„Ta kobieta działała na mnie jak magnes. Nie sądziłem, że obok niej kręci się zazdrosny amant, który nie znosi konkurencji”

mężczyzna, któremu podoba się kobieta fot. iStock by Getty Images, Stephen Zeigler
„Wiedziałem, że nie ma sensu z nimi dyskutować, więc powiedziałem tylko, że wpadłem tu przypadkowo i nie mam zamiaru więcej odwiedzać tego domu. W odpowiedzi usłyszałem, że i tak powinienem na siebie uważać, bo niejeden tak mówił, a tymczasem ona sobie potrafi każdego faceta owinąć wokół palca, zanim ten się zorientuje, że już po nim”.
/ 15.08.2023 20:15
mężczyzna, któremu podoba się kobieta fot. iStock by Getty Images, Stephen Zeigler

Kiedy Adela przyprowadziła swojego ośmioletniego syna na rozpoczęcie roku szkolnego, wyróżniała się w tłumie rodziców. I nie chodziło tylko o to, że była bardzo piękną kobietą. Tę wyjątkowość zapewniał jej strój. Każdy jego element był niezwykle elegancki i smoliście czarny, poczynając od butów, przez lakier na paznokciach, na gustownym kapeluszu kończąc. Wydawała się nieobecna, smutna i zamyślona. A do rzeczywistości wracała tylko wtedy, kiedy pytał ją o coś syn.

Wkrótce jako nauczyciel WF-u miałem okazję go lepiej poznać. Kajtek był mądrym chłopcem, ale trochę nieśmiałym i jakby wystraszonym. Stronił od kolegów i niechętnie uczestniczył w zajęciach, szczególnie w grach zespołowych. Starałem się go jakoś do tego zachęcić, rozruszać. Dlatego kiedyś powierzyłem mu zadanie wybrania osób do drużyny. Tak się tym jednak speszył, że wybrał największe ofermy. Po kilkunastu minutach gry, gdy jego drużyna przegrywała już dziesięć zero, musiałem pozmieniać składy. A on stał się obiektem żartów.

Czemu wybrała szkołę tak daleko od domu?

Następnego dnia odwiedziła mnie w szkole Adela, prosząc o chwilę rozmowy. Wciąż była ubrana na czarno, choć tym razem w jej stroju pojawił się już jeden bardziej optymistyczny element w postaci czerwonej torebki. Zaprosiłem ją do pokoju przy składziku sprzętu sportowego.

– Kajtek powiedział mi, co wczoraj zaszło – od razu wyjaśniła, z czym przyszła. – Czy pan go chciał upokorzyć?

– Ależ skąd! – zaprotestowałem gwałtownie. – Wprost przeciwnie. Chciałem go zachęcić do uczestnictwa w zajęciach.

– A jaki był tego efekt?

– No cóż… – stropiłem się.

– Kajtek z tych nerwów się rozchorował i pewnie nie będzie mógł chodzić do szkoły przez co najmniej tydzień. Kiedy już wróci, liczę na to, że nie będzie go pan więcej upokarzał na swoich lekcjach – powiedziała lodowatym tonem.

– Ja naprawdę nie chciałem… – bąknąłem, szczerze zmartwiony sytuacją.

– Rozumiem. Jeśli jednak to się powtórzy, napiszę mu zwolnienie z WF-u.

To nie jest dobry pomysł. Koledzy będą go wyśmiewać, że jest łamagą, bo nie umie nawet grać w piłkę – próbowałem jej uzmysłowić realia życia w szkole.

– Mój syn nie jest łamagą! – oburzyła się Adela. – To bardzo wrażliwy chłopiec. Sześć lat temu odszedł od nas jego ojciec. A pół roku temu jego ojczyma poraził prąd. I to Kajtek go wtedy znalazł. Ta sytuacja nim wstrząsnęła. Nie radzi sobie emocjonalnie, więc pewnie dlatego nie chce brać udziału w zajęciach, które dostarczają tylu wrażeń.

– Oczywiście. Nie wiedziałem. Tak, ma pani rację, będę na niego uważał.

Odtąd zwracałem na Kajtka baczniejszą uwagą. Starałem się go chronić przed kolegami, bo dzieci w tym wieku potrafią mocno dokuczyć rówieśnikom mniej sprawnym fizycznie niż oni sami. Ale pewnych rzeczy nawet ja nie przewidzę.

Kiedyś Kajtek dostał podanie i za długo zwlekał z oddaniem piłki. Chłopiec z przeciwnej drużyny natarł na niego brutalnie i go przewrócił. Natychmiast wyrzuciłem napastnika z boiska i podszedłem do Kajtka, który leżał na ziemi.

– Bardzo boli? – zapytałem.

– Tak. Tu – pokazał na kostkę.

Chwyciłem jego stopę i spróbowałem ją zgiąć. Mały aż syknął z bólu.

– Nie jest tak źle. Nie wygląda na złamaną – i odwróciłem się do pozostałych: – Koniec meczu. Idźcie do szatni się przebrać.

Pomogłem Kajtkowi dojść do pielęgniarki: zrobiła mu okład i zabandażowała kostkę. Chłopiec miał jeszcze dwie lekcje, ale – jak stwierdziła – najlepiej by było, gdyby teraz wrócił do domu i się nie ruszał. Ponieważ ja już skończyłem zajęcia, uznałem, że mogę go odwieźć moim autem. Prosiłem tylko sekretarkę, żeby zawiadomiła o tym fakcie Adelę.

Byłem pewien, że mieszkają gdzieś niedaleko. Tymczasem dojechaliśmy tam po półgodzinie, po drodze mijając kilka różnych podstawówek, często cieszących się większą renomą od tej, w której ja pracowałem. Ciekawe, czemu matka zdecydowała się tak daleko dowozić syna do szkoły… W dodatku, jak dowiedziałem się od Kajtka, pracowała „kawałek w drugą stronę”, więc podwójnie nadrabiała drogi.

Zaczęli opowiadać niestworzone historie

Przyznaję, że dom Adeli zrobił na mnie wrażenie. Tak na oko miał ze trzysta metrów kwadratowych i położony był na terenie pięknej posiadłości z basenem. Aby utrzymać takie miejsce w czystości, musiało na to pracować przynajmniej kilka osób. Zresztą bramę otworzył ktoś, kto wyglądał trochę na ogrodnika, trochę na ochroniarza. Kajtek przywitał się z nim krótkim: „Cześć, Grzegorz”.

Adela przyjechała chwilę po nas.

– O Boże, co się stało? – zaniepokojona pobiegła w stronę swojego syna.

– Nic wielkiego, skręciłem nogę, a pan Igor mnie przywiózł – odparł Kajtek.

– Po co pan to zrobił?! – zawołała.

Myślałem, że będzie mi pani wdzięczna.

– Oczywiście – zreflektowała się. – Dziękuję panu bardzo. Do widzenia.

Wzruszyłem ramionami i wyszedłem. Wyjechałem za bramę i zatrzymałem się paręset metrów dalej przed sklepem spożywczym, żeby sobie kupić coś do picia. Moje wejście do środka wywołało dziwne poruszenie. Jakichś trzech pijaczków siedzących przed wejściem i sączących piwo zaczęło szeptać coś między sobą. Gdy wyszedłem z butelką, jeden zaczepił mnie.

– Na pana miejscu bym uważał.

– Słucham? – zdziwiłem się.

– Ta baba zabiła już trzech facetów – oświadczył, a pozostali pijaczkowie potwierdzili, kiwając głowami.

Chyba się coś panu pomyliło – mruknąłem i chciałem odejść.

– Jak pomyliło? – obruszył się. – A pan myślisz, że czemu ona w takiej chałupie mieszka, chociaż biedna z domu? Mówię panu, wszystkich trzech zabiła i żyje z majątku po nich. Tylko jeden był jej mężem, ale w żałobie po wszystkich chodzi.

– No bo przecież w czarnym jej do twarzy! – zaśmiał się drugi pijaczek.

Wiedziałem, że nie ma sensu z nimi dyskutować, więc powiedziałem tylko, że wpadłem tu przypadkowo i nie mam zamiaru więcej odwiedzać tego domu. W odpowiedzi usłyszałem, że i tak powinienem na siebie uważać, bo niejeden tak mówił, a tymczasem ona sobie potrafi każdego faceta owinąć wokół palca, zanim ten się zorientuje, że już po nim.

Po tej krótkiej wymianie zdań wiedziałem już, dlaczego Adela zdecydowała się tak daleko wozić syna do szkoły. Najwyraźniej w tej okolicy nie cieszyła się dobrą sławą i zapewne w jakiś sposób odbijało się to na Kajtku. Dziwiłem się tylko, czemu nie sprzedała tego domu i nie wyniosła się daleko stąd.

Adela odwiedziła mnie tydzień później. Przyszła po lekcjach po syna.

– Chciałam przeprosić pana za moje zachowanie – powiedziała. – Pan był tak miły i zajął się Kajtkiem, a ja…

– Nie ma sprawy. Rozumiem. Była pani zdenerwowana sytuacją – odparłem.

I wtedy powiedziała coś dziwnego. Coś, co nijak nie pasowało do matki rozmawiającej z nauczycielem jej syna.

– Nie, ja po prostu nie chcę, żeby odwiedzali mnie mężczyźni – westchnęła. – Może się pan śmiać, ale ja uważam, że ściągam na nich nieszczęście.

Odchrząknąłem znacząco.

– Wie pani, coś tam słyszałem… Pod sklepem zaczepiło mnie paru pijaczków.

Wyraźnie zbladła.

To naprawdę jest jego babcia?

– Cokolwiek panu powiedzieli, nie było w tym ani słowa prawdy! – zawołała.

– Bez obaw, nie kupiłem tego – uspokoiłem ją. – Dziwię się tylko, że pani wciąż mieszka w tak nieprzyjaznej okolicy.

– Proszę mi wierzyć, najchętniej bym się stamtąd wyprowadziła. Ale nie mogę, bo… bo to skomplikowane – westchnęła.

Nie musi się pani tłumaczyć.

– Wiem, ale… pomyślałam, że przyda się w szkole jakaś osoba życzliwa Kajtkowi. Szczególnie że on pana polubił.

– To bardzo inteligentny chłopak. Niestety, jest dosyć zamknięty w sobie.

– Cóż, życie go nie oszczędzało – powiedziała smutno. – Mój pierwszy mąż zniknął, gdy Kajtek miał dwa lata. Pojechałam z synem do lekarza, a Robert pracował w domu. Kiedy wróciliśmy, nie było go i nikt nie miał pojęcia, co się z nim stało. Rozpłynął się w powietrzu… Odszedł sześć lat temu, nie daje znaku życia. Formalnie jest zaginiony, a nasze małżeństwo trwa. Dlatego nie mogę się pozbyć domu… Trzy lata później poznałam Rafała. Miał dużą firmę, trochę konkurencyjną do mojej. Mieszkaliśmy razem przez rok. Zginął w wypadku samochodowym. Byłam kompletnie załamana. Bardzo mi wtedy pomógł Darek, wspólnik Rafała. Dlatego się do siebie zbliżyliśmy, Kajetan go lubił. W marcu tego roku Darka poraził prąd, kiedy w piwnicy naprawiał światło po burzy…

Adela spojrzała mi prosto w oczy. W jej spojrzeniu dostrzegłem smutek i żal.

– Od tej pory nie mówią na mnie inaczej niż czarna wdowa – uśmiechnęła się gorzko. – Teraz już pan wie, dlaczego mój syn jest taki zamknięty i skryty.

Odkąd usłyszałem tę opowieść, starałem się zwracać jeszcze większą uwagę na Kajtka. Szczególnie na moich zajęciach, ale także w trakcie przerw. Pewnie dlatego od razu zauważyłem, że gdy któregoś dnia czekał przed szkołą na matkę, pod bramę podjechał samochód, który z pewnością nie należał do Adeli. Ja akurat wychodziłem z bramy na chodnik.

Drzwi auta otwarły się i w tej samej chwili czyjeś ręce zaczęły wciągać wierzgającego Kajtka do środka. Rzuciłem się w jego stronę i jeszcze udało mi się go złapać. Wtedy z auta wyskoczył jakiś osiłek: chciał mnie uderzyć, ale uchyliłem się i facet rąbnął o ziemię. Nagle od tyłu dopadł mnie drugi drab. Dzieci narobiły strasznego krzyku, ze szkoły wyskoczył kolega nauczyciel, potem dwie nauczycielki. Przybiegł też dyrektor. I chyba tylko dzięki temu nie dostałem manta.

– Co tu się dzieje? – wrzasnął zdenerwowany dyrektor, podbiegając do nas.

– Ten mężczyzna nie pozwala mi zabrać mojego wnuka – stwierdziła starsza pani o chłodnym spojrzeniu, która właśnie wyszła z samochodu.

To naprawdę jest twoja babcia? – spytałem zdumiony Kajtka.

– Tak. Ale ja nie chcę z nią iść!

– Jakim prawem chciała pani zabrać chłopca?! – natarł na babcię dyrektor.

– To już nie jest teren szkoły. Mogę widywać się z wnukiem i panu nic do tego.

– Nie może pani, jeśli nie życzy sobie tego on albo jego matka. Zaraz możemy to ustalić, bo chyba właśnie nadjeżdża… – i dyrektor wskazał ciemne auto.

– Nie będę pytać tej morderczyni o pozwolenie na spotkania z wnukiem! – rzuciła wściekle starsza pani, po czym spojrzała na mnie: – A z jej nowym gachem rozliczę się osobno.

Wsiadła do samochodu i odjechała.

Po chwili zatrzymała się obok nas Adela z towarzyszącym jej Grzegorzem ogrodnikiem, który teraz zdecydowanie wyglądał na ochroniarza. Sprawdziła tylko, czy jej syn jest cały i zdrowy, zapakowała go do samochodu i, niczego nam nie wyjaśniając, natychmiast się ulotniła.

Był w niej zakochany od wielu lat...

Przez kolejny tydzień Kajtek nie pojawił się w szkole, w której aż huczało od plotek o tych niezwykłych wydarzeniach. Byłem jednym z głównych bohaterów rozmów. Nie słyszałem ich wprawdzie dokładnie, bo na mój widok koledzy nauczyciele milkli, a dzieci pokazywały mnie tylko palcami, ale i tak wiedziałem, że zyskałem łatkę „gacha morderczyni”.

Pewnego dnia, gdy wychodziłem ze szkoły po lekcjach, zauważyłem samochód Adeli. Ze środka nie wyszła jednak ona sama, tylko jej ochroniarz. Wymamrotał, że szefowa zaprasza mnie do siebie na rozmowę dziś wieczór, i odjechał.

Wróciłem do domu, przebrałem się i pojechałem do Adeli. Czekała na mnie z kolacją. Jadł z nami Kajtek. Potem matka poprosiła go, żeby poszedł do swojego pokoju i zostaliśmy sami.

– Słyszałam, że dzięki mojej teściowej zyskał pan sławę mojego kochanka – odezwała się po chwili milczenia.

– To prawda. Ona, zdaje się, uważa, że to pani stoi za zniknięciem jej syna?

– Tak – przyznała. – I od tamtej pory chce mi odebrać Kajtka. Nie jestem pewna, czy nie miała czegoś wspólnego ze śmiercią moich dwóch partnerów.

– Aż tak? – przeraziłem się.

– Niestety. Boję się, że może posunąć się do wszystkiego, żeby zabrać mi syna. Dlatego chciałam pana prosić o pomoc. Do szkoły będzie teraz Kajtka woził Grzegorz. Czy mógłby go pan odbierać i potem odprowadzać do auta? Wiem, jak to będzie wyglądać w kontekście tych plotek o naszym romansie, ale bardziej mi zależy na bezpieczeństwie syna.

Zgodziłem się i na tym zakończyliśmy ten temat. Potem rozmawialiśmy o wielu różnych rzeczach i dość długo nam się zeszło. Miałem już wychodzić, kiedy okazało się, że na dworze szaleje śnieżyca. Adela zaproponowała więc, żebym przenocował u nich w pokoju gościnnym, bo w taką pogodę, po ciemku, strach wracać samemu samochodem.

Skorzystałem z jej propozycji. Przecież nie było w tym nic złego, prawda? Położyłem się spać koło jedenastej, ale nie mogłem zasnąć. Może to ten wieczór, może trochę wina, które wypiłem do kolacji, ale zacząłem myśleć o Adeli jak o kobiecie, która mi się podoba i której ja się podobam. I sam trochę przestraszyłem się tych myśli.

Wichura rozpętała się na dobre i chociaż dom znajdował się daleko od ulicy, wcale nie było tu cicho. Wiatr wiał jak szalony, w dach i ściany waliły poruszane przez niego gałęzie drzew, śnieg uderzał o szyby. A jednak wśród tych wszystkich odgłosów zdołałem usłyszeć pewien niepokojący dźwięk – coś jak tłuczone szkło albo czyjś zduszony okrzyk.

Wyszedłem na korytarz i rozejrzałem się po domu. Żywej duszy… Nagle poczułem ból gdzieś w tyle głowy. Zapadła ciemność.

Ocknąłem się i pierwsze, co poczułem oprócz bólu głowy, to potworne zimno. Po chwili zorientowałem się, że ktoś mnie ciągnie po śniegu w kierunku bramy… Ten ktoś był, w odróżnieniu ode mnie, grubo ubrany i odwrócony tyłem, dlatego nie rozpoznałem go w pierwszej chwili. Dopiero kiedy szarpnąłem się, próbując wyrwać stopy z mocnego uścisku, ten ktoś odwrócił się przez ramię i zobaczyłem twarz… Grzegorza.

– Nie fikaj, i tak nic to nie da – warknął.

– Co robisz, człowieku?!

– Nie wrzeszcz, nikt cię dziś nie usłyszy.

Szarpnął mną mocno, walnąłem głową o śnieg. I wtedy zobaczyłem nadbiegającą od strony domu Adelę. Miała w ręku jakiś kij. Wzięła zamach i uderzyła nim Grzegorza w plecy. Ochroniarz nie upadł, ale musiał wypuścić z rąk moje stopy. Podniosłem się błyskawicznie, wyrwałem Adeli kij i jeszcze raz grzmotnąłem nim Grzegorza.

– Nie ruszaj się! – krzyknęła zdenerwowana Adela. – Już wezwałam policję! Pracujesz dla mojej teściowej, tak?!

– Pracuję dla ciebie – wystękał ochroniarz, próbując usiąść. – Wiesz dobrze, że od lat cię kocham, a ty co?! Nawet na mnie nie spojrzysz, tylko wydajesz mi polecenia, tak jak ten twój mąż. Chciał mnie stąd wykurzyć, wiesz?

Grzegorz nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo przyjechała policja i został aresztowany. Wróciliśmy do domu i po krótkim przesłuchaniu przez funkcjonariuszy zostaliśmy sami.

– Dziękuję… pani – powiedziałem.

– Mówmy sobie na ty – zaproponowała. – W końcu tyle razem przeszliśmy.

Czytaj także:
„Byłem chorobliwie zazdrosny o ukochaną. Chciałem, żeby żyła tylko dla mnie, a ona chciała się realizować w pracy. Zacząłem ją sabotować”
„Diana wygląda jak milion dolarów i wozi się autem droższym niż mieszkanie mojej matki. Pokochałem dziewczynę gangstera”
„Dla kasy i prestiżu zadałam się z lokalnym bandytą. Przez chciwość i głupotę zgotowałam swojemu dziecku marny los”

Redakcja poleca

REKLAMA