„Tamta wredna baba naprawdę zagrała mi na nerwach. Nie miałem pojęcia, że już niedługo los znów nas połączy”

wściekły mężczyzna za kierownica fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Zrezygnowany wróciłem do domu. Rekruterzy, zauważając moją konsternację i dezorientację, podziękowali mi wcześniej za rozmowę i odesłali. Nie dziwiłem się temu, bo wypadłem naprawdę fatalnie. Z nerwów cały czas gryzłem wargi, przez co po przyjściu do domu zaobserwowałem w lustrze naprawdę żałosne odbicie”.
/ 19.05.2023 08:30
wściekły mężczyzna za kierownica fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Jestem żywym przykładem na to, że czasem po prostu trzeba się ugryźć w język, zamiast brnąć w zaparte. Bo konsekwencje tego, co mówimy, mogą być bardzo nieprzyjemne. Zwłaszcza jeśli mówimy o sferze zawodowej.

Tego dnia miałem umówioną rozmowę o pracę

Byłem bardzo podekscytowany, ale też przerażony, bo aplikowałem na wymarzone stanowisko, w dodatku za o wiele wyższą pensję, niż dotychczas. Od tego spotkania zależało więc naprawdę wiele. Niestety, duża presja, jaką odczuwałem, przełożyła się na mój humor. Mam tak, że jak się denerwuję, to od razu bywam niemiły dla otoczenia. Gdybym tylko wiedział, jak ważne jest to, by się hamować... To dziś miałbym lekko. Ale do rzeczy.

W drodze do biura oczywiście natrafiłem na niebotyczny korek, który ciągnął się na co najmniej kilkaset metrów. Jak na tę część miasta, było to wyjątkowo dziwne i kląłem pod nosem. A jeszcze na dodatek wszyscy byli złośliwi i niemalże wymuszali pierwszeństwo. Jak zachować zimną krew w takich okolicznościach? W głowie analizowałem potencjalne pytania rekruterów, ale wszystko jakoś szło na przekór. Kurczę!

Zwieńczenie tej nerwowej trasy miało jednak dopiero nadejść. Nagle znikąd przed moją maską pojawiła się kobieta. Dosłownie weszła mi pod koła!

– Jak chodzisz, babo?! – krzyczałem przy opuszczonej szybie, żywo gestykulując. Za mną rozległy się klaksony innych rozwścieczonych kierowców. – Życie ci niemiłe?!

– Koleś, to ty nie widziałeś pasów, a ja mam pierwszeństwo! – odkrzyknęła, nerwowo poprawiając ubranie, odruchowo spoglądając na swoje ciało, czy aby nie jest poszkodowana – Mogłeś mnie zabić, chamie!

– Spadaj na drzewo!

– Ty wiesz, do kogo mówisz? Zapamiętam rejestrację. Ja tego nie zostawię – i pokazała mi środkowy palec, a ja odjechałem z piskiem opon.

W takim fatalnym nastroju, z emocjami sięgającymi zenitu, podjechałem pod siedzibę przyszłej firmy. Całe szczęście, nie była to już duża odległość i przynajmniej nie ryzykowałem spóźnieniem. Mimo tych dziwnych i nerwowych okoliczności, dziękowałem sobie w duchu, że wyjechałem trochę wcześniej.

Przynajmniej zapunktuję punktualnością

W drodze na piętro, na którym miała odbywać się rozmowa, powtarzałem sobie w głowie jeszcze moje najważniejsze atuty: "Profesjonalizm, elastyczność, cierpliw... Nie, cierpliwość może sobie odpuszczę". Gorączkowe myśli nie dawały mi spokoju, ale miałem w sobie silną motywację, by jednak wypaść najlepiej, jak to możliwe.

Usiadłem przed salką konferencyjną i czekałem na wywołanie. Gdy wszedłem do środka, moim oczom ukazała się... kobieta, którą niemal potrąciłem na pasach. Niemożliwe, że to ona! Aż taki zbieg okoliczności?! Czułem, jak kropelki potu zalewają mi koszulę, a nogi niemal się pode mną ugięły. Elegancka pani uśmiechnęła się szyderczo, choć też wyglądała na zaskoczoną.

– Zapraszamy serdecznie – wycedziła, wskazując na fotel przed biurkiem. A ja wiedziałem, że już po mnie.

Obok niej, bo wcześniej tego nie zauważyłem, byli jeszcze dwaj inni rekrutujący: młody mężczyzna i pan w średnim wieku. To oni na początku zadawali mi pytania, a ja nawet nie pamiętam, co na nie odpowiadałem. Kompletnie nie potrafiłem się skupić, poziom mojej uwagi był na poziomie Rowu Mariańskiego.

– Panie Pawle? Mówimy do pana – wyrwał mnie z zadumy jeden z mężczyzn. Na te słowa natychmiast się otrząsnąłem z letargu i powróciłem do rzeczywistości. – To może oddamy teraz głos pani prezes – kontynuował, wskazując na kobietę, na co ta skinęła tylko głową.

– Panie Pawle – zaczęła niewinnie – A jak się pan zapatruje na kwestie komunikacji?

Przełknąłem głośno ślinę, co chyba było słychać.

– Yhm... To znaczy?

– No... Jak by określił pana styl komunikowania się z otoczeniem? Na przykład z kolegami i koleżankami z pracy albo... z przełożonymi?

– Eee, cóż – zacząłem dukać nieskładnie – Myślę, że... Myślę, że dobrze.

– Bo ja mam trochę inne odczucia. Widzi pan. Dla naszej firmy bardzo ważne są takie cechy jak odporność na stres i umiejętność zachowania zimnej krwi w każdej sytuacji, nawet tej trudnej. A drugą kwestią jest umiejętność przyznania się do błędu. No i działanie zgodnie z prawem. Czy potwierdza pan, że ma w sobie wszystkie te cechy? – zapytała na tyle sugestywnie, że nawet jej koledzy wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia.

A ja wiedziałem, że przegrałem tę bitwę

Zrezygnowany wróciłem do domu. Rekruterzy, zauważając moją konsternację i dezorientację, podziękowali mi wcześniej za rozmowę i odesłali. Nie dziwiłem się temu, bo wypadłem naprawdę fatalnie. Z nerwów cały czas gryzłem wargi, przez co po przyjściu do domu zaobserwowałem w lustrze naprawdę żałosne odbicie.

Nie liczyłem już na nic. Zrezygnowany i rozzłoszczony podarłem wydrukowane CV, a potem włożyłem na siebie dres i wyszedłem pobiegać. Musiałem zrzucić z siebie tę negatywną energię i jakoś odreagować.

I nagle... Dzwoni telefon. To byłą chyba ostatnia rzecz, której się spodziewałem. Numer dobrze znałem, to była firma, z której wyszedłem dosłownie pół godziny wcześniej.

– Panie Pawle, zapraszamy na drugi etap rekrutacji. Przechodzi pan dalej, gratuluję. W razie pytań proszę dzwonić na ten numer.

Co takiego? To niemożliwe. Przecież jeszcze przed momentem prezeska firmy dosłownie chciała zniweczyć mnie wzrokiem. Nikt o zdrowych zmysłach, po takiej sytuacji, by mnie nie zatrudnił. A jednak. Tylko czy to nie była kolejna intryga kobiety?

Bałem się tego spotkania jak ognia

Drugi etap rekrutacji poszedł mi o wiele lepiej, ale też może dlatego, że nie uczestniczyła w niej prezeska. Po dwóch dniach otrzymałem ostateczne potwierdzenie tego, że jestem zatrudniony. Takiego obrotu spraw w gruncie rzeczy się nie spodziewałem.

Wciąż niedowierzając, z dumą podpisałem umowę o pracę i pojawiłem się na pierwszym dniu próbnym. Ten czas wspominam bardzo pozytywnie, bo cały zespół okazał się wspierający i każdy chciał pomóc mi się wdrożyć. Wszystko szło dobrze aż do godziny szesnastej, gdy zbliżał się koniec dnia roboczego i miałem odbyć jeszcze jedną rozmowę z prezeską. Miała ocenić moje postępy w pierwszym dniu i dopytać o wrażenia.

Bałem się, ale wiedziałem, że to konieczne. Na miękkich nogach udałem się do jej gabinetu. Gdy zostałem zaproszony do środka, atmosfera była zgoła inna od tej z dnia rekrutacji. Prezeska uśmiechała się, ale nie w złośliwy sposób. Zmiana o 180 stopni!

– Napije się pan czegoś, panie Pawle? Zaraz poproszę o kawę.

– Ja... nie, nie trzeba, nie będę robić kłopotu.

– Żaden kłopot – machnęła ręką i rzuciła polecenie do najbliższej przełożonej. Następnie pokazała mi fotel, a sama usadziła się wygodnie na swoim, tworząc charakterystyczny gest piramidki. – No dobrze – westchnęła. – To czy teraz masz mi coś do powiedzenia? Dalej taka ze mnie wredna baba?

Trochę mnie to zmroziło, ale, zgodnie z jej radą, zdecydowałem się zachować zimną krew i wciąż to wszystko na klatę.

To wydarzenie dużo mnie nauczyło

– Przepraszam za moje zachowanie na drodze. To było w gniewie. Pieszy ma pierwszeństwo, a ja się zagapiłem. Kiepski, nerwowy dzień. Wina po mojej stronie.

– Przyjmuję. Ale myślę, że po tym całym incydencie możemy już pominąć konwenanse i przejść na "ty". W końcu... już przeszliśmy, prawda?

– Tak – uśmiechnąłem się. – Chociaż w dość niesprzyjających okolicznościach.

Prezeska odwzajemniła uśmiech:

– Wobec tego sądzę, że nie ma sensu drążyć tematu. Potraktujmy to jako test wdrożeniowy, który miał zbadać poziom twojego stresu i reakcję na niego. Może da ci to do myślenia w kontekście nowego stanowiska. A przy okazji gratuluję. To ja podpisałam papiery. Mimo tego, co się zdarzyło, zobaczyłam w tobie potencjał. Poza tym nie ma wielu takich specjalistów w okolicy.

Podziękowałem. I za wybaczenie, i za podarowanie mi szansy. Ale to wydarzenie dużo mnie nauczyło. Na przykład tego, żeby jednak lepiej panować nad własnym gniewem. Teraz już zawsze z góry zakładam, że każdy człowiek na ulicy może być potencjalnym współpracownikiem, szefem albo życiowym partnerem.

Czytaj także:
„W windzie zamiast z przystojniakiem utknęłam z oszołomem. Liczyłam na romans, a dostałam szkołę przetrwania”
„Mąż we mnie nie wierzył i podcinał mi skrzydła. Słuchałam go jak potulna owieczka i jak na tym wyszłam?”
„Żona chciała nas zmienić w arystokratów, a ja marzyłem o zwykłym rosole i schabowym. W końcu powiedziałem dość”

Redakcja poleca

REKLAMA