„Syn zaufał mi, że dopilnuję nastoletniej wnuczki, lecz zawiodłem. Smarkula wpuszczała facetów oknami”

Prawie dostałem zawału od niebieskich pigułek fot. Adobe Stock, alfa27
„Łatwiej wór pcheł upilnować niż jedną kobietę, nawet nieletnią! Tym bardziej że ślepy nie jestem i widzę, że szalona miłość wcale wnuczce nie minęła: większość czasu zamiast nad książkami spędza z telefonem albo przy komputerze. I nie jestem przekonany, że schowanie przez synową kamerki internetowej coś tutaj zmienia”.
/ 09.02.2023 16:30
Prawie dostałem zawału od niebieskich pigułek fot. Adobe Stock, alfa27

Mój syn pracuje w Irlandii, synowa wyjeżdżała do sanatorium, więc ktoś musiał zostać z dzieciakami. Padło na mnie, ich dziadka… Tyle się moja synowa nagadała, że zaopatrzeni jesteśmy na dwa miesiące, a nie tygodnie, i co? Zabrakło produktu pierwszej potrzeby, czyli śmietanki do kawy!

– Taki dziadek zawsze mądry, a nie pomyślał, żeby użyć mleka z kartonu – mruknęła niezbyt grzecznie Malwina, kończąc śniadanie.

Ale z drugiej strony, czy ja byłbym miły, gdyby mi ktoś kazał siedzieć ze starym prykiem w wakacje?

To byłoby barbarzyństwo – odpowiedziałem smarkuli, bo nie ma złego czasu na to, żeby się nauczyć czegoś nowego. – Mleko obniżyłoby temperaturę i rozrzedziło kawę. Trzeba mieć jakieś zasady.

– A ja mam tylko kwasy – wstała, wrzuciła kubek i talerzyk do zlewu.

– To się dobrze składa, Malwinko, bo kwasy mają znakomite zdolności czyszczące – zatrzymałem ją.

Mogę wnuczce współczuć, to nic nie kosztuje, jednak nie zamierzam spędzić całego dnia przy myciu garów!

Jeden Benek się ucieszył, że wychodzimy z domu

Nie do przecenienia jest fakt posiadania takiego wnuka: gapi się w człowieka jak w obrazek, łyka wszystko niczym objawienie, no i nigdy nie krytykuje. Syn twierdzi, że dzieci są właśnie takie, ale na Boga, nie pamiętam, żeby on sam kiedykolwiek podchodził do mnie z takim nabożeństwem, wręcz przeciwnie.

– Wezmę aparat, dziadziu – zapowiedział teraz Benek. – Będziemy dokumentować zmiany, które zaszły, odkąd byliśmy po tytoń do fajki.

Koniecznie! – parsknęła Malwina. – Świat musiał się przez ten czas zmienić nie do poznania! Może słonie chodzą po ulicach?

Bernard spojrzał na nią ze współczuciem i popukał się w głowę.

– Słonie! Głupia jesteś, wiesz?

Zmiana była jedna, za to nie do pominięcia. Na zewnętrznym murze wokół willi syna ktoś wymalował sprayem tajemniczy napis: „All4U<3”. Wnuk sfotografował dzieło z każdej strony, po czym spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłem ramionami – cóż, nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. Jakiś tajny szyfr, kod dla złodziei, zwykłe chuligaństwo? Młode pokolenie czekało jednak na wyjaśnienia, zapytałem więc, czy obiło mu się o uszy coś o człowieku z Cro-Magnon. Oczy się Benkowi rozjarzyły jak dwie latarnie, więc już wiedziałem, że połknął haczyk. Gdy wracaliśmy ze śmietanką, zabrałem się do wyjaśnień:

– Cro-Magnon to miejscowość we Francji, gdzie w okolicznych jaskiniach odkryto rysunki naskalne, wykonane przez naszych przodków…

Opowiadałem, co i jak, podkreślając, że do dziś nie potrafimy odczytać znaczenia wszystkich obrazków.

– Wiadomo jednak, że ci pierwotni ludzie malowali to, co było dla nich najważniejsze, co stanowiło esencję ich życia – mądrzyłem się. – Najwyraźniej ta skłonność w człowieku nie zaginęła i mamy to, co mamy, bazgroły sprayem na murze! – wskazałem na zagadkowe bohomazy.

– Myślisz, dziadku, że to zrobił człowiek pierwotny? – spytał wnuk.

– Na swój sposób niewątpliwie, skoro chwytał się tak nieskomplikowanych sposobów…

Coś mi się jednak przypomniało i uznałem, że dla Benka to będzie interesujące. Bo czy on wie, że cała ta historia z Cro-Magnon jest szalenie tajemnicza? Bardzo długo naukowcy utrzymywali, że człowiek współczesny pochodzi od neandertalczyka, a tu nagle odkryto te jaskinie z kośćmi, ze wszystkim, i okazało się, że mieszkał tam zupełnie inny stwór. Żaden tam garbaty małpolud z łapami do ziemi, lecz normalny gość, całkiem przystojny, wysoki, niewykluczone, że podobny do nas.

– Ale ja nie jestem wysoki – wyrwało się samokrytycznie małemu.

– Będziesz – uspokoiłem go. – Najciekawsze, że kromaniończyk wziął się nie wiadomo skąd, żył w tym samym czasie co ów neandertalczyk, a na koniec zupełnie wyciął go z ludzkiego rodowodu, bo my już nie mamy jego genów.

Po chwili, patrząc w szeroko otwarte oczy malca, wypaliłem z największą rewelacją: otóż są hipotezy, że człowiek z Cro-Magnon był przybyszem z kosmosu, i to on właśnie został naszym przodkiem.

– Z kosmosu?! – sapnął Benio.

– Są takie hipotezy – powtórzyłem. – Całkiem poważne, choć, rzecz jasna, nieudowodnione.

Sądząc z miny Benka, czekał mnie spokojny dzień

Polezie gdzieś w krzaki do ogrodu i będzie mełł zdobyte informacje… Byle tylko nie przekombinował jak kilka dni temu, gdy po obejrzeniu programu popularnonaukowego zabrał się za budowę wyrzutni rakietowej! W domu Malwina poinformowała nas oschle, że dzwoniła mama z sanatorium. Pytała, czy wszystko w porządku i takie tam…

– Nawet nie zapytała, jak tam moja noga! – oburzyła się wnuczka. – Nikt chyba nie ma na tyle wyobraźni, żeby sobie przedstawić, co to znaczy siedzieć z gipsem w wakacje!

– Noga to, kochana, twój najmniejszy problem – rzekłem bezlitośnie. – Kiedy przychodzi korepetytorka?

– O szóstej – burknęła rozeźlona Malwina. – A dziadek, zdaje się, znów namącił Benkowi w tym mikroskopijnym łebku, co? Będą wybuchy, mam się kryć?

Młoda jest pełna żalu do świata. Większość lekcji matematyki w drugim półroczu spędziła razem z jakimś małoletnim Adonisem nad rzeką, a nie w klasie, i tuż przed końcem roku szkolnego nauczyciel doliczył się absencji wykluczającej klasyfikację. Z wielkiej łaski, pod wpływem błagań rodziców zakochanej smarkuli, zgodził się wlepić jej jedynkę, tym samym dopuszczając do poprawki. No i teraz Malwinka ma, jak to mówią młodsi ode mnie, szlaban i musi zakuwać tę matmę. Prawdę mówiąc, ulżyło mi, gdy się dowiedziałem, że złamała nogę, bo sen mi z oczu spędzała myśl, że będę musiał jej strzec. Łatwiej wór pcheł upilnować niż jedną kobietę, nawet nieletnią! Tym bardziej że ślepy nie jestem i widzę, że szalona miłość wcale wnuczce nie minęła: większość czasu zamiast nad książkami spędza z telefonem albo przy komputerze. I nie jestem przekonany, że schowanie przez synową kamerki internetowej coś tutaj zmienia. Teraz też tylko spojrzała wzrokiem zranionego łabędzia i pokuśtykała do lodówki po lody. Już nawet nie miałem serca jej mówić, żeby się nie opychała przed obiadem.

Mały naprawdę się przejął tymi hipotezami

Doprawiałem sos do ziemniaków, gdy w kuchni pojawił się Benek. Pokręcił się, zajrzał do garnków, pociągnął kota za ogon, a potem stanął przy oknie i zagapił się na ogród. Wyraźnie mełł.

– To mówisz, dziadziu – zaczął wreszcie – że kosmici pojawili się znienacka i wygryźli jakoś naszego prawdziwego przodka, tak? Zabili go?

Mam za swoje!

– Nie, nie zabili… Podejrzewam, że byli o tyle sprytniejsi, że on po prostu nie miał przy nich szans. Może i tak by nie przetrwał i, gdyby nie oni, wcale by nas nie było?

Aż mnie zmroziła ta możliwość i przypomniałem małemu, że jednak wciąż mówimy tylko o hipotezach.

– Tak sobie pomyślałem, dziadziu, że może teraz też chcą przysłać kogoś mądrzejszego z tego kosmosu? I teraz my wyginiemy?

Ten dzieciak jest naprawdę niesamowity! Aż strach pomyśleć, co szkoła zrobi z czasem z jego niezwykłym umysłem – każą mu się uczyć jakichś całek albo innego świństwa i cała ta kreatywność przepadnie jak zdmuchnięta wiatrem.

Ale przecież my jesteśmy mądrzy – próbowałem go pocieszyć, ale spojrzał na mnie żałośnie.

– A mordowanie wielorybów? Dymy z fabryk? Popsute elektrownie atomowe? Wcale nie jesteśmy mądrzy!

Mój syn, a jego tata, się tym interesuje, i jak wraca z pracy w Irlandii, często rozmawiają na te tematy.

Mówię ci, dziadziu, wymienią nas. Te maziaje na murku to znaki. A w ogrodzie, na grządce z różami, są dziwne ślady. Chcesz zobaczyć?

Obiecałem, że obejrzę zaraz po obiedzie i poprosiłem, żeby poszedł zawołać Malwinę na jedzenie.

– Tylko nic jej nie mów – zastrzegł Benek. – To tajemnica.

Zrobiłem znak, jakbym zasuwał usta na zamek, i poszedłem wyjąć talerze. Mały się przejął, ale nie miałem specjalnego poczucia winy, że wpędzam go w traumę. Raz, bo naprawdę trzeba się sporo nagimnastykować, żeby ukierunkować taki wulkan energii jak on, a ja jestem stary i najbardziej lubię wygrzewać fotel z kawą i fajką. Dwa, bo go znałem – nie załamie się, tylko będzie walczył.

To naprawdę nadzwyczajny dzieciak

Kiedy Malwina uraczyła nas już porcją swoich poobiednich złośliwości i powlokła się obrażona do siebie, wymknęliśmy się z Benkiem do ogrodu. Głównie robiłem zaciekawioną minę, jednak jak zobaczyłem rzeczone ślady w różach, naprawdę oniemiałem… O żesz, chyba to jakiś marsjański koszykarz, rozmiar buta czterdzieści pięć jak nic!

„Może wczesnym rankiem był inkasent i nawet tego nie zauważyliśmy? – zastanawiałem się. – Na upartego można było iść tamtędy, przez ogród do gazowego licznika…”.

– Wielkie, co nie? – podsumował Benek i od razu poinformował, że przymierzył już do podejrzanych śladów buty wszystkich w domu.

Nawet tata nie ma takich kajaków!

– To może być kwestia grawitacji – wyrwało mi się, choć, jak Boga kocham, obiecałem sobie już nie dolewać oliwy do ognia.

Koncepcja Benka i bez tego nabierała kształtu: jego zdaniem, kosmici dążą do wymiany nas na jakiś lepszy gatunek. Zaczną pewnie od ludzi w oznaczonych domach, dlatego przede wszystkim musimy zamalować szyfr na naszym murze.

– Tata ma spray w garażu, zapsikamy to – postanowił mały.

Pomyślałem o minie syna i synowej i uznałem, że nawet atak kosmitów nie skłoni mnie do wzięcia na siebie podobnego ryzyka. Wyjaśniłem więc Benkowi, że zdecydowanie lepiej będzie napis zakleić, może jakimś plakatem. Obcy z pewnością rozumują inaczej niż ludzie, spray to spray, zawsze mogą coś zwęszyć. Jak go nie zobaczą, będą zdezorientowani, i pójdą szukać dalej. I tak oto na murze ogrodu od zewnątrz zawisł ogromny plakat ze Spider-Manem, idolem Benka. Przy okazji mi się przypomniało, jak jedna z sąsiadek dawno temu opowiadała mi o wschodniej metodzie na złodzieja. Jeżeli zostawi ślady, sypie się na nie rozdrobnioną pokrzywę. Kobiecina się zaklinała, że złoczyńcę będą tak stopy piec, że ledwo się będzie ruszał.

Wystarczy obserwować, kto w okolicy kuleje…

– Możemy dać pokrzywę – zamyślił się Benek. – Niech cierpi, to go nauczy, żeby z nami nie zadzierać.

I znów miałem spokój na pół dnia, bo wnusio zbierał i ciął zielsko, tyle że musiałem mu znaleźć rękawiczki. Potem jeszcze coś kombinował, zbył mnie, że myśli o pułapce.

– Na wszelki wypadek, jakby Spider-Man nie pomógł – wyjaśnił.

Nawet Malwina się zainteresowała, co wyprawia smarkacz, bo gdy odprowadzała korepetytorkę do drzwi, natknęła się na brata targającego do ogrodu siatkę po ziemniakach.

Być może ratuję ci życie – dumnie wypiął pierś Benek.

– Aż strach się bać – mruknęła.

Złośliwa, bo taki wiek, ja to rozumiem, nie pojmuję natomiast dlaczego każdego wieczoru, ledwo się ściemni, zasuwa do swojego pokoju. Ani filmu z nami nie obejrzy, ani w grę żadną nie zagra… Pytałem nawet wczoraj, czy aż tak ją denerwuję, ale zaprzeczyła – podobno śpi, i już.

– Chodzenie z gipsem męczy dwa razy bardziej niż bieganie bez – wyjaśniła. – Ja jestem, dziadek, wrakiem. A nauka też mi wcale dobrze nie robi. Najgorsze wakacje w życiu!

No to co ja mogłem jej poradzić? Dobrze, że synowa już za tydzień wraca z sanatorium, to jakoś ogarnie sytuację, bo ja z dziewczynkami doświadczenia mam zerowe… Zjedliśmy kolację, a potem razem z Benkiem zaległem na kanapie, bo akurat puszczali film o zombie. Sam nigdy nie oglądam, ale z wnukiem podobne dzieła nabierają jakości: albo się zaśmiewamy do łez, albo chowamy pod kołdrę, kiedy robi się zbyt strasznie.

Może kosmici zdążyli już podmienić moją wnuczkę?

Kolejny żywy trup właśnie skradał się w lesie za niewinną dziewczyną, gdy powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Momentalnie znaleźliśmy się z Benkiem pod przykryciem.

– Złapał ją? – zapytał szeptem wnuk.

– Kogo? – odpowiedziałem pytaniem, bo właśnie dotarło do mnie, że wrzask nie pochodził z telewizora.

Mały też się zorientował, że coś jest nie tak, i po chwili gnaliśmy w piżamach do pokoju jego siostry. Zderzyliśmy się z nią w drzwiach.

– Ty cholerny świrze! – złapała Benka za ramiona i trzęsła nim jak szmacianą lalką. – Coś tam wymodził w ogrodzie, co?! Zabiłeś Łukasza!

Zwariowała albo kosmici ją podmienili – jaki Łukasz i czemu ktoś, w dodatku dziecko, miałby go zabijać? Minęła nas, kuśtykając, a my podążyliśmy za nią. W ogrodzie, między krzewami róż, tuż pod oknem wnuczki leżało jakieś indywiduum.

– Mamy go – szepnął Benek.

Potem, gdy już pogotowie odjechało, zawożąc chłopaka na izbę przyjęć, staliśmy w trójkę w bramie. Ja, pełen poczucia winy, Malwina wściekła, a Benek nie do końca zorientowany.

To był twój chłopak, na pewno nie kosmita? – dopytywał się. – I on wpadł do mojej pułapki?

– Tak, głąbie – burknęła. – Kosmita! Powinieneś się leczyć!

– Czemu właził przez okno? – mały wciąż nie mógł pojąć złożoności międzyludzkich relacji.

– Bo rodzice zabronili jej się z nim spotykać – wyjaśniłem. – Oszukiwali nas, Bóg wie, od jak dawna.

– My się kochamy! – parsknęła wnuczka. – Ale co wy możecie o tym wiedzieć? Zmarnowaliście mi życie!

W sumie ciekawe, jeśli ten cały Łukaszek złamał nogę, to będzie z nich nawet dobrana para… Chociaż wolałbym złapać go zdrowego – zapędziłbym łobuza do koszenia trawnika, a tak będę musiał sam pchać tę nienawistną maszynę.

– Żałuję, że twój luby został uszkodzony – powiedziałem więc.

Co tu robi ten plakat? – ocknęła się ze stuporu i gapiła na Spider-Mana.

Benek zerwał go jednym ruchem i wskazał tajemnicze litery. Uśmiech rozjaśnił twarz wnuczki.

– Doskonała wiadomość – powiedziała i pokuśtykała w stronę domu.

– Skąd wiesz? – krzyknął za nią Benek. – Rozumiesz ten napis?

– Przecież to proste jak drut! Wszystko Dla Ciebie, Kocham Cię! – wrzasnęła, nawet się nie odwracając.

Patrzyliśmy z wnukiem na siebie, a uliczne latarnie oświetlały nasze zdumione twarze. Może kosmici faktycznie już zdążyli ją podmienić? 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA