Adaś zawsze był nieśmiały w stosunku do kobiet, choć jest bardzo przystojny, ma świetną sylwetkę i dobrze zarabia. Zawsze troszczyłam się o jego rozwój i liczyłam, że poślubi dobrą, mądrą i oddaną kobietę. Mijały lata, a on myślał tylko o tej siksie z okolicy, która tańczyła na stole, byle jej tylko polewali, machając tym i owym przed publiką. Gwiazda wsi, ot co.
Na dwa miesiące przed ślubem, o którym wtedy nikt pewnie nie myślał, w sklepie słyszałam, jak dwóch mężczyzn rozmawiało o niej mówiąc, że z taką to się nikt nie żeni, tylko ją zalicza. Padło też wiele innych określeń, których aż wstyd powtarzać. Wróciłam do domu zadowolona, że Adaś spotyka się z Hanią z Gdańska, wziętą prawniczką, i że zapomniał o Maryśce.
Byłam w szoku, gdy zobaczyłam ich w niedzielę w kościele, siedzących obok siebie. Myślałam, że Adaś tydzień spędza u Hani, a okazało się, że nocował u niej. U niej, pięć domów dalej. Miałam mroczki przed oczami, kołatało mi serce. Czułam, że spotka nas tragedia.
Zapytałam, czy to aby na pewno jego dzieck
Od razu zawetowałam ten pomysł, powiedziałam, że nigdy jej nie zaakceptuje i wolę płacić na to dziecko, niż żeby miał sobie życie zmarnować. Ta siedziała z lekkim uśmiechem satysfakcji - 28-letni informatyk był w jej pajęczynie. Mina jej zrzedła, gdy zapytałam, czy to aby na pewno jego dziecko.
- Co też mama wyrabia, chce mi mama życie zniszczyć? Jak to nie moje, jak my z Marysią jesteśmy nierozłączni od tygodni - żachnął się.
- Każdy wie, że ta oto pannica to dama do towarzystwa, a nie na życie.
- Jeśli mama nie błogosławi nam, to trudno. Może nawet mama nie pojawić się na ślubie. - odparł i zamknął za sobą drzwi.
Byłam zdruzgotana, poszłam do księdza poradzić się, co w tej sytuacji zrobić. Chciałam namówić, by nie dawał im ślubu, że to związek oparty na kłamstwie. Okazało się, że ksiądz już przyjął datek, zapowiedzi pójdą w najbliższą niedzielę. Płakałam całą noc. Po co im tak spieszno było? Chcieli mnie przechytrzyć?
To był najgorszy dzień w moim życiu
Maryśka pięknie wyglądała w białej sukni z salonu, który na szybko dopasował ją do rozmiaru, który zaczęła nosić. Brzuch nie był dobrze widoczny, ale widać było, że ta spodziewa się dziecka. Gratulacjom nie było końca, choć koledzy widać, że kpili z mojego Adasia. Ja chciałam spalić się ze wstydu przed rodziną: nagły ślub z popularną, wiejską puszczalską mojego jedynaka. Dramat.
Mijały miesiące, a Maryśka widać było, że nie czuje się najlepiej. Była sina lub blada, słaba i prawdę mówiąc widać było, że ta ciąża to dla niej jak choroba. „Ma za swoje”, myślałam. W głowie miałam już plan: wykonam test na ojcostwo za ich plecami. Kiedy przyszła do nas korespondencja z lecznicy, otworzyłam machinalnie koperty nawet nie patrząc, do kogo jest adresowana. Byłam przekonana że to moje wyniki badań, ale szybko się okazało, że to... Maryśki. Może sama robiła test na to, kto jest ojcem?
W kopercie była po prostu ulotka informacyjna i sposób postępowania u kobiety, przyszłej matki, która jest nosicielką wirusa HIV. Nie wiedziałam co myśleć, wybiegłam do nich przerażona i roztrzęsiona. Co to wszystko ma znaczyć? Maryśka rozpłakała się i skryła twarz w dłoniach. Adaś zaczął tłumaczyć.
- Spotkaliśmy się niedawno, kiedy Marysia dowiedziała się, że jest nosicielką śmiertelnego wirusa. Wiedziałem, że muszę jej pomóc. Dziecko nie jest moje, nigdy ze sobą nie spaliśmy - wyznał Adam twardo. - Marysia jest leczona i jest bardzo duża szansa, że maluch nie zarazi się. Wymagało to nakładów finansowych, by zrobić badania, dostać się do dobrych lekarzy - wyznał mój syn.
- To po cholerę ten ślub??? - zapytałam wściekła i nic z tego nie rozumiałam.
- Ojciec dziecka opuścił Marysię od razu, jak się dowiedział o dziecku. Jesteśmy na etapie diagnostyki Rodzina się odwróciła od Marysi, a ja nie mogłem - tylko ślub mógłby sprawić, że dziecko, które uznam, będzie miało ojca, będzie miało opiekę, gdy... gdy Marysia odejdzie.
Maryśka się rozpłakała i dopiero teraz zobaczyłam, że ma połowę włosów mniej, niż kiedyś, wygląda żałośnie w porównaniu do kobiet w ciąży, których cera lśni, a one same promienieją szczęściem.
Zrozumiałam, że mój Adaś wziął na siebie więcej, niż niejeden mężczyzna by potrafił. Kiedy jeden ojciec ucieka, mój syn wchodzi w jego skórę i staje się bohaterem. Odebrało mi mowę.
- Przepraszam... - zdołała wyjąkać Maryśka.
- Mamo, musisz mnie zrozumieć. Przyjaźnimy się z Marysią od lat. Musiałem jej pomóc.
Jak widać żaden test na ojcostwo nie jest mi potrzebny by wiedzieć, że mój syn będzie oddanym ojcem, nawet nieswojego dziecka. Mam nadzieję tylko, że wie co robi...
Czytaj także:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”