„Szalałam z radości, bo nadziana kumpela wzięła mnie na wspólniczkę. Oddałam jej całe oszczędności, a ona mnie oszukała”

kobieta zdradzona przez wspólniczkę fot. Adobe Stock, boryanam
„Nie wiedziałam, o co chodzi. Zwykle jeśli miałyśmy sobie coś do przekazania, dzwoniłyśmy albo się spotykałyśmy. A tu w tak ważnej sprawie Iwona pisze mi lakoniczną wiadomość! Próbowałam się do niej dodzwonić, ale najpierw nie odbierała, a później wyłączyła telefon. Po tygodniu przyjechała do mnie do domu”.
/ 26.08.2023 13:15
kobieta zdradzona przez wspólniczkę fot. Adobe Stock, boryanam

Znamy się z Iwoną od piaskownicy. Nasi rodzice dostali mieszkania w tym samym bloku i obie dorastałyśmy na jednym podwórku. Chodziłyśmy razem do przedszkola, a później do podstawówki
i liceum. Dopiero po maturze nasze drogi się rozeszły. Iwona poszła na ekonomię, a ja do studium fryzjersko-kosmetycznego.

Zawsze lubiłam wymyślać fryzury

Na podwórku od dziecka ustawiały się do mnie kolejki koleżanek, które chciały, żebym zaplatała im fikuśne warkocze, robiła koki i fale. Miałam wyobraźnię co do fryzur. Umiałam rozpoznać rodzaj włosa; intuicyjnie czułam, w czym komu będzie ładnie.

Jeszcze przed maturą zaczęłam zarabiać pierwsze pieniądze, czesząc znajome dziewczyny na wesela, studniówki czy inne imprezy. Do tej szkoły poszłam w zasadzie tylko po papier i po to, żeby nauczyć się profesjonalnie strzyc. Gdy skończyłam studium, od razu rzuciłam się w wir pracy.

Złapałam po pół etatu w dwóch salonach. W jednym zarabiałam niezłe pieniądze, a w drugim mogłam się uczyć od najlepszych stylistów fryzur w Polsce i za granicą. Właściciel tego salonu nie płacił mi dużo, firma dopiero się rozkręcała. Ale inwestował w personel, wydawał masę pieniędzy na szkolenia. Miał ambicję być najlepszym w naszej okolicy.

Sześć lat później, kiedy już czułam, że mam fach w ręku, znów wpadłam na Iwonę. Czysty przypadek. Ona się właśnie rozwiodła i z powrotem sprowadziła do naszego miasta ze swoją córeczką. Spotkałyśmy się na stacji benzynowej.

W pierwszej chwili zwróciłam uwagę wcale nie na nią, tylko na jej auto. Nowe czerwone BMW. Wypasione. Kiedy zobaczyłam, kto z niego wysiada, aż podskoczyłam z radości.

Rzuciłyśmy się na siebie z uściskami, potem zaczęłyśmy plotkować i skończyło się na kawie w pobliskim centrum handlowym.

Iwona właśnie zaczynała wszystko od nowa

Jeszcze na studiach wyszła za biznesmena starszego od niej ponad dwadzieścia lat. Ustawiła się przy nim, a jakże. Podobno nawet go kochała, ale okazało się, że facet mimo dojrzałego wieku nadal lubił uganiać się za spódniczkami.

– Miałam dość jego ciągłych zdrad i wydzwaniających panienek, które sypiały z nim dla pieniędzy – powiedziała mi.

– To ty wystąpiłaś o rozwód? – spytałam.

– Tak. Na szczęście nie zostawił mnie w samych skarpetkach – uśmiechnęła się.

– Dał mi duże mieszkanie w Warszawie, które właśnie sprzedałam, fajny samochód, no i płaci spore alimenty na Weronikę.

Iwona rozglądała się za jakimś biznesem. Wróciła do naszego miasta z zamiarem rozkręcenia czegoś własnego. Opowiadała o tym z dużym zapałem.

Mam trochę kapitału na start i talent do interesów – stwierdziła. – Mąż robił je dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc chcąc nie chcąc, wiem, jak się do tego zabrać.

Wtedy, przy kawie, jeszcze nie wiedziała, co dokładnie chce zrobić, ale pomysł wpadł jej do głowy już następnego dnia. Zadzwoniła do mnie cała rozemocjonowana.

– Musimy się koniecznie spotkać! – ekscytowała się. – Najlepiej jeszcze dziś, to nie może czekać.

Mam świetną propozycję!

Otóż Iwona postanowiła, że otworzy w naszym mieście… duży salon fryzjerski.

– Ty masz know-how, ja mam umiejętności biznesowe – powiedziała. – Ale trzeba pomyśleć o takim salonie, jakiego jeszcze tutaj nie było. W całym mieście jest kilkanaście zakładów fryzjerskich, więc czymś trzeba te klientki przyciągnąć.

Na początku miałam opory

Nie czułam się gotowa na to, by zacząć swój biznes. Dobrze mi było ze stałą, spokojną pracą i pewną pensją u kogoś. Własny interes kusił, ale bałam się, że nam nie wyjdzie, splajtujemy i zostanę na lodzie. Bez pracy, bez oszczędności, być może z długami.

– Nic się nie martw – powiedziała Iwona. – Ja włożę siedemdziesiąt procent kapitału, ty daj tylko trzydzieści. To bezpieczne.

Namówiła mnie. Zaangażowałam się w ten projekt na sto procent. Wzięłam w pracy urlop, po czym dzień w dzień siedziałam z Iwoną i omawiałyśmy wszystko.

Później szukałyśmy razem odpowiedniego lokalu, kupowałyśmy sprzęt. Dzięki temu, że działałam w tej branży już dobrych kilka lat, załatwiłam sporo zniżek na wyposażenie salonu. Wymyśliłam też, czym nasz salon będzie się wyróżniał w mieście.

– Zrobimy tam po prostu fajne babskie miejsce spotkań – zaproponowałam.

– Widziałam takie miejsca na Zachodzie, jak jeździłam na szkolenia. W części salonu robisz coś w rodzaju małej, przytulnej kawiarenki, gdzie kobiety, które czekają na swoją kolej, mogą nie tylko napić się dobrej kawy, ale i zjeść domowe ciasto czy jakieś przekąski. Można też zrobić stoisko z fajnymi ubraniami. Nie chodzi o to, żeby sprzedawać tam ciuchy na tony, ale proponuję wejść
w układ z jakimiś młodymi projektantami. Przyciągniemy tym bogate klientki.

Iwona piała z zachwytu w reakcji na każdy mój pomysł

Wszystko skrzętnie notowała, a potem realizowała. Ja zajęłam się rekrutacją fryzjerów i kosmetyczek. Udało mi się namówić do współpracy moich kolegów z salonu, w którym wcześniej pracowałam. Były szef nie ukrywał niezadowolenia. Ale cóż, chciałam wystartować z mocną ekipą.

Dosłownie tydzień przed planowanym otwarciem salonu dostałam od Iwony dziwnego esemesa:

„Musimy przesunąć nasz start. Wypadła mi pewna sprawa rodzinna i muszę wyjechać. Odezwę się za kilka dni”.

Nie wiedziałam, o co chodzi. Zwykle jeśli miałyśmy sobie coś do przekazania, dzwoniłyśmy albo się spotykałyśmy. A tu w tak ważnej sprawie Iwona pisze mi lakoniczną wiadomość! Próbowałam się do niej dodzwonić, ale najpierw nie odbierała, a później wyłączyła telefon. Po tygodniu przyjechała do mnie do domu.

– Przepraszam, ale muszę ci to oddać – postawiła na stole kasetkę z pieniędzmi.

– To są te twoje trzydzieści procent wkładu. Zwracam ci je, bo nie mogę robić z tobą tego biznesu. Okazało się, że moja siostra jest w złej sytuacji finansowej. Chcę jej pomóc. Ona też kiedyś szkoliła się na fryzjerkę.

Przepłakałam cała noc. Nie mogłam uwierzyć, że przyjaciółka zrobiła mi coś takiego! Firma była zarejestrowana na nią, spółkę miałyśmy zakładać, jak już trochę zarobimy. Włożyłam wiele pracy w budowanie i urządzanie tego salonu. Nie zarabiałam przez ten czas, więc byłam już pod kreską.
Do poprzedniego salonu miałam zamknięte drzwi, bo szef się na mnie obraził. Iwony to nie obchodziło. Wiedziałam, że z tą siostrą to kłamstwo. Po prostu wykorzystała mnie.

Było mi ciężko, ale nie mogłam się załamać

Musiałam z czegoś żyć! W mieście nie mogłam znaleźć wolnego etatu, wiec wpadłam na inny pomysł. Miałam wiele stałych klientek. Odezwałam się, do której mogłam, i postawiłam na wizyty domowe.

Czesałam, strzygłam, a nawet robiłam manikiur i pedikiur, bo to też potrafię. Ceny miałam bardzo konkurencyjne, a jakość nie gorszą niż ta w salonie, bo zaopatrzyłam się w te same kosmetyki. Klientki były zachwycone. Pocztą pantoflową robiły mi reklamę. Po kilku miesiącach okazało się, że zarabiam na czysto dwa razy tyle, co w salonie. I jestem niezależna.

Zabrałam Iwonie najlepsze klientki. Jej na początku podobno szło nawet nieźle, ale po kilku miesiącach zaczęła strasznie kłócić się ze swoimi pracownikami. Wprowadziła rygor, kazała zostawać po godzinach, a zamiast zatrudnić kogoś do kawiarni, kazała się nią zająć fryzjerom.

Pracownicy zaczęli się buntować i po kolei odchodzić.

W czerwcu Iwona przyszła do mnie.

– Przepraszam cię – powiedziała ze łzami w oczach. – Uległam mojej rodzinie…  Powiedzieli, że powinnam robić ten biznes sama i z nikim się nie dzielić. Zgubiła mnie zachłanność. Chciałam się dorobić na twojej krzywdzie. Proszę, pomóż mi.

Westchnęłam ciężko. Naprawdę szkoda mi się zrobiło tej dziewczyny. Ale na razie nie dałam jej odpowiedzi. Powiedziałam, że muszę to przemyśleć, bo mój mały biznesik idzie mi całkiem nieźle. Wiem, że powinnam się teraz cieszyć i życzyć jej szybkiego bankructwa, ale ja tak nie potrafię. Nie chcę się też mścić. Złe uczynki zawsze wracają. Jeszcze nie wiem, co zrobię. Zobaczymy…

Czytaj także:
„Ja chciałam awansów i kariery, a on spokojnego życia na wsi. Musieliśmy się rozstać, choć nie było to łatwe”
„Wychowałam się w imprezowni. Rodzice kupili na wsi dom, do którego nieustannie zjeżdżali znajomi na imprezy i darmowe spanie”
„By robić światową karierę, uciekłam z zapyziałej polskiej wioski. Z deszczu pod rynnę - trafiłam na francuską wieś”

Redakcja poleca

REKLAMA