Kiedy nasza córeczka pojawiła się na świecie, ustaliliśmy z mężem, że po urlopie macierzyńskim pójdę na urlop wychowawczy. Nie chcieliśmy, żeby Marysia oglądała oboje rodziców tylko od święta. Maciek świetnie wtedy zarabiał i był w stanie nas utrzymać. Niestety, niedawno stracił pracę, bo jego firma wyniosła się z Polski. Co prawda szybko znalazł nową, ale dużo gorzej płatną niż poprzednia.
Usiedliśmy, policzyliśmy nasze dochody i wydatki, i stało się jasne, że bez mojej pensji sobie nie poradzimy. Było mi z tego powodu bardzo przykro, bo córeczka dopiero skończyła dwa lata, ale cóż… Samą miłością się dziecka nie nakarmi. Zwłaszcza jak ma się na głowie potężny kredyt mieszkaniowy.
Teściowa chciała pomóc
Gdy decyzja o moim powrocie do pracy zapadła, zaczęliśmy się zastanawiać, komu powierzyć opiekę nad naszą córeczką. Żłobek nie wchodził w grę, bo Marysia jest jeszcze za mała. Niania też odpadła, bo nas na nią nie stać. Pozostały więc babcie. Mojej mamy nawet nie pytałam, bo mieszka prawie 100 kilometrów od nas, pracuje. Do tego zajmuje się moim niepełnosprawnym bratem. Pozostała więc teściowa. Kiedy usłyszała, że jednak nie idę na urlop wychowawczy, natychmiast zadeklarowała swoją pomoc. Stwierdziła, że akurat przechodzi na emeryturę i będzie miała mnóstwo czasu dla wnusi.
Powinnam się cieszyć, bo teraz coraz mniej babć chce wyręczać rodziców w opiece nad pociechami, ale nie potrafię. Powód? Boję się, że teściowa będzie wychowywać Marysię według swoich zasad. A to, co tu ukrywać, w ogóle mi się nie podoba. Wiem, że kocha małą, ale tu trzeba więcej rozsądku.
Mam mnóstwo obaw
Zacznę od tego, że kiedy urodziła się Marysia, teściowa kompletnie oszalała na jej punkcie. Wpadała do nas prawie codziennie. Przewijała małą, ubierała, przytulała. A przy okazji nie szczędziła mi swoich dobrych rad. Nieraz jej mówiłam, że wiem, jak zajmować się dzieckiem, bo chodziłam do szkoły rodzenia, a poza tym mam koleżanki, które są matkami, ale nie słuchała. Uważała, że wszystko wie najlepiej.
Denerwowało mnie to, ale milczałam. Przecież nie mogłam ganić teściowej za to, że jest pomocna. Zwłaszcza że gdy chcieliśmy z Maćkiem wyjść wieczorem do znajomych lub do kina, nie musieliśmy się martwić o opiekę nad dzieckiem. Wystarczył jeden telefon i babcia już stała w drzwiach. Nigdy nie usłyszeliśmy, że jest zmęczona po pracy i chce odpocząć, albo że ma inne plany. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
Za bardzo rozpieszczała córkę
Ta moja wdzięczność nieco osłabła, gdy Marysia trochę podrosła i zaczęła rozumieć, co się do niej mówi. Zauważyłam, że teściowa za bardzo ją rozpieszcza! Ja oczywiście przytulam córeczkę, bawię się z nią, rozmawiam, czytam jej bajki na dobranoc. Marysia ma mnóstwo ślicznych zabawek, książeczek, ubranek… Ale mówię jej też, że nie może mieć wszystkiego, wyznaczam granice, odmawiam.
Nie chcę, żeby uważała się za pępek świata. Tymczasem teściowa na wszystko jej pozwalała, spełniała wszystkie zachcianki. Gdy Marysia chciała czekoladkę, to ją dostawała, mimo że za chwilę miał być obiad i wiadomo było, że go po tej czekoladce nie zje. Kiedy miała ochotę na zabawę, to się bawiła, mimo że od godziny powinna być już w łóżku. I tak dalej, i tak dalej. „Babcie są od rozpieszczania, a nie wychowywania” – powtarzała teściowa. I robiła swoje.
Trudno było nie przyznać jej racji, więc choć w środku aż mnie chwilami skręcało, przymykałam oko na te odstępstwa od zasad. Tłumaczyłam sobie, że przez te kilka godzin w tygodniu, które spędza Marysią, nie zdąży jej „zepsuć”. Że mała, mimo wszystko, będzie pamiętać o zasadach, które jej wpajałam. No ale teraz wyszła sprawa z tym moim powrotem do pracy i wszystko będzie wyglądać inaczej. Teściowa nie będzie spędzać z moim dzieckiem kilku godzin tygodniowo, tylko całe dnie. Na myśl o tym włos mi się na głowie jeży. Boję się, że po kilku tygodniach babcinej opieki w ogóle nie zapanuję nad córką.
Wszystko wie lepiej
Kilka razy próbowałam porozmawiać z teściową. Chciałam jej wytłumaczyć, że teraz nie będzie już tylko babcią od rozpieszczania, ale pełnoetatową nianią. I dlatego powinna się stosować do moich zasad wychowawczych. Przecież inaczej Marysia nie będzie wiedziała kogo słuchać, kto ma rację! Ba, wyrośnie na rozkapryszoną księżniczkę, która uważa, że świat powinien leżeć u jej stóp.
Nie zdążyłam jednak nawet dobrze rozwinąć tematu. Gdy teściowa zorientowała się, o czym chcę pogadać, natychmiast się naburmuszyła. „Moja droga, wychowałam trójkę dzieci. Nie będziesz mnie pouczać” – burknęła. Maćka też nie chciała wysłuchać… Zwykle chętnie z nim dyskutowała, słuchała jego racji. Ale nie tym razem. „Nie rozumiem, o co ci chodzi, synu. Przecież twój ojciec nigdy nie miał dla ciebie czasu. To dzięki mnie wyszedłeś na ludzi” – usłyszał.
Za miesiąc wracam do pracy. I ciągle jestem przerażona myślą, że to z teściową córeczka będzie spędzać całe dnie. Wyobraźnia podpowiada mi tylko czarne scenariusze. Gdybym tylko mogła, tobym podziękowała teściowej grzecznie za dobre chęci i do opieki nad Marysią wynajęła profesjonalną nianię. Z taką przynajmniej można spokojnie porozmawiać o zasadach i wymagać, by się do nich stosowała. Ale, jak już wspomniałam na początku, nie stać nas na to.
Co więc mam zrobić? Nie chcę, żeby teściowa „zepsuła” mi dziecko, ale też nie mogę się bez niej obyć. Ktoś musi przecież opiekować się Marysią, gdy ja będę w pracy. Może więc powinnam jeszcze raz z nią porozmawiać o tych zasadach? Tylko jak skłonić ją do tego, żeby mnie w ogóle wysłuchała do końca? I, co najważniejsze, chciała się do zasad dostosować?
Hanna, 29 lat
Czytaj także: „By dorobić do emerytury, wynajęliśmy mieszkanie studentom. Z przytulnego gniazdka zrobili jaskinię rozpusty”
„Przyszli teściowie mieli mnie za biedaka. Naciskali na ślub cywilny, żeby córunia mogła się szybko rozwieść”
„Zataiłem przed żoną, że mam nieślubne dziecko. Gdy syn stanął w naszych drzwiach, musiałem przestać kłamać”