„Syn stracił zdrowie w wypadku samochodowym. Serce mi się ściska na myśl, że mogłem temu zapobiec, ale tego nie zrobiłem”

mężczyzna, którego syn miał wypadek fot. Adobe Stock, pololia
„Kiedy wyjeżdżał z garażu, zobaczyłem, że lampa w aucie, ta od strony kierowcy, ledwie się pali i za chwilę może kompletnie zgasnąć. >>Powinien ją wymienić. To zajmie tylko kilka minut. Zapasowe żarówki są w garażu<< – pomyślałem”.
/ 06.06.2022 08:15
mężczyzna, którego syn miał wypadek fot. Adobe Stock, pololia

Gdyby tylko dało się odwrócić bieg wypadków... Niestety, to niemożliwe, więc muszę żyć ze świadomością, że mogłem wszystkiemu zapobiec, ale tego nie zrobiłem. Że to wszystko moja wina.

Tamtego dnia byłem tak wściekły na swojego syna, że aż we mnie kipiało. Tysiące razy go prosiłem, aby wreszcie posprzątał w garażu, a tam nadal panował bałagan.

– Nie taki był układ! – ruszyłem z pretensjami do Maćka. – Ustaliliśmy, że możesz mieszkać u nas po rozwodzie i nie będziesz za nic płacił, ale pomagasz w domu!

– Tato, tylko że ja siedziałem w robocie przez dwa ostatnie weekendy, a w ten chcę  wreszcie zobaczyć córkę – usłyszałem.

– Mam nadzieję, że przywieziesz ją do nas. Babcia się za nią stęskniła – moje myśli na moment powędrowały do wnuczki, zaraz jednak przywołałem się do porządku. – Posprzątać możesz w tygodniu! Choćby dzisiaj, skoro jedziesz na późniejszą godzinę – stwierdziłem. – Nikt nie mówi, że to ma być zrobione w jeden dzień! Pomału doprowadzisz ten garaż do ładu. W końcu to ty go używasz!

Widziałem, że żarówka ledwo świeciła

To była szczera prawda. Swój samochód sprzedałem dawno temu: jeździłem nim tylko od wielkiego dzwonu, to po co ma stać niepotrzebnie? Żeby raz na trzy miesiące odwiedzić znajomych, mogę przecież pojechać autobusem. To Maciek w garażu trzymał swój samochód, a poza tym jeszcze chyba z tysiąc rzeczy, które wziął ze wspólnego mieszkania, kiedy rozstał się z żoną. Nie mam pojęcia, po co to wszystko tutaj przytargał, bo toboły piętrzyły się pod ścianami od miesięcy, a on ich nawet nie rozpakował. To o nie właśnie poszło…

– Dobra, tato, jutro posprzątam – obiecał Maciek, a ja jeszcze bardziej się wkurzyłem.

– Zaczniesz dzisiaj  – uparłem się.

No i tak się zaczęła kłótnia. Padło wiele przykrych słów. W końcu mój syn oświadczył, że musi jechać, bo spóźni się do pracy. Maciek pracował na stacji benzynowej przy jednej z wylotówek. Dzisiaj jechał na drugą zmianę, co oznaczało, że zostanie tam całą noc. A co ze sprzątaniem?!

Kiedy wyjeżdżał z garażu, zobaczyłem, że lampa w aucie, ta od strony kierowcy, ledwie się pali i za chwilę może kompletnie zgasnąć. „Powinien ją wymienić. To zajmie tylko kilka minut. Zapasowe żarówki są w garażu” – pomyślałem, lecz… nawet go nie zatrzymałem. Byłem wściekły na Maćka za te piętrzące się wory z jego rzeczami... I kiedy sobie pomyślałem, że mam się między nimi przeciskać, by dostać się do szafki z żarówkami, to znowu poczułem narastający gniew.

„A jedź sobie tak, brudasie!” – pomyślałem i machnąłem ręką. – Dojedziesz na swoją stację, to sobie kupisz nową i wymienisz”.

Tylko że mój syn na swoją stację tego dnia nie dojechał… Dwa kilometry za miastem zderzył się  czołowo z innym samochodem. Świadkowie wypadku twierdzili, że kierowca jadący z naprzeciwka nagle zaczął wyprzedzać sunącą przed nim ciężarówkę. Zupełnie zlekceważył jadącego swoim pasem Maćka i wyskoczył mu naprzeciw jak jakiś wariat. Podobno pasażerka, która ten wypadek przeżyła, twierdziła, że widoczność była kiepska i jej mąż pomylił auto Maćka z motocyklem. Dlatego zaczął wyprzedzać. Domyśliłem się, dlaczego tak pomyślał, chociaż w życiu bym się do tego nie przyznał…

Jak sobie poradzić z wyrzutami sumienia?

Ta lampka w samochodzie Maćka. Musiała po drodze całkiem zgasnąć i za miastem, gdzie nie było praktycznie żadnego oświetlenia, jego auto tylko z prawym światłem wyglądało z daleka jak jednoślad. Gdyby tamten facet wyprzedzał coś niewielkiego, być może jeszcze by zdążył uciec na pobocze, kiedy tylko się zorientował, że prosto na niego pędzi samochód, a nie motocykl. Ale długie dostawcze auto mu to uniemożliwiło. Tamten facet zginął na miejscu. Mój syn został ciężko ranny…

Lekarze długo walczyli o życie Maćka. Miał zmiażdżone obie nogi i pękniętą śledzionę. Podobno na skutek uderzenia pas, którym był przypięty, wbił mu się w ciało i sprawił, że wszystkie wnętrzności jakby podeszły do góry, zwijając w trąbkę lewe płuco. 

Płuco to drobiazg, funkcjonuje już prawie normalnie. Dużo gorzej z nogami. Podobno nie ma za wielkich szans, aby Maciek kiedykolwiek normalnie chodził.

– Panie, myśmy te jego kości z odłamków sklecali! – usłyszałem od chirurga.

Maciek ma w obu nogach po kilka stalowych śrub, którymi je poskręcano do kupy. Nie zmienia to faktu, że jego lewa noga prawdopodobnie będzie już zawsze krótsza od prawej. Mojego syna czeka teraz rehabilitacja, która w najlepszym razie zabierze kilka miesięcy, a niewykluczone, że kilka lat. Jego wypadek potraktowano jako „w drodze do pracy”, więc część kosztów leczenia pokryje ubezpieczenie. Tylko co z tego?

Mam potworne wyrzuty sumienia. Jestem przecież leciwym facetem i niejedno w życiu widziałem, a w tamtym momencie zabrakło mi wyobraźni. Złość wzięła we mnie górę nad rozsądkiem i pozwoliłem Maćkowi pojechać niesprawnym samochodem, nie mówiąc mu ani słowa o dogorywającej żarówce. Zapewne nigdy się nikomu nie przyznam, że mogłem zapobiec temu wypadkowi, ale i tak będę siebie winił do końca moich dni.

Siedzę teraz w garażu i sprzątam, powoli segregując rzeczy syna. Właśnie znalazłem jego buty do gry w piłkę nożną i poryczałem się jak małe dziecko. Czy te straszne wrzuty sumienia pozwolą mi normalnie żyć?

Czytaj także:
„Dorota opowiadając o swoich miłosnych podlotach, pożerała mojego męża wzrokiem. Czy na moich oczach tworzył się romans”
„Córka jedzie na wakacje ze swoim ojcem i jego nową lalą. Pękam z zazdrości na myśl, że obca baba będzie się nią zajmować”
„Córki mają mi za złe, że źle traktuję ich babcię. A jak ona mnie traktowała, gdy jako dziecko jej potrzebowałam?”

Redakcja poleca

REKLAMA