„Teściowa oskarżyła mnie, że złapałam jej synalka na dziecko. Żmija plotkowała po wsi, a ludzie wytykali mnie palcami”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, N_studio
„Nie przywiązywaliśmy wagi do tego, co mówi, sami układaliśmy nasze życie, nie zamierzaliśmy się przejmować. Tymczasem teściowa, nadal nieprzekonana, snuła rozważania na temat tego, co naprawdę jej zdaniem zaszło”.
/ 03.03.2023 13:15
załamana kobieta fot. Adobe Stock, N_studio

Ślub załatwiliśmy najszybciej, jak się dało, bardzo nam się śpieszyło do wspólnego życia. Pobraliśmy się jeszcze na studiach, akademik przydzielił nam małżeński pokój i to było wszystko, co mieliśmy – kilka metrów kwadratowych czystego szczęścia. Byliśmy goli, ale z optymizmem patrzeliśmy w przyszłość. Kochaliśmy się i nie zamierzaliśmy kryć się po kątach z tą miłością.

Rodzice ze zrozumieniem przyjęli naszą decyzję, nawet się ucieszyli, chociaż mama marudziła pod nosem, że „z tym” można było poczekać. Myślałam, że mówi o małżeństwie dwojga gołodupców, że boi się, jak sobie poradzimy, ale wątpliwości szybko rozwiała teściowa.

– Który tydzień? – spytała, obejmując fachowym wzrokiem mój płaski jak deska brzuch.

– Kasia nie jest w ciąży – wyprowadził ją z błędu syn.

– Niee? – chyba nie uwierzyła. – To po co śpieszyliście się tak ze ślubem?

– Bo chcieliśmy być razem, jak trzeba, po bożemu. To chyba mama aprobuje?

– A pewnie, pewnie – teściowa nie odrywała wzroku od mojego brzucha. – Tylko że skoro Kasia nie spodziewa się dziecka, to po co był ten pośpiech? Nie skończyłeś jeszcze studiów.

Nie przywiązywaliśmy wagi do tego, co mówi, sami układaliśmy nasze życie, nie zamierzaliśmy się przejmować. Tymczasem teściowa, nadal nieprzekonana, snuła rozważania na temat tego, co naprawdę jej zdaniem zaszło. O tym, co wymyśliła, dowiedzieliśmy się od Doroty, siostry Piotrka.

– Lepiej, żeby Kasia się tu przez jakiś czas nie pokazywała, bo jeszcze mama coś chlapnie i będzie afera – relacjonowała bratu przez telefon. – Wścieka się, że udawała ciążę, złapała cię na dziecko, a teraz struga niewiniątko. Ojciec i ja jesteśmy po waszej stronie, ale trzeba czasu, by jej wytłumaczyć, że źle robi. Ona nie rozumie, dlaczego tak szybko się pobraliście, jej zdaniem stoi za tym spisek.

Nie od razu Piotrek powiedział mi, co knuje teściowa, nie chciał zadrażnień w rodzinie. Dowiedziałam się o wszystkim, kiedy sytuacja już się wyjaśniła. Posłańcem dobrej nowiny była niezawodna Dorota.

Jesteśmy nieodpowiedzialni?

– Powietrze się oczyściło, nasz proboszcz spacyfikował mamę – śmiała się w słuchawkę. – Poszła do spowiedzi, żeby wylać swoje żale, usłyszeć słowa pocieszenia, a on spytał, czy pamięta o ósmym przykazaniu „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Nie było mnie przy tym, ale wyobrażam sobie, jak mamę zapowietrzyło. Nie rozumiała, co to ma wspólnego z jej pretensjami do Kasi. No to jej wyjaśnił, i to dość obszernie. Z kościoła wyszła malutka, całe powietrze z niej zeszło. Teraz nic na Kasię nie mówi, przestała się ciskać i przeżywa. Oby dotarło do niej, co robiła!

Również moi rodzice nie rozumieli, dlaczego tak spieszyliśmy się do ślubu. Mama uważała, że jestem w ciąży, a kiedy wyprowadziłam ją z błędu, bardzo się zdziwiła. Ja też, ale z innego powodu. Oboje z Piotrkiem pochodzimy z prowincji, nasi koledzy z dzieciństwa już dawno pozakładali rodziny, doczekali się dzieci, jednego lub dwójki. Według standardów obowiązujących w naszych rodzinnych miejscowościach wcale nie pośpieszyliśmy się ze ślubem, wręcz przeciwnie, niektóre plotkary zaczęły wspominać o moim staropanieństwie.

– Niech gadają. Ludziom nie dogodzisz, dlatego nie będziemy przejmować się ich opinią – orzekł Piotrek i w pełni się z nim zgadzałam. – Sami jesteśmy odpowiedzialni za to, jak przeżyjemy życie, nikt za nas tego nie zrobi.

Poszliśmy własną drogą, a rodziny nie ustawały w komentowaniu naszych poczynań. Najpierw byliśmy nieodpowiedzialni, bo kto słyszał zakładać rodzinę, jak się nie ma zawodu w ręku. Kiedy skończyliśmy studia, teściowa i mama wróciły do sprawy nieistniejącej ciąży.

– Kiedy w końcu zdecydujecie się na dziecko? – słyszałam od obydwu.

Różnica była taka, że teściowa nie omieszkała wspomnieć, że latka lecą, młodsza się nie robię. Po wizycie u niej czułam się jak dwudziestopięcioletnia staruszka, ale szybko mi przechodziło. Mama była delikatniejsza, wspominała mimochodem o kobietach, które za długo zwlekały, i o sąsiadkach pomagających wychowywać wnuki.

– Obym i ja kiedyś tego doczekała – wzdychała, patrząc na mnie znacząco.

Dwa lata później nie była już taka delikatna

Właśnie wróciliśmy z udanej wyprawy z plecakami do Włoch, kiedy mnie dopadła.

– Na wszystko jest czas i ochota, tylko na dziecko nie ma? – wypaliła. – Jak wy żyjecie? Kariera, wyjazdy, sport, tylko zabawa wam w głowie.

– Byliśmy na zasłużonym urlopie – broniłam się. – Oboje ciężko pracujemy, należał nam się wypoczynek.

– A na co tak pracujecie, na spełnianie zachcianek? Małżeństwo bez dzieci to jakiś żart, kiedyś będziesz tego żałowała.

Teściowa nie pozostawała w tyle, wypatrywała mojej ciąży jak rozbitek statku. Obie suszyły nam głowę, z tym że mnie się bardziej dostawało, Piotrka mniej winiły za brak dziecka.

– Proboszcz by się przydał na te baby, tylko on potrafiłby ukrócić ich gadanie – zżymał się Piotrek.

Oboje chcieliśmy mieć dziecko, ale później. Planowaliśmy rozsądnie, tak by nikogo nie prosić o wsparcie, gdy maluch przyjdzie na świat. To właśnie mama nazywała z pogardą robieniem kariery. Trudno było nazwać karierą nasza pracę, ale jej nie można było tego wytłumaczyć. Bolało ją też, że chcieliśmy zobaczyć kawałek świata, żyć inaczej niż ona, przeżyć kilka fajnych chwil, zanim zakopiemy się w pieluchach. Według niej prezentowaliśmy nieodpowiedzialne podejście do życia. Rozumiałaby, gdybym zaszła w ciążę, mieszkając kątem w akademiku, ale wygodne życie bez dziecka było ponad jej pojęcie.

Już nie mogliśmy tego ukrywać

Plotki, jakobym nie mogła mieć dzieci, na szczęście do mnie nie dotarły. Bardzo bym je przeżyła, leczyłam się wówczas hormonalnie i byłam bardzo wrażliwa emocjonalnie. O ciąży też nie od razu powiedzieliśmy rodzinie, nie chcieliśmy przedwcześnie świętować. Źle się czułam i miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Udawało nam się ukryć mój odmienny stan, bo mieszkaliśmy w stolicy i unikaliśmy wyjazdów do rodziców, baliśmy się, co możemy usłyszeć.

Nie chciałam słuchać bezmyślnego paplania o zagrożonych ciążach, szczególnie tych bliźniaczych. Okazało się bowiem, że spodziewamy się nie jednego, ale dwojga dzieci, co było dla nas wielką niespodzianką. Nie ukrywam, że nie czułam się na siłach stawiać czoła rodzinie, która mieliła bez zastanowienia językami, dopiekając mi do żywego.

Kiedy lekarze unieruchomili mnie w łóżku, zdecydowaliśmy, że czas powiadomić rodziców, co się dzieje. Miałam leżeć do rozwiązania, w domu lub w szpitalu, w zależności od rozwoju sytuacji. Oboje z Piotrkiem bardzo martwiliśmy się o nasze dzieci, ale staraliśmy się mocno wierzyć, że wszystko zakończy się pomyślnie. Bałam się najazdu mamy i teściowej, które, jak przewidywałam, zrobią larum i będą snuły mroczne rozważania na temat mojego stanu, denerwując mnie do łez.

Pojawiły się obie naraz, co już samo w sobie było niepomyślnym zbiegiem okoliczności, bo panie niezbyt się lubiły. Bałam się nieuniknionych niesnasek, ale nic takiego się nie wydarzyło, obie zajęły się wyłącznie mną. Od razu umówiły się na dyżury, które zamierzały przy mnie pełnić, i teściowa wyjechała, obiecując wrócić za dwa tygodnie. Zmieniały się przy mnie aż do rozwiązania, a zachowywały się tak, że ich nie poznawałam. Powiedziałam to teściowej, a ona odparła ze spokojem:

– Kobiety muszą się wspierać w trudnych sytuacjach. Ty sobie leż, a ja wszystko zrobię. Uczesać ci włosy? Dorotka bardzo lubiła, jak to robiłam.

Babcie są z nas bardzo dumne

Nie spodziewałam się takiej propozycji, po chwili poczułam się jak w spa. Teściowa wolno przeczesywała pasma, co było bardzo przyjemne i odprężające. Opowiadała przy tym o wyczynach Piotrka i Doroty, jak byli mali. Nie poznawałam tej kobiety.

– Dziękuję, mamo, bardzo doceniam, że przy mnie jesteś – powiedziałam. – Nie spodziewałam się, że…

– Wiem, wiem – teściowa nadal czesała moje włosy. – Co było, a nie jest… Nie wracajmy do tego, dobrze?

Prosiła o wybaczenie, na swój własny, autorski sposób. Była zabawnie harda i łatwo nie ustępowała, ale chyba coś w niej się poruszyło.

– Zajmę się tobą i pomogę przy dzieciach – obiecała, strzelając oczami w bok.

Roześmiałam się, bo ona sama zachowywała się jak dziecko. W przeszłości były chwile, że jej szczerze nie znosiłam, ale teraz siedziała obok mnie  inna kobieta. Czułam, że nie muszę już jej unikać. Po trudnych dziewięciu miesiącach powitaliśmy na świecie Zuzię i Jasia. Piotrek wziął urlop, zjechały mama i teściowa, w domu zapanowało szaleństwo. Obie babcie rywalizowały na wiedzę o niemowlętach, Piotrek nie mógł się dopchać do dzieci, ja dostawałam je tylko do karmienia. Z czasem nasze babcie ochłonęły i teraz jesteśmy zwyczajną rodziną z dwojgiem dzieci. Babcie są z nas bardzo dumne.

Czytaj także:
„Moja teściowa ma klucze do naszego mieszkania i wparowuje kiedy chce. Ustala obiady i sprząta”
„Moja teściowa mnie wykończy. Zrobiła sobie u nas hotel i przesiaduje tygodniami, licząc na obsługę”
„Moja teściowa ma kupę forsy, ale swoim wnukom żałuje. Nie rozumiem, jak można być taką babcią”

Redakcja poleca

REKLAMA