„Syn z synową wyjechali za chlebem, a mnie zostawili wnuka. Nie dawałam rady, przez nerwy i stres trafiłam do szpitala”

babcia, która sama wychowuje wnuka fot. Adobe Stock, Zadvornov
„Jadzia dzwoniła codziennie i pytała o syna. Co jej miałam powiedzieć? Prawdę? Że byłam wzywana do szkoły? Że wdał się w bójkę z kolegą? Że wraca wieczorami i ma kłopoty z nauką? Wobec mnie był grzeczny, zapewniał, że się uczy, jednak na kolejnej wywiadówce poznałam prawdę. Alek miał aż 50 nieusprawiedliwionych godzin”.
/ 06.07.2022 08:30
babcia, która sama wychowuje wnuka fot. Adobe Stock, Zadvornov

Powiada się, że na starość wnuki będą podporą dla swoich dziadków. Pomarzyć miło, ale mój wnuk, niestety, do aniołków nie należał. Z dwunastoletnim Alkiem miałam wiele kłopotów. Jego rodzice wyjechali do Anglii zarabiać na tak zwane lepsze życie. Oczywiście prosili, abym zaopiekowała się wnukiem.

– Dwa, najwyżej trzy lata – zapewniał mnie Robert, mój syn.

Pracował w Londynie jako informatyk, synowa znalazła pracę w domu opieki. Przyjeżdżali do Polski trzy razy do roku: na święta oraz na dwutygodniowe wakacje w sierpniu. To stanowczo za mało, by powiedzieć, że stanowią rodzinę.

Nagminnie uciekał z lekcji

Dzwonili prawie co wieczór.

– Jak tam Alek? – pytała nieodmiennie Jadzia.

Co jej miałam powiedzieć? Prawdę? Że byłam wzywana do szkoły? Że wdał się w bójkę z kolegą? Że wraca wieczorami i ma kłopoty z nauką? Wobec mnie był grzeczny, zapewniał, że się uczy, jednak na kolejnej wywiadówce poznałam prawdę. Alek miał aż 50 nieusprawiedliwionych godzin!

– Cieszę się, że widzę panią w dobrym zdrowiu – z ironią zauważyła jego wychowawczyni. – Bo właśnie opieką nad panią Alek tłumaczył każdą swoją nieobecność.

Pokręciłam głową zdumiona.

– Jest zagrożony z trzech przedmiotów: matematyki, fizyki i języka polskiego. To zdolny chłopiec, ale nauka przestała go interesować.

Poczerwieniałam, jakbym to ja była wszystkiemu winna. A przecież starałam się, by niczego mu nie brakowało. Cóż miałam powiedzieć, że jego ojciec przyjedzie dopiero w sierpniu?! Wróciwszy do domu, zapytałam wnuka, gdzie chodził na wagary. Powiedział, że do kolegi, który był chory.

– Dlaczego kłamałeś, że musiałeś się mną opiekować?

– Tak jakoś wyszło…

Nagle zadzwonił Robert. Zrelacjonowałam mu, co usłyszałam w szkole.

– Niech się mama nie martwi! Wyrośnie z tego! – zbagatelizował problem.

Jadzia była podobnego zdania. Poprosiła syna do telefonu. Alek zaczął ją usilnie przekonywać, że stara się, ale nauczyciele nie potrafią przekazać swojej wiedzy. W rezultacie Robert powiedział, abym załatwiła wnukowi korepetycje.

– Nie martw się, mamo, weź z konta, ile trzeba. Na edukacji jedynaka nie będę oszczędzać.

Z korepetycji nic nie wyszło, bo wnuk po prostu na płatne lekcje nie chodził. Prosiłam go, a on obiecywał poprawę, ale było coraz gorzej. Okazało się, że większość wolnego czasu spędzał z kolegą, którego rodzice wyjechali do Włoch, zostawiwszy go pod opieką sąsiadki. „Ale się dobrali” – pomyślałam. Próbowałam zmienić nastawienie wnuka do nauki. A on obiecywał i robił swoje.

Sąsiadka wezwała pogotowie

Bardzo przeżywałam, że Alek mnie nie słucha. W końcu podupadłam na zdrowiu. Po prostu nerwowo i psychicznie nie wytrzymałam stresu. Ratunku szukałam w modlitwie. W dni powszednie przychodziłam do pustego kościoła i modliłam się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Wychodziłam uspokojona.

Kiedyś na schodach zaczepiła mnie sąsiadka.

– Ksiądz mówił mi na spowiedzi, żeby nakłaniać wnuki do pobożności. Trzeba i można wiele łask dla wnuków wymodlić! Musiałam to pani powiedzieć… – rzuciła pani Roma.

Pożyczyła mi zdrowia i odeszła pospiesznie. Jej wnuk chodził z moim do tej samej klasy. Uczył się bardzo dobrze, nie to co Alek. Zaczynałam się za niego wstydzić przed obcymi ludźmi! Wzdychałam i płakałam po nocach. Czułam się coraz gorzej.

Pewnego ranka wnuk obudził szarpaniem za ramię i mnie okrzykiem:

– Babciu, babciu, dlaczego nie przygotowałaś mi śniadania?!

Bardzo bolało mnie w piersiach. Wnuk stał ubrany nade mną, zdziwiony, że o 7.30 jeszcze leżę w łóżku. Zazwyczaj wstawałam przed szóstą, aby zdążyć ze wszystkim.

– Kup sobie drożdżówkę po drodze – poprosiłam cicho.

Źle się czujesz, babciu? – zapytał.

– Ten ból jest coraz większy… Muszę zadzwonić po pogotowie… – usiłowałam wstać z łóżka, ale zachwiałam się, pociemniało mi w oczach i zemdlałam.

Kiedy odzyskałam świadomość, powiedziano mi, że po moim zemdleniu wnuk wybiegł z płaczem z mieszkania. Na schodach wpadł na panią Romę. To ona zawiadomiła pogotowie. Lekarz zdiagnozował stan przedzawałowy i karetka zabrała mnie do szpitala.

Pani Roma bardzo była za tym, żeby zawiadomić rodziców Alka. Wnuk wprawdzie obiecywał, że tym razem serio zabierze się do nauki, ale co z tego? Był początek marca. Nie miał szans poprawić się z trzech przedmiotów.

– Panią czeka sanatorium – mówiła sąsiadka. – Kto zaopiekuje się Alkiem?

– Jestem już prawie dorosły, sam dam sobie radę! – kozaczył wnuk.

Zrozumiałam, że bez opieki zostać nie może. Zadzwoniłam do Roberta i powiedziałam, jak sprawa wygląda. Mieli do wyboru: wrócić albo zabrać go do siebie. Wybrali drugą opcję. Zabrali syna do Londynu. Mieli do mnie żal, że sobie nie poradziłam. Naprawdę się starałam, ale nie wyszło. Babcia nie we wszystkim zastąpi rodziców, szczególnie ojca. Ja po sanatorium czuję się o wiele lepiej. Już się tak nie stresuję jak przedtem, wreszcie dobrze sypiam. Żyję sobie samotnie i, co tu kryć, tęsknię za nimi wszystkimi…

Czytaj także:
„Chcieliśmy wprowadzić z żoną nieco fantazji w nasze życie erotyczne. Niestety, zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku”
„Późniejsze emerytury zrujnowały nam starość. Zamiast wypoczywać i bawić wnuki, harujemy od świtu do nocy za grosze!”
„Partner zarzucił mi zdradę, żeby nie mieć poczucia winy po zerwaniu. Tak naprawdę planował wyjazd i nie chciał mnie zabierać”

Redakcja poleca

REKLAMA