Przez całe dorosłe życie mój świat kręcił się wokół pracy, domu, dzieci, męża. Nigdy nie miałam czasu dla siebie. Kiedy rok temu przeszłam na emeryturę, łudziłam się, że to się wreszcie zmieni. Miałam takie ambitne plany: zapisać się na uniwersytet trzeciego wieku, poznać nowych przyjaciół, może nawet podróżować… Ale nic z tego nie wyszło. Powód był jeden – moja dwuletnia wnuczka, Karinka.
Syn i synowa wymyślili sobie, że skoro już nie pracuję, to mam mnóstwo wolnego czasu. I mogę się nią zająć, kiedy oni będą w pracy.
– Zobacz, wszyscy na tym skorzystamy! My, bo zaoszczędzimy na opiekunce. Ty, bo nie będziesz się nudzić. No i Karinka, bo będzie z ukochaną babcią, a nie jakąś obcą kobietą. Idealny układ – stwierdził syn.
Nie spodobała mi się ta propozycja
I to nie tylko dlatego, że niweczyła moje plany. Nie czułam się na siłach, by opiekować się dwulatką. Karinka to żywe srebro. Broi, biega, krzyczy. Nie można na sekundę spuścić jej z oczu, bo zaraz wpada na szalone pomysły… Ale tak prosili, tak naciskali, że w końcu się zgodziłam.
W mojej rodzinie zawsze pomagało się młodym ludziom. Sama czasem podrzucałam dzieci swojej mamie, gdy miałam coś pilnego do załatwienia. Czy ja mogłabym synowi odmówić? Jeszcze na początku umówiliśmy się, że wnuczka będzie pod moją opieką przez 9 godzin dziennie, w dni powszednie. Zgodzili się.
Przysięgali, że jedno z nich zawsze wróci punktualne, że nie spóźni się ani minuty. Przez pierwsze dni faktycznie tak było, ale potem jakby zapomnieli o obietnicy. Zaczęli się pojawiać w domu coraz później. I to nie pół godziny czy godzinę. Ale trzy, cztery… Tłumaczenie zawsze było jedno: praca. A to szefowie im kazali zostać dłużej, a to zebranie się przeciągnęło.
Za pierwszym razem nic nie powiedziałam. Za drugim, piątym i dziesiątym też nie. Ale przyszedł czas, że postanowiłam zaprotestować.
– Kochani, nie tak się umawialiśmy. Ja też mam swoje sprawy, dom. Nie mam czasu nawet prania zrobić czy do fryzjera pójść, bo całe dnie i wieczory spędzam u was… Tak nie można – zaczęłam się żalić.
Bo i tak nie mam nic do roboty?
Ale syn szybciutko mi przerwał:
– Oj, mamo, przecież nie robimy tego złośliwie. Sama wiesz, jak to w dzisiejszych czasach jest… Jak człowiek chce utrzymać pracę, to musi tyrać od świtu do nocy. Szefów nie obchodzi, że mamy dziecko. Jak się postawimy, to do widzenia – westchnął.
Ale po raz kolejny obiecał, że postarają się z synową tak wszystko zorganizować, by zwalniać mnie o czasie. Obietnicy oczywiście nie dotrzymali. Na palcach jednej ręki mogłam policzyć dni, w których wrócili punktualnie. Przyjmowałam to ze zrozumieniem. Nie chciałam, by stracili pracę.
O nową tak przecież trudno… Choć padałam ze zmęczenia, opiekowałam się Karinką od rana do nocy. I pewnie nadal bym to robiła, gdyby nie przypadek. Dwa dni temu, późnym popołudniem zadzwoniła do mnie przyjaciółka.
– Może byśmy się jutro spotkały? Nie widziałam cię chyba ze sto lat. Za chwilę zapomnę, jak wyglądasz! – zakrzyknęła w słuchawkę.
– Chętnie, ale nie wiem, czy będę miała czas. Przecież wiesz że opiekuję się wnuczką – przypomniałam Jadzi. – Syn i synowa do późna pracują. Nigdy nie wiem, kiedy wrócą. Teraz też są zresztą w pracy… – dodałam.
– Tak? To dziwne. Bo właśnie wróciłam ze spaceru po Starym Mieście. No
i właśnie tam ich widziałam.
– Co ty mówisz?!
– No tak. Siedzieli w kawiarnianym ogródku chyba ze znajomymi i świetnie się bawili – usłyszałam.
Nogi się pode mną ugięły
Szybko pożegnałam się z przyjaciółką, bo nie byłam w stanie dłużej z nią rozmawiać. Nie potrafiłam zrozumieć, jak syn i synowa mogli mnie tak oszukać! Przecież pół godziny wcześniej dzwonili i twierdzili, że znowu muszą zostać dłużej w pracy. A tak naprawdę miło spędzali sobie czas… I to zapewne nie po raz pierwszy!
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. Pewnie się domyślacie, co było potem. Awantura! Obiecywałam sobie, że spokojnie z nimi porozmawiam, ale nie wytrzymałam. Zwłaszcza, jak zaczęli oboje jęczeć, jak to się zaharowywali na śmierć.
Gdy im powiedziałam, że wiem, gdzie byli, nawet specjalnie się nie speszyli. Przyznali, że mnie oszukali, ale zaraz potem stwierdzili, że czepiam się nie wiadomo o co, że są młodzi i muszą się czasem rozerwać… A nie tylko praca, dziecko, dom. A ja i tak nie mam nic innego do roboty!
Otóż mam! Już podjęłam decyzję. Oznajmiłam im kategorycznym tonem, że będę się opiekować wnuczką tylko do końca miesiąca. Niech syn
i synowa szukają dla niej opiekunki. Mojej decyzji nic nie zmieni. Uniwersytet trzeciego wieku czeka. Podróże i nowi przyjaciele też…
Czytaj także:
„Moja żona, niespełniona lekkoatletka, zmuszała córkę do treningów. Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii”
„Moja żona chodzi po domu w powyciąganych dresach wyglądających jak worki po ziemniakach. Mam dość”
„Moja żona zawsze wyśmiewała maminsynków. Ale kiedy urodził się nasz Jasiek, zaczęła za niego robić dosłownie wszystko”