„Teściowa mnie strofuje, wchodzi do nas jak do siebie, a mąż uważa, że powinnam się cieszyć. Tak się nie da żyć”

Kobieta, która męczy teściową fot. Adobe Stock, JackF
„Brakowało mi choćby odrobiny intymności, poczucia, że mieszkanie jest moje. Korytarzem wiecznie biegały dzieci Bogdana, jego żona ciągle pukała do nas pod byle pretekstem. O teściowej już w ogóle wolę nie wspominać, tej to się chyba wydawało, że jest matką królów”.
/ 09.06.2022 12:15
Kobieta, która męczy teściową fot. Adobe Stock, JackF

Rodzice mojego męża od lat prowadzili własny biznes, firmę remontowo-budowlaną. Byli zamożnymi ludźmi, firma przynosiła spory dochód. Wszystkim zarządzał teść i tak naprawdę oprócz niego nikt nie miał nic do powiedzenia. I mój mąż, i dwaj jego bracia, a także najmłodsza siostra pracowali w rodzinnej firmie.

Nie miałam nic do powiedzenia

Początkowo bardzo mnie to dziwiło, zastanawiałam się, dlaczego żadne z rodzeństwa nie chce iść własną drogą, nie ma swoich planów na życie. Nawet kiedyś próbowałam pytać o to Mirka, jeszcze przed ślubem, ale mnie wyśmiał.

– Chyba żartujesz, Magda, niby co miałbym robić? – spytał.

– Nie miałeś nigdy własnych planów?

– Mam szukać pracy? Kłaniać się jakimś obcym, przemądrzałym szefom? To już wolę pracować z ojcem. Przynajmniej mam jakieś konkretne pieniądze. A i biznes się rozwija. Majątek rodzinny rośnie.

W sumie miał rację. Jednak kiedy po ślubie zamieszkaliśmy na piętrze w domu teściów, momentalnie zrozumiałam, że ja tak po prostu nie potrafię żyć. Na dole mieszkali teściowie z Dorotą, najmłodszą córką, na górze, w jednej części domu ja i Mirek, a w drugiej części Bogdan z żoną i dwojgiem dzieci.

Najstarszy brat Mirka pobudował po sąsiedzku dom, do którego właśnie się wprowadził, zostawiając nam swoje mieszkanie na piętrze. 

Tutaj nikt na nikogo nie wrzeszczy?

Niestety, brakowało mi choćby odrobiny intymności, poczucia, że mieszkanie jest moje, że mogę w nim chodzić w piżamie, a czasem nawet nago, że nikt niespodziewanie nie wejdzie. Mogłam niby zamknąć drzwi na klucz, ale korytarzem wiecznie biegały dzieci Bogdana, jego żona ciągle pukała do nas pod byle pretekstem.

O teściowej już w ogóle wolę nie wspominać, tej to się chyba wydawało, że jest matką królów, że o wszystkim może decydować i wszystkim narzucać swoją wolę.

Do tego Mirek był w pracy właściwie przez cały czas. Skoro praca była na miejscu i szef, czyli tatuś, również, to, cóż zrobić, nie kończyła się nigdy. Tak mi się marzyło, żebyśmy mogli spędzić spokojne, rodzinne popołudnie tylko we dwoje.

Obawiałam się jednak, że pozostanie to wyłącznie w sferze moich marzeń. Mirek przychodził na obiad, kładł się na godzinkę, a potem znów wychodził do pracy.

– Przecież zawsze jest coś do zrobienia – mówił, kiedy próbowałam go zatrzymać.

– A niby co masz teraz do zrobienia?

– Obiecałem matce, że zawiozę ją do hurtowni – powiedział.

– Może pojechać sama, ma przecież prawo jazdy – zauważyłam.

– No ma – zgodził się – ale nie lubi prowadzić. Poza tym pomogę jej nosić.

Chyba powinnam brać przykład z teściowej

Niby dobrze, że był takim troskliwym synem, ale mnie mógł również poświęcić trochę czasu.

– Mirek, ty chyba zapomniałeś, że masz żonę! – krzyknęłam kiedyś.

Po chwili już była u nas teściowa.

– A cóż tu się u was dzieje? – zapytała z oburzeniem, nawet nie pukając.

Zresztą, ona nigdy nie pukała. Uważała, że jest u siebie i nie musi.

– Cóż ty tak krzyczysz, Magdalena? – przyglądała mi się z dezaprobatą.

– Jestem zła, to krzyczę – warknęłam.

– Mirek? – spojrzała pytająco na syna.

Czekałam, co odpowie mój mąż, ale on tylko wzruszył ramionami.

– A dajcie mi obie święty spokój – mruknął. – Mam robotę – dodał i wyszedł.

– No i widzisz, coś narobiła – teściowa zmierzyła mnie karcącym wzrokiem, jakbym rzeczywiście zrobiła coś strasznego. – Kto to widział tak się wydzierać? Czy ty kiedykolwiek słyszałaś, żebym ja tak krzyczała?

Zatkało mnie. Wyglądało na to, że powinnam brać przykład z teściowej.

– Mojej mamie się zdarza – odpowiedziałam odruchowo.

– Przykro mi, ale w naszej rodzinie wszyscy się szanujemy i nikt na nikogo nie wrzeszczy – usłyszałam w odpowiedzi.

Już miałam powiedzieć, że to chyba nie do końca prawda, bo nie dalej jak dwa dni temu słyszałam, jak teść krzyczał na kogoś tak głośno, że chyba na drugim końcu wsi było go słychać. A Bogdan też ciągle krzyczy na dzieciaki.

To chyba tylko kobietom, to znaczy synowym, nie wolno. Nim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, mojej teściowej już nie było. Po prostu powiedziała swoje i wyszła. Moja odpowiedź wcale jej nie interesowała.

Myślałam, że chociaż ona mnie zrozumie

Kiedy podczas niedzielnego obiadu usłyszałam, jak mój mąż ustala z rodzicami, w którym miejscu będzie budował się nasz dom, zatkało mnie na moment.

– Mirek, nie sądzisz, że to raczej ze mną powinieneś na ten temat rozmawiać? – nie wytrzymałam.

W pokoju zapadła cisza, chyba wszyscy byli moimi słowami zaskoczeni.

– A czy ty się, kochana, znasz na budowlance? – zapytał kpiąco mój teść.

– Może i się nie znam, ale wiem, w którym miejscu chciałabym mieszkać.

– Przecież to od rodziców dostajemy działkę, Magda – zwrócił mi uwagę Mirek.

– I dlatego mogą decydować, gdzie się mamy pobudować? A może ja wcale nie chcę się budować? – byłam coraz bardziej zdenerwowana.

– Wolisz całe życie mieszkać u rodziców na piętrze? – roześmiała się Dorota.

Myślałam, że chociaż ona mnie zrozumie, była w końcu kobietą. No, ale dlaczego się dziwiłam, była przecież także córką swojej matki. Siła genów, nic innego.

– Porozmawiamy wieczorem – zwróciłam się do męża.

Nie chciałam kłócić się z teściami

Z Mirkiem zresztą też nie chciałam się spierać, chciałam spokojnie uzgodnić sprawy dotyczące naszego dalszego wspólnego życia. Bo to dotychczasowe stawało się coraz bardziej męczące. Nie było to jednak takie proste. Zamiast dojść do jakiegoś konsensusu, po prostu się pokłóciliśmy. I znowu pojawiła się w naszym mieszkaniu teściowa.

– W tej rodzinie nikt na nikogo nie wrzeszczy – upomniała mnie. Znów potraktowała mnie jak dziecko…

Przynajmniej Jolka mnie rozumie

– Ja z nimi niedługo oszaleję – zwierzyłam się następnego dnia koleżance z pracy.

– A co na to Mirek? – zapytała.

– Twierdzi, że przesadzam, że niejedna wiele by oddała, żeby się ze mną zamienić.

– Uuuu – Jolka głośno nabrała powietrza. – Nigdy bym go o to nie posądzała. Bardzo jest pewny siebie i własnych zalet.

– Wiesz, on nawet nie siebie jest pewny – odparłam. – On uważa, że my z jego rodzicami mamy tak cudownie. O nic nie musimy się starać, wprowadziliśmy się do wyposażonego mieszkania, a teraz jeszcze dostaniemy działkę i możemy zaczynać budowę. Luksus, nie?

– A ty co myślisz?

Czułam się, że rzucam grochem o ścianę, czy on poważnie nic nie rozumie?

Na myśl o życiu z teściami, robiło mi się niedobrze

– A ja nie chcę się budować obok teściów! – wybuchłam. – Nie chcę blisko nich mieszkać! Nie życzę sobie widzieć co rano wpadającej na kawę Doroty, nie chcę oglądać wchodzącej jak do siebie teściowej. Kiedy słyszę, jak ona żonie Bogdana ciągle zwraca uwagę, że źle wychowuje dzieci, to robi mi się niedobrze.

– A dobrze wychowuje? – zapytała moja przyjaciółka znienacka z lekkim uśmiechem.

– To nie o to chodzi, czy dobrze! Nie wiem, czy dobrze! Chodzi o to, że teściowa zawsze i we wszystko się wtrąca.

Jola pokiwała głową.

– Żartowałam tylko. Myślę, że powinnaś to wszystko powiedzieć Mirkowi.

– Przecież próbowałam, ale on się ze mną nie zgadza. Uważa, że tu mamy działkę za darmo, że tu rodzice we wszystkim nam pomogą. Chyba jemu, bo mnie teściowa w niczym jeszcze nie pomogła ani nic nie ułatwiła. Zresztą mój mąż jest po prostu przyzwyczajony do życia w tym zakichanym kołchozie. Jemu jest tak dobrze, inaczej nie potrafi.

– No i co zrobisz? – spytała Jolka.

– Nie mam pojęcia – westchnęłam.

Postanowiłam poważnie porozmawiać z mężem

– Mirek, ja się absolutnie nie zgadzam na budowanie naszego domu obok twoich rodziców.

– A niby gdzie zamierzasz go budować? – spojrzał na mnie uważnie.

– Możemy w ogóle się nie budować – odparłam.

– Ty naprawdę wolisz mieszkać całe życie u rodziców na piętrze?

– Nie. Możemy kupić mieszkanie w mieście i tam zamieszkać.

– W bloku? Oszalałaś chyba? Za nic nie będę mieszkał w bloku. Zresztą musiałbym dojeżdżać do pracy.

– Teraz ja dojeżdżam i żyję.

– Ty to co innego.

– Tak? – czułam, że jeszcze moment i wybuchnę. – A niby dlaczego?

– Przecież zajdziesz w ciążę, urodzisz dziecko i zrezygnujesz z pracy – powiedział. – A ja muszę być w firmie cały dzień. Jak niby sobie wyobrażasz dojeżdżanie z miasta?

Nie ty pierwszy i nie ostatni! Poza tym wcale nie musisz być cały dzień w pracy. Skoro chcesz mieć dzieci, to musisz się nimi trochę zajmować, a nie tylko pilnować firmy tatusia.

– Od zajmowania się dziećmi jest matka.

– Chyba nie wyobrażasz sobie, że ja będę sama z dziećmi całymi dniami, a ty będziesz ciągle przesiadywał w pracy!

– Dlatego właśnie musimy mieszkać tu – mój mąż był przekonany, że zakończył rozmowę.

Koniec tego dobrego...

Powiedział, że ma być tak i tak, a ja mam go posłuchać. Ale tak to nie ze mną. Kiedy na działce po sąsiedzku z domem teściów ruszyły przygotowania do budowy naszego domu, po prostu spakowałam swoje rzeczy.

– Co ty wyprawiasz? – Mirek zorientował się dopiero wtedy, gdy wpychałam torby do samochodu.
Trudno się dziwić, tak był zajęty pracą, że ostatnio mało mnie zauważał…

– Wyprowadzam się – odpowiedziałam mu spokojnie. Cały czas w duchu sobie powtarzałam, żeby tylko nie krzyczeć. „W tej rodzinie nikt na nikogo nie wrzeszczy” – brzmiały mi w głowie słowa teściowej.

– Jak to się wyprowadzasz? – Mirek kompletnie nic nie rozumiał. – Dokąd? Dlaczego?

– Mówiłam ci przecież, że nie będę się tu budować! Rozumiesz, nie będę mieszkać przez płot z twoją mamuśką i całym tym kołchozem. Masz – wepchnęłam mu w rękę karteczkę z zapisanym adresem – tu mnie znajdziesz. Wynajęłam mieszkanie. Jeśli chcesz, to przyjedź. Musimy porozmawiać spokojnie.

– Tak jakbyśmy tu nie mogli – odparł.

Roześmiałam się gorzko.

Może potrzebuję się wykrzyczeć, a tu zaraz przybiegnie twoja mamusia z interwencją – odcięłam się.

– Chyba trochę przesadzasz!

– Nie podnoś głosu. W tej rodzinie nikt na nikogo nie krzyczy. Podobno – dodałam.

Pojawił się dopiero po tygodniu

Jechałam do miasta i całą drogę płakałam. Wcale nie było mi tak łatwo, jak udawałam. Kochałam Mirka, przynajmniej tak mi się jeszcze do niedawna zdawało, bo dziś już niczego nie byłam pewna.

No nie, pewna byłam jednego – jeśli zgodzę się zostać dłużej na wsi, to nasze małżeństwo się rozsypie. Swoim rodzicom nic nie powiedziałam, bo oni tak lubili Mirka, że pewnie stanęliby po jego stronie. Zresztą moich teściów też lubili, a jeśli chodzi o mnie, to zawsze twierdzili, że wymyślam i nigdy nie można mi dogodzić.

Mirek pojawił się u mnie po tygodniu, wcześniej w ogóle się nie kontaktowaliśmy. Przepraszaliśmy się nawzajem, kochaliśmy i płakaliśmy przez całą długą noc. Jednak kiedy następnego dnia mój mąż chciał, żebym się spakowała i wróciła z nim na wieś, nie zgodziłam się.

– Myślałeś, że ot, tak wszystko wróci na stare tory? – spytałam. – No to się pomyliłeś, mój drogi.

I znów się pokłóciliśmy. Każde z nas miało swoje zdanie, swoje plany, żadne nie chciało ustąpić. Sytuacja powtarzała się potem jeszcze kilka razy. Mirek przyjeżdżał, zostawał na noc, czasem nawet na weekend.

Potem następowało spięcie, kłóciliśmy się i mój mąż wracał na wieś, a ja zostawałam w mieście. Dopiero kiedy okazało się, że jestem w ciąży, i powiedziałam o tym Markowi, przestał nalegać, bym z nim wróciła.

I za każdym razem kończy się na obietnicach

Próbowałam lato spędzić na wsi, byłam na zwolnieniu lekarskim, mogłam odpoczywać w ogrodzie, oddychać świeżym powietrzem, jednak nic z tego nie wyszło. Dom moich teściów, firma, mnóstwo kręcących się ludzi i cała rodzina w jednym miejscu – to nie sprzyjało relaksowi.

Czułam się o wiele bardziej zmęczona niż w mieście. A jeszcze dom, który wbrew mnie jednak budował się za płotem. Nie działało to na mnie dobrze. Po dwóch tygodniach wróciłam do miasta. Kiedy na świat przyszła nasza córeczka Zosia, Mirek kupił mieszkanie w mieście. Byłam zachwycona, że zdołałam go przekonać, że zrozumiał i zostanie z nami.

Szybko jednak się okazało, że wcale nie wygląda to tak, jak powinno. Ja mieszkam z Zosią w mieście, a Mirek przyjeżdża do nas tylko w weekendy. Za każdym razem, kiedy jedzie w poniedziałek do pracy, obiecuje, że to się zmieni, że zamieszka z nami na stałe, a już na pewno będzie przyjeżdżał kilka razy w tygodniu.

I za każdym razem kończy się na obietnicach. A kiedy zarzucam go swoimi żalami, słyszę, że to ja powinnam wrócić na wieś, że dom na mnie czeka, jest już gotowy, wystarczy go umeblować. Nie wrócę, ale nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymam.

Czytaj także:
„Żyłam w dwóch związkach: z mężem i kochankiem. Skończyłam sama z brzuchem. Nie wiem, który z nich jest ojcem”
„Mąż obiecał swojej babci, która była na łożu śmierci, że się ze mną ożeni. Ja za ten ślub dostałam bezcenną biżuterię”
„Mąż uważał, że facet nie niańczy dzieci. Ciążę spędziłam sama, bo imprezował. Na poród nie przyjechał, bo leczył kaca”

Redakcja poleca

REKLAMA