Teściowa nie znosiła mnie od samego początku. Wcale nie ukrywała, że marzyła o lepszej żonie dla syna – lepszej, czyli uległej i pozwalającej wchodzić sobie na głowę. Kiedy dowiedziała się, że nie bierzemy ślubu kościelnego, strasznie się obraziła, a teraz żąda, żebym wzięła ją pod swój dach.
Piotr bardzo pilnował tego, żeby nie wtrącała się w nasze życie. Kiedyś jeszcze próbował z nią rozmawiać, żeby zmieniła swoje nastawienie, ale przypominało to walenie grochem o ścianę. Nic do niej nie docierało. Dlatego też oznajmiłam mężowi, że z jego rodzicielką chcę mieć jak najmniej wspólnego. Uszanował to i jeśli miał do niej jakąś sprawę, co na szczęście zdarzało się niezwykle rzadko, jeździł do niej sam. O ślubie postanowiliśmy powiadomić ją jednak we dwoje.
Nie szanowała naszej decyzji
– Ślub w ogrodzie? Większej bzdury nie słyszałam – taka była reakcja matki Piotra, gdy poinformowaliśmy ją o planach dotyczących uroczystości weselnej.
– Taka jest nasza decyzja – stanowczo odparł Piotr.
– Ja się na coś takiego nie zgadzam – fuknęła wyniośle – ale was przecież nie obchodzi moje zdanie.
Posłała mi wymowne spojrzenie, dając do zrozumienia, że to oczywiście moja wina i że to ja nakłoniłam jej syna do takiego aktu bezbożności. Uważała, że mam na niego fatalny wpływ. Rzecz jasna, jej widzimisię nie znajdowało potwierdzenia w rzeczywistości. Kompletnie nie docierało do niej to, że jako dorośli ludzie mamy święte prawo funkcjonować po swojemu, a nie pod czyjeś dyktando.
– Po prostu to uszanuj – rzucił krótko Piotr.
– Brak ślubu kościelnego to ciężki grzech – dyszała ze złości – i ja na coś takiego przystać nie mogę.
– Nie musisz – w głosie Piotra wyraźnie pobrzmiewała nuta irytacji.
– Ja dobrze wiem, że to wszystko przez nią – wskazała na mnie lekceważąco głową. – Kiedyś taki nie byłeś.
– Wybacz mamo, ale nie będziesz obrażać mojej narzeczonej – bałam się, iż za chwilę wybuchnie, a on zwrócił się do mnie. – Kochanie, wychodzimy.
Zanim opuściliśmy jej mieszkanie, w moim kierunku poleciało jeszcze parę nieprzyjemnych słów. Cała się trzęsłam ze zdenerwowania.
– Skarbie, proszę, uspokój się – mocno mnie przytulił, gdy już wsiedliśmy do samochodu. – Przepraszam cię za nią.
– To nie twoja wina – wzięłam głęboki oddech.
– Co powiesz na chińszczyznę? – zaproponował. – Może poprawi ci humor.
– Chętnie.
Nikt nie umiał mnie tak pocieszyć jak Piotr.
Naprawdę nie przyszła
Zgodnie z przewidywaniami matka Piotra nie pojawiła się na naszym ślubie. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie próbowała namącić. „To najgorszy dzień w moim życiu. Od dziś będę nosić żałobę” – takiej oto treści wiadomość wysłała do syna.
– Naprawdę nie wierzę – mruknął pod nosem, kiedy ją odczytał. – Mogła odpuścić.
– Znasz matkę. Wiesz, jaka ona jest…
Nie było to przyjemne, zwłaszcza że moi rodzice dopytywali, gdzie jest mama pana młodego. Skłamałam, że się mocno rozchorowała, lecz przysłała życzenia. Ani mi się śniło mówić im prawdy i narażać ich na niepotrzebny stres. Czasami lepiej żyć w błogiej nieświadomości. Pomimo wszystko nie zamierzaliśmy pozwolić na to, aby ktokolwiek popsuł nam ten dzień.
Uroczystość była przepiękna. Pogoda dopisała idealnie. Tą wyjątkową, majową sobotę będę nosić w sercu do końca życia. Goście również wyglądali na zadowolonych. Z pomocą mojej przyjaciółki Ani, która jest utalentowaną florystką i dekoratorką, przystroiłyśmy ogród specjalnie na tę wyjątkową okoliczność. Moi rodzice stanęli na wysokości zadania, udostępniając nam dom i teren wokół niego.
– Na nas zawsze możecie liczyć – często powtarzał tata.
Ojciec Piotra zmarł wiele lat temu i niestety nie miałam okazji go poznać.
– Na bank byłabyś jego oczkiem w głowie, był wspaniałym człowiekiem – wyznał mi kiedyś.
– Ona przy nim taka była? – nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania.
– No właśnie nie – wzdychał Piotr – dopiero po jego śmierci coś się jej przestawiło.
Prezent ślubny od moich rodziców przerósł nasze najśmielsze oczekiwania – aż rozpłakałam się ze wzruszenia. Dostaliśmy od nich klucze do mieszkania. Trudno było sobie wyobrazić lepszy początek małżeństwa.
Nie zależało jej na dobrych relacjach
Piotr wysłał matce garść zdjęć z naszego ślubu, ale nie zareagowała w żaden sposób. Wtedy doszedł do wniosku, że skoro nie zależy jej na kontakcie, to on także nie będzie podejmował starań w tym kierunku. Ja natomiast zastanawiałam się, z czego wynika takowa postawa.
Teściowa jest głęboko wierzącą osobą, chociaż w jej przypadku podchodzi to już pod fanatyzm. Poza tym wydaje mi się, że czuje się samotna. Niemniej to nie uprawnia jej do wtykania nosa w cudze sprawy, nawet jeśli tym kimś jest jej własny syn. Jakoś nie było mi jej szkoda. Takim ludziom można co najwyżej współczuć. Zaprzepaściła szansę na zbudowanie fajnej relacji z Piotrem i ze mną, ponieważ nie do zniesienia jest dla niej to, że mamy czelność nie postępować zgodnie z jej oczekiwaniami. Mówi się trudno. W końcu jest dorosłym człowiekiem i dokonała takiego, a nie innego wyboru.
Przypomniała sobie o nas
Któregoś wieczoru, gdy w ramach relaksu po ciężkim dniu, oglądaliśmy jeden z naszych ulubionych filmów, zadzwonił telefon. Piotr popatrzył najpierw na wyświetlacz, a potem na mnie. Jego mina mówiła wszystko.
– To ona? – zapytałam konspiracyjnym szeptem.
Przytaknął twierdząco, po czym odebrał. Dostrzegłam jednak, że się wahał. Rozmawiali parę minut.
– Chce się spotkać – oznajmił mąż po zakończeniu rozmowy.
– Niby po co? – bawiłam się pilotem od telewizora, aby ukryć niepokój.
– Tego nie powiedziała.
– I co zrobisz?
– Pojadę jutro i z nią pogadam – wzruszył obojętnie ramionami.
Jak się okazało, teściowa podupadła na zdrowiu. Zaczęło się od z pozoru niewinnego przeziębienia i do tamtej pory nie była w stanie dojść do siebie i odzyskać w pełni sił. Co gorsza, lekarze stwierdzili u niej problemy z sercem i ciśnieniem, co wcale nie wróżyło dobrze na przyszłość.
– Chciałaby z nami zamieszkać – Piotr nie owijał w bawełnę, a mnie zamurowało.
– Co? Co takiego? – wydukałam, odzyskawszy głos.
– Twierdzi, że sobie nie radzi sama.
– Sorry, ale ja na coś takiego na pewno się nie zgodzę – ciśnienie mi skoczyło.
– Kochanie, nie denerwuj się – podziwiałam męża za umiejętność trzymania nerwów na wodzy.
Pozornie zmieniła nastawienie
Najbardziej zaskakujące było to, że teściowa poprosiła, abyśmy oboje do niej przyjechali. Nagle zmieniła front. Zrobiła się tak miła, że od tej słodyczy aż zgrzytało między zębami. Oczywiście nie dałam się na to nabrać i bardzo sceptycznie podchodziłam do owej cudownej przemiany.
– Tak się zastanawiałbym, czy mogłam z wami zamieszkać. Podobno macie duże mieszkanie – uderzyła niemalże w błagalny ton.
– Owszem – potwierdził Piotr – ale dlaczego mielibyśmy wziąć cię pod nasz dach?
– Jestem twoją matką i zdrowie mi nie dopisuje, a poza tym jak pojawi się dziecko, to będę mogła pomóc.
Na samą myśl o tego typu wsparciu ciarki przeszły mi po plecach.
– Jestem pewien, że znajdziemy jakieś rozwiązanie, ale nie zamieszkasz z nami – Piotr zachował zimną krew.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Spokojnie jej wyjaśnił przyczyny odmowy. Nie była zachwycona. Zgadywałam, że nie przyszło mu to łatwo – jaka by nie była, to jednak jego matka. Byłam niezmiernie wdzięczna losowi za to, że nie pokarał mnie maminsynkiem – tacy faceci są beznadziejni. Piotr twardo stąpał po ziemi i umiał ocenić sytuację trzeźwym okiem. Jeśli naciskałby na zaakceptowanie prośby – a właściwie żądania – matki, nasz związek stanąłby pod znakiem zapytania. Grunt to mieć w partnerze solidne oparcie.
Czytaj także: „Po 25 latach małżeństwa zostawiłem żonę dla kochanki. Szybko się mną znudziła i kazała wracać do rodziny”
„Po rozwodzie z maminsynkiem zostałam bez dachu nad głową. Obcy facet otworzył dla mnie swój dom i serce”
„Żona mnie oszukała. Przed ślubem chciała gromadkę dzieci, a teraz wygania mnie z łóżka, bo kariera ważniejsza”