Obserwujecie mnie na ulicy, w sklepach, autobusach, restauracjach, u lekarza. Przyglądacie się, kiedy spaceruję z dzieckiem lub idę obok męża. O tak! Stanowimy dla was nie lada atrakcję. Zerkacie na nas ukradkiem albo częściej – gapicie się bezczelnie, nie licząc się z naszymi uczuciami, jakbyśmy byli zwierzętami w zoo. Komentujecie nasze zachowaniem, zanim jeszcze zdążymy zniknąć wam z pola widzenia, bywacie okrutni i złośliwi. W najlepszym razie udajecie, że nas nie zauważacie, a przecież podobnie jak wy czujemy i myślimy, więc wychwytujemy wasze skrępowanie.
No bo jak kobieta z wyraźną deformacją kończyn, ledwie poruszająca się o kulach, może być ze zdrowym mężczyzną? Nawet całkiem przystojnym, elokwentnym i zabawnym. Zastanawiacie się więc, czy z nim wszystko w porządku, skoro wybrał coś takiego spośród tylu ładnych, zgrabnych dziewczyn. Nie, z pewnością czegoś mu brakuje. Może cierpi na jakąś wstydliwą przypadłość? Ma kłopoty psychicznie albo perwersyjne skłonności?
Widzę w jej oczach nienawiść
A to dziecko? Czy oni w ogóle zastanawiali się, co z niego wyrośnie?! Czy nie pomyśleli, płodząc potomka, na jakie skazują go cierpienie? Wstrętni samolubni egoiści. Jeśli już pragnęli kogoś pokochać, mogli przygarnąć psa ze schroniska! Kota, papugę, cokolwiek. A nie żeby zaraz robić sobie dziecko! A jeśli, tak jak ona, będzie ułomne? Nie wiadomo, czy z jej deformacją nie wiążą się jakieś inne schorzenia. Upośledzenie na przykład.
Może oboje przekażą mu swoje choroby – ona tę jawną, on utajoną, tym bardziej podejrzaną… A nawet, gdyby wyrosło na zdrowe, silne dziecko, to jak ono się będzie czuło przy takiej matce? Spłodzili sobie darmowego opiekuna, nie myśląc o dobru tej małej istotki!
Na każdym kroku czuję wasze oburzenie. Narastającą i niczym nieuzasadnioną wściekłość. Denerwuje was mój związek, moja rodzina stworzona wbrew prawom logiki. Wiecie lepiej ode mnie, że takie jak ja powinny szybko umrzeć. Albo przynajmniej, gdyby miały odrobinę wstydu, zejść z oczu porządnym ludziom, schować się w czterech ścianach i wegetować na koszt rodziny.
Czasami owszem, to coś może ładnie się ubrać i pójść do spowiedzi, żeby było widać, że dziecię boże, a nie kara za grzechy. Chociaż kto wie, dlaczego akurat jej rodziców dosięgnęło takie nieszczęście, skoro w rodzinie nie było podobnych przypadków. Nieszczęście – tym właśnie dla was jestem. Nie mam prawa marzyć, pragnąć, pożądać… Obrzydliwe, że w ogóle śmiem uprawiać seks!
„Może on ją zmusił? Zgwałcił, a bidulka nieznająca prawdziwej miłości zgodziła się z nim żyć, pełniąc rolę seksualnej niewolnicy?”… Wiem, że roicie sobie w głowach coraz to bardziej pokręcone scenariusze łączącego nas uczucia. Nie mieści wam się w ciasnych głowach, że potrafię nie tylko obsługiwać komputer, ale i skończyłam studium informatyczne, mam laptopa, a pewnego wieczora użyłam go do innych niż zawodowe celów. Weszłam na portal randkowy, zamieściłam zdjęcie i krótki opis swojej osoby – zainteresowań, pasji (bo takie mam!) – i choroby.
Mariusz odpowiedział na moje ogłoszenie po dwóch dniach. Jego mamie, podobnie jak wam, także nie mieściło się w głowie, że jej jedynak pokochał kogoś takiego. Mimo naszych zaręczyn, ślubu i cudownego, zdrowego wnuczka, którego urodziłam, ona wciąż nie rozumie, dlaczego została pokarana taką synową.
Jestem człowiekiem, jak wszyscy
Szczęśliwie dla siebie i dla nas mieszka daleko, więc nie muszę codziennie mierzyć się z jej oceną. Nie muszę czuć jej skrępowania, gdy mimo fizycznej ułomności mówię, czuję i zachowuję się, jak „normalny” człowiek. Ona także nie rozumie, co sprawiło, że jej ukochany chłopiec, wychuchany synek mamusi wybrał kobietę, której musi „usługiwać”. Widzę w jej spojrzeniu nienawiść połączoną z rozpaczą, gdy Mariusz pierwszy zrywa się do naszego płaczącego synka. Albo kiedy podaje do stołu kolejne potrawy czy przygotowuje mi kąpiel.
Wiem, że ona także, jak wy wszyscy, odlicza dni do naszego rozstania, bo przecież ten facet kiedyś musi mnie zostawić! Pokazać, że „to”, czyli nasz związek, był jedynie fanaberią. Kaprysem na złość mamie i światu.
A co powiecie, jeśli to jednak jest miłość? Jeśli przeżyjemy ze sobą całe życie, podczas gdy wy z trudem będziecie sobie radzić w drugim lub trzecim małżeństwie? Kiedy doczekamy się kolejnego dziecka, a potem i wnuków? Zwiedzimy Polskę i świat i wbrew malującemu się na waszych twarzach obrzydzeniu w każdym z tych miejsc będziemy się całować czy tulić do siebie niczym nastolatki?
Co poczujecie, gdy miniemy was na ulicy ze zdrowym potomstwem, a wy będziecie pchać wózek czy prowadzić za rękę swoje chore dziecko, próbując poradzić sobie z tymi samymi nienawistnymi, pełnymi pogardy spojrzeniami, z którymi my musimy mierzyć się dzisiaj?
Może więc jednak zamiast oceniać, uśmiechniecie się do nas, powiecie dobre słowo, wlejecie w nasze serce otuchę lub choćby po prostu zauważycie mnie na tym chodniku? Mnie, człowieka. Bo jestem człowiekiem.
Czytaj także:
„Sąsiadka całymi torbami znosi do mieszkania śmieci. Przez nią czuję się jak na wysypisku, a administracja rozkłada ręce”
„Mój ojciec miał kochankę, a matka miała romans z jej mężem. Mój dom przypominał cyrk na kółkach"
„Przy mnie zgrywał romantyka, a w domku czekała żona. Dopiero gdy zaszłam w ciążę, przyznał, że działa na 2 fronty”