Właśnie zaczęłam robić kolację, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałam.
– Dobry wieczór – przywitał mnie aksamitny kobiecy głos. – Czy rozmawiam z panią Moniką?
– Tak, to ja, dobry wieczór – odparłam, smarując kanapkę.
– Dzwonię z firmy SuperMegaDessous. Jako producent wchodzimy dopiero na rynek i zależy nam, aby poznało nas jak największe grono klientów, dlatego prowadzimy teraz promocję naszego produktu, a jest nim bielizna damska, czyli figi, stringi, biustonosze…
O co chodzi?
„Cóż, raczej jasne, że nie slipki i bokserki” – pomyślałam złośliwie.
– Nasze produkty wykonane są z materiałów najwyższej jakości, dopasowujących się optymalnie do każdej sylwetki. Gwarantujemy różnorodność kolorów i fasonów… – głos z słuchawki płynął nieprzerwanie kojącą falą i moje myśli również zaczęły podążać w swoją stronę. – …zapewniają wygodę i komfort…
„Jedyny komfort, jakiego teraz pragnę, to długa kąpiel” – rozmarzyłam się.
– …jest bezszwowa, więc nic nie przeszkadza i nie uciska…
„Maćka cisną buty – skojarzyło mi się. „Muszę pojechać z nim jutro do sklepu. A swoją drogą, czy to możliwe, żeby mu noga tak urosła przez dwa miesiące?”.
– …nasza firma korzysta z długoletnich doświadczeń współpracujących z nią zakładów…
„Cholera, zapomniałam! W mamy zakładzie mają przeprowadzić redukcję etatów, muszę zaraz zadzwonić i zapytać, co z jej stanowiskiem!” – gwałtownie wróciłam do rzeczywistości i zaniepokoiła mnie cisza w słuchawce.
„Czy ja się aby na coś nie zgodziłam swoim milczeniem?!”
Zdjął mnie strach
– Czy może pani powtórzyć? – poprosiłam grzecznie.
– Całość?! – spłoszyła się rozmówczyni.
– Nie, nie, tylko ostatnie zdanie – zaprzeczyłam gwałtownie.
Perspektywa spędzenia w ten sposób kolejnych dziesięciu minut wydawała mi się dość przerażająca.
– Jaki ma pani obwód w pasie, powyżej 80 cm, czy może poniżej?
– Poniżej, ale…
– Lubi pani kolory pastelowe, czy wyraziste?
– Wyraziste, ale..
– Figi czy stringi? – rozmówczyni była niewzruszona.
– Dziękuję bardzo, ale nie skorzystam – postanowiłam wreszcie zakończyć tę rozmowę.
– Ale co pani szkodzi spróbować? – nie dała się zniechęcić. – Przecież nic pani nie traci. Otrzyma pani od nas trzy pary fig lub stringów do wyboru, absolutnie za darmo! Ponosi pani tylko koszty pakowania – jedyne 14,90 plus 9,90 za wysyłkę.
– Nie, dziękuję – powtórzyłam nieco bardziej stanowczo, lecz nadal uprzejmie.
– Ale bielizna jest naprawdę doskonałej jakości, nie deformuje się w praniu, nie traci kolorów – nie poddawała się moja interlokutorka. – Przyzna pani, że to świetna wiadomość?
Milczałam skonsternowana.
– Prawda? – ponagliła mnie.
– Cóż, chyba jestem trochę zmęczona i nie reaguję tak, jak powinnam – odrzekłam powoli. – Wydaje mi się, że to normalne. Też używam bielizny dobrej jakości…
– Ależ oczywiście – wtrąciła rozmówczyni, chociaż ton jej głosu mówił wyraźnie: „Taaak, jasne”.
– …i żadna deformacja mi się do tej pory nie przydarzyła – dokończyłam rozbawiona. – Tak więc dziękuję…
– Ale gwarantuję pani…
W przypływie desperacji kopnęłam w Bogu ducha winny kredens.
„Jezu, od dziś zaraz po pierwszym zdaniu będę rzucać słuchawką!” – postanowiłam.
– …że jeśli tylko raz spróbuje pani naszych wyrobów, już nigdy nie sięgnie pani po bieliznę innej firmy – dokończyła telemarketerka z satysfakcją.
– Och nie, nie mogę tego zrobić, mój sklep byłby zdruzgotany! Do widzenia – dodałam szybko, przerywając połączenie.
Następnego dnia po południu robiłam wiosenne porządki w naszym ogródku, mając jednocześnie na oku moje pociechy, Maćka i Julkę, zajęte lepieniem babek w przygotowanej specjalnie dla nich niewielkiej piaskownicy.
Spędzałam spokojny dzień
. – No, gotowe! – wysapałam, odstawiając grabie po uprzątnięciu z trawnika drobnych śmieci, połamanych gałązek z krzewów, starych liści, które przeleżały całą zimę pod śniegiem.
Nagle na werandzie pojawił się Rafał, mój najstarszy syn, i wyciągając w moją stronę bezprzewodową słuchawkę, oznajmił:
– Do ciebie, mamo!
Wbiegłam po schodach, wzięłam z rąk syna telefon i rzuciłam zdyszane:
– Słucham?
– Dzień dobry, mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – zapytał miły głos.
– Nie, nie przeszkadza pani – odparłam bez zastanowienia, wracając na podwórko, żeby ocenić, co jeszcze należałoby uporządkować.
– Och, cieszę się! – dobiegł mnie entuzjastyczny okrzyk, po którym zaraz nastąpiło bardziej profesjonalne: – …w trosce o dobro klienta i zapewnienie jak najlepszych usług nasza rozmowa jest nagrywana. Nazywam się Iwona, dzwonię z wydawnictwa EkstraMediaPublishing i miło mi panią poinformować, że przedłużyliśmy naszą świąteczną promocję, dzięki czemu będzie pani mogła otrzymać od nas specjalną, powitalną paczkę…
– Dziękuję, nie – próbowałam przerwać ten słowotok.
– Ale nie powiedziałam jeszcze, o co chodzi... – przestraszyła się rozmówczyni. – Proszę przynajmniej pozwolić mi przedstawić ofertę, a potem zdecyduje pani, czy zechce skorzystać z naszej niepowtarzalnej promocji.
Pomyślałam o nagrywaniu rozmowy i o ewentualnych kłopotach, jakich mogłabym przysporzyć w pracy tej, miłej skądinąd, osobie.
– No, dobrze – westchnęłam. – Choć chyba szkoda pani czasu.
– Ależ nie, proszę się tym nie martwić – zapewniła mnie pani Iwona. – No więc jesteśmy jednym z wiodących wydawnictw, jeśli chodzi o sprzedaż wysyłkową, i specjalizujemy się w książkach i filmach przyrodniczych. Właśnie dzięki naszej promocji może stać się pani posiadaczką dziesięciu pięknie ilustrowanych miniksiążek o zwierzętach. Takie książeczki można wpinać do segregatora, tworząc wspaniałą kolekcję, jakiej nie kupi pani w żadnym sklepie.
Przytrzymując słuchawkę, pomagałam córce wgramolić się na ogrodową huśtawkę.
– Interesujące, prawda? – raczej stwierdził, niż zapytał głos w słuchawce.
– Cóż, prawdę mówiąc…
– Ale to jeszcze nie koniec! – zgrabnie weszła mi w słowo rozmówczyni. – Do każdej takiej wkładki dołączamy film na płycie CD, pokazujący życie różnych gatunków zwierząt, sposoby polowania, wychowywania młodych, a dodatkowo znajdują się tam także gry i quizy dla najmłodszych.
Słuchałam piąte przez dziesiąte, pilnując córeczki, żeby nie spadła z huśtawki.
– Julciu, kochanie, chwyć mocniej linki i nie zsuń się z krzesełka – upomniałam szeptem pociechę. Julka posłusznie wykonała polecenie.
– Dlaczego szepczesz mamusiu?
– Bo rozmawiam z panią.
– To dlaczego nic nie mówisz? No, właśnie, dlaczego?
– Przepraszam – powiedziałam więc głośno i zdecydowanie – dziękuję za przedstawienie oferty, ale nie skorzystam.
Czy ona kiedyś skończy?
– Ale najlepsze zostawiłam na koniec! – wykrzyknęła pani Iwona. – Do każdego zamówienia dołączamy upominek w postaci zestawu dwóch toreb podróżnych!
„O nie!” – jęknęłam w duchu, przypominając sobie, ile wysiłku kosztowało mnie upchnięcie w pawlaczu wszystkich toreb, jakie mamy.
– A jeśli nasze książeczki i płyty znajdą uznanie w pani oczach i zechce pani zebrać całą kolekcję, to nie musi pani niczego robić. Kolejne paczki będą wysyłane co dwa tygodnie. W każdej chwili może pani również zrezygnować, należy wtedy powiadomić naszą firmę o tej decyzji. To mogę wysłać do pani paczkę powitalną?
– Bardzo dziękuję, ale nie.
– Dlaczego? – zasmuciła się panienka.
„Hm, cóż, bo nie chcę? Bo lubię sama decydować o swoich zakupach i o tym, co jest mi naprawdę potrzebne? No dalej! Powiedz to!” – dopingowałam się w myślach. „Więcej asertywności!”.
– Yyy… mamy już w domu naprawdę dużo książek o zwierzętach – wydukałam.
– Ale tu są jeszcze filmy! O drapieżnikach…
– …i filmów również – dodałam. – Wie pani, zbieraliśmy różne płyty dołączone do gazet, zwłaszcza o drapieżnikach.
– To znaczy, że panią to interesuje!
– Ale mam ich już wystarczająco dużo: tygrysy, krokodyle…
– U nas znajdzie pani zwierzęta mniej znane. Każdy wie, że tygrys jest drapieżnikiem. Ale o tym, że jest nim również li-kaon i mazgaj, nie każdy słyszał!
– Margaj – poprawiłam odruchowo. – Bardzo pani dziękuję, ale jednak nie chcę paczki.
Ze słuchawki dobiegło pełne wyrzutu:
– Dlaczego jest pani tak negatywnie nastawiona?
„Wolne żarty! – zagotowało się we mnie. „Miałam tylko wysłuchać oferty i zrobiłam to, przez kwadrans, aż ucho zaczęło mi sztywnieć. Emocjonalny szantaż ze strony innej rozkapryszonej dziewczynki mam na co dzień, więc jestem uodporniona”.
Powinnam była powiedzieć to na głos, ale dobre wychowanie jak zwykle wzięło górę i zamiast wybuchu gniewu pani Iwona usłyszała:
– Proszę pani, po prostu nie korzystam z takich ofert. Po drugiej stronie panowała cisza; rozmówczyni wyraźnie czekała na dalszy ciąg mojej wypowiedzi, tłumaczący, dlaczego nie korzystam, więc w panice usiłowałam coś wymyślić i przypomniałam sobie historię mojej przyjaciółki.
– Raz jeden zdarzyło mi się zamówić taką paczkę – podjęłam szybko temat – i miałam potem straszne problemy z odwołaniem prenumeraty. Do firmy nie można było się dodzwonić, przesyłki przychodziły nieustannie… – tu z przerażeniem uświadomiłam sobie, że właśnie dostarczam pani Iwonie argumentów do dalszego przekonywania mnie, że ich firma jest inna, że im można zaufać…
Chyba jednak młoda telemarketerka nie spotkała się do tej pory z takim przypadkiem, bo wyraźnie odzyskała humor – mój dziwaczny upór nie wynikał z jej braku zaangażowania czy niewłaściwego sposobu przeprowadzenia przez nią rozmowy.
– Ach, rozumiem! – wykrzyknęła z ulgą. – Ma pani złe doświadczenia!
– Tak! – podchwyciłam entuzjastycznie. – Jak najgorsze!
– Eee… szanuję pani przekonania… opinie… eee… decyzję – pani Iwona znalazła wreszcie odpowiednie słowo. – Dziękuję zatem za rozmowę, do usłyszenia.
„Chyba w innym życiu” – pomyślałam, na głos zaś radośnie przytaknęłam: – Do widzenia!
– Co tak długo?
Naburmuszony syn spojrzał na mnie
– Chciałem zadzwonić do Tomka.
– Pani telemarketerka nie dawała się zniechęcić – wyjaśniłam.
– Też problem! – prychnął z wyższością. – Mówisz: „Nie, dziękuję” i…
Tu widząc moją minę, dokończył:
– No to po prostu odkładasz słuchawkę.
– Synku, miły – przybrałam moralizatorski ton – masz dopiero piętnaście lat i nie musisz pracować. Telemarketing to bardzo niewdzięczne zajęcie i szczerze podziwiam ludzi, którzy je wykonują. Trzeba być naprawdę silnym psychicznie, żeby po całym dniu wysłuchiwania odmów, trzasku odkładanej słuchawki czy różnych niegrzeczności nie zniechęcić się i rano znów jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Jednak samego telemarketingu nie lubię. Dwa razy w życiu dałam się namówić na takie zakupy dla świętego spokoju i żałowałam tego zaraz po odłożeniu słuchawki. Zakupione towary oczywiście okazały się strasznym badziewiem i obiecałam sobie wtedy, że już nie skuszę się nigdy na takie „okazje”. Co nie znaczy, że odmawiając, muszę być niegrzeczna – zakończyłam.
– Dobra, spoko, zrozumiałem – poddał się Rafał i wraz ze słuchawką zniknął w głębi domu.
Brak telefonów przez kolejne dwa dni uśpił moją czujność, dlatego kiedy aparat znów zaterkotał, odruchowo odebrałam.
– Dzień dobry, moje nazwisko…
„O nie! Znowu?! Czy oni tam mają jakieś forum telemarketingowe, na którym podają sobie mój numer?! Tym razem zduszę to w zarodku!” – postanowiłam.
– Dziękuję bardzo, ale cokolwiek pani sprzedaje, na pewno tego nie kupię – oznajmiłam stanowczym głosem. – Kwestia finansowa, rozumie pani. Wprowadziłam program drastycznych oszczędności, odkładam na przyszłą emeryturę, więc…
– Ależ to się doskonale składa! – wpadła mi w słowo rozmówczyni. – Nasza firma oferuje właśnie najkorzystniejsze na rynku ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne, gwarantujące bezpieczną…
Pięć minut później udało mi się pozbyć pani – dzięki prośbie o przesłanie propozycji mailem.
„Odpiszę później, że nic mnie nie zainteresowało, i sprawa załatwiona” – pochwaliłam się w duchu.
Mój dobry nastrój przetrwał, niestety, tylko do popołudnia.
– Mamo, a Maciek zabiera moją kołderkę dla lalki!!! – poskarżyła się Jula.
– To nie jest kołderka, tylko latający dywan dla goryla! – odkrzyknął Maciuś.
Westchnęłam zirytowana, wyłączając odkurzacz. To już trzeci raz, odkąd zaczęłam porządki. Dzieci miały dziś wyjątkowe trudności z porozumieniem się.
– Dobrze, chodźcie do salonu pooglądać bajki, dopóki nie skończę sprzątać – zdecydowałam.
Po krótkiej kłótni odnośnie tytułu Julka i Maciuś zdecydowali się wreszcie na film, który interesował ich oboje. Wykorzystując chwilowy rozejm, wróciłam do odkurzacza i już miałam go włączyć, kiedy zadzwonił telefon.
Zerknęłam na wyświetlacz – nieznany numer
– Słucham – odebrałam.
– Dzień dobry, pani Monika?
– Tak… – odparłam powoli, już jeżąc się ze złości. – Bardzo mi miło, nazywam się Danuta. Dzwonię z firmy GlobalSuperDomex i chciałabym zaproponować pani wizytę naszego konsultanta, podczas której zaprezentuje on pani wyjątkową matę masująco-relaksacyjną…
– Nie! – tym razem rzuciłam szybko i stanowczo
– Nie usłyszała pani jeszcze całej propozycji i już odmawia? – zdziwiła się pani Danuta.
– Bo nie interesuje mnie żadna mata masująca! – wrzasnęłam. – Nie zamierzam jej kupić, więc nie muszę jej oglądać. Jedyne, co muszę, to posprzątać dom, a tego chyba pani mata nie potrafi, prawda?!
Cisza, jaka zapanowała w słuchawce trochę mnie otrzeźwiła.
„Boże, jak ja się zachowuję!” – pomyślałam ze skruchą i bąknęłam zawstydzona:
– Przepraszam, do widzenia.
Po czym odłożyłam słuchawkę. Zdążyłam poodkurzać pół dywanu, kiedy telefon znowu się rozdzwonił.
– Może zamiast maty zainteresuje panią najnowszej generacji wielofunkcyjne urządzenie sprzątające, które pierze dywany, trzepie poduszki, a dzięki siedmiu wymiennym końcówkom potrafi również usunąć kurz spod mebli i ze wszystkich zakamarków w domu?
– Biorę od razu, pod warunkiem że kosztuje mniej niż trzysta złotych – odparłam zrezygnowana.
– Och nie – spłoszyła się pani Danuta – ale oferujemy system dogodnych rat…
– Tak myślałam, dziękuję, do widzenia.
Wyszorowana jak nigdy kuchenka lśniła blaskiem, a szyb w oknach nie było widać pod żadnym kątem – tak je wypucowałam! Jednak przydała się na coś nagromadzona we mnie złość.
– Nie odbierasz? – zdziwiony Rafał wbiegł do kuchni na dźwięk telefonu.
– Pewnie znów jakaś sprzedaż – odparłam, nie przerywając mycia podłogi.
– To odmówisz.
– Nie mam czasu ani ochoty – powiedziałam, a widząc, że sięga po słuchawkę, uprzedziłam: – Mnie nie ma.
Odebrał i po jego minie zorientowałam się, że moje przewidywania były słuszne.
– Nie, nie może pani.
Odparł powoli, patrząc w moją stronę
Poczekał, aż wysunę się z mopem do holu i oświadczył z chytrym uśmiechem: – Właśnie wyszła. Zatrzymałam się za ścianą, ciekawa, jak sobie poradzi. Po długiej chwili milczenia usłyszałam jego krótkie „nie” i znów zapadła cisza. Wsunęłam głowę do kuchni. Rafał stał z niewyraźną miną, bębniąc palcami po stole. Nagle nabrał powietrza i otworzył usta, ale zaraz zamknął je z powrotem. Po jakichś dwóch minutach udało mu się wykrztusić:
– Nie jestem pełnoletni – co widocznie zniechęciło rozmówcę, bo Rafi zaraz odłożył słuchawkę.
Spojrzałam pytająco.
– Jednak nie trzeba było odbierać – stwierdził i zniknął w pokoju.
Przez kilka kolejnych dni udawało nam się unikać marketingowych ofert. Było niedzielne popołudnie, właśnie budowałam z dziećmi wieżę z klocków, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a ponieważ nie znałam tego numeru, wróciłam do zabawy. Zamarłam słysząc, jak mój mąż podnosi w kuchni słuchawkę drugiego aparatu. Stanęłam w drzwiach i machając rękami, bezgłośnie pokazałam, że „mnie nie ma”.
– Cześć – powiedział Adam do słuchawki.
– Tak, jest, już ci ją daję.
Odprężyłam się.
„Musi to być ktoś znajomy. Tylko kto, skoro jego numer jest mi obcy?”.
– Cześć, Monika – usłyszałam głos mojej koleżanki Izy. – Wreszcie cię zastałam. Ależ ty jesteś nieuchwytna, cały tydzień próbuję się do ciebie dodzwonić!
– Yyy… – zacukałam się. – Z jakiegoś dziwnego numeru dzwonisz?
– Ach, nowy telefon mam! – wyjaśniła Izka. – Ale słuchaj, dzwonię w konkretnej sprawie. Nie chciałabyś kupić kosmetyków albo bielizny? Moja sąsiadka likwiduje stoisko i wyprzedaje towar za pół ceny – perfumy, pudry, cienie… Halo, Monika? Co jest? Z czego się śmiejesz, wariatko?
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”