Wystarczy, że rano o niej pomyślę i już mam zepsuty dzień! Jest wredna, zawistna, chytra, przemądrzała i wścibska. Właściwie matka mojego męża ma same wady.
– Co ty tak na nią nadajesz? – pyta moja przyjaciółka. – Wyluzuj, teściowe są upierdliwe, nic nie poradzisz!
– Ale moja to wyjątek – upieram się. – Nie ma gorszej zołzy!
– Eee tam, moja tyle samo warta – śmieje się Zośka. – Po prostu ogranicz kontakty. Raz, od wielkiego dzwonu, i wytrzymasz.
Łatwo mówić!
Ma szczęście, że rodzice jej męża mieszkają daleko. Ja mam swoich drzwi w drzwi… Niedawno ta baba założyła sobie nowy wizjer. Jestem pewna, że sterczy przy nim godzinami i obserwuje, kiedy i z kim wracam, kto do mnie przychodzi i wychodzi. Potem dzwoni do synka i na mnie nadaje… Czarek ostatnio bardzo się zmienił. Ciągle tylko pyta: „Nie zdradzasz mnie? Nie masz nikogo? Nie znudziłem ci się jeszcze?”. Od kiedy pracuje na Wyspach, zadręcza siebie i mnie głupią zazdrością. To teściowa dolewa oliwy do ognia! Ostatnio wracałam skonana po nadliczbówkach, a ten potwór dopadł mnie, kiedy zamykałam windę.
– A gdzież to tak długo się pracuje? – zapytała złośliwie. – Ja nie słyszałam o takiej robocie!
– Bo mama całe życie się obijała – odpaliłam, a ona zrobiła się purpurowa i już chciała się na mnie wydrzeć, ale zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
Faktycznie pracuję po kilkanaście godzin na dobę. Chcę pokazać Czarkowi, że i ja mogę coś dołożyć do wspólnej kasy; on tyrał jak wół, dlaczego niby ja miałabym się oszczędzać? Kocham go, bardzo za nim tęsknię, praca pomaga mi znieść rozłąkę. Wracam taka skonana, że nie mam siły rozpaczać, że go nie ma. Gdyby teściowa była dla mnie milsza, cieszyłabym się, że jest blisko. Czarek jest do niej bardzo podobny, fajnie byłoby na nią popatrzeć i przypomnieć sobie ukochanego faceta, ale przez tę małpę, nawet ich fizyczne podobieństwo mnie wkurza.
Wszystko mnie w niej wnerwia!
Taka się zrobiłam podejrzliwa, że jeśli nawet czuję przez drzwi zapach świeżego ciasta, od razu myślę, że specjalnie tak wypieka, żeby mnie utuczyć!
„– Zazdrości mi figury, więc kombinuje, jak we mnie wtłoczyć kalorie! Wie, że ślinię się na widok słodyczy, wykorzystuje moją słabość. Zaraz przyleci z blachą sernika albo bezowym tortem i znów mnie osłabi!”.
– Masz paranoję na jej punkcie – ostrzega mnie przyjaciółka. – Wyluzuj, przestajesz logicznie myśleć!
Najgorzej, kiedy przyjeżdża Czarek, bo wtedy teściowa lata jak kocica z pęcherzem. Kompletnie lekceważy to, że przecież chcemy być sami, jesteśmy młodzi, mamy w nosie jej klopsiki i zupki, marzymy tylko o tym, żeby wylądować w łóżku. Kiedyś nie wytrzymała z tej zazdrości i wypaliła:
– Wczepiasz się w niego jak kleszcz! On bledziutki i zmęczony, a ty zadowolona, najedzona, wyspana… Wyssiesz z niego wszystkie siły. Możebyś go trochę pooszczędzała?!
Ona mówi, że można żyć bez seksu.
– Ja na przykład – twierdzi – od kiedy mój mąż odszedł do tamtej latawicy, nikogo nie miałam i nie rozpaczam! Baby pogłupiały dzisiaj przez te gazety. Wstyd słuchać!
Jakby na nią obiektywnie popatrzeć, to – może się podobać… Jeszcze nie ma sześćdziesiątki, jest niebrzydka, ma gładką twarz i ładny dekolt. Niestety, cały czas nosi tę swoją skwaszoną minę, a to ją postarza o dobrych dziesięć lat! Pewnego dnia, wracając z pracy, zobaczyłam coś dziwnego; na wycieraczce przy drzwiach teściowej leżał bukiecik kolorowych kwiatków. To były bratki, aksamitne, żółto-granatowe, amarantowe i jasnoniebieskie z pomarańczowymi oczkami.
Pierwszy raz widziałam ją tak strasznie zmieszaną…
Bukiecik był śliczny, wesoły, obwiązany zieloną wstążeczką i zachwycający artystycznie dobranymi barwami. Aż się zatrzymałam, żeby z bliska zobaczyć to cudo… Nie było przy nim żadnej karteczki ani bileciku, więc mogłam się tylko domyślać, kto chciał teściowej sprawić taki prezent. Taka byłam zaskoczona i ciekawa, że nawet koleżankom z pracy opowiedziałam o kwiatkach dla teściowej.
– Bratki to symbol troski o kogoś – powiedziała jedna. – Kiedy się chce komuś powiedzieć: „Lubię cię i jestem tobą zainteresowany”, daje mu się właśnie bratki. To mowa kwiatów.
– To prawda, ale bratek znaczy także, że o kimś pamiętamy, myślimy i mamy nadzieję na wzajemność – dodała druga – Kolory też coś znaczą… Jakie tam były kolory?
– Różne, to był bardzo kolorowy bukiet. Naprawdę myślicie, że do tej jędzy startuje jakiś facet? Niemożliwe!
Przez następne dni specjalnie obserwowałam drzwi teściowej, żeby zobaczyć tego ewentualnego adoratora. Niestety, nic się nie działo. Dopiero przed długim weekendem tęczowe bratki znowu się pojawiły; tym razem dyndały na klamce. Postanowiłam sobie zakpić z teściowej. Zadzwoniłam, a kiedy mi otworzyła, zawołałam:
– No, mamusia kogoś sobie przygruchała! Ładne rzeczy! Jakiś cichy romansik się mamusi przytrafił? A udawała mamusia taką cnotkę!
Nie naskoczyła na mnie, nie rozpuściła jadaczki, jak to zwykle bywało… Patrzyła na mnie wyraźnie zawstydzona i przestraszona.
– Ciiicho – zaszeptała. – Przestań, to nie tak, jak myślisz.
– A co niby mam myśleć? Gdyby mnie ktoś obsypywał roślinnością, to mama wywierciłaby mi dziurę w brzuchu! No i Czarek już by wiedział. Jak mamusia myśli, ja też mam do niego zadzwonić z wiadomością, że mamusia się nie szanuje? Bo o mnie, tak by mama powiedziała!
Machnęła ręką i zamknęła mi drzwi przed nosem. Mogłabym przysiąc, że miała łzy w oczach!
Zrobiło mi się głupio…
W soboty odsypiam cały tydzień, ale tym razem wstałam wcześnie, bo byłam umówiona z przyjaciółką na zakupy. Poszłyśmy też na obiad, potem do kina i na kawę z ciastkiem i lodami. Wróciłam wieczorem, było już prawie ciemno… Ledwo zdjęłam kurtkę, ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to teściowa. Faktycznie, stała na progu, ale nie wpychała się się bez zaproszenia, chociaż zwykle tak bywało.
– Nie mam z kim pogadać – odezwała się jakoś tak nieśmiało.
– A musisz?
– Muszę. Mam problem.
– Więc wchodź, chociaż szczęka mi opada, że właśnie mnie, chcesz się zwierzać! – wypaliłam szczerze.
Popatrzyła mi prosto w oczy.
– Nie dokuczaj mi, Kasiu. Już dostałam za swoje, wystarczy…
Usiadła sztywno na krześle i zaczęła:
– Wiesz, że miałam męża?
– No pewnie, że wiem. Jesteście rozwiedzeni od wielu lat.
– Nie jesteśmy. Rozwodu nie było. Po prostu Władek mnie rzucił dla mojej najlepszej koleżanki i od tamtej pory jestem sama.
– Czemu się nie rozwiodłaś?
– Byłam pewna, że do mnie wróci. Wyszumi się, zmądrzeje, zobaczy, że tamta to żaden cymes.
– Ale nie wrócił?
– Nie. Cały czas na niego czekałam. Mógłby przyjść goły i bosy, w nocy, nad ranem, kiedy by chciał. Przyjęłabym go z otwartymi rękami – oznajmiła teściowa, patrząc w podłogę.
– Czemu?
– Bo go kochałam. Był moim pierwszym i jak dotąd, jedynym mężczyzną
– Żartujesz?!
– Nie. Taka jestem staroświecka; jeden chłop na jedno życie. Modliłam się, odmawiałam nowenny, dawałam na msze… Nawet dwa razy byłam na pielgrzymce w tej intencji.
– Pan Bóg nie wysłuchał.
– Właśnie że wysłuchał, ale inaczej, niż chciałam. Po swojemu!
– To znaczy jak?
– Oddał mi go, ale chorego. Bardzo chorego… Wymaga stałej opieki, nie radzi sobie sam.
– A ta jego kochanka?
– Zwinęła żagle. Po co jej chory dziadek, w dodatku bez mieszkania i kasy? Wszystko, co mieli, czego się dorobili przez te lata, było zapisane na jej nazwisko.
Teść nie miał niczego swojego
– Więc chce się teraz uczepić ciebie?
– Właśnie tak to wygląda. Wprawdzie mówi, że wszystko przemyślał, że już wie, co jest naprawdę ważne, i że mnie kocha, ale ja mu nie wierzę.
– Od niego te bratki?
– Tak. Od razu wiedziałam, że od niego, bo Władek zawsze uwielbiał bratki i w młodości przynosił mi je bardzo często. Tchu mi zabrakło, kiedy je zobaczyłam na tej wycieraczce!
– Ale w czym jest problem? – zapytałam. – Pogoń go! Nie weźmiesz sobie przecież na głowę takiego gościa! Nie jesteś głupia!
– Chyba jednak jestem.
– Chcesz go wpuścić pod swój dach? Zwariowałaś?
– A jak ja się wytłumaczę panu Bogu, jeśli go teraz odtrącę? Tyle lat prosiłam: „Daj mi go, na każdych warunkach, nawet tylko na trochę, ale mi go daj”. Więc dał! I ja teraz mam powiedzieć: nie chcę? To o co mi chodziło? Mam się targować, ma być tak, jak ja chcę? Ma mi być wygodnie?
Nie rozumiem, co ona gada? Jaki pan Bóg? Chce iść żywcem do nieba?
– Mamo, ty nie bądź taka święta! Nikt mądry cię nie potępi.
– Sama siebie potępię. Wystarczy. Kiedy Władek odszedł, zrobiłam się zła, gorzka i kwaśna. Sama najlepiej wiesz, jaka byłam. Okropna, no. Strasznie nieszczęśliwa…
– Teraz jesteś szczęśliwa?
– Nie, bo się miotam i nie wiem, jak postąpić. Patrzę, jak mu się trzęsą ręce, jak nie może sam się ubrać, jaki jest biedny i chcę mu pomagać. Znowu jest mój, to najważniejsze.
– Mamo – zaczęłam tłumaczyć – to nie jest miłość, to egoizm. Chcesz go wreszcie mieć na własność. Zobaczysz, będziesz tego żałowała! Zresztą, zapytaj Czarka, co on na to.
– Już pytałam. Nie chce się wtrącać, ale on bardzo kochał ojca.
– Gdybym wiedziała, że te bratki narobią takiego bałaganu, to wyrzuciłabym je do zsypu. Nawet byś ich nie zobaczyła i byłby spokój!
– Władek i tak by do mnie przyszedł. A ja bym go wpuściła…
Patrzę na nią i widzę, że zmizerniała
Nie jest już taka wymuskana, wyczesana, podmalowana, ale o dziwo, wygląda jakoś młodziej i sympatyczniej.
– Rób, co uważasz za słuszne, mamo – mówię. – Ja ci pomogę we wszystkim, jeśli będziesz chciała pomocy. Może to ty masz rację? Może dzięki tobie świat będzie trochę lepszy?
Po raz pierwszy rozmawiamy życzliwie i przyjaźnie. Na dobranoc całuję ją w policzek, a ona się uśmiecha.
– Śpij dobrze, córciu – słyszę. – Jutro ci ugotuję coś dobrego.
Może jest jeszcze szansa, żebyśmy się polubiły? Nie rozumiem jej, uważam, że popełnia wielki błąd, że będzie jej ciężko, że nie powinna się dać wykorzystywać, ale jedno wiem na pewno: ta moja teściowa to naprawdę niezwykła kobieta.
Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”