Znowu wiem, że żyję. Po kilku miesiącach przerwy otworzyli knajpy i nareszcie nie chodzę głodny i wściekły. Sześć lat temu, kiedy zamieszkałem w nowym mieszkaniu, daleko od domu rodziców, musiałem sam nauczyć się gotować.
Nie zostałem jednak mistrzem patelni. Po okresie głodu (wolałem nie jeść sporządzanych przez siebie frykasów) i długich poszukiwaniach odkryłem przytulne bistro na sąsiedniej ulicy. Od tamtej pory, jeśli nie liczyć niedziel, kiedy wpadam na obiad do mamy lub siostry, żywię się tu codziennie.
Jedzenie jest smaczne, chociaż niezbyt wyszukane. Czasem marzy mi się coś ekstra, na przykład jakiś stek albo golonka… Ale cóż. Moje finanse chwilowo nie pozwalają na szaleństwa. Wczoraj jednak przyszedłem do baru stanowczo zbyt późno, by w ogóle dostać coś, co lubię.
Zostały same dania jarskie. Nie było nawet kurzych udek w miodzie, które bywały tutaj najczęściej. Mój obiad nie wyglądał więc imponująco.
W marzeniach już porywałem ją na randkę
Grzebałem widelcem w jakiejś sałatce, gdy przy wysokim stoliku w drugim końcu baru usiadła młoda kobieta. Zwróciłem na nią uwagę, bo sala była o tej porze prawie pusta.
Mogła mieć około 30 lat, brunetka. Była dość wysoka. Usiadła bokiem do blatu stołu, prezentując w całej okazałości swoje długie nogi. Zaczęła mieszać łyżką w gorącej zupie. Po chwili jednak wstała i zdjęła z ramion krótkie wdzianko, które powiesiła na oparciu krzesła.
Gdy stała i, wyginając biodra, zdejmowała okrycie, mogłem w pełni ocenić jej zgrabną sylwetkę. O rany, ale superlaska – pomyślałem i rozmarzyłem się, że za chwilę wstanę, podejdę do niej i zaproponuję wspólny spacer. A potem zaproszę ją do siebie i…
Szybko jednak oprzytomniałem, bo przy swojej wstydliwej naturze nie zdobyłbym się za żadne skarby na taki wyczyn. Niestety.
Zrezygnowany pochyliłem głowę i znowu zacząłem grzebać w swoim talerzu. Po chwili do baru wszedł mężczyzna z małym chłopcem, po nim grupa nastolatków. Senne do tej pory bistro zaczęło nagle rozbrzmiewać gwarem.
Skończyłem jedzenie, ale postanowiłem pogapić się jeszcze na piękną panią przy stoliku naprzeciwko. I wtedy ona zaczęła robić jakieś dziwne miny. Z początku wyglądało to, jakby się czemuś dziwiła. Wysoko unosiła brwi i zabawnie mrugała oczami. Były wesołe i niemal całkiem okrągłe, jak guziczki. Gapiłem się oczarowany niecodzienną urodą, gdy jej twarz na przemian wyrażała zdziwienie i rozbawienie.
Nie mogłem się powstrzymać
Dziewczyna najwyraźniej odwzajemniła mój uśmiech. Lekko zmrużyła oczy, po czym znów uniosła brwi. Tym razem na jej twarzy malowało się rozbawienie. Nieznajoma wyraźnie zachęcała mnie do działania!
Poczułem, że się czerwienię. Rany, i co teraz? – myślałem przerażony. – Co robić? Powinienem wstać, podejść do jej stolika, przedstawić się, a potem czekać, aż poda mi rękę… Tak, na pewno powinienem pocałować tę rękę. Tak wypada.
Niech nie myśli, że ma do czynienia z jakimś chłystkiem. Tylko co dalej? Jak mam zacząć rozmowę? Przysiąść się do jej stolika czy raczej zaproponować, żebyśmy poszli do jakiejś przytulnej knajpki na kawę i wino? No tak, tylko że w tej miłej knajpce trzeba będzie zostawić sporo kasy, a moje konto po zapłaceniu raty kredytu na mieszkanie świeciło pustkami.
Mam tam stówę i jakieś grosze, ale to za mało! – niemal krzyknąłem na głos i poczułem, jak po plecach płynie mi strużka potu. Zaraz jednak się opanowałem, bo przypomniałem sobie, że przecież mam kartę do subkonta mamy. Wprawdzie jest koniec miesiąca i tam też już pewnie niewiele zostało, ale na kawę, wino i jakieś ciastko wystarczy.
Tylko żeby chciała ze mną iść – modliłem się w duchu. Podniosłem się i zacząłem się zbierać. Robiłem to niezdarnie. Wytarłem usta serwetką, ale zamiast rzucić ją na papierowy talerz, machnąłem nią poza blat stołu. Nachyliłem się, żeby ją podnieść, i jednocześnie ręką zrzuciłem kurtkę z oparcia krzesła.
Ruszałem się jak słoń w składzie porcelany. Kretyn!
Gdy wreszcie podniosłem ubranie i pozbyłem się tacy z papierową zastawą, odwróciłem się w kierunku stolika pięknej nieznajomej. W tym samym momencie dziewczyna gwałtownie wstała, przewracając wysoki stołek i rzuciła się do przodu.
Przez ułamek sekundy nie rozumiałem, co się dzieje. Niemożliwe przecież, żeby wystraszyła się, że wychodzę i tak gwałtownie chciała mnie zatrzymać. Po chwili jednak wszystko stało się jasne…
Za moimi plecami na wysokim stołku siedział chłopczyk. Dziecko miało najwyżej trzy lata.
Jego tata oddalił się na sekundę, by przynieść mu sok. W tym momencie dzieciak przechylił się na siedzeniu, ryzykując upadek. Moja piękna nieznajoma, z którą już układałem sobie przyszłość, zerwała się, by ratować nierozważnego malca.
Jej pełen poświęcenia gest został przyjęty z wdzięcznością przez tatę chłopczyka. A ja w ciągu kilku sekund zrozumiałem, że te wszystkie miny i gesty, które brałem za zaproszenie do bliższej znajomości, były kierowane do rozkosznego malucha. Byłem załamany. Najgorsze jednak miałem dopiero usłyszeć.
– Nie wiem, jak mam pani dziękować – powiedział tata niedoszłej ofiary. – Tu obok jest taka przytulna knajpka. Zapraszam na kawę....
– Z przyjemnością – odpowiedziała zmysłowym głosem „moja” nieznajoma.
Czytaj także:
„Zakochałam się w kuzynie, rodzice uznali to za degrengoladę. Po latach wyjawili mi, że jestem adoptowana. Mogliśmy być razem”
„Nowa sylwetka stała się moim projektem. Wpadłam w obsesję liczenia kalorii. Tylko ćwiczenia sprawiały, że żyłam”
„Mój eks był moim szefem. Karał mnie za to, że od niego odeszłam. Uprawiał mobbing, wykańczał mnie psychicznie”