Cezary był po prostu ciachem. Oglądały się za nim wszystkie dziewczyny na roku, a nawet niektóre wykładowczynie posyłały mu tęskne spojrzenia. Był wysoki i szczupły, choć nie chudy, miał ciemne włosy, zawsze starannie ułożone, a przy tym zadbane, no i ten rodzaj uśmiechu, od którego miękły kolana. Sama nie mogłam się napatrzeć na te jego piękne brązowe oczy otoczone wachlarzem niesamowicie długich rzęs.
Akurat tak się złożyło, że ze wszystkich dziewczyn wybrał akurat mnie. Cieszyłam się z tego jak głupia, chociaż oczywiście czułam na sobie te zazdrosne spojrzenia. Fajnie było się z nim zresztą pokazywać na mieście, wiedząc, że jest tylko mój i inne mogą co najwyżej popatrzeć.
Cezary miał też dobry charakter, więc nawet nie podejrzewałam, żeby mógł planować jakiś skok w bok czy coś w tym stylu. Właśnie dlatego od razu zaczęłam z entuzjazmem planować naszą wspólną przyszłość.
Żadna nie chciała go na stałe
Najbardziej dziwiło mnie, czemu żadna z moich koleżanek nigdy nie próbowała się związać z Cezarym. To fakt, że z nim flirtowały, czasem też stosowały nieco bardziej zdecydowany podryw, ale żadnej nie w głowie był poważny związek.
– No coś ty, Nadia – powiedziała mi kiedyś Marcela, koleżanka z roku. – Poważny związek z Cezarym? Ja to się dziwię, że ty masz na coś takiego chęć i odwagę.
Myślałam wtedy, że chodzi jej o duża konkurencję. No tak, pewnie takie nachalne adoratorki bywały uciążliwe. Nie rozumiałam jednak, czym niby ja miałabym się przejmować. Przecież ufałam Cezaremu, a on nie robił żadnych głupot. To jasne, że one mogły się martwić wiernością tych swoich chłopaków, co to skakali wcześniej z kwiatka na kwiatek, ale ja? Nie musiałam nikogo pilnować.
Choć wciąż mnie to dziwiło, całkowicie zajęłam się swoim związkiem. Cezary okazał się przecież nie tylko miły, ale i szarmancki. W dodatku świetnie odgadywał wszystkie miejsca, w które chciałabym pójść, a przy tym serwował mi wyjątkowe niespodzianki, o jakich wcześniej mogłam co najwyżej pomarzyć. I jego matka była taka miła. Nie miałam więc nawet co narzekać na przyszłą teściową, choć zwykle tak je wszyscy demonizowali.
Wszystko wyszło po ślubie
Do ślubu to była po prostu bajka. Czułam się rozpieszczana, zadbana i, co najważniejsze, kochana. Nie sądziłam jednak, że kiedy zamieszkamy razem, na wierzch wyjdą wszystkie wady mojego wymarzonego męża. A właściwie jedna, katastrofalna w skutkach.
Ten gamoń nic, dosłownie nic nie potrafił! Rozumiałam, że może mieć dwie lewe ręce do gotowania, bo no nie musiało to być domeną wszystkich facetów, ale żeby nie potrafić nawet zaparzyć kawy? Pomijam już, że nie miał pojęcia, jak wyczyścić płytę kuchenki, wstawić pranie czy załadować zmywarkę. Irytowało mnie to co prawda, ale można mu to było wybaczyć, zwłaszcza że i tak domem zwykle zajmowałam się ja.
Kiedy przepaliła się żarówka, to ja musiałam się wspinać po drabinie, żeby ją wymienić. Jak modem od Internetu nagle przestał działać, zamiast popróbować go naprawić czy chociażby zadzwonić po kogoś z serwisu, czekał, aż wrócę do domu. Co tam, że o tej godzinie biuro obsługi klienta już nie pracowało. Przecież on nie miał pojęcia, co przez ten telefon powiedzieć i na kiedy umówić naprawę. Szczytem wszystkiego było jednak, gdy połamał klucz w zamku, a potem oświadczył, że to dlatego, że on zawsze tak ciężko chodził.
Miałam dość jego i teściowej
Nie wiedziałam, co z tym wszystkim począć. Kochałam Cezarego, ale jego totalny brak jakichkolwiek umiejętności doprowadzał mnie do szaleństwa. W dodatku on się niczego nie chciał nauczyć. „Nie umiem” było jego złotym środkiem na wszystko, bo wtedy wszyscy dawali mu spokój i mógł się po prostu zająć swoimi sprawami.
Kiedy akurat wściekałam się na niego, że za nic nie potrafi poskładać szafki na buty, na którą zresztą sam się tak mocno napalił, odwiedziła nas jego matka.
– Nadia, ty nie możesz tak na niego krzyczeć – oburzyła się. – Przecież to tylko głupia szafka!
– Dziś szafka, wczoraj odpadający próg, a tydzień temu wypaczona szuflada ‒ nie wytrzymałam. – I kto wszystko musi robić? No ja, bo mój pożal się Boże mąż nic nie potrafi!
– Dałabyś już spokój – mruknęła teściowa. – On jest intelektualistą, a nie jakimś robolem.
– I co? Intelektualiści twoim zdaniem nie umieją zaparzyć kawy i posprzątać po obiedzie?! – wybuchłam. – To taki wysiłek fizyczny, że ich to przerasta?
Teściowa skrzywiła się lekko.
– Na pewno trochę przesadzasz.
– Nie, nie przesadzam – rzuciłam ostro. – I to mama go tak rozpuściła!
Ten człowiek musi mieć do wszystkiego instrukcję obsługi, a i tak najczęściej nie wie, jak z niej skorzystać!
Ręce mi opadały
Potem odpuściłam temat, aż do czasu, gdy Cezary uparł się, że zamontuje mi półkę na kwiaty. Głupia ja, niepotrzebnie przyznawałam się, że nie mam ich gdzie stawiać. Nie podejrzewałam też, że zabierze się za wszystko, jak będzie sam w domu, żeby zrobić mi niespodziankę. A kiedy wróciłam, zostałam akurat świadkiem jego sromotnej klęski.
– No ale zobacz, jakie chłopak miał dobre chęci! – próbowała ratować sytuację teściowa, która oczywiście była u nas, żeby dopingować syneczka. ‒ Taką niespodziankę ci chciał zrobić!
Patrzyłam na półkę, która jeszcze przed chwilą wisiała na ścianie, a teraz spoczywała na podłodze, w otoczeniu szczątków ozdobnego wazonu. Mój mąż stał obok z lekko zakłopotaną miną. Nie mówiąc ani słowa, pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem. Nawet półki nie potrafił zawiesić! A jego kochana mamusia już wymyślała szereg usprawiedliwień.
Musiałam się komuś wyżalić
Totalnie zirytowana całą sytuacją, postanowiłam pogadać o swoich problemach z jedną z najbliższych koleżanek, Hanką. Ona spojrzała na mnie przeciągle i uśmiechnęła się lekko.
– A czego ty się spodziewałaś, biorąc sobie takiego faceta? – spytała. – Nie ma ideałów, Nadia. To tylko tak pięknie z daleka wygląda.
Westchnęłam ciężko.
– No ale co ja mam teraz zrobić? – jęknęłam z rezygnacją. – Przecież ja tak dłużej nie wytrzymam!
‒ No cóż ‒ wzruszyła ramionami ‒ chyba pozostaje ci przywyknąć.
Zresztą, to nie aż takie straszne. Pomyśl sobie, że mógłby być alkoholikiem albo hazardzistą. A on po prostu jest ciamajdą.
Nie byłam pewna, czy mnie to pociesza. Zwłaszcza że cały ten problem napsuł mi już niemało krwi. Może i byłam przewrażliwiona, ale nie potrafiłam się pogodzić z myślą, że do późnej starości będę robić wszystko sama. Albo wzywać kogoś do pomocy. Rodzinie trochę wstydziłam się mówić, jaki z tego mojego Cezarego niedorajda. W końcu wszyscy do tej pory tak go podziwiali.
Mój brat nadciągnął z pomocą
Myślałam, że nic mnie już nie uratuje przed niezdarnym mężem. Tymczasem z odsieczą przyszedł mój brat, Jacek. Kiedy usłyszał, że Cezary nie bardzo radzi sobie z typowo męskimi zadaniami, uznał, że trochę go podszkoli. W ramach zacieśniania więzi, zaczął regularnie zapraszać go do swojego warsztatu, gdzie miał w zwyczaju majsterkować. A muszę dodać, że Jacek jest stolarzem i naprawdę potrafi wszystko naprawić. Pewnie gdybym mu się pochwaliła swoimi domowymi problemami, odwiedziłby nas wcześniej i pomógł.
Z początku Cezary trochę się opierał, ale z czasem nawet polubił te wypady do Jacka. Teraz razem coś tam knują, a ja staram się w to nie wnikać, żeby nie psuć im zabawy. Nawet teściowa, która najpierw narzekała, że jeszcze jej kochany syneczek zrobi sobie przeze mnie krzywdę, uznała, że w sumie fajną ma teraz pasję. Tym sposobem wszyscy są zadowoleni, a ja wreszcie mam męża, z którego mam jakiś pożytek.
No i rzeczywiście zdaje egzamin. Choć z domowymi obowiązkami dalej jest na bakier, przynajmniej potrafi przykręcić śrubkę, jak się poluzuje, poprawić drzwi, jak opadną czy złożyć prosty mebel, który przychodzi w częściach. Musi mi to wystarczyć.
Czytaj także: „Przez 15 lat łudziłam się, że agresywny mąż się zmieni. Poniżał nie tylko mnie, lecz także dzieci. Musiałam to przerwać”
„Pomogłam ciężarnej autostopowiczce. Przed oczami błysnęła mi jej bransoletka, którą kupił mi kiedyś mój mąż”
„Szukałam synowi narzeczonej, bo dość miałam latawic, z którymi się prowadzał. Wiem, co dla niego najlepsze”