Piotrek oświadczał mi się aż pięć razy i zawsze odmawiałam, tłumacząc, że miłość nie potrzebuje formalnego papierka. Jednak kiedy zaszłam w ciążę, sytuacja trochę się zmieniła.
Jego matka dostała histerii na myśl, że będzie mieć nieślubnego wnuka
– Pomyśl, co ludzie powiedzą! Będą was wytykać palcami!
– Nie będą. Nie żyjemy w średniowieczu – spokojnie odparł Piotrek. – Nie przyszliśmy tutaj z Monią rozmawiać o ślubie, tylko przekazać ci radosną wiadomość. Zostaniesz babcią. Ciesz się! – mówiąc to, przytulił matkę i ucałował ją w oba policzki.
Zadziałało. Jak zwykle. Dała spokój ze zrzędzeniem i pobiegła do kuchni, by szykować jedzenie dla swojego ukochanego synusia. Niemniej później okazało się, że jej słowa odniosły zamierzony skutek i zasiały w Piotrku pewien niepokój. Raz po raz wracał do tematu:
– Hm, może faktycznie dla dziecka będzie lepiej, jeśli się pobierzemy?
– Niby czemu?
– Nie będziemy mu musieli tłumaczyć, czemu mamy inne nazwiska. Wzruszyłam ramionami.
– Wymyśl lepszy powód.
– Inne dzieciaki mogą mu dokuczać, że jego starzy żyją na kocią łapę.
– Nie sądzę…
– Ale pewności nie masz?
– Nie mam – przyznałam.
– Sama widzisz!
Odbyliśmy wiele podobnych rozmów, moi rodzice też mnie namawiali na ten ślub, więc w końcu uległam: zgodziłam się wyjść za Piotrka. A co mi tam, kochamy się, dziecko w drodze, nie będę się upierać tylko dla zasady.
– Ale ślub ma być skromny – zastrzegłam. – Żadnego hucznego weseliska, tylko uroczysty obiad dla najbliższych. Nie cierpię wystawnych imprez.
– Wiem, wiem. Nie martw się. Wszystko zorganizuję, ty nie będziesz musiała się tym zajmować – obiecywał Piotrek.
Łatwo powiedzieć, ale… prawda wyglądała tak, że gdybym zostawiła wszystko na jego głowie, za organizację naszego ślubu i wesela jak amen w pacierzu wzięłaby się jego matka. Jak ją znam, urządziłaby weselisko na dwieście osób w remizie strażackiej. Co nie znaczy, że obyło się trudności. Pierwsza kwestia sporna objawiła się przy ustalaniu listy gości. Ode mnie mieli być tylko rodzice, siostra i moja przyjaciółka ze swoim facetem. Piotrek naliczył ze swojej strony aż trzydzieści dwie „konieczne” osoby.
– Monia, zrozum, muszę zaprosić moich chrzestnych.
– Okej, chrzestnych jeszcze rozumiem. Ale czemu cały zastaw ciotek, wujków i kuzynów?
– Bo inaczej się obrażą. U nas w rodzinie jest taka tradycja – tłumaczył.
– Obrażania się?
– Oj, żabko, nie kpij…
– Nie kpię, tylko pytam. Przypomnij sobie na przykład, kiedy ostatni raz widziałeś swojego kuzyna Patryka?
– Dwanaście lat temu – przyznał.
– To niech się obraża do woli. Nie przejmuj się tym. Zapraszamy tylko naprawdę bliskich nam ludzi, z którymi chcemy świętować ten dzień. Koniec i kropka.
– Ale…
– Żadnego „ale”. Bo się rozmyślę i za ciebie nie wyjdę! – zagroziłam pół żartem, pół serio.
Poddał się. Potem musiałam jeszcze wywalczyć, że odpuszczamy sobie piętrowy tort z figurkami młodej pary oraz dwie skrzynki wódki do obiadu.
– Wino i szampan wystarczą. To nie ma być pijacka biba, tylko kulturalne spotkanie rodzinne.
– Nie wszyscy lubią wino czy szampana – Piotr oczywiście przywołał argument swojej mamusi.
– Jak ktoś będzie chciał piwo, drinka, whisky czy koniak, to może sobie zamówić z karty, na własny koszt. Aha, i bardzo cię proszę, żeby dziadek Stasio nie zalał się w trupa…
– A czy ja jestem cudotwórcą?
Bezradna mina Piotrka tak mnie rozczuliła, że parsknęłam śmiechem. Dziadek Staszek słynął ze swego nieumiarkowania w piciu. Na szczęście upijał się zawsze na wesoło – wtedy dużo gadał, śpiewał i opowiadał kawały, z których sam się najgłośniej śmiał.
– Okej, dajmy się dziadkowi pobawić, jak chce. Cofam to, co powiedziałam. W jego wieku mało ma już człowiek rozrywek. Ale ojca to poproś, żeby nie przeginał z alkoholem.
Mój przyszły teść, niestety, nie wdał się w swojego tatę, czyli dziadka Stasia, i kiedy za dużo wypił, stawał się jeszcze bardziej kłótliwy i nieprzyjemny, niż był na trzeźwo.
– Jasne, przypilnuję go.
Od kiedy zaszłam w ciążę, Piotrek zdecydowanie częściej mi ulegał i nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. W dzień naszego ślubu pogoda dopisała, ja wyglądałam całkiem nieźle w szarym, eleganckim kostiumie maskującym mój stan, a Piotrek w garniturze promieniał zaraźliwym szczęściem. Miałam trochę tremy, a podczas składania przysięgi nawet uroniłam łezkę, choć nie jestem sentymentalna. Udzieliła mi się pełna wzruszenia radość Piotrka…
Jednak cały czar prysł, gdy tylko wyszliśmy przed budynek urzędu
Czekał tam na nas fotograf ślubny, choć wyraźnie mówiłam, że nie życzę sobie takich atrakcji. Nigdy nie lubiłam pozować do zdjęć, bo żadna ze mnie modelka, dlatego poprosiłam moją przyjaciółkę, by robiła za „nadwornego” fotografa. Będzie naturalniej.
– Co to ma być? – warknęłam do świeżo upieczonego męża.
– Nie wiem – Piotrek bezradnie wzruszył ramionami. Wtedy podbiegła do nas teściowa.
– Kochani, to prezent ślubny ode mnie! – zaćwierkała. – Będziecie mieć cudowną pamiątkę!
Już otwierałam usta, żeby powiedzieć, jak bardzo jestem wdzięczna, kiedy Piotrek nachylił się i szepnął:
– Nie rób afery, proszę cię. Przeżyjemy to jakoś.
Przez chwilę tliła się we mnie iskra buntu, chęć pokazania, co myślę o takich niespodziankach, ale zagryzłam zęby i postanowiłam się poświęcić. Pozowaliśmy na rynku, to tu, to tam, przez jakieś dwadzieścia minut, aż poczułam, że naprawdę mam dość.
– Musimy kończyć. Rezerwacja w restauracji czeka – przypomniałam.
Teraz już tylko jedzenie, rozmowy, sama przyjemność – myślałam. Mój optymizm okazał się pochopny…
Co zrobiłam? Złapałam faceta na dziecko?!
Na początku nie było tak źle. Co prawda teściowa krytykowała serwowane potrawy, w stylu: „Ta ryba ma tak dziwnie pachnieć czy jest zepsuta?” albo: „Tort bez czekolady to nie prawdziwy tort”, ale uparcie ją ignorowałam. Widziałam, że ją to denerwuje, co mnie z kolei dawało złośliwą satysfakcję.
Potem skupiłam się na rozmowie z gośćmi i całkiem przestałam zwracać uwagę na matkę Piotrka. Dziadek Staszek upił się jeszcze przed deserem, ale był przy tym taki kochany i serdeczny, że wcale się na niego nie gniewałam. Nie przeszkadzało mi nawet, że zaczął śpiewać szanty, wprawiając w zdumienie i rozbawienie gości w restauracji. Niestety, mój teść też się wstawił, i to wcale nie na wesoło. Zaczął gadać o polityce i agresywnie naskakiwał na każdego, kto miał inne zdanie niż on.
– Tato, przestań, proszę cię – mitygował go Piotrek.
– Nie pouczaj ojca, to brak szacunku – wtrąciła swoje trzy grosze teściowa.
Atmosfera przy stole zrobiła się niezręczna, rozmowy ucichły. Nawet dziadek Staszek stracił humor.
– I co tak siedzicie sztywno jak widły w gnoju? – burknął teść.
– Bo za mało wypili! Chluśniem, bo uśniem! – dziadek próbował rozładować atmosferę kiepskim żartem.
– Siedzimy o suchym pysku, bo młodzi na wódkę poskąpili – poskarżył się teść; wypił sporo, ale widać bolało go, że ma własny koszt.
– Taki wstyd… – jęknęła teściowa.
Myślałam, że mówi o zachowaniu swojego męża, ale ona zaraz dodała:
– Żeby na własnym weselu ludzi nie ugościć! No ale czego spodziewać się po dziewczynie, która złapała mężczyznę na dziecko…
Kiedy to usłyszałam, normalnie mnie zatkało. Nie znajdując stosownych słów, wyraziłam swoje oburzenie inaczej: chwyciłam szklankę z sokiem porzeczkowym i chlusnęłam jej zawartością prosto na bluzkę teściowej. Pójdzie na karb mojego fatalnego wychowania albo szalejących hormonów. Wisiało mi to. Wymaszerowałam z restauracji z dumnie uniesioną głową niczym obrażona księżna. Piotrek popędził za mną.
– Kochanie, przepraszam za rodziców! Oni już tacy są…
– Za długo znosiłam to, jacy są, żeby nie robić ci przykrości. Dosyć. Albo oni, albo ja. Jeśli oni, chcę rozwodu!
Poniosło mnie. Nie powinnam była stawiać go pod ścianą, ale… mój mąż nie wahał się ani sekundy.
– Wybieram ciebie. I nasze dziecko. Kocham cię! – zapewniał żarliwie.
Nie kłamał. Po weselu całkowicie zerwałam kontakt z teściami
Piotrek jeździ do nich sam i nie pozwala im się wtrącać w nasze sprawy. W zamian za przeżycie koszmarnego ślubu, zyskałam spokój od tych toksycznych ludzi, więc opłaciło się. A mina teściowej, gdy oblałam ją sokiem – bezcenna…
Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć