tylko wstępnie, bo nie chciałam bez ciebie, ale nie mają nic przeciwko.

No rzeczywiście – nie było to rozwiązanie idealne, ale jakie mieliśmy wyjście? Nie bardzo uśmiechało nam się inwestować w wynajem, skoro można opłacać raty kredytu za własne mieszkanie. Planowaliśmy też dziecko, więc tym bardziej potrzebowaliśmy własnego kąta, a nie wiecznego mieszkania na stancji.

To miało być dobre rozwiązanie

Nadszedł dzień naszego ślubu i wesela, a później wspólnego zamieszkania. Rzeczywiście piętro domu teściów było w pewnym sensie niezależnym mieszkaniem. Wchodziło się po schodach i były tam dwa pokoje, a jeden był z aneksem kuchennym plus osobna łazienka i toaleta. W sumie idealnie dla młodego małżeństwa.

Gdy wróciliśmy z podróży poślubnej, zaczęliśmy interesować się kredytami na zakup mieszkania. Byliśmy przerażeni tym, jak drogie obecnie są nieruchomości i jak wielkie koszty się z tym wiążą. Nawet zakup z rynku wtórnego nie był najtańszym rozwiązaniem. Nie było innego wyjścia – trzeba będzie zacisnąć pasa i odkładać każdą złotówkę, zebrać wkład własny i wziąć kredyt. Może trzeba będzie wyjechać do pracy za granicę w czasie tzw. urlopu?

Któregoś dnia siedzieliśmy w salonie u teściów i właśnie na głos dzieliliśmy się z nimi naszymi przemyśleniami.

– Młodzi nie mają dzisiaj łatwo – pokręcił głową teść. – Dlatego mamy dla was pewną propozycję – popatrzył znacząco na małżonkę.

– Dwie ulice dalej kupiliśmy jakiś czas temu działkę budowlaną, całkiem sporą, ale nigdy jej nie wykorzystaliśmy i już raczej nie wykorzystamy. Chcieliśmy wam zaproponować, żebyście się tam wybudowali. To mimo wszystko tańsza opcja niż zakup mieszkania i będziecie mieli wszystko tak, jak sobie wymarzycie… – powiedziała teściowa.

Nina i ja popatrzyliśmy na siebie i rzuciliśmy się sobie w ramiona, a potem wyściskaliśmy jej rodziców. Nie mogłem uwierzyć, że spotyka nas takie szczęście. Będziemy mieli własny dom

– To może dobry moment, by powiedzieć, choć to jeszcze bardzo wcześnie, ale wczoraj zrobiłam test i jestem w ciąży… – powiedziała Nina. Z oczu wszystkich poleciały łzy wzruszenia i szczęścia, i przebiegła następna kolejka uścisków radości.

– No to tym bardziej nie ma, na co czekać – śmiał się teść.

Od tego momentu nasze życie nabrało tempa. Nina poszła do ginekologa i przypuszczenie się potwierdziło, a we mnie wstąpiła nowa energia.

Byłem w szoku

I tak upłynął rok i kilka miesięcy. W międzyczasie przyszedł na świat nasz synek. Śliczny maluszek, który dodawał mi energii do działania. My akurat skończyliśmy budowę i trzeba było zabrać się za wykończenie. Malowanie, zakup mebli itp. Odkąd pojawiło się dziecko, jeszcze bardziej zależało nam na samodzielności, choć w pierwszych tygodniach po porodzie teściowie byli absolutnie niezastąpieni.

Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie kumpel i powiedział, że właśnie widzi w internecie ofertę sprzedaży naszego domu. Powiedziałem, że pewnie coś mu się pomyliło, ale przesłał mi linka i niestety okazało się, że to prawda. Teściowie wystawili na sprzedaż nasz dom! Pokazałem to Ninie, a ta prawie zemdlała. Postanowiliśmy nie zwlekać i wieczorem zeszliśmy do teściów porozmawiać. Gdy powiedzieliśmy, że znaleźliśmy taką ofertę, nie byli nawet zmieszani.

– No oczywiście – zaczął teść. – Przecież to nasza działka. Dom zyskał na wartości, a nam przyda się kasa na stare lata. Dzisiejsze emerytury nie są za wysokie.

Oszukali nas

– Ale przecież my nie budowaliśmy tego domu, żebyście mogli drożej sprzedać nieruchomość! – krzyknąłem.

– Tato, to nie tak miało być. To miał być dom dla nas… – wyszeptała Nina przez łzy, tuląc synka do piersi.

– Po co? Przecież macie mieszkanie tutaj – rzekła zdziwiona teściowa.

– Zamówiliśmy już szafki do zabudowy kuchennej! – powiedziałem i potarłem dłońmi twarz.

Rzeczywistość mnie przerażała. Z teściami nie udało się porozumieć – my nie mieliśmy prawa własności. Jeśli w nowym domu pojawią się jakieś meble i wykończenia, będą mogli podnieść cenę i tyle. Nie mieliśmy nic do gadania. Nina była załamana. Przepłakała kilka dni i przepraszała mnie za to, co się stało.

– Kochanie przecież to nie twoja wina – mówiłem jej.

– Nie moja, ale moi rodzice i tak strasznie mi wstyd…

– Wstyd to powinno być im – powtarzałem.

Tacy byliśmy szczęśliwi: wreszcie mieliśmy dom, swój własny kąt, a na świecie było już nasze dziecko. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko była bujda, że moi teściowie mogli zrobić coś takiego. Nina też była załamana. Zostaliśmy bez domu i bez pieniędzy.

Nie było innego wyjścia i musieliśmy wyprowadzić się do mieszkania na wynajem. Nie mogłem patrzeć na teściów, a Nina na swoich rodziców. Zresztą sprawa skończyła się w sądzie, co nie poprawiło naszych wzajemnych relacji. Nie wiem, czy obecnie cokolwiek może je poprawić i jak skończy się ta prawnicza batalia, która pewnie potrwa parę lat. Powiedzenie, że „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach” w stu procentach się u nas sprawdziło.

Czytaj także: „Zmuszałam nastoletnią córkę do nauki, ale ona miała inne problemy. Odkryłam to, gdy trafiła na porodówkę”
 „Dla Irka randki były jak inwestycje, które powinny przynieść zysk. W zamian za kolację miałam mu wskoczyć do łóżka” „Mąż wyśmiewał się ze mnie, że nadaję się do garów. A ja przejęłam firmę, w której pracował i go zwolniłam”

 

Redakcja poleca

REKLAMA