„Szwagier gnębił moją siostrę, bo była bezpłodna. Zabraniał jej adopcji, bo nie chciał wychowywać cudzego >>bachora<<”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, New Africa
„Nie komplementował jej, zapominał o ważnych rocznicach, żałował pieniędzy na ciuchy, odmawiał wyjścia do jej znajomych i częściej koncentrował uwagę na telewizorze niż na niej. Krytykował i wyszydzał. Patrzyłam jak ja niszczy i szczerze życzyłam mu śmierci”.
/ 23.11.2021 06:24
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, New Africa

Kiedy moja siostra przyprowadziła Mirka do domu, poczułam… bezsilność. Kończyłam liceum, a ona już od dwóch lat pracowała w sklepie. Tam go poznała. Przychodził do niej regularnie jako klient i przez dwa miesiące zachęcał, żeby się z nim umówiła. Zajęło mu to aż tyle czasu, bo Grażyna zawsze była wstydliwa i nieco nieufna. Miała znacznie słabszy charakter ode mnie. Pewnie dlatego, kiedy już wpuściła Mirka do swojego życia, została z nim na stałe. Po prostu bała się, że nikogo lepszego sobie nie znajdzie.

– Ewcia, ty jak chcesz to sobie szukaj księcia z bajki – uśmiechała się do mnie dobrotliwie. – Ja wiem, że oni po ulicach nie chodzą… Mirek jest przystojny, poukładany i miły… Czego chcieć więcej?

– Miłości!

– A skąd wiesz, że ja jej nie czuję?

– To widać – przyznałam. – A poza tym, nie nazwałabym go „miłym”!

– Wobec mnie jest bardzo grzeczny. A że innym nie nadskakuje… Taki już jego urok. Faceci z reguły nie są przecież szczególnie wylewni – przekonywała mnie.

– Ale on jest stuprocentowym mrukiem! Żeby nie powiedzieć bucem!

– Ewa, nie bądź taka…

Grażka broniła go od początku, a on powoli ją sobie podporządkowywał. W miarę, jak ich znajomość przenosiła się na kolejne etapy, coraz bardziej. Grażyna nie była głupia, widziała, że Mirek przejmuje kontrolę nad jej życiem, ale nie buntowała się. Otwarcie przyznawała, że jej to odpowiada. Wtedy jeszcze chyba nie dostrzegała, że Mirek nie jest dobrym człowiekiem. Że jest apodyktyczną zrzędą.

– Każdemu trzeba dać szansę, kochana… A poza tym, ty nie znasz go tak jak ja – powtarzała mi, gdy po raz kolejny próbowałam ją przekonać, żeby zostawiła Mirka.

Nie udało mi się, choć włożyłam w tę perswazję dużo energii. Nie raz i nie dwa pokłóciłyśmy się o Mirka. W końcu jednak dałam spokój, bo bałam się, że zamiast siostrę uratować, to ją do siebie zniechęcę.

Grażyna przy Mirku powoli gasła

Po pewnym czasie już tylko przyglądałam się, jak ponury Mirosław zawłaszcza jej życie. Jak zamienia je w nudną, szarą, pełną pretensji i gniewu rutynę. Mirek jest człowiekiem skoncentrowanym tylko na sobie i swoich potrzebach. Od początku znacznie mniej dawał, niż brał – jeszcze za narzeczeństwa zaniedbywał Grażynę. Nie komplementował jej, zapominał o ważnych rocznicach, żałował pieniędzy na ciuchy, odmawiał wyjścia do jej znajomych i częściej koncentrował uwagę na telewizorze niż na niej. W ogóle, większość czasu spędzali w domu. Mirek oglądał na zmianę sport z wiadomościami, a Grażyna wiernie mu towarzyszyła.

– Baran jeden, po co się tam pcha… Debil! Tak, strzelaj, strzelaj, łamago! – komentował mecz; potem przełączał na kanał informacyjny i kontynuował seans niechęci. – A na tego to już w ogóle nie mogę patrzeć! Co za szuja! Zresztą, oni tam wszyscy, jak leci, do odstrzału…

– Po co się tak denerwujesz, Miruś? Szkoda zdrowia… – wtrącała siostra.

– A tobie to wszystko obojętne! Trzeba się trochę interesować!

Tak się właśnie interesował. Krytykował i wyszydzał. Także znajomych, sąsiadów, rodzinę… Ta krytyka zawsze podszyta była jakąś niezrozumiałą dla mnie niechęcią, zawiścią i zazdrością.

– Widziałaś, że tym kretynom spod szóstki zepsuł się samochód? Wiedziałem, że tak będzie. Co za idiota kupuje auto w komisie? Barany! – rechotał w najlepsze.

– Może się nie znali.

– Może mają gówno zamiast rozumów!

Grażyna coraz mniej się odzywała – jakby nie chciała go prowokować. Gotowała, sprzątała i siedziała przy nim cicho w fotelu, gdy on gapił się w telewizor. Coś tam sobie zawsze czytała, co zresztą też go irytowało.

– Znowu te romansidła… Napychasz sobie głowę tymi dyrdymałami…

– Lubię je.

– A potem świrujesz. Lepiej byś coś porządnego obejrzała.

Może miała poczucie winy, bo to ona była bezpłodna

Nie miał nawet na tyle przyzwoitości, by przychodzić z nią do mamy na obiad. Nieraz bywało tak, że Grażka przychodziła sama i tłumaczyła mężusia, że zmęczony, że przeziębiony, że odpoczywa... Cholerny książę! Gdy w końcu raz czy drugi zaszczycił nas wizytą, wszyscy obchodzili się z nim jak z jajkiem. Żeby tylko nie sprowokować spięcia, żeby nie nadepnąć mu na odcisk. Dużo mnie to kosztowało.

– Ewka, czy wy nie macie soli w domu? Niby dobrą tę sałatkę zrobiłaś, ale posolić to chyba zapomniałaś… – darł się, siedząc przy stole w moim w domu.

Zapraszałam go do siebie tylko ze względu na Grażynkę.

– Nie każdy lubi tak jak ty.

– Każdy lubi chociaż trochę posolone, a to nie jest słone wcale – śmiał się, rozglądając po gościach z przekonaniem, że zabłysnął wykwintnym humorem.

Również ze względu na moją siostrę starałam się zawsze przemilczeć te jego impertynencje. Wiedziałam, że jeśli zajdę mu za skórę, odgryzę się, to odreaguje na niej, gdy wrócą do domu. Kilka razy nie wytrzymałam i powiedziałam mu coś niemiłego, a on wtedy milkł. Zamykał się w sobie, nie odzywał przez resztę spotkania, ale gdy dzwoniłam potem do siostry zapytać, czy wszystko w porządku, wyczuwałam, że ma przeze mnie problemy.

Przez całe życie męczyła się z nim sama

Nawet dzieci nie miała na pociechę… Była bezpłodna, a ten wredny typ nie chciał się zgodzić na adopcję. To był największy dramat życia mojej siostry. Bardzo z tego powodu cierpiała, a Mirek… Mirek podchodził do sprawy po swojemu.

– Nie będę wychowywał cudzego bachora! – pokrzykiwał, ilekroć Grażyna podnosiła temat adopcji.

– Mirek, nie mów tak…

– Ale taka jest prawda. Mielibyśmy wziąć obcego dzieciaka? Skąd byś wiedziała, co się trafi? Wariat, złodziej, może przygłup?

– Nie wiem, jak ty tak możesz…

– Mówię tylko prawdę. Odpuść, Grażyna! Bóg nie chciał, żebyśmy mieli dzieci, więc nie ma co kombinować.

– To nie jest kombinowanie. Mnóstwo ludzi tak robi, adoptuje dzieci.

– Ale ja nie jestem mnóstwo. Jak inni chcą, to niech wydziwiają. In vitro, adopcje, sztuczne zapłodnienia… Idioci. Jak nie ma być, to nie będzie. I tyle.

Grażyna przez długi czas nie odpuszczała. W żadnej innej kwestii nigdy mu się nie sprzeciwiała, ale w tej jednej długo walczyła o swoje. Niestety, w końcu i tu się poddała. Nie dlatego, że przestało jej zależeć, ale dlatego, że ten gnój po jednej z kłótni się od niej wyprowadził. Wrócił do swoich rodziców na dwa dni, a ona się wystraszyła, że zostanie całkiem sama. Obiecała mu więc, że nie będzie poruszać tego tematu.

Do końca życia jej codzienność podszyta była smutkiem, tęsknotą za utraconą szansą na macierzyństwo. Na szczęście miała moje dzieciaki. Była dla nich wymarzoną ciocią – a właściwie to nawet drugą matką. Odbierała dziewczynki z przedszkola, potem szkoły, zabierała na spacery, słuchała ich zwierzeń, przynosiła prezenty, rozpieszczała, jak mogła. Wciąż mam przed oczami szczęśliwy uśmiech Grażynki, gdy biegła w parku za Marzenką, moją młodszą, z zapałem pedałującą na rowerku.

I choć często zostawała z dziewczynkami, to nigdy nie zabierała ich do swojego domu. Oczywiście ze względu na Mirka. Jemu dzieci bardzo przeszkadzały. Nie mógł w spokoju oglądać telewizji.
Moja siostra byłaby fantastyczną matką. Maluchy z całej rodziny szalały za ciocią Grażyną. Nawet dzieci najbliższych sąsiadów, którymi też sporadycznie się opiekowała. Szła do nich na godzinę albo dwie, żeby przypilnować bliźniaków pod nieobecność rodziców. Mirosław pomrukiwał wtedy z niezadowolenia.

– Jak nie mają pieniędzy na niańkę, to po co się rozmnażali? Co ty jesteś, służąca? To przecież obcy ludzie – marudził.

Ale robił jej też sceny, gdy była u nas, u rodziny. Ileż to razy wydzwaniał, żądał, żeby już wracała, że czeka na kolację, że nie ma w domu chleba. Ilekroć Grażka odebrała telefon od męża, pojawiało się w jej wzroku napięcie i skrępowanie. Wstydziła się tych jego fochów. Udawała, że wszystko jest w porządku, że dzwonił z troski, z niepokoju.

Mój mąż podsłuchał kiedyś przypadkiem, jak ten palant reaguje na zbyt późny powrót Grażyny do domu. Odwiózł ją, ale wrócił się ze schodów pod ich drzwi, bo zapomniał zabrać dla mnie jakąś miskę czy garnek. Już chciał pukać, ale wtedy usłyszał, jak Mirek się wydziera:

– Mam już dość tych twoich tłumaczeń! Czy to są moje dzieci?! A może twoje?! Nie! To o co chodzi? Powinnaś się już pogodzić z tym, że jesteś bezpłodna! A ty latasz po ludziach, bawisz się w niańkę! Ja już mam dość wałkowania tego tematu, mam dość czekania na ciebie w domu!

Kiedy mąż wrócił i mi to opowiedział, miałam ochotę pojechać do siostry i coś padalcowi zrobić. Wiele razy chciałam rzucić mu się do gardła, wydrapać oczy… Przysięgam, że szczerze życzyłam mu śmierci. Niestety, jak to w życiu bywa, pierwsza odeszła moja siostra. Ta lepsza połowa…

Bałam się, że wyrzuci jej wszystkie rzeczy

Dziś mija pół roku od jej śmierci. Moją cudowną, pełną życia siostrę zabrał rak. Nie miała nawet 40 lat… Z tamtych dni, gdy odeszła, gdy ją pożegnaliśmy, pamiętam szczególnie wizytę u Mirka w domu. Zadzwonił do mnie, żebym przyjechała i posegregowała rzeczy Grażyny, bo on „nie wie, co z nimi zrobić”.

– Nie mam pojęcia, co oddać do Czerwonego Krzyża, a co może się przydać na przykład tobie… – wysapał w słuchawkę.

– Grażyna była ode mnie dużo wyższa. Nic nie będzie na mnie pasowało…

– To może jakaś sąsiadka weźmie… Przyjedź, do cholery! Bo wszystko wywalę!

Tak właśnie mój szwagier nosił żałobę. Odreagowywał śmierć żony w dokładnie taki sam sposób, jak wszystko w życiu. Złością, krzykiem, nerwami… Pojechałam, bo nie chciałam, żeby rzeczy po siostrze przepadły. Bałam się, że ten furiat pozbędzie się wszystkiego, a przecież trzeba było zachować jakieś pamiątki. Kiedy otworzył mi drzwi, wycedził tylko beznamiętne „dziękuję” i powiedział, że będzie w salonie. Poszłam do ich sypialni i zabrałam się za robotę.

Najpierw za stolik nocny, potem za komodę, a na końcu za szafę. Było mi bardzo ciężko… Przeglądałam rzeczy Grażyny i nie mogłam się zdecydować, żeby cokolwiek wyrzucić. Nawet śmieci, jakieś zbędne papiery, paragony wydawały mi się teraz skarbami na wagę złota. Gdy doszłam do szafy i zaczęłam wyjmować z niej ubrania siostry, co chwila musiałam przysiadać na łóżku, żeby ochłonąć. W końcu jednak podstawiłam taboret i zaczęłam ściągać przedmioty ułożone na najwyższej półce. Stare swetry, torebki po prezentach, których nigdy nie wyrzucała, katalogi szwalnicze, dwie garsonki… No i w końcu ten tajemniczy karton, schowany za wszystkimi rzeczami.

Nigdy go nie widziałam, okładka nic mi nie mówiła, więc zdjęłam karton z ciekawością i siadłam na łóżku. Na początku jego zawartość mnie nie poruszyła. Ot, dwa zwykłe albumy ze zdjęciami. Ale kiedy je otworzyłam, kiedy zaczęłam przeglądać strona po stronie, straciłam panowanie nad sobą. Zaczęłam głośno płakać nad tymi fotografiami. Próbowałam powstrzymać wybuch emocji, ale to jeszcze bardziej pogarszało sprawę. Nie mogłam się uspokoić, bo miałam przed sobą albumy pełne zdjęć dzieci – moich dziewczynek, synków sąsiadów, pociech innych członków rodziny…

Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, że to nie są albumy odłożone dawno temu. To były dwie potężne księgi uzupełniane na bieżąco. Grażyna miała tam zdjęcia sprzed ośmiu, dziesięciu lat, ale włożyła też te sprzed dwóch, trzech miesięcy.

Dlaczego nie stały na półce w salonie? Bo były dokumentacją tęsknoty i rozpaczy mojej siostry. Były dowodem na to, jak bardzo Grażka była nieszczęśliwa, zgnębiona. Ona cierpiała, a winowajca przesiadywał w fotelu w sąsiednim pokoju. Zdjęcia nie mogły stać w salonie, bo pewnie by drażniły Mirka. Grażyna ukryła je przed nim i zaglądała do nich, gdy miała chwilę spokoju… Kiedy on nie widział…
Wyobraziłam sobie, jak z czułością wkłada zdjęcia do albumów, jak kolejny już raz przegląda wszystkie strony. No i wtedy nie wytrzymałam. Zabrałam je oba i poszłam do Mirka. Siedział przed telewizorem. Jak zawsze. Rzuciłam mu te albumy na stół obok butelki wódki, w której została już tylko resztka alkoholu.

– Zobacz sobie, wredny gnoju, co zrobiłeś mojej siostrze! Zerknij sobie do tych albumów! No dalej…
– patrzyłam na Mirka, a Mirek na mnie.

Wzrok miał naprawdę dziwny jak na niego. Pierwszy raz w życiu dostrzegłam w jego oczach żałość.

– No, dawaj. Zobacz sobie, jak kochała wszystkie dzieci dookoła! Może wtedy dotrze do ciebie, że zmarnowałeś kobiecie życie! Czy ty rozumiesz sens tych słów?! Życie, które już nie wróci! Jedno, jedyne, które miała! I ty je spieprzyłeś! Mam nadzieję, że umrzesz z tą świadomością, ty…!

Nic nie powiedział, nie odpyskował. Zmarszczył tylko czoło, skrzywił usta w jakimś dziwnym, nieznanym mi do tej pory grymasie, a potem zaszkliły mu się oczy.

– Wyjdź, Ewka… – wydusił z siebie w końcu. – Wyjdź…

– Wyjdę. I już tu nie wrócę. Ale te albumy zabiorę. Nie zasługujesz na nie, jak nie zasługiwałeś na moją siostrę.

Wyszłam, zamknęłam za sobą drzwi i całkiem się od niego odcięłam. Nie widziałam swojego szwagra od tego dnia ani razu. Od rodziny ze strony Mirka wiem tylko tyle, że nie jest z nim najlepiej. Pije, ma problemy w pracy, z nikim nie rozmawia, z nikim nie chce się widzieć. Czy to wyrzuty sumienia, żal za zmarłą żoną, czy może… może złość, że go zostawiła? Nie wiem i nie dociekam… Nie myślę o Mirku, bo psuje mi to zdrowie. Naprawdę zmarnował życie mojej siostrze. Mojej cudownej, dobrej Grażynki. Nigdy mu tego nie wybaczę.

Czytaj także:
„Wolę żyć bez matki niż ją przeprosić. Chce poznać wnuki? Sama powinna wyciągnąć do mnie rękę”
„Byłam starą panną. Tylko dlatego zgodziłam się pójść na wesele Elki z facetem, który już kiedyś mnie wystawił”
„Marzyłam o dziecku, ale facet nie był mi potrzebny. Zaszłam w ciążę z kolesiem z łapanki”

Redakcja poleca

REKLAMA