„Teściowa zwaliła na mnie przygotowania do świąt, bo jako jedyna nie mam dzieci. Jej zdaniem nie mam nic do roboty”

Teściowa organizowała nam wesele po swojemu fot. Adobe Stock, JackF
„– Jaśnie państwo życzą sobie kolację?! To sobie zróbcie! Ja też przyjechałam odpocząć, ale chyba nie będzie mi dane! Mogę pomagać waszej mamie, bo przecież samej jej z tym nie zostawię, ale nie jestem kucharką, niańką ani waszą służącą. Tylko wam się należy odpoczynek, bo macie dzieci? – wykrzyczałam i opuściłam pokój”.
/ 26.03.2023 17:15
Teściowa organizowała nam wesele po swojemu fot. Adobe Stock, JackF

Każde święta, czy to Boże Narodzenie czy Wielkanoc, to czas miłości i spokoju. W reklamach oczywiście. Dla mnie zeszłoroczna Wielkanoc była prawdziwym testem wytrzymałości. Ale po kolei. Wyszłam za mąż dwa lata temu. Przed ślubem każde z nas spędzało święta u swoich rodziców, ale teraz w Wigilię i Wielkanoc odwiedzamy, na zmianę, raz moją rodzinę, raz krewnych Damiana. Żeby było sprawiedliwie, bo wszyscy mieszkają w odległości około dwustu kilometrów i całe święta w podróży nie wchodziły w grę.

Pierwszą Wielkanoc spędziliśmy u moich rodziców

Pomogliśmy mojej mamie w przygotowaniach, każdy przywiózł jakąś potrawę, przyjechali moi bracia z żonami… Cisza, spokój i relaks. Każdy starał się odpocząć i unikać większych konfliktów. I, moim zdaniem, o to chodziło. Jakież było moje zdumienie, kiedy po raz pierwszy pojechałam na Wielkanoc do domu męża…

No, jesteście w końcu, to świetnie! – ucieszyła się teściowa. – Iwonko, umyj ręce, pomożesz mi w kuchni, a Krzysiek pojedzie na zakupy.

Ledwo weszłam, teściowa zagoniła mnie do kuchni. Pomyślałam, że to żaden problem, w końcu ktoś kobiecie musi pomóc. Bracia Damiana mieli przyjechać następnego dnia rano. Umyłam się, przepasałam fartuszkiem i zabrałam do roboty. Zdobiłam pisanki, gotowałam żurek, a w międzyczasie pomagałam przy szykowaniu sałatek. Jakież było moje zdziwienie, gdy wieczorem teściowa poinformowała mnie, że rano będziemy piekły ciasta, ale najpierw musimy posprzątać dom!

– Przecież rano przyjedzie reszta, to na pewno pomogą w sprzątaniu – oznajmiłam z przekonaniem.

Oj, kochana… Oni mają dzieci! – powiedziała, jakby to było coś oczywistego. – Tak się cieszę, że tu jesteś i możesz mi pomóc, kochanie! – dodała po chwili wesolutkim tonem.

Wbiło mnie w krzesło.

– No wiem, że mają dzieci, poza Sebastianem oczywiście, ale ręce i nogi też mają, więc mogą pomóc…

– No, przecież oni mają z dziećmi tyle roboty, niech sobie odpoczną. My tu sobie ogarniemy, mamy jeszcze półtora dnia! – dodała radośnie.

Ponieważ postanowiłam, że nie będę się wdawała w kłótnie, zdecydowałam się porozmawiać z mężem.

– Czy twojej mamie już całkiem odbiło? Przyjechaliśmy wcześniej, bo rzadko do nich wpadamy i nie chcieliśmy, żeby mama wszystko przygotowywała sama. Ale ona uważa, że my tu jesteśmy wyrobnikami. Reszta, czyli kolejne osiem osób, przyjedzie tu jak na wakacje!

– Oj, kochanie, przesadzasz. Przecież wam pomogę. Będzie fajnie, zobaczysz. Poza tym mama tak się cieszyła, że tu będziesz!

Taaa… Bo umiem gotować – pomyślałam z wściekłością.

Może to, co opowiadam, nie świadczy o mnie najlepiej, ale dla mnie święta naprawdę miały być czasem odpoczynku.

Oboje z Damianem ciężko pracujemy

Naprawdę mamy co robić. W nielicznych wolnych chwilach piekłam ciastka. Przywiozłam nawet do teściów własnoręcznie ugotowaną szynkę i kilka słoików domowych buraczków, żeby nie było, że przyjechałam na gotowe… Tylko że ode mnie oczekiwano, że razem z teściową zajmę się wszystkim! Choć to nie jest mój dom! Zagryzłam zęby i wróciłam do pracy, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Następnego dnia zjechała reszta rodziny. Bracia – Adam i Leszek z żonami i dziećmi, sztuk trzy, oraz Sebastian, najmłodszy z rodzeństwa, kompletny lekkoduch żyjący we własnym świecie. Przyjechali, wnieśli bagaże i zniknęli, zostawiając pod naszą opieką wrzeszczącą szarańczę, lat cztery, sześć i dziewięć. Razem z mamą Damiana urabiałyśmy się po łokcie przy garach, a głowy pękały nam od ciągłych kłótni i płaczu.

– Gdzie są wszyscy? – zapytałam teścia w którymś momencie.

Poszli się położyć, mają za sobą długą podróż – odparł; on sam przygotowywał koszyczek na święconkę.

Cudownie – pomyślałam kolejny raz.

– Pić! – powiedziało jedno z dzieci.

– Przecież wiesz, gdzie jest kuchnia. Masz rączki, idź sobie nalej – odparłam z roztargnieniem.

– Na blacie jest sok, nalej im, Iwonko, bo zrobią bałagan – krzyknęła teściowa z głębi domu.

Wykonałam polecenie i wróciłam do gotowania. Niestety, rozwydrzone pędraki ciągle kręciły mi się pod nogami. Wyciągały rzeczy z szafek, przekrzykiwały się nawzajem i ciągle czegoś chciały. Jeść, pić, bajkę, siku, zabawki, pograć na konsoli, zmienić bajkę… Nie reagowały, gdy zwracałam im uwagę. Teściowa uważała, że uroczo się bawią, teść zupełnie je ignorował, a Damian powtarzał mi ciągle „nie przejmuj się”. Zaczynałam się martwić, że do pierwszego dnia świąt zwariuję w tym chaosie.

Czułam, że zbliżam się do granicy wytrzymałości

To była moja czternasta godzina spędzona w roli podkuchennej w domu teściowej… Niespodziewanie z pokoju na piętrze ktoś wyszedł. Rodzice gromady rozrabiaków oraz Sebastian – zeszli do salonu, usiedli przy stole, a Seba z uśmiechem na twarzy oznajmił:

– Hej, mamuśka, jesteśmy głodni. Jest coś do zjedzenia?

– Cooo?! – wyrwało mi się z samego dna wkurzonej duszy.

Nastała absolutna cisza. Było słychać tylko piosenkę płynącą z radia i tykanie zegara.

– Jaśnie państwo życzą sobie kolację?! To sobie zróbcie! – oznajmiłam zszokowanemu towarzystwu. – Ja też przyjechałam odpocząć, ale chyba nie będzie mi dane! Mogę pomagać waszej mamie, bo przecież samej jej z tym nie zostawię, ale nie jestem kucharką, niańką ani waszą służącą!

– Ale o co ci chodzi? – zapytał szczerze zdziwiony Leszek.

Wam się należy odpoczynek, bo macie dzieci? My nie mamy, więc w domu leżymy i pachniemy? Ciężko pracujemy, wczoraj zrobiliśmy dwieście kilometrów w korkach, ale jakoś nie odpoczywaliśmy. Zabierać się do roboty! I uciszcie te dzieciaki, głowa od ich wrzasków pęka! – wykrzyczałam i opuściłam pokój.

Włożyłam buty, płaszcz i zabrałam na spacer psa teściów. Spacerowałam długo, przy okazji wypaliłam kilka papierosów dla ukojenia nerwów. Nie wiem, jak długo mnie nie było, ale gdy wróciłam, Damian czekał na mnie na ganku.

– Nie musiałaś tak na nich naskakiwać – powiedział spokojnym tonem. – Mama zawsze szykowała święta dla wszystkich. Taka jest u nas tradycja…

– I nikt jej nie pomagał?

– Moja mama lubi dla nas gotować.

– A ktoś ją kiedyś pytał, czy naprawdę to lubi? Nikt nigdy nie proponuje, że jej pomoże? Ty wiesz, ile to roboty?!

Nie odpowiedział

Weszliśmy do domu, gdzie panowała grobowa cisza. Teściowa w ogóle się do mnie nie odzywała, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Zrobiłam sobie herbatę i wróciłam do przygotowywania sałatki śledziowej. Kątem oka dostrzegłam, że bratowa z mężem dość niemrawo wycierają kurz, druga para szykowała zastawę i sztućce, a Sebastian siedział z dzieciakami, które były wyjątkowo cicho. Wyciągałam coś z lodówki, kiedy podeszła do mnie mama Damiana.

– Dziękuję – powiedziała szeptem. – Oni po raz pierwszy mi pomagają.

Wyglądała na bardzo zadowoloną… Śniadanie wielkanocne przebiegło dość spokojnie. Gdy po bardzo intensywnym dniu dzieci poszły w końcu spać, teść wyciągnął gąsiorek domowego wina. Chciałam posiedzieć z nimi dłużej, ale byłam tak zmęczona, że zasnęłam na kanapie. Następnego dnia wracaliśmy do domu. Nareszcie będziemy u siebie! Cisza i spokój – cieszyłam się. Wiem, moje zachowanie nie było zbyt grzeczne jak na gościa. Ale też nikt mnie jak gościa nie potraktował. Zupełnie nie rozumiałam też podejścia bliskich mojego męża, którzy przyjeżdżali do domu rodziców jak do hotelu z całodobową nianią i obsługą z dostawą pod nos. Wiedziałam, że gdyby to był mój rodzinny dom, nikt by nawet nie pomyślał, żeby całą robotę zwalić na jedną osobę. Jakby matka nie była człowiekiem, tylko robotem, który nie musi spać, jeść i odpoczywać, bo żyje miłością i satysfakcją, jaką daje obsługiwanie tłumu ludzi. Wiem jednak, że z każdej sytuacji można wyciągnąć jakieś wnioski. W tym roku wypada wprawdzie kolej na odwiedziny u moich rodziców, ale ostatnio rozmawiałam z teściową, która podzieliła się ze mną swoim genialnym planem.

– Wiem, że w tym roku nie przyjeżdżacie, ale przyznam, że twoje ostatnie uwagi dały mi do myślenia. Dlatego rozdzieliłam zadania – oznajmiła.

– Zadania?

– No tak! Wysłałam synom maila z listą obowiązków i przydziałem. Kilka rzeczy zrobimy my, jak sprzątanie czy zakupy, a każdy z synów przywiezie po trzy potrawy. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale choć trochę zabolało mnie to, co powiedziałaś, to… miałaś rację. Jestem już trochę za stara na robienie wszystkiego samodzielnie.

I wiecie co? Poczułam ogromną radość, że może teraz teściowa będzie miała okazję naprawdę poczuć radość świąt. Niekoniecznie obserwując wszystko znad kuchennego zlewu. Chyba nie muszę mówić, że z powodu tej małej rewolucji nie zyskałam w oczach szwagrów i bratowych… ale i tak było warto!

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA