Jakiś czas temu obchodziłem 60. urodziny. Niestety, 5 lat wcześniej, moja ukochana małżonka Ewa przegrała walkę z rakiem. Darzyłem ją ogromnym uczuciem i do samego końca miałem nadzieję, że uda jej się zwyciężyć z tą podstępną chorobą…
Jej odejście było dla mnie ogromnym ciosem. Popadłem w rozpacz i przygnębienie. Moje życie ograniczyło się tylko do pracy i przebywania w domu, nigdzie indziej nie bywałem, nikogo nie zapraszałem do siebie i nie miałem ochoty z nikim się spotykać. Jedynym wyjątkiem była moja kochana wnuczka Dagmara. Syn dosyć często ją do mnie przyprowadzał. Zdawał sobie sprawę, że jej radosny śmiech i słodkie gaworzenie, choć na moment pozwalały mi zapomnieć o doskwierającym smutku i żalu.
Miałem wypadek
Pewnego dnia, bodajże we wrześniu czy październiku, 2 lata temu, wracając autem ze służbowego wyjazdu, poczułem się senny. Niestety, zmęczenie wzięło górę i przysnąłem podczas jazdy. Skutkiem tego mój samochód uderzył prosto w drzewo. Na szczęście prędkość nie była duża, więc uderzenie nie było zbyt silne. Ale i tak skończyło się to dla mnie połamanymi żebrami, poobijanym ciałem, sporym guzem na głowie i nogą w gipsie.
– Panie, chyba pan jest w czepku urodzony! Jak to możliwe, że insuliny pan nie wziął? Może pamięć pana zawiodła? – dociekał doktor.
– Insulina? A na co mi to? – byłem kompletnie zaskoczony.
– No jak to na co? Przecież cukrzyca u pana zdiagnozowana! Serio pan o tym nie wiedział? – kręcił głową z niedowierzaniem lekarz.
Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia. Od kiedy moja małżonka odeszła z tego świata, zupełnie przestałem dbać o siebie. Lekarze byli dla mnie jak czarna magia, trzymałem się od nich z daleka. W dodatku nic nie wskazywało na to, że cokolwiek mi jest. No dobra, faktem jest, że momentami opadałem z sił i chciało mi się spać, ale sądziłem, że to przez to, co przeszedłem i przez to, że zawalałem się robotą po uszy.
Potrzebowałem opieki
Leczenie w szpitalu zajęło mi blisko 14 dni. Na moim piętrze pracowała Agnieszka, jedna z pielęgniarek. Mocno odróżniała się od innych, wiecznie naburmuszonych pań w białych fartuchach. Sympatyczna, pogodna, zawsze potrafiła powiedzieć pacjentom coś miłego. Zaskakiwało mnie to, bo z pogaduszek na korytarzu dowiedziałem się, że los jej nie rozpieszcza. Miała za sobą nieudany związek z osobą uzależnioną od alkoholu, a do tego przez długi okres samodzielnie dbała o utrzymanie rodziny i córki...
Po wyjściu ze szpitala miałem zapewnioną opiekę pielęgniarki, która za drobną sumkę obiecała mnie odwiedzać i podawać zastrzyki. Poza tym zadeklarowała, że będzie się mną zajmować, do czasu aż trochę wydobrzeję. Mój syn wraz z żoną niestety byli mocno zabiegani i brakowało im czasu na opiekę nade mną, dlatego i tak musiałbym zatrudnić kogoś do pomocy.
Każdego dnia Agnieszka pojawiała się u mnie w domu. Aplikowała mi lek w zastrzyku i sprawdzała, czy pamiętam o zażywaniu pozostałych medykamentów. Kiedy mogła sobie pozwolić na dłuższą wizytę, zostawała na pogawędkę. Emanowała radością, szczerością i otwartością! Przyłapałem się na tym, że ze zniecierpliwieniem wyczekuję każdego jej przyjścia. Nie zdradziłem jej nawet, że opanowałem samodzielne wykonywanie zastrzyków. Obawiałem się, że mogłaby zaprzestać odwiedzin.
Kompletnie straciłem głowę
Gdy wróciłem do zdrowia, zaproponowałem jej wspólną kolację. Ucieszyłem się, gdy przystała na moje zaproszenie. Spędziliśmy naprawdę przyjemny wieczór. Potem kolejny i jeszcze jeden...
Po tym, jak odeszła moja ukochana małżonka, nie wyobrażałem sobie, że mógłbym być z inną. Jednak Agnieszka wypełniła pustkę, którą zostawiła po sobie Ewa. Zdałem sobie sprawę, że ją pokochałem i pragnę, aby towarzyszyła mi do końca moich dni. Okazało się, że ona czuje podobnie. Podczas kolacji, w romantycznej atmosferze, zapytałem, czy zostanie moją żoną. Od razu odpowiedziała twierdząco. Pozostało nam jedynie poinformować nasze pociechy o podjętej decyzji.
Córka mojej wybranki nie posiadała się z radości. Oznajmiła, że jej rodzicielka przeżyła w swoim życiu tyle przykrości i trudnych chwil, że wreszcie nadszedł czas, aby zaznała prawdziwego szczęścia.
– Słuchaj, Stasiu, masz się nią opiekować, darzyć miłością, rozpieszczać i nosić na rękach, bo jak nie… – rzekła, usiłując brzmieć groźnie i stanowczo.
Następnie, chichocząc pod nosem, zadeklarowała pomoc w przygotowaniach do naszej ceremonii ślubnej. Miałem pewność, że mój syn Radek zareaguje tak samo. Zdawał sobie sprawę z tego, że Agnieszka mnie odwiedza. Parę razy natknął się na nią u mnie w domu i wymienili kilka zdań. Mógł przypuszczać, że między nami jest coś na rzeczy.
Syn się wściekł
Poprosiłem go, żeby wpadł do mnie do mieszkania. Zależało mi na szczerej rozmowie w cztery oczy
– Poprosiłem Agnieszkę o rękę i zgodziła się za mnie wyjść. Planujemy stanąć na ślubnym kobiercu jeszcze w tym roku – oznajmiłem, gdy już wygodnie rozsiadł się w swoim ulubionym fotelu.
Przez moment wpatrywał się we mnie zaskoczonym wzrokiem, a następnie...
– Wykluczone, za żadne skarby się na to nie zgodzę! – wydarł się. – Jakaś nieznajoma kobieta nie zastąpi matki i nie zamieszka pod tym dachem! Już zdążyłeś o niej zapomnieć? Nie masz wstydu? – darł się na mnie.
Później stwierdził, że dałem się zbajerować i że uczucia Agnieszki wcale nie są szczere — jej jedynym celem jest znalezienie faceta z kasą. Twierdził, że celowo na mnie poluje, bo marzy jej się dostatnie życie i od samego początku to wszystko ukartowała.
Zbaraniałem. Przez moment zabrakło mi słów. Liczyłem na to, że mój syn, który jest już dorosłym facetem i sam założył rodzinę, będzie zadowolony, że nie zostanę sam jak palec. Tymczasem zasypał mnie masą wyzwisk i pomówień.
Uderzył w mój czuły punkt
– Zawsze będę pamiętał twoją mamę – odparłem, próbując opanować drżący głos. – Była miłością mojego życia. Jestem pewien, że pragnęłaby mojego szczęścia… I nie życzę sobie, abyś w taki sposób wyrażał się o Agnieszce. Przecież ledwo ją znasz!
Dodałem też, że ślub się odbędzie, niezależnie od jego opinii.
– W porządku, możesz brać ślub! Ale jeśli to zrobisz, wiedz, że już nigdy nie spotkasz się z Dagmarą! Nie zgodzę się, aby moja córka zadawała się z jakąś naciągaczką! – syknął przez zaciśnięte zęby i opuścił pomieszczenie.
Tamta konwersacja długo nie dawała mi spokoju. Kipiałem ze złości i czułem się zdruzgotany. Mój syn doskonale zdawał sobie sprawę, co zrani mnie najbardziej i będzie dla mnie największą karą. Przecież Daga to moja najdroższa iskierka, światełko w tunelu. Wizja tego, że już nigdy więcej miałbym jej nie ujrzeć, była dla mnie nie do pomyślenia...
– Aż mi ręce drżą – powiedziałem Agnieszce przez telefon. Nie wahała się ani chwili i od razu wsiadła w auto.
– Czemu on taki jest? To jakiś szantaż emocjonalny! – poskarżyłem się, kiedy już była na miejscu.
– Spokojnie, skarbie. Radek chyba po prostu nie spodziewał się takiej nowiny i musi ją jakoś przetrawić… Jestem przekonana, że jak ochłonie i logicznie to przemyśli, to da nam swoje błogosławieństwo – uspokajała mnie Aga.
Był nieugięty
Zdecydowałem, że najlepszym wyjściem będzie uzbrojenie się w cierpliwość. Wierzyłem słowom Agnieszki, że mój pierworodny potrzebuje paru dni, może tygodnia, żeby ochłonąć i wtedy uda nam się dojść do porozumienia. Cóż, życie pokazało jednak, że...
Ten koszmar trwa już od prawie 2 miesięcy, a mój syn wciąż pozostaje nieugięty. Stanął mi na drodze do kontaktów z moją małą księżniczką. Ile razy dzwoniłem, ile razy błagałem go o zmianę decyzji, starałem się przemówić do rozsądku... Zawsze jednak przerywał mi niemal od razu, zadając jedno, irytujące pytanie — czy zrezygnowałem już z planów małżeńskich. Kiedy odpowiadałem przecząco, po prostu się rozłączał.
Pewnego dnia postanowiłem pojechać do niego osobiście. Chciałem mu uświadomić, że swoim postępowaniem wyrządza krzywdę własnemu dziecku, że moja wnuczka darzy mnie ogromną miłością i zapewne nie jest w stanie pojąć, czemu dziadek nagle zniknął z jej życia. W końcu to jeszcze mała 7-letnia dziewczynka...
Bardzo mnie to boli
Wszystkie moje wysiłki spełzły na niczym. Mój syn uporczywie twierdzi, że działa w moim interesie. Uważa, iż w ten sposób otworzy mi oczy na pewne sprawy. Sprawia mi to ogromny ból. Aga doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Niedawno oznajmiła mi, że ślub wcale nie jest konieczny, że obecna sytuacja jej odpowiada… Zasugerowała również, abym skontaktował się z Radkiem i poinformował go, że ceremonia się nie odbędzie.
Nie mam zamiaru tego robić. Darzę ją uczuciem i nie pozwolę, aby syn przekreślił nasze szczęście. Jednocześnie nie potrafię wyobrazić sobie życia bez ukochanej wnuczki. Czuję się fatalnie. Nie jestem w stanie pojąć, czemu Radek odmawia mi prawa do szczęścia i miłości? Najwidoczniej popełniliśmy z Ewą błędy wychowawcze.
Stanisław, 60 lat
Czytaj także: „Spędziłam jedną upojną noc z obcym facetem i to był błąd. Moje małżeństwo zawisło na włosku”
„Gdy mąż był w delegacji, lądowałam w łóżku z jego szefem. To był układ opłacalny dla wszystkich”
„Mąż dawał mi 300 zł kieszonkowego, a reszty kasy pilnował jak cerber. Siedziałam cicho, bo byłam od niego zależna”