„Tamtej nocy zrozumiałam, że cały czas spełniałam marzenia i ambicje matki. Powiedziałam >>dość<< i zaczęłam żyć po swojemu”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, yavdat
„W samodzielne życie wkroczyłam z dyplomem z marketingu i zarządzania, ze znajomością angielskiego i niemieckiego. Mama załatwiła mi pracę w ubezpieczeniach. Tkwiłam tam już od pięciu lat. Nienawidziłam tej pracy. Ciągłe spotkania z klientami, narady, harówka od świtu do nocy. Męczyłam się i modliłam, aby stało się coś, co odmieni moje życie”.
/ 22.06.2023 11:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, yavdat

Wiedziałam, że to się tak skończy – westchnęła mama, odkładając słuchawkę telefonu.

– Nieraz mu powtarzałam, żeby dał spokój, że to nie na jego siły. A teraz proszę… – w jej głosie słychać było troskę, ale też i satysfakcję, że znowu miała rację.

– Czy coś się z wujkiem stało? – zapytałam zaniepokojona.

Bardzo lubiłam starszego brata mamy. Był taki miły, serdeczny. Przez lata jeździłam do niego na wakacje. Uwielbiałam to miejsce. Buszując po zakamarkach ogrodu, czułam się jak Alicja w Krainie Czarów.

– Stary głupiec… Tyle razy mu tłumaczyłam, żeby po śmierci Helenki przeniósł się do miasta. Ale on się uparł, żeby utrzymać gospodarstwo rodziców. I wyszło na moje! – kontynuowała mama.

– Powiesz wreszcie, o co chodzi? – zdenerwowałam się.

– Marek miał stan przedzawałowy. Pewnie z przepracowania. Dobrze, że chociaż zasłabł w sklepie, a nie w tej swojej głuszy. Tam pewnie przez wiele dni nikt by go nie znalazł. Teraz czuje się już dobrze, ale jeszcze przez jakiś czas będzie musiał zostać w szpitalu – odparła.

– Pojadę do niego w sobotę, nie widziałam go tyle lat. A potem zobaczę, co z domem – zdecydowałam bez wahania.

– I bardzo dobrze. Któraś z nas powinna to zrobić, a wiesz, jak ja nie znoszę tego miejsca – mama odetchnęła z ulgą.

Przed południem byłam już u wujka w szpitalu. Ucieszył się na mój widok, ale po chwili posmutniał.

– Wiesz, twoja matka ma rację, powinienem sprzedać gospodarstwo. Sam nie daję już rady. Pomagał mi trochę sąsiad. Dobry chłopak i kocha to miejsce. Zaproponował, że kupi ode mnie ziemię. Chyba się zgodzę. Wiem, że jej nie zmarnuje – wuj z trudem wymawiał każde słowo.

Zrobiło mi się bardzo przykro. Podjęcie tej decyzji musiało go wiele kosztować.

– Który sąsiad? Naprawdę zadba o wszystko? – zapytałam.

– To Olek. Pamiętasz go jeszcze? Znaliście się przecież kiedyś, przyjaźniliście. Zresztą chyba nie tylko… – mrugnął porozumiewawczo.

Olek. Moja pierwsza i chyba do tej pory jedyna prawdziwa miłość. Miałam siedemnaście lat, gdy zakochałam się w nim bez pamięci. Był wtedy studentem akademii rolniczej i miał głowę pełną ambitnych planów. Polska szykowała się właśnie do wejścia do Unii Europejskiej. Dużo mówiło się o dotacjach dla rolników i różnego rodzaju programach pomocowych. Olek zamierzał z nich skorzystać.

Dopiero po chwili poznałam, że to Olek

– To dla mnie wielka szansa! Zobaczysz postawię gospodarstwo rodziców na nogi. Za kilka lat będzie tu naprawdę pięknie – opowiadał podekscytowany.

Do dziś pamiętałam nasze potajemne schadzki, nieśmiałe pocałunki, pierwszą noc. I plany, że kiedy zdam maturę, także pójdę na studia rolnicze. Przyjadę do niego na wieś, weźmiemy ślub i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Niestety zwierzyłam się z tych planów mamie. Natychmiast mnie zabrała od wujka. Potem już nigdy nie jeździłam do niego na wakacje. Nie pozwalała mi. Nie chciała, żebym, jak to mówiła, zagrzebała się w gnoju. 

Nienawidziła wsi, uciekła z niej do miasta, gdy tylko skończyła 18 lat, i nie wyobrażała sobie, bym ja mogła tam zamieszkać.

– Zostaniesz w Warszawie. Nauczysz się języków obcych, pójdziesz na zarządzanie. Zrobisz karierę. Ja nawet nie mogłam myśleć o takiej przyszłości – mówiła.

W samodzielne życie wkroczyłam więc z dyplomem z marketingu i zarządzania, ze znajomością angielskiego i niemieckiego. Mama załatwiła mi pracę w ubezpieczeniach. Tkwiłam tam już od pięciu lat. Nienawidziłam tej pracy. Ciągłe spotkania z klientami, narady, harówka od świtu do nocy. Męczyłam się i modliłam, aby stało się coś, co odmieni moje życie…

W szpitalu spędziłam dwie godziny, a potem wyruszyłam do domu wujka. 

Gdy dotarłam na miejsce, było już prawie ciemno. Z trudem udało mi się trafić kluczem do zamka. W środku panowało przeraźliwe zimno, rzuciłam więc torbę i zabrałam się za rozpalanie kominka. Ale choć polana były suche i podkładałam ciągle gazety, ogień nie chciał „zaskoczyć”. 

Na domiar złego pokój zaczął wypełniać się gryzącym w oczy dymem.

– W ten sposób nic nie zrobisz, nie ma ciągu. Szyber trzeba otworzyć – usłyszałam nagle zza pleców męski głos. 

Zamarłam. Serce ze strachu biło mi jak oszalałe. Nie zastanawiając się długo, chwyciłam pogrzebacz i odwróciłam się, gotowa bronić się do ostatniego tchu.

– To ja, Olek! – w progu stał mężczyzna z moich dziewczęcych snów.

– Olek?! Co ty tu robisz?

– Odkąd twój wujek znalazł się w szpitalu, staram się mieć oko na jego dobytek. Zobaczyłem światło i postanowiłem sprawdzić, kto się tu kręci… Daj to, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – dodał, wyjmując mi z ręki pogrzebacz. 

A potem zabrał się za rozpalanie ognia. Poszło mu całkiem sprawnie.

– No, zaraz będzie tu ciepło. Pamiętaj, żeby co jakiś czas dorzucać do ognia– powiedział, i zaczął zbierać się do wyjścia. 

Nagle moje serce zabiło mocniej. Tak jak wtedy, podczas tych pamiętnych wakacji, gdy miałam siedemnaście lat. Nie chciałam, żeby wychodził.

– Może napijemy się herbaty? Poopowiadasz co u ciebie – zaproponowałam.

– Chętnie, na dworze jest taki ziąb – odparł, i uśmiechnął się do mnie promiennie.

Usiedliśmy przy kominku.

– Naprawdę chcesz wiedzieć, co robiłem? – Olek spojrzał mi w oczy.

Serce krzyczało jedno, rozsądek drugie…

Kiwnęłam głową, a on zaczął opowiadać. Z wielką pasją mówił o tym, co udało mu się zdziałać przez te lata. Unowocześnił gospodarstwo, kupił maszyny, zbudował nowy dom. Co zaplanował, to zrobił. 

Im dłużej słuchałam Olka, tym większy smutek czułam. Przypomniała mi się moja praca. Wieczny stres, kołomyja

– Mam wiele szczęścia – ciągnął Olek. Realizuję swoje marzenia. A ty? – spytał.

– A ja? Ja żyję w piekle! – odkrzyknęłam, a potem… się rozryczałam. 

Opowiedziałam mu o wszystkim. 

O matce, która zawsze decydowała za mnie, o pracy, której nie lubię. 

– Soniu, przecież zawsze możesz zmienić swoje życie. Na to nigdy nie jest za późno – powiedział, i otarł mi łzy z policzków.

W jednej chwili zeszło ze mnie całe napięcie. Zamknęłam oczy i poczułam, jak Olek bierze mnie w ramiona.

Tej nocy kochaliśmy się. Tak jak kiedyś, namiętnie i żarliwie. Ogień w kominku dawno zgasł, ale my nie czuliśmy zimna.

– Pamiętasz jeszcze o naszych dawnych planach? Zostań ze mną. Nigdy o tobie nie zapomniałem. To dlatego ciągle jestem sam, dlatego nigdy się nie ożeniłem – wyszeptał Olek nad ranem. 

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony, chciałam to zrobić… Rzucić mu się na szyję i powiedzieć, że chcę z nim spędzić resztę swojego życia. Ale z drugiej? 

– Daj mi trochę czasu, muszę wszystko spokojnie przemyśleć. Dobrze?

Olek posmutniał. Długo milczał, jakby się zastanawiał, co odpowiedzieć.

– Pamiętaj, że będę czekał. I nie pozwolę ci już zniknąć na długie lata – powiedział wreszcie, całując mnie na pożegnanie.

Wróciłam do swojego piekła. Na biurku, jak zwykle, piętrzyły się stosy dokumentów. Znowu czułam się jak chomik w kołowrotku. Przy życiu trzymały mnie tylko telefony Olka. Dzwonił codziennie.

Po miesiącu wzięłam zaległy urlop i wsiadłam do samochodu. Mamie powiedziałam, że jadę zobaczyć, jak się czuje wujek. Wyszedł już ze szpitala i wrócił do domu. Nawet się ucieszyła, że chcę odwiedzić jej brata.

– Dowiedz się, kiedy sprzeda to przeklęte gospodarstwo. A w razie czego, przemów mu do rozumu. Przecież nie może tam tkwić samotny jak palec – nakazała.

Wujek od razu zorientował się, że nie przyjechałam tylko do niego.

– Stara miłość nie rdzewieje? – uśmiechnął się, gdy wróciłam od Olka.

– Tak tylko do niego wpadłam – próbowałam zaprzeczać, ale wujek mi przerwał:

– Nie uciekaj, dziecko, przed miłością. Tylko ona się w życiu liczy i daje prawdziwe szczęście. Żadne pieniądze, żadna praca tego nie zastąpią. Wiem, przeżyłem z twoją ciocią w miłości prawie trzydzieści lat. I nie zamieniłbym tego czasu na nic – dodał.

Mama jest uparta, nadal nie odzywa się do mnie 

Spędziłam cudowne dwa tygodnie. W dzień Olek zabierał mnie na przejażdżki, w nocy kochaliśmy się do utraty tchu. Coraz bardziej mnie fascynował. Był silny, pełen wewnętrznego ciepła i spokoju. Przy nim po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna, bezpieczna, kochana.

Kiedy ostatniej nocy leżałam wtulona w jego ramionach, już wiedziałam, co powinnam zrobić ze swoim życiem.

– Znowu będziesz musiał na mnie poczekać. Ale tym razem bardzo niedługo, obiecuję – wyszeptałam.

– Czy to znaczy, że… – zająknął się.

– To znaczy, że cię kocham – odparłam.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wróciłam do pracy i złożyłam wypowiedzenie. Szef nie krył zaskoczenia, ale podpisał dokument. Z mamą poszło mi gorzej. Omal nie pękła ze złości.

– Ja chyba śnię! Zwariowałaś? Chcesz wyjść za człowieka, którego ledwo znasz, i zakopać się na tym odludziu? – krzyczała.

– Miejsce dobre jak każde inne. Zresztą doskonale o tym wiesz, przecież się tam wychowałaś – odparłam, ale udała, że nie słyszy.

– Zrezygnowałaś z kariery? – syknęła.

– Mamo, obudź się wreszcie! Nigdy nie zrobię kariery, bo nie mam do tego głowy! – próbowałam jej tłumaczyć. 

– Nie wiesz, na co się decydujesz. Po miesiącu tu wrócisz, zobaczysz. Szkoda tylko, że zostaniesz bez pracy – wściekała się.

A potem zaczęła swoją starą śpiewkę o poświęceniu dla mnie, rezygnacji z własnych marzeń, pośpiesznym ślubie, bo byłam już w drodze. Miałam tego dość!

– Mamo, to moje życie, nie twoje. Teraz ja wybieram! – zdenerwowałam się.

– W porządku, ale nie licz na to, że kiedyś zaakceptuję twój wybór – odparła.

A potem do wyjazdu w ogóle się do mnie nie odzywała. Chyba liczyła na to, że zmusi mnie w ten sposób do zmiany decyzji…

Mieszkam na wsi już drugi miesiąc. Na razie u wujka Marka. Kochamy się z Olkiem, nasze zapowiedzi poszły już w kościele, ale uznaliśmy, że do dnia ślubu tak będzie lepiej. A wujek jest szczęśliwy. Ktoś powiedział w tajemnicy, że chce mi podarować gospodarstwo w prezencie ślubnym. A sobie zostawić tylko dom. Olek odgraża się, że i tak mu zapłaci, ale wiem, że wujek nie weźmie od niego pieniędzy. 

Wiejskie życie coraz bardziej zaczyna mi smakować. Gdy patrzę na korony jabłoni w starym sadzie, nie mogę uwierzyć we własne szczęście. Mam wszystko, o czym człowiek może marzyć – wielką miłość, spokój i miejsce na ziemi, którego nie zamieniłabym na żadne inne. Wierzę, że mama kiedyś to zrozumie…

Czytaj także:
„Wiedziałam, że moja mama nienawidzi mojego męża i życzy mu jak najgorzej. Jednak to, co zrobiła, gdy zachorował, przeszło moje oczekiwania”
„Moja mama postradała zmysły. Jeśli uważa, że pozwolę roztrwonić ojcowiznę na jej starcze widzimisię, to się grubo myli”
„Swoje niespełnione ambicje moja mama przenosiła nie tylko na dzieci, ale potem na wnuki”

Redakcja poleca

REKLAMA