Zegar wybił pierwszą w nocy, gdy zabrzęczał dzwonek do drzwi. Ścisnęło mnie ze strachu w żołądku, ale przyłożyłam ucho do drzwi.
– Babciu, to ja, otwórz… – usłyszałam głos Agnieszki, mojej czternastoletniej wnuczki.
Cokolwiek by powiedzieć o mojej byłej synowej, to na pewno nie pozwoliłaby córce włóczyć się o tej porze po ulicach. Jeśli zatem Agnieszka stała pod moim mieszkaniem, to musiało stać się coś złego!
– Co się dzieje? Co tu robisz? Mama wie, że tu jesteś? – od razu zasypałam ją gradem pytań.
– Nie – pokręciła głową w jakimś dziwnym, jakby zwolnionym tempie. – Babciu, nie możesz jej powiedzieć, jakby dzwoniła… musisz mnie ukryć!
Dopiero teraz zauważyłam, że wnuczka ma szkliste spojrzenie i jest bardzo blada. Mówiła z nietypową dla siebie intonacją.
– Dziecko, chodź i usiądź sobie w kuchni – powiedziałam łagodnie, łapiąc ją za ramię.
Posłusznie podreptała do kuchni i dała się posadzić na krześle. Wciąż rozglądała się szeroko otwartymi oczami – zrozumiałam, że jest w szoku. Dawno temu byłam pielęgniarką w izbie przyjęć. Nieraz widziałam ludzi przywożonych zaraz po wypadkach albo innych dramatycznych wydarzeniach. Często mieli właśnie ten nieobecny, oszołomiony wyraz twarzy i mówili powoli, choć logicznie. Wiedziałam, co trzeba zrobić, by wnuczka doszła do siebie.
– Tu masz koce – powiedziałam, pomagając jej ułożyć się na kanapie.
– A tu jest ciepła, słodka herbata. Wypij. Posiedzę z tobą…
Zgodnie z moimi przewidywaniami, Agnieszka zasnęła, gdy tylko poczuła się bezpiecznie. Czas na pytania przyszedł dopiero rano. Pozwoliłam jej odespać stres, który musiała przeżyć ubiegłej nocy, więc spała prawie do południa. Na szczęście, kiedy się obudziła, była już całkowicie przytomna. I zdenerwowana.
– Szukali mnie? – wpadła do kuchni z niepokojem na twarzy. – Ktoś się domyślił, że tu jestem?
– Nie. Nikt nie dzwonił.
– Uff, to dobrze – opadła na taboret. – Babciu, muszę ci coś powiedzieć. A potem chyba muszę uciekać, bo ty nie powinnaś mi pomagać. Ja… ja zrobiłam coś strasznego!
– Co zrobiłaś? – usłyszałam nutę paniki w swoim głosie.
– Zabiłam go! – wykrzyknęła nagle i zaczęła szlochać. – Zabiłam faceta mamy, tego Kamila! Babciu, nie możesz mnie wydać!
– Jezu Chryste… Co takiego? – aż zabrakło mi tchu. – Jak to, zabiłaś?
Niełatwo było uzyskać odpowiedź, bo Agnieszka wpadła w histerię. Płakała i trzęsła się tak, że znowu skończyło się na owijaniu jej kocami i podawaniu herbaty. Dopiero gdy po raz setny zapewniłam ją, że nigdy nikomu nie powiem, co mi wyznała, i że zawsze będę ją kryła, uspokoiła się na tyle, by zacząć mówić wyraźnie.
– Bo… on… próbował… mnie… dotykać… – zdołała wykrztusić.
Zakryłam ręką usta, by nie krzyknąć. A potem, gdy Aga otarła łzy, poznałam dalsze, straszliwe szczegóły.
Jezus Maria, co teraz z nią będzie!
Otóż po śmierci mojego syna, Kasia, jego żona, nie czekała bynajmniej roku w ramach tradycyjnej żałoby, by zacząć spotykać się z innymi mężczyznami. Wiedziałam, że kiedy syn miał wypadek, ich sprawa rozwodowa była w toku, więc w sumie takie zachowanie mnie nie dziwiło, choć bolało.
Kiedy Agnieszka miała osiem lat, matka przedstawiła jej więc pierwszego „wujka”, który z nimi zamieszkał. Potem był drugi i trzeci, aż w końcu wprowadził się Kamil. Nie dane mi było go poznać, ale wiedziałam od wnuczki, że to duży, zwalisty facet, znakomicie manipulujący otoczeniem. Dziewczynka od początku go nie lubiła, co doprowadzało do szału jej matkę.
W końcu Kasia oznajmiła, że bierze z Kamilem ślub i „młoda” ma się przyzwyczaić, że Kamil będzie jej „nowym tatą”. Ekssynowej bardzo zależało, żeby wszyscy zachowywali się jak prawdziwa rodzina, wysyłała więc Kamila na zebrania szkolne Agnieszki, kazała mu wozić ją na zajęcia i naciskała, by spędzali ze sobą czas. Nie widziała więc oczywiście nic dziwnego w tym, że kiedy musiała wyjechać służbowo na tydzień, córka została w domu sama z jej narzeczonym.
– Na początku był miły – Agnieszce udało się opanować łkanie. – Właściwie to zawsze był miły, taki kulturalny… Ale ja tego nie lubiłam, to mi się wydawało takie sztuczne.
– Ale dobrze cię traktował? – chciałam wiedzieć.
– Tak, miałam wrażenie, że bawi go traktowanie mnie jak dorosłej. Otwierał przede mną drzwi samochodu i upierał się, żeby nieść mój plecak w drodze ze szkoły. I mówił mi komplementy… Że jestem zgrabna jak modelka, i że mam najładniejsze nogi, jakie w życiu widział. Potem już nigdy przy nim nie chodziłam w szortach. A kiedy mama wyjechała, chciał, żebyśmy sobie zrobili seans filmowy…
Poczułam, że cierpnie mi skóra, bo spodziewałam się, co będzie dalej. I niestety, miałam rację.
– Mówiłam, że mam dużo lekcji, ale sprawdził, że już wszystko skończyłam. Włączył DVD, zamówił pizzę i powiedział, że ma fajną komedię… Tylko że nagle na tej komedii zaczęły się sceny rozbierane. Chciałam wyjść z pokoju, a on zapytał, czy się wstydzę, że przecież nie ma czego.
Oczy Agnieszki znowu zaszły łzami i przez chwilę walczyła z łkaniem. W końcu jednak, co chwila zanosząc się płaczem, wyznała mi resztę.
– Przestraszyłam się! On… chciał mnie dotknąć, o tu… Babciu, ja go zabiłam! Nie chciałam! Chciałam go tylko walnąć i uciec, ale…
Okazało się, że przerażona Agnieszka sięgnęła na oślep za siebie, namacała jakiś przedmiot i uderzyła Kamila nim w twarz. Pech chciał, że był to nóż do krojenia pizzy…
– Gdzie go trafiłaś? – zapytałam najspokojniej, jak umiałam.
– Chyba w oko – Agnieszka trzęsła się pod trzema kocami. – Nie wiem, bo wrzasnął i zalał się krwią… Wyrwałam się spod niego, ale on rzucił się za mną, więc… – przełknęła ślinę. – W kuchni na stole leżał tłuczek do mięsa… taki metalowy… on miał oczy zalane krwią, więc nie zdołał się uchylić… I go trzasnęłam w bok głowy…
– Upadł? – wstrzymałam oddech.
– Tak – kiwnęła głową i zatrzęsła się jeszcze mocniej. – I… leżał bez ruchu, nie oddychał... zabiłam go…
Rzeczywiście, sytuacja była poważna
W domu synowej leżał trup jej narzeczonego, nieletnia zabójczyni ukrywała się u mnie, a ja nie wiedziałam, co robić.
– Zostań tutaj, nikomu nie otwieraj i nie odbieraj telefonów – przykazałam wnuczce, wkładając palto. – Jadę do waszego domu, jeśli on tam leży, to trzeba zawiadomić policję. Nie można czekać, aż twoja matka go za tydzień znajdzie…
Zostawiłam zdenerwowaną, ale w miarę już opanowaną wnuczkę, i pojechałam do mieszkania synowej, wyposażona w klucz Agnieszki. „Zanim cokolwiek zrobię, muszę zobaczyć Kamila” – myślałam, próbując zaplanować jakieś rozsądne ruchy.
Na klatce było pusto, co mnie ucieszyło. Przekręciłam klucz w zamku i ostrożnie weszłam do mieszkania. Zdziwiło mnie, że w salonie gra radio. Wypatrując krwawych śladów na podłodze, weszłam do kuchni i… nic. Podłoga była czysta i z pewnością nie leżały na niej żadne zwłoki.
– Kto tam? – rozległ się nagle chrypiący męski głos i zamarłam.
Patrzyłam na wielkiego mężczyznę z ogromnym, białym plastrem na policzku i opuchniętym okiem oraz skronią. To musiał być Kamil!
– Kim pani, do cholery, jest?! I co pani tu robi?! – wrzasnął.
– Jestem babcią Agnieszki – odzyskałam w końcu mowę. – Wszystko mi powiedziała! O, to są dowody, że się broniła! – wskazałam oskarżycielsko na jego obrażenia. – To panu nie ujdzie na sucho! – zagrzmiałam.
Kiedyś wpadniesz, ty chory draniu!
Patrzył na mnie, wytrzeszczając zdrowe oko, a ja nagle pomyślałam, że pora się stamtąd zbierać. Facet mógł być niebezpieczny. Wykorzystałam fakt, że moje pojawienie się i oskarżenia zbiły go z tropu i uciekłam na klatkę schodową. Gdy tylko poczułam się bezpiecznie, zawołałam jeszcze:
– Zaraz po pana przyjadą! Dzwonię na policję! Ty draniu!
I faktycznie zadzwoniłam. Niestety, policja nie działa jak na filmach i tylko obiecali, że potem kogoś przyślą. Czekałam pod klatką dwie godziny, aż zrozumiałam, że „potem” wcale nie musi oznaczać „dzisiaj”. Kiedy funkcjonariusze zapukali do mieszkania synowej, nikogo tam już oczywiście nie było. Zniknął z życia Kasi i Agnieszki tak skutecznie, że policji nie udało się ustalić nowego miejsca jego pobytu.
I dobrze. Była synowa przejęła się opowieścią córki i zapowiedziała, że dobrze się zastanowi, zanim przedstawi jej następnego „wujka”. Agnieszka, której niewiarygodnie ulżyło na wieść, że jednak nikogo nie zabiła, szybko wróciła do równowagi i na jej psychice nie pozostał żaden trwały ślad po przeżytej traumie. A Kamil kiedyś w końcu wpadnie i trafi na policję. Jakoś nie mam co do tego wątpliwości!
Czytaj także:
„Synowa trzepała kasę na swoim dziecku i ani śmiała się podzielić. Zamiast odłożyć na jego przyszłość, inwestowała w nowe szpilki”
„Miałam zająć się wnuczką, a bezczelna synowa wręczyła mi kartkę z zakazami i nakazami. Zaopiekuję się małą, ale na moich zasadach”
„Synowa nie chciała ochrzcić mojego wnuka, więc zrobiłam to za jej plecami. Nie będzie pogan w mojej rodzinie”