„Synowa w upał ubiera wnuczkę jak na zimowy stok. Dla niej dziecko jest jak parówka, którą trzeba trzymać w osłonce”

babcia fot. iStock by Getty Images, Senko Nelly
„Usiadłam sobie na ławce z książką, a wnusia leżała w swoim wózeczku i gaworzyła coś do siebie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy minęły dwie godziny. Już miałam wstawać z ławki, kiedy nagle przed moimi oczami wyrosła Sylwia”.
/ 27.08.2024 21:15
babcia fot. iStock by Getty Images, Senko Nelly

Kiedy urodziła się moja wnusia Dagmarka, nie posiadałam się ze szczęścia. Od dawna marzyłam, żeby któreś z moich dzieci wreszcie doczekało się potomstwa. I tak mój średni syn Olek, dwa lata po ślubie, oznajmił mi wreszcie, że spodziewają się dziecka.

Była nadopiekuńcza

Gdy wnusia przyszła na świat, wszyscy straciliśmy dla niej głowę. Była taka maleńka i kruchutka. Sylwia, moja synowa, bardzo o nią dbała, nie mogłam złego słowa powiedzieć. Ale po jakimś czasie zauważyłam, że chyba trochę przesadza.

– Otworzę okno, strasznie tu duszno – powiedziałam, wchodząc do pokoiku małej.

– Niech mama tego nie robi! Dagmara się przeziębi! – błyskawicznie zaprotestowała Sylwia

– Przecież na zewnątrz jest dwadzieścia stopni. Można tu powietrze kroić z zaduchu.

– Absolutnie zabraniam!

Nie odezwałam się. Młode matki mają swoje dziwactwa, doskonale to rozumiałam. Sama wychowałam czwórkę dzieci i też popełniałam wtedy różne błędy. Ta sytuacja jednak była alarmem, którego wtedy jeszcze nie odebrałam właściwie.

Kiedy Dagmarka skończyła trzy miesiące, Sylwia poprosiła mnie, żebym posiedziała z małą przez kilka godzin dziennie, bo chciała wrócić do pracy, na początek na pół etatu. Wiadomo, z kasą u nikogo nie jest za dobrze. Zgodziłam się z wielką radością. Przebywanie z wnuczką było dla mnie wielkim szczęściem.

– Tylko niech mama pamięta, żadnego otwierania okien, wietrzenia, a jak będziecie wychodzić, koniecznie trzeba założyć tę czerwoną kurteczkę i czapeczkę. I niech mama pamięta, żeby opuścić budkę wózka i nakryć tą pieluchą, żeby jej słońce nie raziło.

Pokiwałam głową, bo wolałam nie wyrażać swojego zdania. Początek lata, na zewnątrz ludzie chodzą już w krótkich spodenkach i letnich strojach, a ona każe mi ubierać dziecko w kurtki i czapki.

Mała była przegrzana

Kiedy Sylwia wyszła, natychmiast otworzyłam okno. W domu czuć było zapachami z kuchni, powietrze normalnie stało. Od razu zrobiło mi się lepiej. Potem zrobiłam wnuczce śniadanie, pobawiłyśmy się, aż wreszcie uznałam, że czas wyjść na spacer.

Pogoda była wręcz bajkowa. Słońce wysoko na niebie, ani jednej chmurki, cieplutko. Postanowiłam zabrać wnuczkę do pobliskiego parku. Na początku ubrałam ją rzeczywiście tak, jak zaleciła Sylwia. Ale już po pięciu minutach tego pożałowałam.

Mała wiła się w wózku jak gąsienica, marudziła, płakała i ewidentnie coś jej nie pasowało. Szybko ściągnęłam szmatkę, która przykrywała wózek i opuściłam budkę. Moim oczom ukazało się czerwone i spocone dziecko.

– Już to zdejmujemy, nie płacz – powiedziałam do niej.

Szybko rozebrałam małą do samych śpioszków. Na jej buzi natychmiast zagościł uśmiech. Pomyślałam, że zamiast tej nieszczęsnej budy powinna mieć przy wózku parasolkę, żeby chroniła przed słońcem. Postanowiłam przy najbliższej okazji jej taką kupić.

Spędziłyśmy z Dagmarką przemiły dzień w parku. Kiedy po południu Sylwia przekroczyła próg mieszkania, od razu zaczęła mnie wypytywać.

– A pamiętała mama o kurteczce? Tyle chorób teraz szaleje, nie mogę pozwolić, żeby ją przewiało.

– Oczywiście, że pamiętałam. Ale moim zdaniem dziecko częściej choruje, kiedy jest przegrzane. Powinnaś wystawiać ją jak najwięcej na świeże powietrze, zwłaszcza teraz, jak jest taka piękna pogoda.

Zrobiła mi awanturę

Synowa aż się zapowietrzyła.

– Sugeruje mama, że nie wiem, jak mam dbać o własne dziecko? Że jestem nieodpowiedzialną matką? Jak tak, to może mama więcej się u nas nie pojawiać! Poradzimy sobie bez mamy pomocy!

– Kochana, wychowałam czwórkę dzieci, więc myślę, że mam jakieś pojęcie o wychowaniu. I nie twierdzę, że jesteś nieodpowiedzialną matką. Po prostu sam instynkt nie wystarczy, trzeba też słuchać tych, którzy już mają jakieś doświadczenie. Ja ci po prostu mówię, co można poprawić.

– Niech mama zachowa te swoje mądrości dla siebie. Do widzenia.

Zwyczajnie wyprosiła mnie z mieszkania. Byłam w takim szoku, że nie zdążyłam nawet zaoponować. Kiedy wróciłam do swojego domu, zadzwoniłam do  mojego syna Olka. Opowiedziałam mu o kłótni z jego żoną.

– Niech się mama nie przejmuje, przejdzie jej to. Mi nawet nie pozwala się zbliżyć do córki, uważa, że na pewno ją upuszczę albo zrobię jakąś krzywdę. Podobno młode matki tak mają.

Może miał rację. Przez kolejne dwa dni telefon milczał, aż wreszcie trzeciego zadzwoniła Sylwia. Przeprosiła za swoje zachowanie, powiedziała, że jest przewrażliwiona i zapytała, czy znów nie posiedziałabym z Dagmarą. Oczywiście natychmiast się zgodziłam.

Tym razem znów usłyszałam sugestię co do zakładania kurteczki i czapeczki. Przytaknęłam, że oczywiście to zrobię, ale wiedziałam swoje. Gdy tylko nadszedł czas na spacer, nawet nie sięgnęłam w stronę tej nieszczęsnej kurtki. Po prostu wpakowałam wnusię do wózka i wyszłyśmy.

Uważa, że wie najlepiej

Pierwsze co to udałyśmy się do sklepu z artykułami dla dzieci, gdzie kupiłam śliczną parasoleczkę w kwiatuszki. Uprzejma sprzedawczyni od razu pomogła mi ją przytwierdzić do wózka. Teraz Dagmarka mogła obserwować świat bez tej wstrętnej budy. Wyobrażam sobie, jak musiało być jej źle w szczelnie pozakrywanym wózku.

Poszłyśmy do tego samego parku co poprzednio. Usiadłam sobie na ławce z książką, a wnusia leżała w swoim wózeczku i gaworzyła coś do siebie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy minęły dwie godziny. Już miałam wstawać z ławki, kiedy nagle przed moimi oczami wyrosła Sylwia.

– Co to jest? – Spytała, wskazując na parasolkę. – I czemu Dagmarka jest nieubrana? Przecież może się zaziębić! Kto ją potem będzie po lekarzach woził? Nie dadzą mi zwolnienia od razu, a na pewno złapie jakieś zapalenie płuc! Co mama sobie wyobraża?!

– Uspokój się, ludzie patrzą. Myślę, że przesadzasz. Spójrz na siebie, masz cienką sukienkę i sandałki, a dziecko ubierasz jakby to były mrozy Syberii.

– To koje dziecko i moja sprawa!

– Może i tak, ale ja też mam tu coś do powiedzenia. Jestem jej babcią i wiem co nieco o dbaniu o dzieci. Wszystkie biegały latem prawie na golasa i żadne nigdy nie złapało żadnej poważnej choroby. Nie możesz unieszczęśliwiać dziecka tylko dla własnego widzimisię. Skoro tak, to sama też ubierz się w kurtkę i czapkę.

Sylwia nic nie odpowiedziała. Złapała wózek i popędziła do domu. Telefon znów milczy, ale ja wiem, że niedługo i tak się odezwie. Będzie potrzebowała pomocy przy małej, a wiadomo, że nikt nie zajmie się dzieckiem lepiej niż babunia.

Teresa, 62 lata

Czytaj także:
„Po śmierci mąż zgotował mi festiwal rozczarowań. Dziecko na boku i kochanka to był dopiero początek”
„Ojciec był jak twarda skorupa, której nigdy nie udało mi się przebić. Odpowiedź znalazłem w starych listach”
„Rodziny się nas wyrzekły i pozbawiły majątku. Jesteśmy jak Romeo i Julia, ale mam nadzieję, że nie skończymy jak oni”

Redakcja poleca

REKLAMA