Chociaż tyle mówi się o tym, że faceci są bez serca, i takie zdarzenia jak rozwód po większości z nich spływają niczym woda po kaczce, dla mojego syna rozstanie z żoną było końcem świata. Naprawdę długo nie mógł się pozbierać. Dlatego tak bardzo się ucieszyłam, kiedy podczas niedzielnego obiadu zakomunikował, że kogoś poznał.
– Wreszcie zła karta się odwróciła – powiedziałam cicho do męża.
Uważam, że bez kobiety każdy, nawet najcieplejszy i najbardziej sympatyczny mężczyzna prędzej czy później dziwaczeje.
Nie chciałam takiego losu dla syna
Jednak kiedy Sławek przyznał, że jego wybranka to dziewczyna sporo od niego młodsza, byłam rozczarowana.
– O ile? – zapytałam wprost.
– Oj, mamuś, a czy to ważne? – próbował mnie zbyć, ale się nie dałam. – O osiemnaście – przyznał wreszcie.
– Toż to jeszcze dziecko! – krzyknęłam, w myślach obliczając, że dziewczyna dopiero co skończyła 20 lat.
– Nie przesadzaj – powiedział Sławek, kierując naszą rozmowę na inne tory.
Wypadki w życiu mojego dziecka, odkąd poznał Jolę, toczyły się niemal w błyskawicznym tempie. Najpierw wspólnie zamieszkali, a po kilku miesiącach mój synek się jej oświadczył.
– Nie widzę w tym nic dziwnego, kocha ją, to i żenić się chce – powiedział trzeźwo mój mąż.
I przypomniał, że kiedy ja za niego wyszłam, miałam o dwa lata mniej niż Jola, a będąc w jej wieku, woziłam już w wózeczku Sławka.
– Może masz rację – powiedziałam ugodowo, bo w głębi duszy cieszyłam się przecież, że mój syn ma kogoś, z kim wreszcie jest szczęśliwy.
Kłopot był tylko jeden
Młodzi na dorobku nie dysponowali dużą gotówką. Wszystko, co mieli, przeznaczali na remontowanie i wyposażenie kawalerki, w której Sławek zamieszkał po śmierci mojej matki. Mieszkanko było ładne i położone niemal w samym sercu Katowic, ale wymagało sporych nakładów. Wcinali, co upichciłam, aż im się uszy trzęsły!
– Póki nie macie ani za co, ani gdzie gotować, bo kuchnia jest w opłakanym stanie, ja będę przygotowywała wam posiłki – zaproponowałam któregoś dnia wielkodusznie i poprosiłam, żeby Sławek codziennie od razu po pracy podjeżdżał do mnie po wałówkę.
– Jola uwielbia twoje pierogi – chwalił Sławek, kiedy wsuwałam mu do torby słoiki z zupą i drugim daniem.
Moje serce wtedy rosło. Lubiłam gotować, a i przyznam szczerze, łasa byłam na pochwały. Wystarczyło więc, że któreś z nich zadzwoniło wieczorem, żeby pochwalić to, co przygotowałam, żebym następnego dnia z nowym zapałem stanęła przy garach.
– Wszystko rozumiem, ale czy ty ich zbytnio nie rozpieszczasz? – zapytała mnie kiedyś moja siostra.
Wracając z targu, wpadła na kawę i była zdziwiona, że już od paru miesięcy karmię Sławka i jego dziewczynę.
– No wiesz, nie dość, że nie mają pieniędzy, to Jola jest jeszcze taka młoda, na pewno nie ma zielonego pojęcia o gotowaniu. A Sławek lubi dobrze zjeść – wyjaśniłam.
Jednak zaskoczenie Irki dało mi do myślenia
Kiedy szybko policzyłam, ile miesięcznie wydaję na dożywianie młodych, i ile czasu spędzam w kuchni, włos zjeżył mi się na głowie. Postanowiłam jednak nie podejmować tak od razu żadnych drastycznych kroków, tylko spokojnie obserwować, co przyniesie los. Remont powoli dobiegał końca, co mogło oznaczać, że niebawem skończy się i moja pomoc. Jednak ku mojemu zaskoczeniu nic się nie zmieniło. Kuchnia młodych była już odnowiona, w pełni wyposażona. Pod oknem stanął duży sosnowy stół, wokół niego cztery krzesła. Obok drzwi Sławek ustawił wysoką prawie na dwa metry lodówkę i piękną, srebrną zmywarkę. Wszystko gotowe do użytku, sęk w tym, że nie miał kto z tego korzystać!
– Mamo, ty tak świetnie gotujesz… – syn wiedział, jak mnie udobruchać.
Przygotowałam jednak już swój chytry plan, który miał mnie uwolnić od podjętego wcześniej zobowiązania. Otóż wymyśliłam, że skoro tak bardzo smakuje im to, co gotuję, nauczę gotowania Jolę! Najwyższa przecież pora, żeby dziewczyna zachowywała się jak na prawdziwą panią domu przystało. Jej wiek nie miał tu nic do rzeczy. Ja przecież, mając tyle lat co ona, karmiłam już męża, jego schorowaną matkę i maleńkie dziecko, któremu co dnia przygotowywałam przecierane zupki.
– Cieszę się, że wam smakuje, ale ja nie będę żyła wiecznie. Dlatego zapraszam Jolę na naukę gotowania – powiedziałam Sławkowi, okraszając te słowa szerokim uśmiechem.
Jola nawet nie kryła, że trochę jej to nie w smak
Pierwsze dni spędziłyśmy, niewiele ze sobą rozmawiając. W dodatku nie była zbyt pojętną uczennicą. Należała do tych kobiet, które przysłowiową wodę na herbatę potrafią przypalić. Jednak ja, stara Ślązaczka, postanowiłam się nie poddawać. Z cierpliwością, o którą nigdy bym siebie nie podejrzewała, dzieliłam się z przyszłą synową całą swoją kulinarną wiedzą. Po pewnym czasie Jola potrafiła już samodzielnie ugotować prosty obiad, a nawet upiec babkę drożdżową. Musiałam przyznać, ze mój trud się opłacił. Niezła ze mnie chyba nauczycielka!
Sławek był bardzo szczęśliwy, bo wreszcie miał dziewczynę, która z wprawą radziła sobie w kuchni. To łasuch, w dodatku wychowany w tradycyjnej rodzinie, więc nie wyobrażał sobie, że jego partnerka będzie miała dwie lewe ręce do gotowania. Przyznał mi szczerze, że brak tej umiejętności u Joli bardzo mu doskwierał, ale nie chciał robić jej z tego powodu przykrości.
– Jesteś kochana, mamo – dziękował mi.
Tak oto udało mi się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”