„Pomogłam ciężarnej autostopowiczce. Przed oczami błysnęła mi jej bransoletka, którą kupił mi kiedyś mój mąż”

smutna kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Sigrid Olsson
„W mojej głowie zaświeciło się światełko ostrzegawcze. Resztką przytomności skręciłam kierownicę w prawo i mocno wcisnęłam hamulec. Wszystkie puzzle ułożyły się w mojej głowie i wiedziałam, że właśnie runął mój poukładany świat”.
/ 08.10.2023 19:15
smutna kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Sigrid Olsson

Mój mąż odżegnywał się od znajomości z tą kobietą. Nie miałam powodów, by mu nie ufać. Było jednak coś, co nie dawało mi spokoju…

Chciałam jej pomóc

Z zasady nie zabieram autostopowiczów, ale tym razem zrobiłam wyjątek. Mżył deszcz, a kobieta, która stała na poboczu drogi, machając na okazję była w ciąży. Zatrzymałam się i gestem zaprosiłam ją do środka.

– Bardzo dziękuję – sapnęła, wsiadając.

– Już myślałam, że nikt się nie zatrzyma.

– Nie lepiej w takim stanie wybrać bardziej pewny środek transportu? – spytałam, zerkając na jej brzuch i zastanawiając się, który to miesiąc. Wyglądał na ósmy albo nawet dziewiąty.

– Takie miałam plany – odparła dziewczyna. – Nie zdążyłam jednak na pociąg, a muszę przed wieczorem dotrzeć do Łodzi.

– To ma pani szczęście, właśnie tam jadę – uśmiechnęłam się.

Przez chwilę milczałyśmy. Uważnie obserwowałam drogę, bo na jednym pasie trwały jakieś prace, a pomarańczowe linie wytyczające trasę były prawie niewidoczne na błyszczącym od deszczu asfalcie. Kątem oka zauważyłam, że dziewczyna przygląda się bransoletce na moim nadgarstku, która przy każdym skręcie kierownicy wydawała metaliczny dźwięk. To dzwoniły zawieszone na niej miniaturowe dzwoneczki.

– Prezent od męża na rocznicę ślubu – pochwaliłam się.

– Mam taką samą – wyciągnęła prawą rękę i zatoczyła nią kółko, a wtedy rozdzwoniły się dzwonki przy jej bransoletce.

– Też od męża? – spytałam rozbawiona.

– Tak – odparła.

A potem dodała:

– Dawno się nie widzieliśmy, ale dziś wreszcie go spotkam.

Zaintrygowała mnie ta informacja.

– Mieszkacie w innych miastach? – spytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

– Niezupełnie. To skomplikowane – odparła wymijająco.

– Czasem tak bywa – westchnęłam, w myślach strofując się za nadmierną ciekawość. A potem, żeby nieco rozluźnić atmosferę, która nagle zgęstniała, zaczęłam jej opowiadać, jak kilka lat po ślubie Piotrek wyjechał do Irlandii, żeby zarobić pieniądze na rozkręcenie własnej firmy, którą oboje bardzo chcieliśmy mieć.

Bałam się, że ta rozłąka źle wpłynie na nasze małżeństwo, na szczęście tak się nie stało. Nie tylko nam to nie zaszkodziło, ale teraz, po latach, mogę nawet stwierdzić, że nawet wzmocniło łączącą nas więź.

– To ciekawe – dziewczyna powiedziała to takim tonem, jakby nie wierzyła w moje słowa.

Atmosfera była dziwna

„Widać sama ma nie najlepsze doświadczenia” – pomyślałam i nagle zrobiło mi się jej żal. To smutne, że w ciąży, zamiast mieć u boku męża, musi tłuc się do innego miasta, żeby z nim pobyć. Znów przez jakiś czas milczałyśmy, pogrążone w swoich myślach.

– Chłopiec czy dziewczynka? – spytałam, zerkając na jej brzuch.

Długo nie odpowiadała. Zastanawiałam się, czy nie wie, czy nie chce powiedzieć.

– Chłopiec – odparła w końcu. – Piotr.

– Ładnie i oryginalnie. Teraz chyba rzadko nadaje się dzieciom takie proste imiona. Czytałam, że najmodniejsze są te przedwojenne: Franciszek, Stanisław, Leon. Kiedyś Piotrków było więcej, wiem, bo mój mąż ma tak na imię. Opowiadał, że w klasie miał czterech kolegów o tym samym imieniu. Podobno, jak nauczyciel zapraszał do tablicy Piotra, to zrywał się tylko jeden, największy kujon. Pozostali udawali, że to nie o nich chodzi.

Dziewczyna nie wydawała się rozbawiona ani nawet zainteresowana moją opowieścią. Siedziała sztywno i z posępną miną patrzyła przed siebie.

– Czy mogłybyśmy się na chwilę zatrzymać? – spytała, gdy minęłyśmy znak informujący, że zbliżamy się do stacji benzynowej.

Spojrzałam na nią pytająco.

– Muszę do łazienki – wyjaśniła.

Co miałam zrobić? Przecież nie odmawia się kobiecie w ciąży. Zaparkowałam samochód na parkingu i wyszłam rozprostować nogi. Miałam nadzieję, że dziewczyna szybko skorzysta z toalety i od razu pojedziemy dalej. Długo jednak nie wracała. W końcu zaniepokojona, że coś się stało, ruszyłam jej śladem. Znalazłam ją w kawiarni. Siedziała przy jednym ze stolików i w zamyśleniu patrzyła przez okno.

– Wszystko w porządku? – spytałam, siadając naprzeciwko niej.

– Tak, dziękuję – odparła, ale jej zbolała mina mówiła coś innego.

– Na pewno? – upewniałam się. Nie miałam ochoty zatrzymywać się gdzieś na poboczu drogi, żeby przyjąć poród.

Kiwnęła głową. Dopiero teraz miałam okazję uważnie się jej przyjrzeć. Nie była taka młoda, jak mi się wcześniej wydawało, pewnie zbliżała się do trzydziestki. Ale za to, co musiałam przyznać, miała bardzo ładną buzię o delikatnych, niemal dziewczęcych rysach. Małe, ale wydatne, mocno zarysowane usta nadawały jej twarzy charakterystycznego wyrazu obrażonej dziewczynki. Włosy proste u nasady i lekko skręcone przy końcach łagodnie spływały jej na ramiona. Gdyby nie ciemne, rozbiegane oczy byłaby uosobieniem niewinności.

– No dobrze – westchnęłam, podnosząc się z krzesła. – Jak już tu jestem, to też odwiedzę toaletę, a potem ruszamy.

Kupię pani kawę na drogę – niespodziewanie zaproponowała dziewczyna, podrywając się gwałtownie i ruszając szybko w stronę kasy.

– Dziękuję, ale nie – odpowiedziałam. Zabrzmiało niezbyt grzecznie, więc dodałam: – Dla mnie za późno na kawę. Nie zasnęłabym po niej w nocy.
Chyba mnie nie zrozumiała, bo jednak kupiła tę kawę. Podała mi ją, gdy wsiadłam do samochodu.

– Cappuccino – uśmiechnęła się zachęcająco.

– Moja ulubiona – wzięłam papierowy kubeczek, i nie chcąc sprawić przykrości dziewczynie, zanurzyłam w nim usta. – Pyszna – przyznałam szczerze.

Zrozumiałam, o co chodzi

Po chwili ruszyłyśmy dalej. Znów zaczął kropić deszcz i zrobiło się chłodno. Włączyłam ogrzewanie. Czy to za sprawą ciepła, czy widoku wycieraczek miarowo poruszających się to w prawo, to w lewo, zrobiłam się senna. Aby się obudzić, wbrew swoim zasadom wypiłam jeszcze kilka łyków kawy.

– Może opowie mi pani coś ciekawego – poprosiłam pasażerkę. – Inaczej zaraz zasnę.

Chwilę milczała, nie odrywając ode mnie wzroku, a potem zaczęła mówić.

– Mężczyzna, którego kocham, jest żonaty. Wiem, że z żoną nic go już nie łączy, ale nie może się rozwieść, bo to nie jest typ kobiety, która pozwoliłaby się porzucić. Z zemsty zabrałaby mu wszystko: mieszkanie, firmę, na którą ciężko pracował…

W mojej głowie zaświeciło się światełko ostrzegawcze, ale w tym samym momencie świat zaczął wirować, jakbym znalazła się na karuzeli. Resztką przytomności skręciłam kierownicę w prawo i mocno wcisnęłam hamulec. Wszystkie puzzle ułożyły się w mojej głowie i wiedziałam, że właśnie runął mój poukładany świat. 

Gdy się zatrzymała na poboczu, kazałam natychmiast wysiąść nieznajomej z samochodu. Byłam pewna, że zrządzeniem losu zabrałam do swojego samochodu kochankę mojego męża, z którą planował wspólne życie. Mieli mieć dziecko, mnie zawsze tłumaczył, że nie jest gotowy na bycie tatą. 

Ciężarna wysiadła z samochodu, rzucając mi nienawistne spojrzenie. W lusterku zauważyłam, że sięga po telefon. Byłam pewna, że właśnie dzwoni do Piotra i opowiada mu o tym, co się stało. Ja byłam w szoku, nie pamiętam, jak dotarłam do domu, ale wiedziałam, że natychmiast muszę skonfrontować się z mężem.

Do wszystkiego się przyznał

Aby mieć niezbite dowody zdrady, zaczęłam szperać w biurku mojego męża. Przejrzałam też jego komputer, kalendarz, komórkę i aparat fotograficzny. Nie było w nich niczego, co mogłoby budzić mój niepokój. Postanowiłam zerknąć jeszcze do szuflady, w której trzymał dokumenty. Piotr zawsze był bardzo skrupulatny, nie zdziwiłam się, gdy znalazłam gwarancję na kupiony pięć lat wcześniej telewizor i paragon za moje dawno już zużyte pantofle. Przy okazji dowiedziałam się, ile kosztowała bransoletka, którą kupił mi na rocznicę ślubu.

– Niemożliwe! – aż jęknęłam, wpatrując się w rachunek od jubilera.

Kwota była astronomiczna. Kiedy jednak dokładnie się wczytałam, dostrzegłam coś, co sprawiło, że moje serce oszalało. Obok opisu bransoletki, numeru katalogowego oraz ceny, w rubryczce ilość, nie widniała cyferka „jeden”, lecz „dwa”. Mój mąż kupił dwie identyczne bransoletki.

Gdy stanęłam przed nimi oko w oko, Piotr powiedział, że od kilku miesięcy byli parą i planowali wspólną przyszłość, jednak brakowało mu odwagi, żeby mi o tym powiedzieć. Przepraszał i mówił, że to była tylko niewinna znajomość, że chce mojego wybaczenia, że mnie kocha.

Kazałam mu spakować wszystkie rzeczy i wynieść się z domu. Tak jak powiedziała kochanka mojego męża  nie odpuszczę mu i odbiorę mu wszystko, co miało dla niego znaczenie: mieszkanie i firmę. Rozwód będzie go słono kosztował.

Czytaj także:
„Teść romansował z moją siostrą, a ja przyłapałam ich w piernatach. Mam go w garści i ciągnę od niego pieniądze”
„Mąż po ślubie pokazał prawdziwą twarz. Kazał mi liczyć każdy grosz i recytować paragony jak pacierz”
„Podsłuchałam męża i uznałam, że ma kochankę. Wyczyściłam konto, wylałam na niego wiadro pomyj. Ale to ja go zdradziłam”

Redakcja poleca

REKLAMA