„Syn zostawił ciężarną dziewczynę dla jakiejś wywłoki. Nawet nie raczył poinformować nas, że zostaniemy dziadkami”

Kobieta, którą porzucił chłopak fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Wiedziałam, co czuł Wacek. Było mu wstyd za syna. Sam był człowiekiem honoru. W takiej sytuacji wziąłby całą odpowiedzialność, ożenił się z dziewczyną i opiekował nią i dzieckiem. Widziałam, jaki był zażenowany, kiedy beształa nas mama Moniki”.
/ 17.01.2022 23:30
Kobieta, którą porzucił chłopak fot. Adobe Stock, Africa Studio

Bardzo chciałam, żeby Jurek ożenił się z Moniką. Była w jego wieku, ambitna, pracowita. Chodzili ze sobą w ostatniej klasie liceum, potem ona wyjechała na studia i przez jakiś czas kontynuowali związek na odległość. Trzymałam kciuki, żeby przetrwali czas jej studiów, miałam nadzieję, że po tych kilku latach młodzi się pobiorą, my z Wackiem pomożemy im kupić mieszkanie, a potem to już tylko czekać na wnuki.

Ale Jurek poznał Sabinę, i natychmiast postanowił zerwać z Moniką.

– Co ty robisz, synku?! – Byłam niemal w rozpaczy. – Toż ty jej prawie nie znasz. Owszem, po zdjęciach dziewczyna ładna, pewnie miła i w ogóle, ale przecież nie możesz tak po prostu rzucić Moniki…

Ale zrobił to. Nie mam pojęcia, jak zareagowała moja niedoszła synowa, bo Jurek złościł się, kiedy próbowałam o nią pytać.

– Po co ty ciągle mówisz o Monice, mamo?! – Miał do mnie pretensje. – To już przeszłość. Jestem z Sabiną. Niedługo ją wam przedstawię i proszę ciebie i tatę, żebyście byli dla niej mili!

Wcale nie miałam na to ochoty. Dla mnie ona nic nie znaczyła. Może i zawróciła w głowie mojemu synowi, ale postanowiłam, że mojego serca nie zdobędzie. Znielubiłam ją, jeszcze zanim ją zobaczyłam. Przez drzwi usłyszałam jej piskliwy głosik.

– Dżordż! Weź to, misiu! I jeszcze to!

Dżordż? Mój syn miał na imię Jerzy

Wysłałam Wacka, żeby otworzył im drzwi, bo chciałam się uspokoić. Niestety, Sabina od razu spytała o mnie, i przybiegła do kuchni.

– Tak się cieszę, że panią wreszcie poznałam. Dżordż tyle o pani opowiadał! – trajkotała. – Pani jest bibliotekarką, prawda? Och, ja uwielbiam czytać! Szczególnie thrillery i kryminały, ale biografie też. No i oczywiście sagi. Uwielbiam sagi!

Jakoś wygoniłam ją z kuchni, ale nie odzyskałam już spokoju. Z tęsknotą pomyślałam o Monice – spokojnej, cichej, nigdy nienarzucającej się. Tak ją chciałam na synową.

Podczas obiadu oczywiście to Sabina brylowała. Komplementowała moje dania i domagała się przepisów, szczebiotała przez cały czas.

– Boże, jaka ona męcząca – westchnął mój małżonek, kiedy młodzi wreszcie poszli. – Czy on jest głuchy, ten nasz syn? Przecież ona przestaje mówić tylko, żeby nabrać oddechu!

Wacek też tęsknił za poprzednią dziewczyną Jurka. Syn, niestety, stracił głowę dla Sabiny. Nie mamy w domu komputera, ale moja młodsza kuzynka pokazała mi na swoim telefonie zdjęcia, jakie Jurek zamieścił na Facebooku.

Na każdym z nich obejmował Sabinę, czule się w nią wpatrywał. Każda tych fotografii opatrzona była napisami w stylu „Ja i moja druga połówka” albo „My big love”. Czemu napisał to po angielsku, nie miałam pojęcia.

Wiedziałam, że już zamieszkał z nową dziewczyną, kupili na kredyt mieszkanie, planowali egzotyczne wakacje. Nadzieja powrotu do naszego życia Moniki bledła z dnia na dzień. I wtedy spotkaliśmy ją z Wackiem na Starówce.

– Czy to Monika?! – mąż mocno ścisnął mnie za ramię. Już chciałam go zgromić, gdy dostrzegłam, co go tak wzburzyło. – Basiu, ona… Czy ona…?

– Jest w ciąży – dokończyłam. Byłam w szoku. – I chyba niedługo rodzi…

Dziewczyna wyglądała bardzo ładnie. Nie była umalowana, ale biło od niej szczęście przyszłej mamy. Właśnie stała w kolejce po lody. W pierwszym odruchu rozejrzałam się za jakimś mężczyzną, który powinien jej towarzyszyć. W tym momencie ona do kogoś coś zawołała i podążyłam za jej wzrokiem. Siedziała tam jednak tylko starsza pani, trzymająca przy boku kulę ortopedyczną.

– Ona wyszła za mąż? – Wacek powoli, ale skrupulatnie przetwarzał informacje. – Kogoś miała i dlatego się rozstali z Jurkiem?

To była jego pierwsza myśl, że Monika miała innego chłopaka i zaszła z nim w ciążę i teraz oboje będą odkrywać radość rodzicielstwa. Ale ja miałam inne podejrzenia. Szybko policzyłam w pamięci miesiące… Chwilę później już ciągnęłam Wacka w stronę niedoszłej synowej.

– Dzień dobry, Moniko – odezwałam się, stając obok kolejki po lody.

– Och! Dzień dobry państwu! – Rozpromieniła się na nasz widok. – Jestem tu z mamą, to jej ulubiona lodziarnia. Co tam u Państwa? Gotowi, żeby zostać dziadkami?

Dobrze, że w tym momencie trzymałam pod rękę Wacka, bo gdyby nie to, niechybnie by upadł z wrażenia. Mąż był w kompletnym szoku.

– Co?! – wybełkotał. – My dziadkami?! Więc to… dziecko Jurka…? Ale dlaczego my nic o nim nie wiemy?! Basia! Dlaczego my nic o nim nie wiemy?!! – huknął.

To było pytanie, na które oczywiście nie znałam odpowiedzi. Co gorsza, nie znała jej także Monika. Trudno powiedzieć, czyje zaskoczenie było większe. Nasze, że nasz syn ukrywał przed nami fakt, iż zostanie ojcem, czy jej – z tego samego powodu.

Nie broniłam syn, bo sama byłam wściekła

Byliśmy tak zdezorientowani, że nikt nie wiedział, co powiedzieć. Sytuację uratowała pani sprzedająca lody, która zażądała wyboru smaków.

– Ja nie jem. – wyjaśniła Monika, płacąc za porcję lodów truskawkowo-czekoladowych dla mamy. 

Dopiero wtedy zaczęła do mnie docierać powaga sytuacji. Monika nosiła pod sercem dziecko naszego syna, jej ciąża przebiegała z komplikacjami, pomagała jej jedynie schorowana matka, a my nawet nie dostaliśmy szansy, żeby zaoferować jej opiekę.

Mama dziewczyny, kiedy dowiedziała się, kim jesteśmy, od razu wypaliła, że nasz syn zachował się jak nieodpowiedzialny gówniarz.

– Mamo! Państwo nic nie wiedzieli! – usiłowała bronić nas Monika. – Jurek nic nie powiedział…

– To jeszcze gorzej! – uznała starsza pani. – Jak można taką rzecz przed własnymi rodzicami ukrywać?! Czy ten chłopak choć raz w życiu zachował się przyzwoicie?!

Nie miałam siły bronić swojego jedynaka. Tak naprawdę, sama byłam na niego wściekła. I wściekłość tę wyładowałam, kiedy tylko pożegnaliśmy się z Moniką i jej zagniewaną mamą, uprzednio obiecując, że będziemy ją wspierać w każdy możliwy sposób.

– Coś ty sobie myślał?! Jak mogłeś nam nie powiedzieć, że ona jest w ciąży. – zaczęłam krzyczeć na syna.

– Mamo, uspokój się, proszę – próbował mnie mitygować syn. – Chciałem wam powiedzieć…

– Kiedy?! – wpadłam mu w słowo. – Kiedy dziecko skończy 18 lat?! 

Jego milczenie było tylko potwierdzeniem, że o wszystkim wiedział.

– Naprawdę miałem wam powiedzieć, ale jakoś tak nie było jak… – plątał się.

– Nie tak cię wychowaliśmy z matką! – Grzmiał Wacek. – Zachowałeś się jak tchórz, nie jak mężczyzna!

Wiedziałam, co czuł Wacek. Było mu wstyd za syna. Sam był człowiekiem honoru; w takiej sytuacji wziąłby całą odpowiedzialność, ożenił się z dziewczyną i opiekował nią i dzieckiem. Widziałam, jaki był zażenowany, kiedy beształa nas mama Moniki. I za to obwiniał Jurka. Tyle że on w końcu uznał, że ma dość naszych kazań i oznajmił stanowczo:

Skoro nasz syn nie chce, to my pomożemy Monice

– Słuchajcie, ja nie wrócę do Moniki. Mogę jej płacić alimenty i widywać się z dzieckiem, ale planuję życie z Sabiną. I z nią będę mieć dzieci wtedy, kiedy oboje będziemy tego chcieli. Naprawdę was proszę, nie mówcie mi, jak mam żyć. Jestem dorosły.

Wacek był wściekły, kiedy za Jurkiem zamknęły się drzwi. Wciąż przeżywał słowa mamy Moniki o tym, że Jurek nie umiał zachować się przyzwoicie w tej sytuacji.

– Ja tak tego nie zostawię! – oznajmił. – Zadzwoń do niej, zapytaj, w czym jej pomóc. Może trzeba jej coś kupić. Nie będę siedział z założonymi rękami, jak za chwilę na świecie pojawi się mój wnuk!

Okazało się jednak, że nie wnuk, a wnuczka. Kalina. Takie imię wybrała dla córeczki Monika, a my od razu się nim zachwyciliśmy. Do końca ciąży codziennie któreś z nas było u Moniki. Wacek przytaszczył łóżeczko i przewijak, ja nauczyłam się robić zastrzyki, żeby dziewczyna nie musiała męczyć się dojazdami do matki. Razem wybierałyśmy pościel i ubranka dla maleństwa, Wacek uparł się też kupić wózek wielofunkcyjny.

Przez ten czas Jurek nawet nie zadzwonił, żeby zapytać matkę swojego dziecka o samopoczucie. Było mi strasznie wstyd! Monika zaczęła rodzić w sobotę o piątej nad ranem. Zadzwoniła do nas z taksówki. Natychmiast pojechaliśmy do szpitala.

– Kalinka jest zdrowa, dziesięć w skali Apgar – oznajmiła położna.

– Za jakąś godzinę będzie można się z nią przywitać.

To był jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia. Po prostu czułam, jak przepełnia mnie miłość do tego maleństwa! A kiedy zobaczyłam łzy w oczach mojego twardego, surowego męża, sama się rozpłakałam.

Płakałam też wieczorem, ale już nie ze wzruszenia. Tym razem z bezsilności i poczucia niesprawiedliwości. Płakałam, ponieważ okazało się, że mój syn właśnie przebywał w ekskluzywnym spa z Sabiną i nie zamierzał wracać wcześniej z weekendu we dwoje.

– Przecież dziecku nie robi to różnicy, czy przyjadę dzisiaj czy w poniedziałek – rzucił i zrozumiałam, że gdzieś popełniliśmy z Wackiem błąd.

Akurat byłam w szpitalu, omawiając z Moniką kwestię zakupu fotelika samochodowego, kiedy wpadł tam mój syn. „Wpadł” to właściwe słowo, bo poświęcił na rozmowę z matką swojego dziecka jakieś dziesięć minut, jakby z obowiązku wziął na ręce córeczkę, po czym oznajmił, że musi jechać, bo na dziewiętnastą mają z Sabiną umówionego faceta od kuchni.

– Kupili mieszkanie na kredyt – wyjaśniłam Monice, kiedy wypadł z sali, jakby gonił go ktoś z płonącą pochodnią. – Właśnie robią kuchnię… I łazienkę chyba…

Zacięłam się, bo wydało mi się idiotyczne tak jej opowiadać, co słychać u mężczyzny, którego kiedyś kochała i który teraz zachowywał się wobec niej tak okrutnie. Potem było jeszcze gorzej. Jurek usiłował wykpić się od alimentów jakąś śmieszną kwotą i Monika pozwała go do sądu rodzinnego.

Sprawa zakończyła się ugodą, co oznaczało, że właściwie każda ze stron była niezadowolona. My z Wackiem nie dawaliśmy dziewczynie pieniędzy, ale przy każdej okazji coś kupowaliśmy dla wnuczki. Monika czasami próbowała protestować, ale przekonywaliśmy ją, że kupowanie malutkiej ubranek, kosmetyków czy butelek to cała nasza przyjemność.

I tak było w istocie. Nagle nie wyobrażaliśmy sobie życia bez Kalinki! Wacek zmienił się z mrukliwego, czepialskiego starszego pana w uroczego dziadka, który gawędził z  niemowlakiem, na ile to było możliwe, udawał odgłosy zwierzątek i gilgotał dziewuszkę, aż ta zaśmiewała się na cały głos. Ja przewijałam, karmiłam i nie mogłam się doczekać, aż mała skończy pół roku, bo wtedy sama będę mogła gotować jej zupki.

Monika bardzo ceniła naszą pomoc, ponieważ w międzyczasie jej mama mocno podupadła na zdrowiu i nie wychodziła już z domu. Bywało, że któreś z nas jeździło do niej, żeby zawieść słoiki z rosołem czy pieczonego kurczaka.

Pani Marta była od nas o piętnaście lat starsza, Monika była jej późnym dzieckiem. Chorowała na kilka różnych chorób i właściwie przestawała wstawać z łóżka. Monika bardzo się tym martwiła.

– Nie wiem, co zrobię, kiedy zabraknie mojej mamy… – zwierzyła mi się kiedyś. – Poza nią nie mam nikogo. Nie mam żadnej rodziny…

– My jesteśmy twoją rodziną, kochanie – zapewniłam ją spontanicznie i nagle zrozumiałam, że to szczera prawda.

My naprawdę byliśmy rodziną!

Na pewno czuliśmy silniejszy związek z Moniką i Kalinką niż do Jurka i jego obecnie narzeczonej. Właściwie to nasze relacje z synem bardzo ucierpiały. Nie mogliśmy zaakceptować, że Jurek wiecznie wymiguje się od spotkań z córką i handryczy się z Moniką o każdą dodatkową złotówkę. W końcu sami zapłaciliśmy za dodatkowe rekomendowane szczepienia i elektroniczną nianię, których potrzebowała Monika.

Jurek wyczuwał naszą dezaprobatę i jeszcze tylko raz przyprowadził Sabinkę. Znowu musiałam słuchać tego jej „Dżordż, a co ty o tym myślisz?” i znosić próby przypochlebienia się Wackowi i mnie. Nawet się starałam jakoś ją polubić, ale niestety, marnie mi poszło.

– Boże, jak ona działa mi na nerwy! – prychnął Wacek w kuchni. – Pomyśleć, że ten dureń się z nią ożeni…

I faktycznie, kilkanaście tygodni później Jurek i Sabinka zaprosili nas na ślub. Kalinka miała już dwa lata. Zapytałam syna, czy mam ją zabrać na ślub, w końcu panem młodym był jej tata.

– Niekoniecznie – odparł i poczułam, że tracę do niego resztki serca. – Dziecko i tak nic z tego nie zrozumie, a nie chcę denerwować Sabiny i jej rodziny.

Oczywiście, dziecko niewiele by rozumiało i nic nie zapamiętało, ale przecież nie o to chodziło! Byłam rozżalona, że mojej wnuczki nie ma na zdjęciach sprzed kościoła i z wesela. Była córką Jurka, nie było właściwe odmawiania jej udziału w tej uroczystości…

Ta decyzja Jurka tak mnie rozczarowała, że po jego ślubie w zasadzie przestałam odczuwać chęć odbierania od niego telefonów. Teraz czułam się związana z wnuczką, to ona na mnie czekała, ona zaczęła mówić „babcia”, ona była całym moim i Wacka światem.

Od dawna zajmowałam się Kalinką, kiedy Monika chodziła do pracy. Kiedy mała poszła do przedszkola, byłam dumna, ale też było mi smutno, że nie będziemy już całe dnie razem. Potem zmarła mama Moniki i na jakiś czas wzięliśmy wnuczkę do siebie, bo dziewczyna długo nie mogła dojść po tej stracie do siebie.

Opiekowaliśmy się właściwie nimi dwiema. Coraz częściej zdarzało się, że kiedy Jurek do nas dzwonił, wnuczka była z nami. Nigdy nie przepuściłam okazji, żeby zawołać ją do słuchawki, bo tatuś dzwoni. 

Monika nie jest synową, ale lepszej byśmy nie znaleźli

On zawsze prowadził z nią drętwą, wymuszoną rozmowę i kończył po pięciu pytaniach o przedszkole. Bolało mnie to, a Wacka złościło. Któregoś dnia Jurek przyjechał z wieścią, że on i Sabina spodziewają się dziecka. Byłam zdziwiona, jak dalece było mi to obojętne.

Oczywiście, pogratulowałam synowi i przekazałam życzenia zdrowia dla synowej, ale zaraz potem zaczęłam mu opowiadać, jak Kalinka dostała rolę w przedszkolnym przedstawieniu i że wożę ją na angielski dla maluchów.

– Potem śpiewamy w domu piosenki po angielsku – opowiadałam. – Kalinka potrafi liczyć, zna alfabet i umie się przywitać!

Nie wyglądał, jakby to zrobiło na nim wrażenie. Na nas z kolei nie wywarło wrażenia, że Sabina urodziła chłopca. Oczywiście, odwiedziliśmy młodą mamę i naszego wnuka w szpitalu, sprezentowaliśmy maluszkowi sporo ciuszków i nosidełko, ale o euforii, jaką czuliśmy, po raz pierwszy trzymając w ramionach Kalinkę, nie było mowy.

Szybko zresztą okazało się, że nawet gdybyśmy chcieli często widywać Ignasia, nie byłoby to mile widziane przez jego mamę. Sabina w naszej obecności była spięta, nie pozwalała nam bawić się z wnukiem i wyraźnie czekała, aż sobie pójdziemy.

Jedyną „prawdziwą” babcią była tam jej matka. W tym roku Kalinka skończyła siedem lat. Pierwszego września idzie do szkoły. Zna już alfabet, cyferki i mnóstwo słówek po angielsku, ale praktycznie nie zna swojego taty ani przyrodniego brata. Jurek nie pamiętał nawet o jej urodzinach.

Chyba trudno się dziwić, że w tej sytuacji ucieszyliśmy się, kiedy Monika zaczęła się spotykać z miłym, spokojnym ortodontą, który pokochał Kalinkę tak samo jak my. Niedługo Monika urodzi Piotrusia, a ja będę traktowała go jak swojego wnuka. Wiem, że to się uda, bo niedawno Monika powiedziała, że jestem dla niej jak mama, którą straciła.

– I nie wyobrażam sobie lepszych dziadków dla moich dzieci niż wy – dodała z uśmiechem.

A my lepszej synowej – miałam ochotę dodać, ale ugryzłam się w język. Co nie zmienia faktu, że dokładnie tak myślę, nawet jeśli dla kogoś to jest dziwne!

Czytaj także:
„Niedoszła teściowa obwinia mnie o śmierć syna. Twierdzi, że chciałam się go pozbyć, by zacząć nowe życie z innym”
„Mój facet jest wdowcem z dwójką dzieci. Od poznania dzieci, którym zmarła mama, wolałabym 100 teściowych”
„Marek był babiarzem, przed wypadkiem pomylił moje imię. Samochód nie poszedł do kasacji, ale małżeństwo tak”

Redakcja poleca

REKLAMA