„Teść ubrał moich synów jak emerytów. Powiedział, że nie będą chodzić w tych szmatach, które im z żoną kupujemy”

Zięć był leniem, który wyzyskiwał moją córkę fot. Adobe Stock, koldunova_anna
„Gdy zobaczyłem, ile Kapitan wydał kasy na te nietrafione ubrania, aż zaniemówiłem. To była prawie połowa mojej miesięcznej pensji. >>Jakbym was nie znał, to wziąłbym za dzieci z ulicy. My z babcią nigdy nie pozwolilibyśmy, żeby mama w takich szmatach pokazała się między ludźmi<<. W głowie teścia słychać było oburzenie”.
/ 11.02.2023 09:17
Zięć był leniem, który wyzyskiwał moją córkę fot. Adobe Stock, koldunova_anna

W odróżnieniu od mojego taty, który dla naszych dziesięcioletnich bliźniaków jest zwyczajnym dziadkiem, ojciec Karoliny nazywany był od zawsze dziadkiem Kapitanem. Bo rzeczywiście, wiele lat służył w policji (zaczynał oczywiście jako milicjant), a kilkanaście ostatnich w stopniu kapitana. Od pięciu lat jest emerytem, lecz i postawa, i prestiż w rodzinie pozostały mu do dzisiaj. Nasi chłopcy uwielbiali Kapitana, z powodu jego opowieści z wydziału kryminalnego, nie mówiąc już o tym, jak fajnie było się pokazać z nim na boisku, w parku czy nawet przejść ulicami miasta. Bo Kapitan, pomimo emerytury, lubił od czasu do czasu włożyć swój mundur galowy.

To było takie nieszkodliwe dziwactwo teścia

Ale trzeba przyznać, że świetnie się prezentował, godnie nosił, jednym słowem, robił wrażenie. A chłopcom strasznie imponował ten jego strój, jak i sam dziadek, liczyli się z każdym jego słowem, miał u nich duży autorytet. Przynajmniej do czasu… Lubiłem, kiedy do nas przyjeżdżał, zwłaszcza gdy żona miała dyżur i sam zajmowałem się chłopcami. Wiedziałem, że przynajmniej na parę godzin będę miał trochę luzu, bliźniaki nie odstępowały Kapitana. Bardzo mi było na rękę, gdy przyszedł do nas tamtego piątkowego popołudnia. Wziąłem na weekend z firmy trochę roboty do wykończenia w domu, więc dziadek spadł mi jak z nieba, przez parę godzin mogłem w spokoju pracować.

– A gdzie ci moi rekruci? – spytał Kapitan, wchodząc do mieszkania.

– Jeszcze w szkole, ale zaraz wrócą, obiad już grzeję – powiedziałem.

– Na miasto ich wezmę, do portu się przejdziemy, tam są ich ulubione hamburgery – puścił do mnie oczko. – Wiem, że to niezdrowe, ale nie takie rzeczy się czasem jadło na służbie, jak śledztwo było w toku…

W tym momencie chłopcy wpadli do mieszkania i widząc Kapitana, z piskiem radości rzucili się mu na szyję. On po pierwszych uściskach odsunął ich od siebie i zaczął się im przyglądać trochę dziwnym wzrokiem.

– A w co wy jesteście ubrani? – spytał z wyraźną dezaprobatą w głosie. – W worki jakieś, czy co? To oni nie mają lepszych ubrań, tylko w takim czymś ich do szkoły posyłacie? – popatrzył na mnie z wyrzutem.

Teściowi nie spodobały się te luźne bluzy i portki

Zanim chłopcy się odezwali, pośpieszyłem z wyjaśnieniem, że dzisiaj wyjątkowo poszli do szkoły w starych dresach i kurtkach, bo nie mieli lekcji, tylko dzień gospodarczy. Starsze klasy sprzątały budynek po remoncie, a młodsze porządkowały teren wokół szkoły.

Zbieraliśmy kamienie, grabiliśmy liście, no i inne takie – powiedział Piotrek. – Fajnie było!

– Jakbym was nie znał, to wziąłbym za dzieci z ulicy – w głowie teścia słychać było oburzenie. – Wasza mama też na różne prace społeczne chodziła, ale my z babcią nigdy nie pozwolilibyśmy, żeby w takich szmatach pokazała się między ludźmi.

Musiałem szybko zainterweniować, bo jak Kapitan zacząłby rozprawiać o dawnych czasach, to nie zdążyliby wyjść na spacer, a moje nadzieje na spokojne dokończenie zleconej pracy ległyby w gruzach.

– Chłopaki, myjcie ręce i przebierzcie się w normalne ubrania – zarządziłem więc szybko.

– Tak jest, odmaszerować! – zakomenderował Kapitan.

Gdy po chwili wrócili w wytartych dżinsach i szerokich bluzach z kapturami, dziadek spojrzał na nich z jeszcze większym niesmakiem.

To niby ma być wasze normalne ubranie? – spytał. – Niby czym ono się różni od tego, co przed chwilą mieliście na sobie? Przecież to zero dobrego smaku i elegancji.

– Tamto było stare, a to jest nowe i czyste – odpowiedział Pawełek, zerkając na mnie niepewnie.

– Tato, teraz młodzież tak się ubiera, na luzie – stanąłem w obronie synów. – Takie ciuchy noszą wszyscy.

Inaczej byśmy sobie obciachu narobili w budzie! – przytaknął Piotrek.

Kapitan patrzył na nich przez chwilę bez słowa, jakby się nad czymś zastanawiając, a potem machnął ręką.

– Dobra chłopaki, jedzcie, co tam wam ojciec naszykował, a potem idziemy w miasto – zaordynował. – Pójdziemy do portu, do waszego barku, a potem zajrzymy do paru sklepów. Mam w planie sweter sobie kupić, to może i dla was coś wybierzemy. Jakieś porządne ciuchy, akurat jestem przy kasie, emeryturę odebrałem, więc zrobimy super zakupy – uśmiechnął się do chłopców.

Nawet się ucieszyłem z tej nieoczekiwanej propozycji teścia, na chłopakach ubranie się wprost paliło, a nasze finanse po remoncie mieszkania i tegorocznych wypasionych wakacjach, nie przedstawiały się zbyt różowo. Wiedziałem, że teść ma gest, więc nie wrócą z byle czym. I rzeczywiście, po trzech godzinach stanęli w drzwiach, każdy z chłopców niósł po kilka toreb z markowych sklepów. Ale po ich minach poznałem, że coś jest chyba nie tak. Nie zdążyłem jednak o nic zapytać, bo teść zaczął się żegnać, mówił, że trochę im zeszło w galerii handlowej, a on był umówiony na wieczór, więc za herbatę dziękuje, cześć…

Dopiero gdy wyszedł, popatrzyłem na synów uważnie

– No, co jest, panowie? – spytałem. – Bo wyglądacie trochę niewyraźnie, pochwalcie się zakupami…

To lepiej, tato, zobacz, co Kapitan w nas wmusił – Piotrek ze złością wyciągnął z jednej z toreb eleganckie, materiałowe spodnie. – Sam powiedz, gdzie ja się w tym pokażę, to dla maminsynków jest dobre, a nie dla normalnego faceta!

– Albo to – Paweł przyłożył do siebie rozpinany, granatowy sweter. – Jak dla starego pryka, już gorszego obciachu to nie może być…

Zaczęli wyciągać pozostałą odzież, koszulki zapinane na guziki, wełniane kamizelki, swetry z emblematami na kieszonkach. No, rzeczywiście, nawet ja widziałem, że kapitan tym razem grubo przesadził.

– Przecież my w tym będziemy wyglądać jak poprzebierani – zawył Paweł. – W budzie nas wyśmieją!

– Ja tam na pewno niczego z tego nie włożę, mowy nie ma – stanowczo zadeklarował jego brat.

Poczułem się w obowiązku jednak bronić teścia, więc zacząłem im tłumaczyć, że dziadek chciał jak najlepiej, wydał masę pieniędzy, a te ciuszki są eleganckie i markowe. Nie udało mi się jednak przekonać synów i prawdę powiedziawszy, wcale się temu nie dziwiłem. Ja też bym nie nosił takiego wdzianka, jakim potrząsał teraz Piotrek.

– Za tę kasę, jaką wydał Kapitan, mielibyśmy masę normalnych ciuchów – jęknął żałośnie.

W tym momencie zaświtał mi w głowie pewien pomysł. Przejrzałem dokładnie ubrania, wszystkie miały oryginalne metki. Nawet w torbach znalazłem paragony z kas, widać Kapitan chciał nam pokazać, jak kocha swoje wnuki, i że chłopcy są warci każdych pieniędzy…

– Słuchajcie, kupiliście to wszystko w galerii? – spytałem.

– No tak – odparł Piotrek – Kapitan ciągał nas od sklepu do sklepu, aż nas nogi rozbolały.

Myślę, że mamy szansę to wszystko oddać, i to jeszcze dzisiaj – powiedziałem. – Nic nie jest używane, są oryginalne metki, a nawet paragony. A jutro mama ma wolne, możecie z nią iść na prawdziwe zakupy.

– Tato, ja widziałem promocję na takie fajne dżinsy, że szok – przerwał mi Paweł i popatrzył na mnie niepewnie. – Myślisz, że uda nam się naprawdę to wszystko oddać?

– Chyba tak – odparłem. – Zbierajcie się, załatwimy to od razu.

Tak do końca to nie byłem pewien...

Czy w sklepach nam tak łatwo przejdzie zwrot ciuchów, ale użyłem całego swojego męskiego czaru, przekonywałem panie ekspedientki i dziadkowe zakupy zostały zwrócone. A gdy zobaczyłem, ile Kapitan wydał kasy na te nietrafione ubrania, aż zaniemówiłem. To była prawie połowa mojej miesięcznej pensji. Nazajutrz poszli z matką na zakupy, tym razem do młodzieżowych sklepów, a gdy wrócili, ich buzie przypominały księżyc w pełni, tacy byli zadowoleni. Tak oto dzieciaki zostały obkupione w ciuchy i buty na całą jesień i zimę właściwie. Dwa dni później zadzwonił Kapitan i zapytał, czy jego rekruci zadowoleni są z zakupów. Z czystym sumieniem odpowiedziałem, że bardzo.

– Wiedziałem – w jego głosie usłyszałem ton samozadowolenia. – Ma się to wyczucie dobrego smaku, no i moje wnuki będą wreszcie ubrane jak normalne dzieci.

– Ma tata absolutną rację – przytaknąłem. – I jeszcze raz dziękujemy. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA