Sesję skończyłem z początkiem lipca i całe wakacje mogłem odpoczywać. Jednak brakowało mi kasy, więc postanowiłem gdzieś się zatrudnić. Wprawdzie nie miałem doświadczenia w handlu, ale widać sprawiłem pozytywne wrażenie, bo przyjęto mnie do sklepu odzieżowego. Kilka pierwszych dni uczyłem się, podpatrując innych sprzedawców. Dość szybko załapałem, o co chodzi. Ruch był spory, a klienci trafiali się różni, od przesadnie miłych, przez niezdecydowanych, po gburowatych i krzykliwych. Ja zawsze musiałem się uśmiechać i dzielnie znosić różne nieprzyjemne sytuacje.
Dobrze pamiętam jedną z nich. Do sklepu przyszła pani, która chciała złożyć reklamację na korki piłkarskie, bo „coś się w nich rozkleiło, gdy syn grał mecz”. Co z tego, że buty zostały kupione kilka miesięcy temu, a na boisku pewnie przeszły niejedno? Reklamacja ma zostać uwzględniona i już. Tłumaczyłem, że rzeczoznawca odrzuci taki wniosek, bo nie będzie mógł jednoznacznie stwierdzić, czy była to wada produkcyjna butów, ale babka się uparła. Ustąpiłem. Wyjąłem karty reklamacyjne, zacząłem wypełniać wnioski, gdy naraz kobieta zapytała:
– A czy ja mogłabym ten wniosek złożyć teraz, a buty przyniosę w poniedziałek? Bo wie pan, syn ma mecz w niedzielę i bardzo potrzebuje tych korków.
Normalnie ręce mi opadły. Po jej kolejnej porcji wrzasków i mojego spokojnego tłumaczenia, jak się sprawy mają, pani w końcu zabrała buty i już do sklepu nie wróciła. Ale co się nakrzyczała – to jej.
Na szczęście spotykałem dużo więcej miłych klientów, którzy naprawdę byli wdzięczni za pomoc i rozumieli, że jestem tu w pracy, a nie po to, aby mogli na kimś wyładować swoją frustrację. Gdy już przywykłem do nowego miejsca, zaaklimatyzowałem się, zgrałem z załogą – zacząłem zauważać więcej pozytywów tej pracy. I nie mam tu na myśli dużych zniżek na ubrania czy dogodnych godziny pracy. Mówię o dziewczynach. Jakoś wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Co prawda w galeriach bywałem dotąd rzadko, bo nie przepadam za zakupami, no ale teraz siłą rzeczy znajdowałem się w miejscu ich „łowów”.
Codziennie do naszego sklepu wchodziło mnóstwo dziewczyn, w tym co najmniej kilka w moim guście. Jako singiel szybko stwierdziłem, że to dobra okazja, abym zmienił swój status towarzyski. Bo przecież one wchodziły niejako na „mój teren”. Mogłem więc bez obaw zagadać do każdej z nich. Mogłem zacząć od tematów czysto zakupowych, a potem zboczyć w innym kierunku...
Moją wadą jest nieśmiałość. Normalnie byłbym mocno stremowany. Na szczęście w pracy nie czułem aż takiej presji; nie chodziło przecież o podryw. Po prostu podchodziłem do dziewczyn na luzie, jak gdyby nigdy nic.
– Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? – standardowe pytanie na początek plus, oczywiście, szeroki uśmiech. I dziewczyny zwykle ten uśmiech odwzajemniały. Faceci przeważnie nie, no ale trudno się dziwić. Zresztą do nich aż tak promieniście się nie szczerzyłem. A jednak – mimo sprzyjających okoliczności, gładkiego początku i własnych odważnych postanowień – jakoś nie mogłem się przełamać, żeby zejść z tematu zakupów i zaproponować coś więcej. Nie byłem do końca pewien, czy zagadanie do dziewczyny w sklepie to dobra taktyka. Bo a nuż mnie spławi albo pomyśli, że jestem dla niej miły, by więcej kupiła?
Pzeklinałem własną nieśmiałość
Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Wiem, to powierzchowne, bo nie miałem pojęcia, jaka jest, ale przecież najpierw zwracamy uwagę na wygląd. Chciałem do niej podejść, ale wiedziałem, że z nerwów nie wykrztuszę słowa. Po prostu czułem gulę strachu, która zatykała mi gardło. Poprosiłem więc koleżankę, żeby się zajęła piękną klientką, licząc w duchu, że dziewczyna moich marzeń wkrótce znowu przyjdzie do sklepu i będę mógł spróbować ponownie.
Kiedy robiła zakupy, zacząłem plątać się w pobliżu, choć w bezpiecznej odległości, niby coś poprawiając tu i tam przy wieszakach, a zarazem co rusz zerkałem w jej stronę i starałem się nawiązać chociaż kontakt wzrokowy. I w końcu udało się – wymieniliśmy długie spojrzenie. Serce mi waliło mi jak szalone, gdy ona... Tak! Chyba mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Niestety później już się nie pokazała. Czekałem cały sierpień. Daremnie. Trudno, zaprzepaściłem swoją szansę. Los podsunął mi okazję, stchórzyłem – mogłem mieć pretensje tylko do siebie
Na koniec lata kumple z roku organizowali imprezę, na którą mnie zaprosili. Nie chciałem nigdzie iść, jakoś nie miałem akurat nastroju, ale ponieważ nalegali, w końcu obiecałem, że wpadnę. Zaczęło się dosyć standardowo: kilka piw w plenerze, a gdy już się ściemniło, przenieśliśmy się do klubu. Niemal natychmiast ją dostrzegłem, jakby wydzielała jakieś tajemnicze fluidy, które mnie przyciągnęły. Rozmawiała z kimś przy barze. Nie zwróciłem uwagi, czy z kobietą, czy mężczyzną. Widziałem tylko ją.
W głowie już mi trochę szumiało, więc strach odpuścił i niemal biegiem ruszyłem w jej stronę. Zaskoczył ją mój widok, jakby spodziewała się kogoś innego; spojrzała ponad moją głową, może kogoś szukając, może wymieniając z kimś spojrzenia... Nieważne. Nie przejąłem się, że wszedłem komuś w paradę. Grunt, że pamiętała mnie ze sklepu i nawet była zawiedziona, że wolałem się zajmować wieszakami niż nią. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, trochę tańczyliśmy, a gdy oboje mieliśmy już dość hałasu i tłumu, wyszliśmy z lokalu na spacer.
Lena okazała się nie tylko ładna, ale też bardzo bystra. Jeszcze z nikim tak świetnie mi się nie gadało, jakbyśmy znali się od lat. Naprawdę byłem oczarowany i nawet przez głowę mi nie przeszło, żeby na pierwszym spotkaniu doprowadzić do czegoś więcej. Nigdy nie należałem do zwolenników zaczynania związku od seksu. Tyle że spacer skończył się u niej w domu. Nawet nie pamiętam, jakim cudem znaleźliśmy się pod jej drzwiami... Choć było już dobrze po drugiej w nocy, otworzyła butelkę wina. Przytuliliśmy się. Jej dłoń wędrowała po moich udach to w górę, to w dół… W końcu niby przypadkiem musnęła moje najwrażliwsze miejsce, spojrzała mi głęboko w oczy, po czym uśmiechnęła się zalotnie.
I co miałem zrobić? Jestem facetem...
Pocałowałem ją. Najpierw delikatnie, badając jej reakcję, ale gdy poczułem, że odwzajemnia mój pocałunek, całkiem pogrążyłem się w namiętności. Dłońmi badałem jej piękne ciało, najpierw ostrożnie, nieśmiało i z pewną dozą strachu, potem coraz odważniej, aż nasze ubrania wylądowały na podłodze. Całując ją, czując jej smak i zapach, słysząc podniecające jęki, myślałem, że to będzie najcudowniejsza noc w moim życiu. I w pewnym sensie miałem rację. Wszystko mi się w tej dziewczynie podobało. Ciało, umysł, imię, sposób, w jaki się poruszała, mówiła i na mnie reagowała. Do tego sama zainicjowała te cudowne pieszczoty. Czego chcieć więcej? Cóż, następnego dnia rano okazało się, że jednak mogłem chcieć mniej…
Po świetnym początku wieczoru, finał okazał się mało przyjemny. Ostatnie, co pamiętam, to jej nagie ciało, lśniące od potu. Naprawdę cudowny widok. Ale kolejny zanotowany przez mój umysł już tak miły nie był. Ocknąłem się na przystanku tramwajowym, na drugim końcu miasta. Nie wiedziałem, jak się tam znalazłem. Miałem podartą koszulę, rozwiązane buty i ogólnie wyglądałem jak ostatni menel. Pamiętam, że nim dotarło do mnie, gdzie jestem i co się stało, błądziłem wzrokiem po okolicy jak zaćmiony narkotykiem.
Dopiero po kilkunastu minutach świeże powietrze trochę mnie ożywiło i mózg zaczął działać. Obszukałem kieszenie i oczywiście nie znalazłem w nich niczego poza kluczami do domu i jednym nieskasowanym biletem komunikacji miejskiej. Tacy byli mili – miałem chociaż jak wrócić do swojego mieszkania. Zakładałem, że to jacyś „oni”, bo nie sądziłem, by taka delikatna dziewczyna jak Lena dała radę wywieźć mnie tak daleko i dotaszczyć nieprzytomnego na przystanek. Cała ta sytuacja kosztowała mnie sporo, w tym solidnego kaca moralnego, bo o fizycznym już nie wspominam.
Musiałem zablokować kartę, z której oszustka i tak zdążyła ściągnąć wszystko, co zarobiłem; wyrobić na nowo wszystkie dokumenty, zadzwonić do operatora sieci komórkowej. Wreszcie zgłosić sprawę na policji, która niewiele mogła zrobić. Nie pamiętałem adresu mieszkania dziewczyny – byłem zbyt zajęty nią samą. Zresztą policjant „pocieszył” mnie, że to pewnie wcale nie było jej prywatne mieszkanie, tylko „meta na jeleni”, a panna raczej nie miała na imię Lena. Nazwiska, nawet fałszywego, nie znałem.
Najgorsze, że nie mogłem o niej zapomnieć
Wciąż ją widziałem w wyobraźni, wciąż mi się śniła i w tych snach albo ją przeklinałem, albo brałem w ramiona. Boże, raz w życiu zdobyłem się na śmiałość – i jak to wszystko się skończyło? Stratą kasy, spokoju i rozsądku! Myślałem, że nigdy więcej już nie popełnię takiego błędu, że zmądrzałem i teraz dwa razy się zastanowię, zanim pójdę z nieznajomą do łóżka. Ale potem...
...potem było jak w filmie. Ona znowu zjawiła się w sklepie. Podeszła do mnie i na oczach klientów oraz innych sprzedawców pocałowała namiętnie w usta.
– Wybacz, Marcin, miałam dług i pomyślałam, że tak najszybciej go spłacę, że obędzie się bez wyrzutów sumienia – wyszeptała, gdy się ode mnie oderwała. – Pewnie mnie nienawidzisz, rozumiem, zawołaj policję, jak chcesz, nie zamierzam uciekać. Nawet lepiej, bo chcą to powtórzyć, tak świetnie mi poszło. Nie wiedzą, nie mają pojęcia... – zająknęła się, zarumieniła, ale brnęła dalej: – Poszło mi świetnie, bo się chyba w tobie zakochałam. Przepraszam, gdyby dało się cofnąć czas, nigdy bym tego nie zrobiła...
– To co? Okradłabyś innego frajera?! – parsknąłem, bo choć tęskniłem z jej ustami, wciąż było we mnie sporo złości.
– Powiedziałabym ci prawdę, jak przyjacielowi. Czemu nie, skoro byłam gotowa pójść z tobą do łóżka na pierwszej randce. Wcale nie udawałam. Gdybyśmy byli sami... Cudownie się przy tobie czułam. Przepraszam, nawet nie wiesz, jak żałuję. Oddam ci kasę, jak będę mogła, naprawdę tak mi przykro, tak mi wstyd... – w jej oczach zalśniły łzy. – Boże, jestem głupia, nie ma drogi na skróty...
Teraz ja zamknąłem jej usta pocałunkiem. Może oszalałem, może pakowałem się w gigantyczne kłopoty, ale skoro los podsunął mi kolejną szansę, nie zamierzałem jej zmarnować. Nie chciałem do końca życia zastanawiać się, co by było gdyby. Ta dziewczyna wplątała się w jakieś ciemne sprawy i potrzebowała mojej pomocy. Świadomość tego dodawała mi odwagi, siły, śmiałości. A myśl, że odwzajemnia moje uczucie – uskrzydlała mnie. Dlatego trzymałam ją mocno w ramionach, żeby nie ulecieć, i całowałem tak, że świat wokół przestał istnieć.
Czytaj także:
„Mój mąż nie rozumiał, że zajmowanie się dzieckiem to harówka. Zostawiłam go samego z synem na tydzień”
„Nie powiedziałem żonie, że mam dziecko z inną kobietą. To była głupia wpadka. Przespałem się z nią tylko kilka razy”
„Kocham brata jak mężczyznę. To brudna i mroczna miłość... kazirodcza. Czuję wstręt do samej siebie!”