Kiedy jako młoda dziewczyna poznałam rodziców Jarka, od razu uznałam, że stanowią dziwną parę. Teściową nawet polubiłam, chociaż nie do końca ją rozumiałam. Była spokojna, cicha, wiecznie uśmiechnięta. Niestety, pozwoliła mężowi wejść sobie na głowę. W efekcie ona zawsze wszystko robiła w domu, a on czekał, niczym książę, aż żona podstawi mu pod nos obiad czy kolację. Kiedyś nawet próbowałam ją zbuntować, ale nie udało się.
– Krysiu, zdaję sobie sprawę, że popełniłam błąd – uśmiechnęła się wtedy do mnie. – Powinnam zaraz po ślubie wszystko inaczej ustawić. Ale byłam młoda i głupia. Wydawało mi się, że usługując mu, zapewnię sobie jego wdzięczność i wieczną miłość. Wiesz, to trochę inne czasy były. Nie wszystkie kobiety pracowały zawodowo, za to wszystkie były przekonane, że dom musi lśnić i błyszczeć. Bo to świadczy o gospodyni. Ja stawałam na głowie, żeby pogodzić pracę i być żoną idealną.
– Ale, mamo, to można jeszcze zmienić – upierałam się.
– Za późno – pokręciła głową. – Przecież Tadek nie zacznie nagle gotować czy prasować.
– Dlaczego? Przecież jak tata będzie musiał, to się nauczy.
– Wy, młodzi, inaczej myślicie. My inaczej. W każdym razie, mam nadzieję, że syna chociaż wychowałam odpowiednio i ty nie będziesz miała z nim takich kłopotów…
Jarek rzeczywiście był zupełnie inny niż jego ojciec. Po pierwsze, gotował i bardzo to lubił. Po drugie sprzątał. Uważał, że odkurzanie i zmywanie to męskie zajęcia i od samego początku mnie w tym wyręczał. A po trzecie, w przeciwieństwie do ojca nie marudził, nie jęczał i nie narzekał na wszystko wokół. Bo to w moim teściu było najgorsze. Nic mu nigdy nie pasowało, zawsze wszystko krytykował. I do wszystkiego się wtrącał. Zraził tym do siebie większość znajomych. A że lubił towarzystwo, to pchał się tam, gdzie nikt go nie chciał.
Zadręczał nas tymi swoimi opowieściami
My cierpieliśmy z tego powodu, gdy przyjeżdżaliśmy na działkę. Należała do moich teściów, ale kiedy na świat przyszły nasze dzieci, to my głównie tam jeździliśmy. Z czasem scedowali ją na nas, twierdząc, że oni są za starzy na grzebanie w ziemi. Mnie to było na rękę, bo do tej pory nic nie mogliśmy zmienić na działce. Teściowa zawsze sadziła mnóstwo kwiatów, teść natomiast obsadził płot chmielem.
Ja wolałabym posiać warzywa i jakieś krzewy owocowe, a przy płocie leszczynę albo winogrona. No i zdecydowanie zostawiłabym więcej wolnego miejsca, żeby można było w kometkę zagrać czy w siatkówkę. Kiedy więc teściowa powiedziała, że nie będzie się wtrącać, od razu zrobiłam wszystko po swojemu. Kwiaty zostawiłam. Lubię je, a poza tym mama nadal przecież przyjeżdżała na działkę. Niestety, z mężem.
Mieliśmy z nim prawdziwe utrapienie! Przyjeżdżaliśmy tu co weekend i często odwiedzali nas znajomi. A mój teść jakimś szóstym zmysłem zawsze wyczuł, kiedy będziemy mieć gości, i natychmiast też się zjawiał. I zaczynał gadać… Odkąd pamiętam, snuł jakieś opowieści, powtarzając je po tysiąc razy i za każdym razem zmieniając jakieś wątki. Nudne to było i męczące jak diabli!
W którymś momencie powiedziałam mu nawet, że nie chcę słuchać znowu tego samego. Obraził się, ale nie zmienił zwyczajów. Więc kiedy on zaczynał gadać, ja odchodziłam. Ale nasi znajomi nie mieli tyle śmiałości – męczyli się więc i siedzieli z nim przy stole. A on ględził i ględził…
Nienawidziłam tego. Denerwowało mnie też, że na działce również oczekiwał pełnej obsługi. A my wychodziliśmy z założenia, że nawet jak przyjeżdżają znajomi, to każdy po sobie sprząta i pomaga w przygotowywaniu posiłków. Nikt nie miał z tym problemu. Faceci przyrządzali mięso na grilla, kobiety robiły sałatki. Talerze każdy zmywał po sobie. Ale nie mój teść. Jemu trzeba było wszystko podać pod nos, a potem posprzątać. Ja się zbuntowałam, więc teściowa skakała wokół niego tak jak w domu. I to ona musiała zazwyczaj wysłuchiwać, że mięso jest za twarde, a sałatka źle doprawiona.
Z wiekiem te jego dziwactwa jeszcze się nasiliły. W dodatku zawsze lubił wypić i zjeść, w efekcie czego strasznie się roztył. Nie mogłam na niego patrzeć – stary, rozlazły i gruby dziad, który opowiada farmazony!
Nie tylko ja go nie lubiłam. Dzieciaki, które teraz są już dorosłe i mają własne rodziny, też za nim nie przepadają. Jak były młodsze, to jeździły z nami na działkę i chodziły do dziadka na imieniny. Dziś tylko dzwonią i to rzadko – mówią, że czasu nie mają, że daleko mieszkają. Fakt, i syn, i córka wyprowadzili się do innych miast, ale to tylko pretekst.
Kilka lat temu, gdy teść sobie popił, co mu się coraz częściej zdarzało, dostał wylewu. Na szczęście był w domu, teściowa od razu wezwała karetkę, która zawiozła go do szpitala. Wylew nie był zbyt rozległy, ale teściowi sparaliżowało prawą stronę ciała. Lekarz pocieszał nas, że to nie wygląda poważnie.
– Istnieje duża szansa na to, że paraliż się cofnie – powiedział do mojego męża. – Oczywiście konieczna jest rehabilitacja. Najlepiej od razu, jak tylko wyjdzie ze szpitala. Polecałbym sanatorium. Tam zajmą się pana ojcem kompleksowo. Masaż, ćwiczenia… To postawi go na nogi.
Zaczęliśmy szukać odpowiedniej placówki. Udało nam się namierzyć jedną niedaleko od nas. Ale teść się zaparł, że nigdzie nie pojedzie.
– Tato, to konieczne – przekonywał go mąż. – Tam będziesz rzeczywiście pod dobrą opieką.
– Pozbyć się mnie chcecie!
– Tato! Nie pozbyć się, tylko wręcz przeciwnie, pomóc. To sanatorium dobrze ci zrobi. A potem i tak trzeba myśleć o dalszej rehabilitacji.
Teściowa musiała wokół niego skakać
Strasznie się opierał, ale wreszcie Jarek go namówił i teść po szpitalu prawie do razu pojechał do sanatorium. Mąż odwiedził go po kilku dniach i wrócił załamany.
– W ogóle nie chce ćwiczyć – poskarżył się. – Rozmawiałem z rehabilitantem. Powiedział, że w życiu nie miał tak opornego pacjenta. Nie da się masować, krzyczy, że go boli. Nie chce chodzić, mówi, że nie daje rady…
– No i co będzie? – zmartwiłam się.
– No właśnie, nie wiem – wzruszył ramionami. – Zrobiłem mu awanturę, ale niewiele to dało.
Teść wrócił z sanatorium rozgoryczony i obrażony. Twierdził, że nikt go nie rozumiał, i że się nad nim znęcali. W efekcie nie zrobił prawie żadnych postępów. Nie chodził, ręką ledwie ruszał. Jarek wybrał się więc z nim na kolejną wizytę do lekarza.
– Wylew nie był silny, paraliż nie jest zbyt mocny ani postępujący – powiedział lekarz po badaniach. – Tak naprawdę, wystarczy gimnastyka i najpewniej ustąpi zupełnie.
Uradziliśmy, że zamówimy rehabilitanta do domu. Ale teść nadal nie był chętny do współpracy.
– Tato, zobacz, ćwiczyłeś i już masz sprawną jedną rękę – tłumaczył mu Jarek. – Trochę wysiłku i zaczniesz znowu chodzić. Wiem, że to boli i męczy, ale chyba nie chcesz do końca życia leżeć albo jeździć na wózku? A poza tym, my za to płacimy. Mógłbyś to docenić.
Nie słuchał nas. W efekcie po roku z trudem poruszał się po mieszkaniu i za nic nie chciał wyjść na dwór. W związku z tym wymagał jeszcze większej „obsługi”. Twierdził, że nie potrafi się umyć, ubrać… Teściowa musiała mu we wszystkim pomagać. Widziałam, że Jarek się tym zamartwia. W końcu teściowa też nie była najmłodsza, męczyło ją to.
– Może trzeba pomyśleć o jakiejś pomocy dla mamy? – zasugerowałam kiedyś.
– Mama nie chce o tym słyszeć – wzruszył ramionami mój mąż. – A tata nie widzi problemu…
– Nigdy nie widział, to akurat się nie zmieniło – wypaliłam ze złością.
Po kolejnym roku stało się jasne, że teściowa już dłużej nie da rady opiekować się mężem. Zaczęła mieć kłopoty z sercem, ze stawami. Lekarz zalecił jej wyjazd do sanatorium i wystawił skierowanie.
– Jak to sobie wyobrażacie? – nie chciała o tym słyszeć. – Tata nie zostanie sam w domu na trzy tygodnie!
– O to się nie martw – ucinał takie dyskusje Jarek. – Przecież my jesteśmy na miejscu. Weźmiemy go do siebie. A ty musisz pomyśleć o sobie, zdrowie jest najważniejsze.
Przekonaliśmy ją wreszcie, chociaż z trudem. Równie trudno było nam przekonać teścia, żeby się do nas przeprowadził na ten czas.
– Tu znam wszystko, tu mi dobrze – mówił. – A u was i tak cały dzień bym siedział sam, bo przecież do pracy chodzicie. Po co mi to?
Jak zwykle myślał tylko o sobie!
dfhfdhfhdfhdfhdfhdfhdh
– Tato, ale nam będzie dużo łatwiej! Nie damy rady ciągle do ciebie jeździć! – nie wytrzymałam. – Jak sobie to wyobrażasz? Że Jarek będzie po pracy gnał na złamanie karku, żeby ugotować ci obiad i wracał późną nocą? Przecież musi kiedyś odpocząć. Poza tym, ja pracuję na zmiany. Nie będziesz ciągle sam.
Przekonaliśmy go wreszcie, bo i tak nie miał innego wyjścia. Jarek co prawda już się łamał, ale ja postawiłam na swoim. Wkrótce gorzko tego pożałowałam… To były trzy najgorsze tygodnie mojego życia. Teść udawał dużo bardziej chorego, niż był w rzeczywistości. I wiecznie narzekał. Nic mu się nie podobało. Jak wychodziłam do pracy w południe, to rano musiałam przygotować mu śniadanie i zrobić kawę, potem jeszcze gotowałam zupę. A kiedy Jarek wracał po 16.00, okazywało się, że tata przez ten czas nic nie jadł ani nie pił.
– Nikogo nie ma, to i nie miał mi kto pomóc… – skarżył się.
– Tato, przecież zupa jest gotowa, wystarczy podgrzać – Jarek też powoli tracił cierpliwość. – A herbaty dlaczego sobie nie zrobiłeś?
– A bo ja wiem, gdzie co macie? Grzebać wam nie będę! – prychnął.
No więc wyjmowałam wszystko z szafek, żeby nie musiał szukać. Nic to nie dało.
– Mieliście się mną opiekować, a wy gdzieś jeździcie, zamiast po pracy wracać do domu – narzekał.
– Przecież musieliśmy zrobić zakupy – byłam wściekła. – Żeby jeść, trzeba mieć co, prawda?!
Co gorsza, tata oczekiwał, że będziemy go zabawiać rozmową. Jak wracaliśmy do domu, to cały czas siedział z nami w salonie. Chociaż oddaliśmy mu do dyspozycji pokój po córce, gdzie miał telewizor i radio. Ale nie, siedział i gadał. A kiedy ja zaczynałam prasować czy sprzątać, marudził, że się nim nie opiekuję.
– Tato, ale ty nie wymagasz opieki – powiedział mu kiedyś Jarek. – Świetnie byś sobie radził sam, gdybyś tylko zechciał. Przecież chodzisz już bardzo dobrze, nogą tylko trochę powłóczysz. Dlaczego nie wyjdziesz na spacer?
A w domu też wszystko możesz zrobić. Wystawiłem ci na blacie herbatę i kawę, pieczywo też zawsze leży na wierzchu. Dlaczego czekasz, aż my wrócimy? I jeszcze narzekasz, że jesteś głodny.
– Bo jestem – burknął. – Trudno mi nawet ukroić chleb, przecież wiesz!
– Nie, nie wiem – odparował mąż. – Z tego co widzę, to nic ci specjalnie nie dolega poza brakiem chęci. Rękę masz już całkiem sprawną!
Kiedy teściowa wreszcie wróciła, z ulgą zawieźliśmy go do domu. Jarek też miał go już dość. A nazajutrz dowiedziałam się od teściowej, że ojciec się na nas pożalił.
– Mówię ci, co ja z nim miałam – zwierzała mi się. – Pół dnia musiałam słuchać, jaki to był u was nieszczęśliwy. I jaki zaniedbany. I oczywiście, to wszystko moja wina, bo sobie beztrosko wyjechałam i go zostawiłam.
Współczułam jej, ale prawdę mówiąc, nie miałam żadnego pomysłu na to, co zrobić. Na pewno nie zamierzałam angażować się w pomaganie – wystarczyły te trzy tygodnie! Jak mogłam, unikałam wizyt u teściów. Jarek odwiedzał ich kilka razy w tygodniu, robił zakupy, sprzątał, ja wpadałam sporadycznie. Ale rok temu teściowa się rozchorowała. Już od dawna narzekała na bóle brzucha. Okazało się, że ma raka. Na leczenie było za późno.
– Możemy tylko niwelować ból – lekarze rozkładali ręce. – I to też do pewnego stopnia. Przerzuty, organizm już jest wyniszczony.
Krótko się męczyła. Po niecałym pół roku ją pochowaliśmy.
Wynajęliśmy mu pomoc, ale odeszła
No i mieliśmy kolejny problem. Przecież teść nie może mieszkać sam! A jeżdżenie do niego codziennie po pracy nas wykańczało. Tym bardziej że on rzeczywiście jest zupełnie niezaradny. Sam sobie nie ugotuje, nie upierze, nie pozmywa, nie posprząta. Nie umie. Wynajęliśmy mu pomoc, ale po dwóch miesiącach zrezygnowała.
– Przepraszam, ale pan Tadek jest zbyt uciążliwy – przyznała szczerze kobieta. – Próbowałam, naprawdę, ale to ponad moje siły. Ja mogę sprzątać i gotować, nie przeszkadza mi nawet największy bałagan. Ale z jego narzekaniem już nie da się wytrzymać. Wszystko, co robiłam, było źle. Ja tam specjalnej wdzięczności za swoją pracę nie oczekuję, ale też pomiatać sobą nie dam!
Więc Jarek znowu po pracy zaczął jeździć do ojca, ale po miesiącu powiedziałam: „dość”.
– Długo tak nie pociągniesz – stwierdziłam. – Coś trzeba zrobić.
– Ale co? Weźmiemy go do siebie? Wiesz, jak było ostatnim razem.
– Nie ma mowy – zaprotestowałam. – Wtedy wykończymy się oboje.
– No to co proponujesz?
Miałam jeden pomysł, ale wahałam się, czy powiedzieć o nim mężowi. Bo moim zdaniem, w grę wchodził tylko dom opieki… Przeszukałam nawet internet i znalazłam w pobliżu kilka przyzwoitych placówek. Oczywiście, prywatnych.
– Ojciec w życiu się nie zgodzi – Jarek z miejsca odrzucił mój plan. – Zresztą, nie wiem, czy miałbym sumienie oddać go do domu starców.
– To nie są domy starców – tłumaczyłam cierpliwie. – Ani żadne przytułki. To bardzo porządne miejsca, w których jest lekarz i pielęgniarki przez 24 godziny. W ramach opieki miałby też rehabilitanta i masażystę.
Pokazałam mężowi kilka takich domów w internecie.
– Ale to kosztuje majątek! – przeraził się. – Już za pomoc płaciliśmy krocie, ledwie wyrabialiśmy finansowo. Jak sobie to wyobrażasz?
– Tata ma emeryturę. A poza tym wynajmiemy jego mieszkanie i pokryjemy z tego resztę kosztów.
Nie był przekonany, ale widziałam, że zaczął się zastanawiać. Kilka razy przyłapałam go na tym, jak przeglądał internet. Wreszcie się zgodził.
– Ale jak przekonamy tatę, to nie mam pojęcia – powiedział bezradnie. – Przecież zaraz zacznie krzyczeć, że chcemy się go pozbyć.
– Trudno – wzruszyłam ramionami. – Sam sobie jest winien. Nie chce nic robić, udaje, że nie da rady nawet chleba ukroić. A przez swój charakter zraził do siebie znajomych. Dlatego jest teraz sam jak palec.
Nie uczestniczyłam w pierwszej rozmowie Jarka z ojcem, ale gdy mąż wrócił do domu, od razu się zorientowałam, że było ciężko.
– Mało zawału nie dostał – machnął ręką w odpowiedzi na moje pytania. – Daj spokój. Wyzywał mnie od synów marnotrawnych i bezdusznych egoistów. Nawet słuchać nie chciał. Wziąłem tablet, żeby mu pokazać zdjęcia tych domów, ale gdzie tam! Wiesz, nawet mu na koniec powiedziałem, że jak na chorą osobę, to jest wyjątkowo energiczny i silny.
Następnym razem pojechaliśmy więc do teścia we dwójkę.
– Tato, chcemy, żebyś się przeprowadził od przyszłego miesiąca – powiedziałam bez ogródek. – Wybraliśmy trzy miejsca, do ciebie należy decyzja, które wybierzesz.
– Nigdzie się nie ruszę – oznajmił stanowczo, o mało nie wytrącając mi tabletu z ręki. Wkurzyłam się.
– A jak tata to sobie wyobraża? Przecież my się już nosem podpieramy! Jarek zaraz się rozchoruje i sam wyląduje w szpitalu albo w sanatorium. Tata potrzebuje pomocy przez cały czas. I wcale nie chodzi o zdrowie, tylko o to, że nic wokół siebie tata nie potrafi zrobić. W dodatku ciągle tylko narzeka i narzeka, nawet pomoc domowa odeszła!
– No i dobrze, do niczego się nie nadawała – stwierdził. – Zupa była przypalona, a koszule pogniecione.
– No i dlatego trzeba poszukać profesjonalnej opieki – orzekłam.
Dopiero przy kolejnej wizycie zgodził się obejrzeć zdjęcia. Chyba nie spodziewał się, że to tak wygląda, bo widziałam po jego minie, że mu się podoba. Ale nic nie mówił.
– Widzi tata, to jak w hotelu – przekonywałam go. – I co najważniejsze, lekarz na miejscu. No i towarzystwo by tata miał. A tu sam siedzi… Przecież tak tata lubi spotkania, rozmowy.
Oj, ciężko było. Miesiąc zajęło nam przekonywanie go, że to jedyne rozwiązanie. Wreszcie wybrał jeden z domów, najdroższy. Mieszka tam już dwa miesiące. Chyba jest zadowolony, chociaż jak go odwiedzamy, to ciągle narzeka. I wytyka nam, że pozbyliśmy się problemu i oddaliśmy go do przytułku. Staram się nie zwracać na to uwagi, choć widzę, że Jarkowi jest przykro.
– Żal mi go – westchnął po którejś wizycie. – W sumie to nieszczęśliwy, samotny, sfrustrowany człowiek.
– To było jedyne słuszne wyjście. Dla nas i dla niego! – oznajmiłam.
Czytaj także:
„Babcia skakała koło dziadka jak służąca, choć on wcale jej nie szanował. Czuł się jak król, lecz w końcu stracił koronę”
„Wiem, że facetów trzeba trzymać krótko, ale ja swojego rozpieściłam. Skaczę koło niego jak piesek, a on mnie nie docenia”
„Mąż tak często wyjeżdżał w delegacje, że nie umieliśmy już żyć razem. Wracał i wymagał, żeby koło niego skakać"