„Teściowa lata do kościoła, a rogi wystają jej z trwałej. Zołza z uśmiechem na twarzy doprowadziła wnuczkę do płaczu”

zapłakana dziewczynka fot. iStock, Halfpoint Images
„Tego jeszcze nie grali. Wiedziałem, że teściowa mnie nie znosi, ale żeby się wyżywać na dziecku? To już w głowie się nie mieści!”.
/ 23.07.2023 09:15
zapłakana dziewczynka fot. iStock, Halfpoint Images

Baca odszedł dzień po ósmych urodzinach Asi. Jeszcze na imprezie próbował podkradać ciasteczka i obszczekał jakiegoś małego sadystę, który pokątnie dręczył jedną z kotek sąsiada, a nazajutrz było po wszystkim… Sprowadzony na cito weterynarz stwierdził nagłą śmierć sercową.

– Owczarki często cierpią na arytmię – przypomniał, bo już pół roku wcześniej zastanawialiśmy się wspólnie nad założeniem Bacy holtera. – Proszę docenić, że pies nie cierpiał – dodał i wzruszył bezradnie ramionami.

Miałem nadzieję, że to prawda, ale i tak czekała nas przeprawa – Baca był najwierniejszym druhem naszej córeczki, jak ona zniesie to rozstanie? Znała go od zawsze, najpierw był jej opiekunem, a potem przyjacielem podążającym za nią krok w krok… Czy ośmiolatka będzie w stanie oswoić taką tragedię, skoro ja i Krysia ledwo sobie z nią radziliśmy?

Jego miejsce jest przy nas

Tuż przed wyjściem weterynarz przypomniał, że zgodnie z prawem powinniśmy zutylizować zwłoki. Przytaknąłem, jakby to była oczywista sprawa, dla niepoznaki zadałem kilka rzeczowych pytań… Jednak od początku wiedziałem, że miejsce Bacy jest w naszym ogrodzie. Raz, bo to był jego prywatny rewir, dwa, bo liczyłem się z tym, że Asia poczuje się lepiej, gdy będzie miała świadomość, że jej przyjaciel wciąż jest blisko. I jakby kto pytał, w nosie miałem wszelkie rozporządzenia zabraniające takich praktyk.

– Pamiętasz tę babę, która wcisnęła nam szczeniaka? – zapytała później żona.

– Twierdziła, że to suczka labradora.

Uśmiechnąłem się przez łzy: jak mógłbym zapomnieć? Sprytna przekupa od razu poznała w mojej ciężarnej żonie słabe ogniwo i ucięła wszystkie pytania stwierdzeniem, że nie sprzeda nam psa, bo wydajemy się niegodni zaufania. Dźgnęła mnie kościstym paluchem w klatę:

– Szczególnie ty! Tę biedną dziewczynę też ciągasz z brzuchem w taki upał… Od razu widać, że jesteś bez serca!

Mistrzyni marketingu, nie da się ukryć

Krysia mogła tylko podnosić cenę, żeby babsko zmiękło. I tak dwa miesiące przed narodzinami Asi zostaliśmy właścicielami suczki labradora, która szybciutko okazała się owczarkiem niemieckim płci jak najbardziej męskiej.

To na Bacy w przyspieszonym tempie uczyliśmy się odpowiedzialności za drugą istotę… Karmienia na czas, wstawania w nocy i domyślania się, o co chodzi komuś, kto nie potrafi wyartykułować swoich potrzeb. Asia, kiedy wreszcie się pojawiła, miała już grunt przygotowany. 

Wybraliśmy miejsce na końcu naszej posesji, tuż pod lasem, gdzie Baca lubił szczekać na przejeżdżające samochody. Wykopałem tam głęboki dół i razem z Krysią umieściliśmy w nim zawinięte w pled sztywniejące już ciało czworonożnego przyjaciela. Potem zasypałem je ziemią. Nie chcieliśmy, by Asia była świadkiem tej czynności, bo widok jak zawsze w podobnych wypadkach był drastyczny.

Kiedy córka wróciła ze szkoły i dowiedziała się o śmierci przyjaciela, najpierw dopytała, czy na pewno go nie bolało. Zapewniona, że nie, przyniosła album ze zdjęciami i trochę wspólnie popłakaliśmy, wspominając łobuziaka. Potem zapytała, czy może zanieść kwiaty na grób psa.

– Oczywiście, kochanie – zapewniła ją żona. – Pójdziemy we dwie, jeśli nie będzie ci to przeszkadzało. Pomogę ci zrobić bukiet i razem pożegnamy Bacę.

To była naturalna czynność, bo przecież Asia co rok składała kwiaty na mogile dziadka, którego nie dane jej było poznać. Tak okazywało się szacunek tym, którzy odeszli, i tak oswajało się to, co nieuniknione: wykonując proste czynności dające złudzenie, że mamy coś do powiedzenia w sprawie śmierci.

Wizyty na grobie Bacy weszły na stałe do harmonogramu dnia naszej córeczki. Zmieniała kwiaty, omiatała grób z zeschłych liści, próbowała nawet zapalić znicz. Któregoś dnia wróciła stamtąd bardzo z siebie dumna.

– Zrobiłam w końcu krzyż dla Bacy – powiedziała. – Teraz ma wszystko, co trzeba. Chcesz zobaczyć, tato?

A więc po to jej były potrzebne drewniane listewki, o które mnie prosiła! Jasne, że chciałem zobaczyć to dzieło. Wziąłem Asię za rączkę i wyszliśmy do ogrodu. Kopczyk ziemi wznoszący się na grobie psa otoczony był szyszkami, które mała przyniosła z pobliskiego zagajnika, i ustrojony kwiatkami. Na samym szczycie wetknięty był krzywy krzyż zbity z listewek.

– Sama wbiłaś gwóźdź? – spytałem pełen podziwu.

Córka przytaknęła rozpromieniona.

– Jestem z ciebie dumny – powiedziałem i przytuliłem ją. – I myślę, że Baca też.

– Naprawdę? – spytała, przekrzywiając głowę, jakby chciała sprawdzić, czy żartuję.

– Naprawdę. A teraz chodźmy na kolację, bo mama będzie się niepokoiła.

Wyglądało na to, że każde z nas próbuje sobie radzić na swój sposób z emocjami gnębiącymi go po śmierci czworonożnego przyjaciela. Wtedy wszystkie sposoby wydawały mi się dobre. Niestety, jak się okazało, nie wszyscy podzielali mój punkt widzenia.

Dwa dni później odwiedziła nas teściowa i Asia zabrała ją na grób Bacy, gdzie z dumą pokazała babci własnoręcznie zmajstrowany krzyżyk. Kiedy wróciłem z pracy, znalazłem Asię płaczącą w swoim pokoju.

Żeby się odgrywać na dziecku?!

– Co się stało, malutka? – spytałem.

– Babcia zniszczyła mój krzyż, tato – chlipnęła.

Tego jeszcze nie grali. Wiedziałem, że teściowa mnie nie znosi, ale żeby się wyżywać na dziecku? To już w głowie się nie mieści! W bojowym nastroju wkroczyłem do kuchni, gdzie teściowa popijała kawę i objaśniała mojej żonie skomplikowaną technikę gotowania ziemniaków. Krysia z tłumioną irytacją trzasnęła drzwiczkami od szafki kuchennej i posłała mi zbolałe spojrzenie.

Nie miałem pojęcia, jak ona znosiła te ciągłe nauki i upomnienia, tym bardziej że znała się na gotowaniu lepiej niż jej matka, która potrafiłaby przypalić wodę na herbatę. No cóż, mnie nie krępowały więzy krwi, więc bez wstępów i zbędnego słodzenia spytałem, co to za afera z tym krzyżem.

– To niedopuszczalne, żeby przyozdabiać mogiłę psa świętym symbolem – powiedziała teściowa, teatralnie łapiąc się za miejsce, gdzie większość ludzi zazwyczaj ma serce. – Zabezpieczyłam go u ciebie w garażu, Jarku, mam nadzieję, że coś z tym zrobisz.

Ciekaw jestem, co właściwie powinienem z nim zrobić – pomyślałem.

– A dziadek na swoim grobie to ma krzyż – usłyszałem głos Asi za swoimi plecami.

Ośmielona moim wstawiennictwem najwyraźniej postanowiła walczyć o swoje. Dzielna dziewczynka.

– Więc dla ciebie, młoda panno, nie ma różnicy między dziadkiem a wiejskim kundlem?! – uniosła się babcia.

– Baca był owczarkiem, a nie byle kundlem – wypsnęło mi się.

– No właśnie! – Asia stanęła obok i chwyciła moją dłoń.

– Nie zniosę tego dłużej – teściowa uderzyła w histeryczne tony. – Czego wy tego dzieciaka uczycie? Porównywać mojego zmarłego męża do psa!

– Nie przesadzaj, mamo – poprosiła Krysia znużonym głosem. – Nikt nie porównywał taty do psa. Chodzi tylko o krzyż. O jakiś symbol.

– Nie jakiś, tylko święty symbol! – krzyknęła oburzona teściowa. – Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi! Całe życie poświęciłam, by wpoić ci chrześcijańskie wartości. Zwierzęta to nie ludzie, nie mają duszy, zdychają i już, nie ma ich…

– Idą do nieba – weszła jej w słowo Asia. – Baca był dobrym psem, więc poszedł do nieba. Sama mówiłaś, babciu, że jak ktoś jest dobry, to tam idzie.

– Ale nie psy. Dziecko, miejże rozum – fuknęła teściowa. – Do nieba poszedł twój dziadek, będzie czekał na nas wszystkich. Tam się spotkamy.

– Bez Bacy? – Asia z trudem powstrzymywała łzy.

– Na pewno bez – oświadczyła teściowa stanowczym tonem. – Bankowo.

– To ja nie chcę iść do takiego nieba! – krzyknęła Asia i uciekła.

Co jest z nią nie tak?

Myślałem, że kobieta się jakoś otrząśnie i zachowa jak babcia, a nie reprezentant inkwizycji oddelegowany do naszej kuchni, ale gdzie tam! Spojrzała zimno na mnie, potem na Krysię, następnie uniosła wzrok ku górze, szepcząc, co też musi znosić. I jeszcze coś o ogniach piekielnych tam było i karze boskiej…

A przecież moi dziadkowie także byli głęboko wierzący, jako chłopiec zawsze miałem wrażenie, że łączy ich gorąca linia z niebem… I jakoś byłem pewien, że żadne z nich nie wyrwałoby z psiej mogiłki krzyża kosztem dziecięcych łez, uznając, że to doskonała okazja do straszenia piekłem.

Jak to było w liście św. Pawła? Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jako miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący… Coś takiego. Nawet ja to znam, a nie siedzę co niedzielę w kościele jak moja teściowa. Co jest z nią nie tak?

Czytaj także:
„Moja teściowa ma klucze do naszego mieszkania i wparowuje kiedy chce. Ustala obiady i sprząta”
„Moja teściowa nigdy nie liczyła się z uczuciami swoich dzieci. Pchała Agatę za mąż, gdy ta wciąż była w żałobie”
„Moja teściowa pozbawia mnie resztek sił. Zrobiła sobie u nas hotel i przesiaduje tygodniami, licząc na obsługę”

Redakcja poleca

REKLAMA