„Syn nie potrafił zaakceptować mojego partnera, więc wrobił go w przestępstwo. Dziś żałuję, że uwierzyłam dziecku”

Nowa żona mojego męża wyczyściła mu konto fot. Adobe Stock, motortion
„Kilka dni później patrzyłam na pakującego się Andrzeja. Nie odzywaliśmy się do siebie, modliłam się tylko w duchu, żeby ten brutal, z którym chciałam związać życie, już sobie poszedł. Kinga chciała się z nim zobaczyć, ale nie pozwoliłam. – Bierzesz manatki i wynocha! – wykrzyczałam mu, nie podając żadnych wyjaśnień”.
/ 27.02.2023 11:15
Nowa żona mojego męża wyczyściła mu konto fot. Adobe Stock, motortion

– Słuchaj, Teresa, ja już mam dość – powiedział Andrzej w tamten sobotni wieczór.

– Co znowu? – westchnęłam. – Chodzi ci o to, że nie możesz się dogadać z Mateuszem?

Potrząsnął głową, usiadł ciężko w fotelu naprzeciwko naszego łóżka.

– Jeśli młody nie ma ochoty ze mną rozmawiać i uważa mnie za dupka, jakoś to przeżyję. Te drobne złośliwości w stylu zamieniania mi widelca na drugi nóż, stukania do drzwi łazienki i inne takie też. Ale to już przesada! – wyciągnął w moją stronę szczoteczkę do zębów.

Uniosłam brwi w niemym pytaniu

– Weź ją i powąchaj. Z ociąganiem wykonałam polecenie. Rzeczywiście, dziwnie zalatywała. Nie od razu zidentyfikowałam zapach, bo mieszał się z wonią używanej jakiś czas temu pasty do zębów.

– No dobrze, powiedz, o co chodzi?

– Naprawdę nie wyczuwasz delikatnej nuty moczu i ogólnie kibelka? O rany…

I co, sądzisz, że to Mateusz?! – spytałam, próbując zapanować nad drżeniem głosu.

Zaczynałam odczuwać rozdrażnienie. Nikt nie lubi, kiedy oskarża się mu dziecko, nawet jeśli robi to ukochany mężczyzna.

– Ja nie sądzę, ja to wiem!

– Przepraszam cię, kochany – powiedziałam łagodnie, chociaż zaczynało się we mnie gotować. – Masz zwyczaj wąchać szczoteczkę do zębów, zanim nałożysz pastę? To dziwne.

Patrzył na mnie przez chwilę.

– Tak – odezwał się wreszcie. – To rzeczywiście dziwne. Ale robię tak, odkąd kiedyś poczułem ten cudowny zapach podczas mycia zębów. Bo to nie jest pierwszy raz. Naprawdę nie zastanawiałaś się, dlaczego tak często zmieniam szczoteczki?

Rzeczywiście nie zwróciłam na to uwagi. Ciekawe, czy rozmawiał na ten temat z Mateuszem.

– Próbowałem – odpowiedział, kiedy go o to zapytałam. – Ale kazał mi się odwalić, spadać na drzewo.

Trzynaście lat to naprawdę koszmarnie trudny wiek

Syn nie potrafił zaakceptować mojego nowego partnera. O ile młodsza Kinga nie miała z tym problemu, bardzo polubiła Andrzeja, o tyle pierworodny w ogóle nie chciał mieć z nim do czynienia. Uważał, że brukam pamięć ojca, wiążąc się z następnym mężczyzną. Jednak takich reakcji można się spodziewać po trzynastolatku i Andrzej zdawał się to doskonale rozumieć.

Dobrze, ja z nim porozmawiam – obiecałam. – A teraz chodźmy już spać. Pozwalam ci dzisiaj położyć się wyjątkowo z brudnymi zębami – starałam się obrócić sprawę w żart.

Następnego dnia, kiedy Andrzej wyszedł do pracy, przydybałam Mateusza w wiadomej sprawie.

– Nic nie zrobiłem! – syn skrzyżował ręce na piersi. – Mówię ci, że nic nie zrobiłem! On to sobie wymyśla! Sam wyszorował kibel szczotką do zębów, żeby potem zwalić na mnie!

Ręce mi opadły. Dogadać się z młodzieńcem wchodzącym w okres buntu to naprawdę trudna sprawa. Do tej pory jakoś mi się to udawało, więc nie porzucałam nadziei… Ale Mateusz poszedł w zaparte. To nie on, i już. Patrzył mi prosto w oczy z taką szczerością, że zaczęłam się łamać. Kurczę, a jeżeli Andrzej naprawdę postanowił doprowadzić sytuację do takiego stanu, w którym będę musiała podejmować jakieś stanowcze kroki? Wydawało mi się to niemożliwe, ale – przyznaję – podobna myśl przemknęła mi przez głowę. A potem stało się coś okropnego. Był piątek, byłam w pracy, gdy zadzwonili do mnie ze szpitala.

– Pani syn ma skomplikowane złamanie ręki… Proszę przyjechać.

Na miejscu zastałam już policję. Dwaj funkcjonariusze z wydziału do spraw nieletnich poczekali, aż upewnię się, co z Mateuszem, a potem poprosili mnie na rozmowę.

– Pani syn zeznał, że doznał tego złamania w domu, podczas szarpania się z pani partnerem – powiedział jeden. – Bo to nie jest mąż, prawda?

– Słucham?! – czułam się tak, jakbym dostała pałką w głowę.

Policjant powtórzył pytanie

– Nie, to nie jest mój mąż, mieszkamy razem i planujemy ślub… To znaczy… w tym momencie raczej, no… Chyba raczej planowaliśmy.

– Czy nieporozumienia między synem a tym panem często się zdarzały? – spytał drugi policjant. – Proszę powiedzieć prawdę. Kobiety miewają tendencje do usprawiedliwiania partnerów w takich sytuacjach, zakłamywania rzeczywistości…

– Nie należę do takich kobiet – powiedziałam drżącym głosem.

Mateusz bardzo dokładnie opisał całe zajście. Wrócił ze szkoły, Andrzej był jeszcze w domu, bo tego dnia pracował po południu. Zaczął rozmawiać z chłopcem na temat brudzenia szczoteczek do zębów. A potem wpadł w szał, zaczął szarpać Mateusza. Mój syn przestraszył się i chciał uciec, ale tamten już w drzwiach złapał go za rękę. Co było dalej, nie pamiętał, bo z bólu stracił przytomność. A kiedy się ocknął, był sam w domu. Zadzwonił po pogotowie. Kilka dni później patrzyłam na pakującego się Andrzeja. Nie odzywaliśmy się do siebie, modliłam się tylko w duchu, żeby ten brutal, z którym chciałam związać życie, już sobie poszedł. Kinga chciała się z nim zobaczyć, ale nie pozwoliłam. I syna, i córkę odesłałam do mamy.

– Tylko żadnych rozmów – ostrzegłam Andrzeja, kiedy zadzwonił z pytaniem, czy może zabrać rzeczy. – Bierzesz manatki i wynocha!

Groził mu wyrok paru lat więzienia, dziwiłam się nawet, że został wypuszczony tak szybko, ale takie mamy prawo. A poza tym, nie był nigdy karany, dlatego sąd nie zgodził się na wniosek prokuratora o trzymiesięczny areszt. Lekarz, który zajmował się Mateuszem w szpitalu, stwierdził, że złamanie rzeczywiście mogło powstać, kiedy ręka chłopca znalazła się między drzwiami a framugą, ale stuprocentowej pewności nie miał. To jednak wystarczyło, by wszczęto postępowanie przeciwko Andrzejowi. Teraz zapiął torbę i nie patrząc na mnie, ruszył do wyjścia.

Poszłam dwa kroki za nim

– Klucze – rzuciłam.

Nie odwracając się, sięgnął do kieszeni i upuścił je na podłogę. Dalej stojąc tyłem do mnie, powiedział głuchym głosem:

Kiedyś dowiesz się prawdy i będzie ci głupio.

– Wynoś się już do swojej mamusi! – krzyknęłam, nie panując nad sobą. – Nie pokazuj mi się więcej na oczy!

– Zobaczymy się przecież w sądzie – przypomniał mi jakoś tak smutno, a potem wyszedł.

Z ulgą przekręciłam gałkę zamka. Ten etap miałam już za sobą. Dwa tygodnie po tych koszmarnych wydarzeniach przyszła do mnie Kinga.

– Mamusiu… – zaczęła, zniżając głos do szeptu. – Mamusiu, ja coś wiem. Dowiedziałam się!

– Tak, kochanie, na pewno dużo wiesz. Pierwszoklasistka zdobywa codziennie sporo informacji – uśmiechnęłam się.

– Ale nie w szkole się dowiedziałam! – obejrzała się na drzwi, jakby się bała, że brat usłyszy. – Dzisiaj Mateusz rozmawiał z Sebastianem przez telefon.

Wzruszyłam lekko ramionami. To było równie niespodziewane, jak opłatek w Wigilię. Seba był najlepszym przyjacielem Mateusza, codziennie się spotykali i rozmawiali przez komórki.

I co takiego powiedział Mateusz? – spytałam, czekając na jakąś rewelację w rodzaju tego, że plotkowali o dziewczynach, albo młody użył jakiegoś niecenzuralnego słowa.

– Dziękował Sebkowi, mamo – powiedziała poważnie Kinga.

– Za co, córeczko? – zdziwiłam się.

– Za pomoc. Powiedział, że Andrzej na pewno już nie wróci. Tylko Mateusz trochę się gniewa na Sebka, że za mocno go uderzył w tę rękę, bo za bardzo ją połamał…

Przeszedł mnie mróz. Przez chwilę zbierałam myśli, a córeczka przytulała się do mojego ramienia.

– Jesteś pewna, że właśnie to powiedział? – wymamrotałam.

– Tak, mamusiu…

Czy naprawdę powinnam aż tak być zaskoczona?

Oczywiście syn zaprzeczył wszystkiemu, a do tego obraził siostrę, wyzwał ją od kłamców i donosicieli.

– Zdecyduj się, czy Kinga jest kłamczuchą, czy donosicielem – powiedziałam chłodno.

– I jedno i drugie! – krzyknął.

– Andrzej połamał mi rękę, ale ta gówniara chce, żeby wrócił, dlatego kłamie!

– Milcz! – nie wytrzymałam. – Jeśli to prawda, że specjalnie złamałeś rękę, żeby oskarżyć Andrzeja, nigdy ci tego nie wybaczę! Ale jeśli to ty kłamiesz – zwróciłam się do Kingi – nie dostaniesz tego swojego telefonu jeszcze przez parę lat…

Zamilkłam, widząc podkówkę, w jaką wygięły się usta córeczki. Nie powinnam tak mówić do dzieci. Poniosło mnie…

A jak to chcesz sprawdzić niby? – spytał Mateusz, a ja już wiedziałam, że nie ma czystego sumienia.

Westchnęłam, bo zarazem zdałam sobie sprawę, że nic z niego nie wyciągnę. Będzie się zapierał, choćby pasy z niego drzeć.

– Cóż, chłopcze – powiedziałam, teraz już zupełnie spokojnie. – Jutro policja odwiedzi twojego przyjaciela. A teraz oddaj mi komórkę.

– Dlaczego?! – zaczął się stawiać.

Żebyś go przypadkiem nie ostrzegł. A na razie umówmy się, że jeszcze wierzę w twoją wersję.

Następnego dnia policjanci przesłuchali Sebastiana w obecności jego rodziców, po południu natomiast otrzymałam telefon od aspiranta, który prowadził sprawę.

– Niestety, szanowna pani, potwierdziła się wersja, którą podała pani córka. Chłopak z początku szedł w zaparte, ale wreszcie zmiękł. To on złamał rękę Mateuszowi. Dzieciaki w tym wieku miewają dzikie pomysły, ale żeby się okaleczyć…

– Czyli Andrzej jest niewinny? – upewniłam się jeszcze.

– Niewinny, oczywiście. Nie było go nawet w domu, kiedy Mateusz przyszedł ze złamaną ręką. Bo, jak wyjaśnił jego kolega, ta, że tak powiem, operacja miała miejsce w piwnicy bloku, w którym pani mieszka. Swoją drogą, niesamowite, że Mateusz wytrzymał taki ból. W innych okolicznościach powiedziałbym „dzielny chłopak” – zakpił policjant.

Zacisnęłam wargi

Nie spodziewałam się czegoś podobnego po moim własnym synu! Chociaż… Czy powinnam być tak bardzo zaskoczona? Te wszystkie złośliwości, jakie robił Andrzejowi, deklaracje, że nigdy nie zaakceptuje nikogo, kto nie jest jego prawdziwym ojcem. Myślałam jednak, że wreszcie pogodzi się z obecnością nowego mężczyzny w moim życiu, przecież też miałam prawo do swojego kawałka szczęścia. Cały dzień zbierałam się, żeby zadzwonić do Andrzeja. Z jednej strony, bardzo chciałam z nim porozmawiać, z drugiej, bałam się tej konfrontacji.

Przepraszam cię, wybacz mi – powiedziałam drżącym głosem.

Długo milczał, zanim się odezwał.

– Najważniejsze dla mnie, że zostałem oczyszczony z zarzutów – stwierdził zimnym, obojętnym tonem. – Nie masz pojęcia, ile mnie kosztowało te kilkanaście dni. Byłem pewien, że pójdę siedzieć.

Wierzyłam, że się denerwował. Mateusz był tak wiarygodny w swojej wersji wydarzeń, że gdyby nie jego nieostrożność, Andrzej rzeczywiście mógłby się nie wykaraskać.

– Damy sobie jeszcze szansę? – spytałam cicho. – Wrócisz do mnie?

– A ty byś wróciła? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Zastanowiłam się.

– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Możesz mieć do mnie żal, że bez zastrzeżeń uwierzyłam synowi…

Mam żal do niego, nie do ciebie – przerwał mi. – To nie jest malutkie dziecko, wiedział, co robi.

– Masz rację. W takim razie… Cóż, żegnaj? – to było bardziej pytanie, niż prawdziwe pożegnanie.

– Poczekaj! – zawołał Andrzej. – Poczekaj… Przecież cię kocham! Rozumiem, że jako matka nie mogłaś… Nieważne zresztą. Nie chcę cię stracić. Tylko że na razie pomieszkam jeszcze z mamą, dobrze? To wszystko musi się uleżeć we mnie, w tobie, w Mateuszu. Pewnie w Kini też.

Akurat Kinga będzie szczęśliwa, że nas nie zostawiasz – zapewniłam.

– A ty? – spytał, ale teraz w jego głosie usłyszałam wesołą przekorę.

– A ja tym bardziej – odparłam poważnie, powstrzymując łzy. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA