Miałam bardzo ciężki rok. Najpierw rozstałam się z narzeczonym. Z Bartkiem spotykaliśmy się już od sześciu lat i planowaliśmy ślub. Gdy dowiedziałam się, że kręci z kimś na boku, byłam naprawdę załamana. Do tego od kilku lat mieszkaliśmy w mieszkaniu, które mój chłopak odziedziczył po babci, dlatego byłam zmuszona do szybkiej wyprowadzki. Szukanie na prędko kawalerki do wynajęcia, która byłaby w miarę przytulna, funkcjonalna i nie zrujnowała mojego budżetu, okazało się prawdziwą drogą przez mękę.
Nowa praca totalnie mnie wyczerpywała
Gdy już w końcu trafiłam na jasne mieszkanko w dobrej lokalizacji, z ładnie urządzoną kuchnią i dużym balkonem, okazało się, że szefowa zamyka salon fryzjerski, w którym pracuję.
– Wiecie dziewczyny jak jest. Konkurencja coraz większa, podatki i ZUS wciąż rosną, a ja mam już swoje lata. Nie mam już siły na to szarpanie się z dopinaniem budżetu każdego miesiąca i walkę o każdego klienta – pani Maria zebrała nas, czyli mnie, Monikę i Ankę, na szczerą rozmowę. – Córka niedługo będzie rodzić i chce w miarę szybko wrócić do pracy. Doszłyśmy do wniosku, że lepiej będzie, gdy na jakiś czas przeprowadzę się do niej do Anglii – dokończyła, a ja zrobiłam wielkie oczy, bo nie podejrzewałam, że praktycznie z dnia na dzień mogę stracić pracę.
I tak po rewolucji w życiu prywatnym i szybkiej przeprowadzce byłam zmuszona równie szybko szukać nowego zajęcia. Na szczęście udało mi się zaczepić w eleganckim salonie zlokalizowanym w galerii handlowej w naszym mieście. Ale to było coś zupełnie innego niż salon pani Marii. Tam było kameralnie, a my stanowiłyśmy niemal rodzinę. Szefowa była naprawdę w porządku i szła nam na ustępstwa, gdy potrzebowałyśmy wolnego. Do tego zakład był czynny do 17:00.
Tutaj pracowałyśmy na zmiany, a przemiał klientów był ogromny, więc wszystko trzeba było robić w pośpiechu. Nie było czasu ani okazji, żeby na spokojnie pogadać ze stałymi klientkami, wypytać je o rodzinę. Ba, tutaj klientów to ja nawet nie zapamiętywałam. Naprawdę trudno było mi przystosować się do nowych warunków.
– Z Anką i Moniką stanowiłyśmy super zgrany zespół. Zawsze mogłyśmy na siebie liczyć, przerwy spędzałyśmy na rozmowach przy kawie. Byłyśmy naprawdę dobrymi przyjaciółkami, a tutaj panuje jakaś dziwna atmosfera. Mam wrażenie, że dziewczyny patrzą na siebie wilkiem i nie ma nawet szans na poranne ploteczki – żaliłam się siostrze.
– No tak, sama lubiłam atmosferę u pani Marii. Pamiętasz, jak chodziłyśmy tam w dzieciństwie na podcinanie włosów? – Ewelina z uśmiechem zaczęła wspominać nasze dawne lata. – No, a co z dziewczynami? Nie możecie podłapać jakiejś pracy wspólnie? Albo spróbować otworzyć coś swojego?
– Daj spokój, nie ma szans. Na własny biznes trzeba mieć kasę, a ja jestem praktycznie spłukana. Do tego Anka wyjechała do rodziców i znalazła pracę na miejscu. Twierdzi, że nie ma sensu wydawać tutaj kroci na wynajem mieszkania.
Zaproponowała wypad do Wenecji
W nowym salonie pracowałam na zmiany i dużo ciężej niż poprzednio. Musiałam udowodnić, że jestem potrzebna w zespole. Do tego początkowo dostawałam niemal wszystkie pracujące soboty i niedziele handlowe, dlatego o odpoczynku mogłam co najwyżej pomarzyć. Letni urlop spędziłam na malowaniu swojej sypialni, a pozostały czas na pomocy mamie na działce. Nic więc dziwnego w tym, że już naprawdę brakowało mi oderwania się od codziennego kieratu. I właśnie tuż po Nowym Roku trafiła się świetna okazja.
– Słuchaj Kaśka – w słuchawce usłyszałam pełen energii głos Anki. – Co powiedziałabyś na karnawał w Wenecji?
– Że co? – propozycja rzucona przez koleżankę z dawnej pracy wydała mi się naprawdę szalona.
– Karnawał w Wenecji – zaczęła śmiać się Ania. – No wiesz, kolorowe tłumy na placu św. Marka, maski, pokaz sztucznych ogni i świetna zabawa – niemal widziałam podekscytowanie w oczach koleżanki, która wprost kochała szalone wypady.
Okazało się, że siostra Anki, od kilku lat mieszkająca we Włoszech, zaprosiła ją do siebie w odwiedziny, a ona pomyślała, że to niepowtarzalna okazja, żeby wziąć udział w najbardziej znanym europejskim karnawale. I teraz proponowała, żebyśmy wybrały się na ten wyjazd we trzy.
– Monika już się zgodziła – zaczęła mi tłumaczyć. – Moja siostra też nie ma nic przeciwko temu, żebym zabrała ze sobą przyjaciółki. Ona mieszka w dość dużym domu i twierdzi, że dodatkowe miejsce do spania na pewno się znajdzie.
Szybko przeliczyłam w myślach swoje oszczędności i wyszło mi, że na bilet lotniczy do Włoch i wydatki na miejscu spokojnie mogę sobie pozwolić. W sumie ta propozycja spadła mi jak z nieba. Naprawdę potrzebowałam już odskoczni, żeby całkiem nie zwariować pomiędzy zawodowymi i domowymi obowiązkami. Ochoczo więc się zgodziłam, a Anka już zaczęła planować naszą podróż.
W Wenecji nigdy w życiu nie byłam, dlatego dla mnie to była świetna okazja, żeby nie tylko pobawić się na słynnym balu, ale i przepłynąć się gondolą i zwiedzić to urocze włoskie miasteczko. Szefowa zgodziła się dać mi kilka dni urlopu. O noclegi nie musiałam się martwić, stanęło więc na tym, że wyjeżdżamy do Włoch na całe pięć dni.
Nie mogłam doczekać się Włoch
Tuż po rozmowie z koleżanką zaczęłam czytać o tym weneckim karnawale, bo wcześniej tak naprawdę wiedziałam jedynie, że coś takiego jest. Okazało się, że zaczyna się on od soboty przed Tłustym Czwartkiem i ma wielowiekową tradycję. Jego głównym punktem jest bal na placu św. Marka, wybory najpiękniejszej maski i „lot anioła”, czyli zjazd na linie z bazyliki na placu św. Marka modelki przebranej za anioła.
Dziewczyny obiecały, że ten babski wypad do Włoch będzie najlepszą wycieczką w naszym życiu. Już nie mogłam się doczekać. Z jednej strony, bardzo cieszyłam się z czasu spędzonego ze swoimi dawnymi przyjaciółkami. Z drugiej, wzięcie udziału w takim wydarzeniu prędko mogło się nie zdarzyć w moim życiu.
Tak naprawdę jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w prawdziwym balu karnawałowym, więc cieszyłam się na ten wyjazd niczym dziecko. Szybko zaczęłam kupować fajne ciuchy na podróż i planować, co na miejscu zobaczymy, jakie miejsca odwiedzimy, gdzie spróbujemy kawy i tradycyjnej włoskiej panna cotty, a gdzie pizzy.
Anka zarezerwowała bilety z lotniska w Rzeszowie.
– Akurat mieli tutaj promocyjne ceny. Dla mnie to nie jest daleko, a wy z Moniką też spokojnie sobie dojedziecie – tłumaczyła mi przez telefon, a ja już myślałam o masce i stroju, które założę na bal.
Monika odebrała mnie samochodem spod bloku i w dalszą podróż wyruszyłyśmy wspólnie. Po drodze słuchałyśmy ulubionych piosenek i śpiewałyśmy razem z radiem, nieco fałszując. No dobra, fałszowałyśmy trochę więcej niż nieco. Ale jakie to tak naprawdę ma znaczenie, gdy w perspektywie czeka na nas prawdziwy karnawał w Wenecji?
Samochód odmówił nam posłuszeństwa
Wszystko było dobrze aż do momentu, gdy na jakiejś bocznej drodze, którą poprowadziła nas nawigacja, samochód po prostu zgasł i nie odpalił. Monika dobry kwadrans szarpała się ze stacyjką, ale na próżno. Szybko zrozumiałyśmy, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Auto odmówiło posłuszeństwa na totalnym odludziu, a my nie bardzo wiedziałyśmy, co zrobić i do kogo dzwonić po pomoc. Gdy zaczęłam w telefonie szukać najbliższej pomocy drogowej, żeby nie zapłacić za usługę kroci, nagle obok nas zatrzymała się ciemna terenówka.
– Dzień dobry. Potrzebują panie pomocy? – usłyszałam uprzejmy głos, a z fotela pasażera wyłonił się starszy mężczyzna mniej więcej w wieku mojego ojca.
Opowiedziałyśmy mu, co się stało, a on zaproponował nam pomoc.
– Tak się składa, że mój syn pracuje w zakładzie mechanicznym w naszej wsi. To całkiem niedaleko, będzie gdzieś z dziesięć kilometrów. Zaraz zadzwonię i podjedzie zobaczyć, co się stało – na życzliwe słowa tego człowieka, obie zrobiłyśmy wielkie oczy, ale szybko ochoczo zgodziłyśmy się na pomoc.
Syn pana Henryka okazał się całkiem fajnym ciachem, jak to mało dyskretnie szepnęła mi na ucho koleżanka. Po drgających kącikach jego ust, zauważyłam, że na pewno to usłyszał. Sebastian odholował nasze auto do warsztatu. Na miejscu okazało się jednak, że do naprawy potrzebne będzie kilka części, które jego szef sprowadzi dopiero kolejnego dnia rano. Nasi wybawcy zaproponowali nam jednak nocleg.
– Rodzice prowadzą małą agroturystykę. Teraz i tak jest po sezonie, więc pokoje stoją puste. Wystarczy zmienić pościel, przewietrzyć i spokojnie możecie się przespać – gościnność tych ludzi naprawdę nas zaskoczyła.
Wylądowałam w remizie strażackiej
Był tylko jeden problem. Nasz lot był za kilka godzin, a głupio nam było prosić obcego człowieka, żeby odwoził nas na lotnisko oddalone tyle kilometrów, dlatego zdecydowałyśmy się zostać. I tak, zamiast w samolocie do Wenecji na mój wyczekiwany od dawna karnawał, wylądowałam w remizie strażackiej pod Rzeszowem. Tak, tak. Bo okazało się, że Sebastian należy do miejscowej OSP i na ten wieczór była zaplanowana duża impreza z ogniskiem przed remizą.
I wiecie co? Podczas tej potańcówki świetnie się bawiłam i wcale nie żałuję drobnej awarii naszego samochodu. Bo Sebastian to naprawdę świetny chłopak, z którym od kilku miesięcy się spotykam. Gdy ktoś ze znajomych pyta, jak się poznaliśmy, oboje się śmiejemy, twierdząc, że wybrałam Sebka zamiast karnawału w Wenecji. Wszyscy robią wtedy wielkie oczy i są przekonani, że tak tylko sobie żartujemy.
A my już planujemy, że w przyszłym roku odwiedzimy Włochy wspólnie. Mam tylko nadzieję, że tym razem uda się nam dojechać na miejsce bez przygód.
Beata, 29 lat
Czytaj także:
„Synowa kupiła dom z ogrodem, a nie wie, kiedy przycinać hortensje. Teraz muszę tę paniusię wszystkiego nauczyć”
„Odkładałam każdy grosz na wyprawę dookoła świata, lecz narzeczony pozbawił mnie złudzeń. Jedyną podróż odbyłam do sądu”
„Tegoroczna wiosna rozkwitła nie tylko krokusami i bratkami. Ta miłość uleciała mi jednak szybciej niż zapach perfum”