Wiedziałem, że przeprowadzka to dla dziecka stres i bardzo chciałem oszczędzić tego Patrykowi, ale nie mogłem sobie pozwolić na odrzucenie tamtej oferty. Spakowałem więc cały nasz dobytek, łącznie ze złotą rybką o imieniu Jaśmina, i przeprowadziliśmy się na drugi koniec kraju.
Spodziewałem się, że synek może mieć problemy w nowym przedszkolu, ale i tak zaskoczyło mnie wezwanie od przedszkolanki już trzeciego dnia pobytu Patryka w grupie „Żabek”. Kiedy przyjechałem, pani Wiola przyciszonym głosem opowiedziała mi, że mój syn szarpnął jednego z kolegów, a potem schował innemu kurtkę. A kiedy druga opiekunka zwróciła mu uwagę… kazał jej się wypchać.
Zacząłem ją bardzo przepraszać i obiecałem, że porozmawiam z młodym. Szczerze mówiąc, byłem w szoku. W pierwszym przedszkolu mały – pod skrzydłami przemiłej pani Krysi, z siwym koczkiem i zmarszczkami śmiechowymi w kącikach oczu – był grzeczny jak aniołek.
– To na pewno przejściowe – uspokoiła mnie pani Wiola, zakładając pasmo jasnych włosów za ucho.
Zastanawiałem się, czy wiąże złe zachowanie mojego syna z faktem, że jestem wdowcem. Wiedziała o tym z dokumentów, a ludziom często się wydaje, że Patryk musi przejawiać jakieś objawy traumy, bo jest dzieckiem wychowywanym przez samotnego ojca.
Kiedy tylko mój synek źle się zachowywał – jak każde dziecko na świecie – kiwali głowami, że to na pewno z powodu braku mamy. Nic o nas nie wiedzieli.
Mógłbym przysiąc, że synek nie miał problemów psychologicznych z tego powodu, że jego mama zmarła, kiedy był niemowlęciem. Był normalnym chłopcem, czasem grzecznym, czasem rozrabiaką testującym granice wytrzymałości dorosłych.
Niestety, w tym samym miesiącu znów wylądowałem na dywaniku u pani Wioli. Patryk zrzucił na podłogę talerz z zupą, a potem krzyknął do pani kucharki, żeby sama to posprzątała.
– Nie wiem, co powiedzieć… – zająknąłem się. – On w domu nie sprawia najmniejszych problemów…
– Proszę z nim spokojnie porozmawiać – poradziła. – Może Patryk chce nam coś przekazać? Wyraźnie zwraca na siebie uwagę. Może nie czuje się dobrze w tej grupie? W razie czego proszę do mnie dzwonić.
Pani Wiola wychodzi za mąż. Mały musiał odpuścić
Uśmiechnęła się, dając mi swój numer telefonu. W tym momencie kątem oka zauważyłem, że Patryk obserwuje nas z sali. Gdy szliśmy do domu, zapytał, co mi dała pani Wiola.
– Zapisała mi swój numer telefonu – wyjaśniłem. – Synu, ostatnio źle się zachowujesz. Powiesz mi, dlaczego robisz przykrości dzieciom i pani?
– Pani nie robię! – żachnął się. – To pani Eli powiedziałem, żeby się wypchała! Pani Wiola jest super! Prawda, tato, że jest super?
Nie chciałem dać zbić się z pantałyku. To nie pani Wiola była przedmiotem tej rozmowy. Ale Patryk najwyraźniej chciał rozmawiać tylko o niej.
– Jest ładna, prawda? I młoda! Taka jak ty! Lubisz ją? Bo ja tak!
No dobrze. Chciał rozmawiać o pani Wioli, więc to pociągnąłem. Zapytałem, dlaczego, skoro tak ją lubi, to ją martwi. Bo przecież była zmartwiona jego zachowaniem tak bardzo, że aż musiała wzywać do przedszkola mnie. I wtedy zauważyłem jakąś nową minę na buzi mojego synka. Coś między satysfakcją i dumą a lekką obawą.
Przystanąłem i kucnąłem przed nim. Zmusiłem go, żeby popatrzył mi prosto w oczy i zapytałem bardzo poważnym tonem:
– Patryk, czy ty chciałeś, żeby pani Wiola wzywała mnie do przedszkola? Dlatego źle się zachowywałeś?
Mimo że na pewno kiedyś mój syn będzie twardzielem, to ten pojedynek na spojrzenia przegrał. I przyznał, że tak, dobrze zgadłem. Po chwili znałem już przyczynę złego zachowania Patryka. Otóż mój syn wychowany na komediach romantycznych, które wiecznie leciały w domu u jego babci, wymyślił sobie, że jeśli będzie niegrzeczny, to pani Wiola będzie musiała ciągle mnie wzywać. A skoro ona jest młoda i ładna, a ja samotny, to na pewno się w niej zakocham.
Przyznam, że sporo czasu zajęło mi wytłumaczenie pięcioletniemu dziecku, że ludzie nie zakochują się ot tak. Wyglądał na bardzo rozczarowanego.
Dzisiaj jest moją żoną
– Ale ona jest bardzo fajna i mogłaby być twoją dziewczyną, tato, no… – nie dawał za wygraną. – Ty miałbyś żonę, a ja miałbym mamę…
Tak naprawdę nie wiem, ile w tym było tęsknoty za pełną rodziną, a ile szalonej logiki chłopca. Wiadomo, że dzieci wpadają na naprawdę zwariowane pomysły. Powiedziałem o tym pani Wioli. Zarumieniła się lekko i przyznała, że w wakacje odbędzie się jej ślub. Pogratulowałem jej i to zakończyło temat. Patryk do końca semestru zachowywał się wzorowo.
Dopiero podczas ferii zimowych znowu zaczął rozrabiać. Do dzisiaj jestem pewien, że wpadł tamtej dziewczynie celowo pod nogi, bo naprawdę dobrze skubaniec jeździ na nartach. Tamta dziewczyna jednak bardzo się przejęła tym, że nabiła mu siniaka, i kiedy podjechałem zaprosiła nas na gorącą czekoladę pod stokiem.
Dziś Patryk mówi do niej „mamo” i nigdy nie przyznał się, że zaaranżował tamten wypadek. Ale ja swoje wiem. Widziałem jego minę, kiedy popijał tę czekoladę, którą wtedy postawiła mu Marta. Starego ojca nie nabierze! Cwaniaczkowi raz nie udało się mnie wyswatać, więc zrobił to ponownie. I za to go kocham!
Czytaj także:
„Zakochałem się w niani mojej córki. To wina żony, bo żyła tylko pracą. Ja tęskniłem za kobiecym ciepłem i ciałem”
„Mąż jest typem sportowca, nasz syn to mózgowiec. Tata go upokarza, bo mały nie chce ćwiczyć i nie interesuje go karate”
„Moja babcia to rasowy Wielki Brat. Przez jej codzienne kontrole, we własnym domu czuję się jak w więzieniu”