Moja córka weszła w dorosłe życie tak szczęśliwie, że nie mogłabym sobie lepiej tego wymarzyć. Jeszcze na studiach poznała świetnego chłopaka, z którym zaręczyła się po dwóch latach randek. Piotrek już jako narzeczony sprawiał wrażenie idealnego kandydata na męża, a gdy nim został, nie zawiódł naszych oczekiwań.
Jest opiekuńczy, pracowity, rozsądny i wyrozumiały. A przecież pochodzi z rozbitej rodziny. Ojciec odszedł od jego matki, gdy chłopak miał dziesięć lat. Zresztą teściowa Marty też okazała się bardzo fajną babką.
Przez długi czas znaliśmy matkę Piotrka tylko z relacji. Córka przedstawiała ją jako pogodną, zabawną kobietę, która mimo tego, co ją spotkało, nie straciła energii i radości życia. Opowieści o Irenie – bo tak ma na imię – szybko zweryfikowaliśmy sami. Krótko po zaręczynach przyszła do nas na obiad i od razu ujęła wszystkich domowników.
– Proszę! Najlepszy koniak, na jaki było mnie stać – w progu wręczyła mojemu mężowi butelkę. – Podobno pan w nich gustuje. Teraz widzę dlaczego. Taki dżentelmen musi mieć wykwintne podniebienie.
– Dziękuję – Karol się lekko zmieszał.
– A dla pani domu kwiaty – zwróciła się już do mnie. – Myślałam, żeby przynieść coś do jedzenia, ale doszły mnie słuchy, że przy pani kuchni każda inna wysiada.
– Jakiej tam pani! Ewa jestem! – to mówiąc, podałam jej rękę i chciałam zaprowadzić do salonu, ale Irena uparła się, żeby najpierw obejrzeć całe mieszkanie.
Każdy choć raz przesadził z alkoholem, prawda?
Chwaliła wystrój, ciekawiły ją pamiątki i zadawała mnóstwo pytań. Była bardzo uprzejma i przyjazna. Obiad minął nam więc w wyśmienitej atmosferze. Wszyscy bardzo szybko się rozluźnili i spotkanie nabrało rumieńców.
Do tego stopnia, że i ja spróbowałam trochę tego koniaku od Ireny. Tylko Piotrek był jakby nieco spięty i co chwila uspokajał mamę. Na szczęście Irena niewiele sobie z tego robiła.
Szybko się z nią zaprzyjaźniłam. Co jakiś czas telefonowałyśmy do siebie i spotykałyśmy na rodzinnych przyjęciach. Zapraszałam ją też na składkowe imprezy z naszymi znajomymi. Wszyscy ją polubili i chwalili jej temperament.
Niektórzy panowie cichcem skarżyli się nawet, że życzyliby sobie, by ich żony też wykazywały taką chęć do zabawy. A trzeba przyznać, że Irena miała niespożytą energię towarzyską i bardzo swobodny stosunek do alkoholu. Do tego stopnia, że raz czy dwa zdarzyło się jej porządnie przesadzić. Wstawiła się na tyle mocno, że trzeba jej było pomóc wezwać taksówkę.
Nie zrobiło to jednak na niej wielkiego wrażenia, bo już nazajutrz zadzwoniła do mnie i bez żadnego skrępowania wspominała co weselsze fragmenty przyjęcia. Ja też nie wracałam do tematu, bo przecież nie stało się nic strasznego. Każdemu może się zdarzyć, każdy może się trochę zapomnieć, zwłaszcza w dobrym towarzystwie.
Polubiłam Irenę, tym bardziej że wspierała dzieci
Gdy Marcie i Piotrkowi urodziło się dziecko i postanowili kupić nowe, większe mieszkanie. Wtedy Irena zaproponowała im, by wprowadzili się do niej. Mieli mieszkać razem przez pół roku pomiędzy sprzedażą starego, a przygotowaniem nowego lokum.
Córka chętnie przystała na tę propozycję. Młodzi spakowali więc manatki i przenieśli się do Ireny. Pomagaliśmy im nawet w przeprowadzce, która na sam koniec zamieniła się w rodzinną imprezę. Irena przygotowała kolację i po skończonej robocie siedzieliśmy u niej wszyscy razem, popijając wino i zajadając pyszną zapiekankę.
Wokoło stały wieże z kartonów, a myśmy rozmawiali, śmiejąc się w najlepsze. Wcale nie byłam tym zaskoczona. Domyślałam się, że Irena nie przepuści okazji do towarzyskiego spotkania.
Wydawało mi się, że dobrze ją znam, że trudno jej będzie mnie już czymkolwiek zaskoczyć. Ale byłam w błędzie, bo ta z pozoru radosna i pogodna kobieta ukrywała tajemnicę, która całkiem zepsuła relacje między nami.
Dziś dziwię się sobie, że przez cały ten czas nie nabrałam żadnych podejrzeń. Myślę sobie, że to pewnie dlatego, że zawsze staram się przypisywać ludziom dobre intencje i motywy. Także i tym razem uwierzyłam, że energia i chęć do zabawy są naturalną cechą Ireny. Że nie stoi za nimi żadna chorobliwa skłonność.
A o tym, że Irena ma poważny problem, dowiedziałam się od córki. Ona jako pierwsza odkryła ponurą prawdę. Już po dwóch tygodniach od dnia, gdy Marta zamieszkała u teściowej, zauważyłam, że moje dziecko markotnieje.
Co ty mówisz, kochanie? Irena tak by nie zrobiła!
Znam swoją córkę i potrafię rozpoznać, gdy coś ją gryzie. A Marta nie tylko straciła humor, ale też przesiadywała u mnie całymi dniami, jakby nie chciała wracać do domu Ireny. Z Piotrkiem rozmawiała całkiem normalnie, więc wykluczyłam kłopoty małżeńskie.
Domyśliłam się więc, że chodzi o relacje z teściową. Podpytywałam nawet Martę, czy coś się między nimi dzieje, jednak córka przez długi czas ucinała te rozmowy. Odpowiadała nerwowo, że wszystko jest w porządku, że dobrze im się razem żyje.
Jednak pewnego popołudnia przyjechała do mnie zapłakana i roztrzęsiona. No i właśnie wtedy dowiedziałam się, dlaczego razem z Piotrem wyprowadzili się od Ireny.
– Ona pije – powiedziała córka.
– Ale jak…? Tak na co dzień? Dużo? – dopytywałam, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę chodzi o alkoholizm.
– Od rana. Nie na umór, ale tak, żeby być na rauszu przez cały dzień.
– Co ty mówisz?!
– No tak – Marta pokiwała głową.
– Przecież sama widziałaś. Te imprezy…
– Ale ja myślałam, że to tylko w trakcie zabawy. No, dajcie spokój! Przecież byśmy się zorientowali… – wtrącił Karol.
– Ona nauczyła się z tym doskonale maskować… – wytłumaczył Piotr.
– Ty o tym wiedziałeś? – zapytałam zięcia, a on smutno pokiwał głową.
Dopiero wtedy przyznał się nam, że jego mama walczy z alkoholizmem od wielu lat. Że zaczęła pić po odejściu męża, a jej choroba nasila się i słabnie cyklami. Opowiedział, jak będąc już nastolatkiem, musiał co jakiś czas przeprowadzać się do dziadków, bo mama traciła nad sobą kontrolę.
Mój zięć nie jest zbyt wylewny, ukrywał szczegóły tej opowieści, ale domyśliłam się, że musiał to być dla niego prawdziwy koszmar.
Piotr przepraszał, że dopiero teraz wyznaje prawdę, i tłumaczył, że po prostu nie chciał nas zrażać do matki. Miał też nadzieję, że przy wnuku i synowej Irena przestanie pić. Ale okazało się, że nawet konieczność samotnej opieki nad małym dzieckiem nie zniechęciła jej do sięgnięcia po kieliszek.
Marta dwa razy zostawiła z nią syna, a gdy przyszła do domu po niecałej godzinie, wyczuła od Ireny alkohol. Za pierwszym razem powiedziała Piotrkowi, żeby to on porozmawiał z mamą. Zięć tak właśnie zrobił, lecz to nic nie dało. Gdy Marta wyczuła od Ireny alkohol po raz drugi, już wtedy sama stanowczo poprosiła ją, by nie piła przy dziecku. No i wtedy rozpętało się piekło.
Irena wpadła w szał i krzyczała na Martę. Wyzywała ją od wścibskich hipokrytek, od wichrzycielek. Oskarżała o to, że chce ją odsunąć od wnuka i oczernić w oczach syna. Piotr bronił żony, ale to Irenę jeszcze bardziej rozjuszyło. Kazała mojej córce wynosić się z domu i więcej nie wracać. No, chyba że z przeprosinami.
Jeśli poprosi o pomoc, nie odwrócimy się od niej
Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Ufałam mojej córce, jednak nie mieściło mi się w głowie, że Irena tak nagle obróciła się przeciw synowej, którą od początku lubiła. Przecież już dobrze znałam tę kobietę. Taka pozytywna i wesoła babka…
Postanowiłam więc do Ireny zadzwonić. Niestety, przez dobry tydzień nie udało mi się z nią skontaktować. Nie odbierała telefonu i nie oddzwaniała do mnie. Doszłam wtedy do wniosku, że mimo wszystko powinnam wysłuchać jej wersji zdarzeń.
Pojechałam do Ireny. Zapukałam do drzwi… Czekałam z pięć minut, nikt jednak nie otworzył. Wyszłam więc z bramy i wtedy ją zobaczyłam. Szła ścieżką. Pijana i zaniedbana tak, że aż przykro było patrzeć. W pierwszym odruchu chciałam uciekać do domu, jednak zebrałam się w sobie i podeszłam bliżej.
– Irena…
Podniosła głowę, spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem i uśmiechnęła się. Najpierw z sympatią, ale potem jej wzrok stał się złośliwy, ironiczny.
– O, mamusia nieskazitelnej księżniczki… Jak tam nasze gołąbeczki?
– Co ty mówisz, Irena?
– A spieprzaj! Wszyscy byście tylko oceniali… Spieprzaj, mówię!
Odsunęłam się i ją przepuściłam. Przeszła obok, trącając mnie lekko łokciem. Dziś mijają dwa miesiące, odkąd widziałyśmy się ostatni raz. Przez cały ten czas nie mieliśmy z Ireną kontaktu. Piotrek parę razy próbował z nią rozmawiać, lecz była zbyt pijana, żeby to miało sens.
Wyjaśnił nam, że matka miewała okresy całkowitego poddania się nałogowi i zawsze sama z nich wychodziła. Przekonuje, że nie możemy nic zrobić, i musimy czekać, aż Irena zrozumie, że sięgnęła już dna. Obiecałam sobie, że jeśli nadejdzie dzień, w którym poprosi o pomoc, na pewno się od niej nie odwrócimy.
Czytaj także:
„Chciałem wyrwać ślicznotkę z baru, ale bogaty tatusiek pomachał portfelem i sprzątnął mi ją sprzed nosa”
„Odrzuciłam Adama, bo dał mi pierścionek z odzysku. Gdybym go przyjęła, dziś byłoby mnie stać na najdroższe diamenty”
„Matka przyprawia mi gębę wyrodnej córki i chce ukraść syna. Uważa, że nie jestem godna jego miłości i bycia mamą”