Zauroczenie przychodzi niezależnie od ludzkiej woli. Nie zawsze jednak z nią wygrywa. A szkoda. Mój przypadek pokazuje, że czasem warto dać się ponieść uczuciu, a wolę odstawić na półkę. I to od razu. Bo potem może już być za późno…
To była obustronna fascynacja
Zupełnie niezrozumiałe, ale jakże prawdziwe! Nie mam co do tego wątpliwości. Po raz pierwszy spotkaliśmy się, kiedy odprowadzaliśmy swoje dzieci na zajęcia z pływania na pobliski basen. On był ze śliczną kilkuletnią córeczką, ja starałam się namówić na wejście do wody mojego sześcioletniego synka. Nie palił się zbytnio do tego, ale liczyłam, że profesjonalny trener przełamie jego lęki. Oboje usiedliśmy niedaleko siebie na antresoli i obserwowaliśmy swoje pociechy. Ale tak naprawdę, obserwowaliśmy siebie…
Po cichu zerkaliśmy w swoją stronę, bo coś wyraźnie nas do siebie ciągnęło. Przestraszyłam się tego dziwnego uczucia, którego doznałam na jego widok. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej się rozwiodłam (z winy męża zresztą) i moje rany były jeszcze świeże. Nie potrafiłam wtedy patrzeć w przyszłość zamiast w przeszłość i myśleć o nowym związku. A jednak ten facet był… przerażająco atrakcyjny!
Wiedziałam, że jest wolny, bo moja koleżanka, która wpadała czasami na pływalnię ze swoim synkiem, specjalnie dla mnie podpytała tu i tam o parę rzeczy. Jakaś jej znajoma pracowała z nim w jednej firmie i powiedziała, że dwa lata temu odeszła od niego żona.
Córeczkę kochał i poświęcał jej dużo czasu, co sprawiało, że moja koleżanka, chociaż sama podobno szczęśliwa mężatka, zaczęła wzdychać na jego widok. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze robię, nie prowokując znajomości. Taki mężczyzna to przecież tylko kłopoty. Wiele kobiet będzie się do niego mizdrzyć i usiłować mi go odbić. I po co mi te nerwy? Przeszłam już wystarczająco dużo.
Wolałam więc poddać się walkowerem. Aby nie kusić losu, zrezygnowałam z zajęć na pływalni, ku uldze synka, który wcale nie połknął bakcyla i nadal źle się czuł w wodzie. Tym bardziej że w końcu znalazłam lepsze mieszkanie, w innej dzielnicy i dojeżdżanie z daleka stało się kłopotliwe.
– Przyjdzie jeszcze czas, że Maciuś sam wskoczy do wody, przekona się pani – uspokoił mnie trener.
Dobrze, że to powiedział. Bo miałam trochę wyrzutów sumienia. Jakby nie patrzeć, przedkładałam osobiste sprawy nad edukację i bezpieczeństwo dziecka...
Nieustannie o nim myślałam
Przyznam jednak, że potem brakowało mi spotkań z Radkiem (bo tak miał na imię) dwa razy w tygodniu. Może to głupie, ale w jakiś sposób zmuszały mnie one do tego, abym o siebie dbała. Jego aprobujące spojrzenia sprawiały, że czułam się bardzo kobieca i dowartościowana. Naprawdę! Poza tym… Sama nie wiem… Chyba coś do niego czułam.
Wiem, to absurdalne, bo przecież tak naprawdę wcale nie znałam tego faceta. A jednak stale wyobrażałam sobie, jakby mogło wyglądać nasze życie, gdybym się jednak przełamała i dała mu wyraźnie znać, że jestem nim zainteresowana.
Musiałam go jednak jakoś do siebie ściągnąć myślami...
...bo pewnego dnia niespodziewanie wpadliśmy na siebie w marketowej kawiarence. Siedziałam z koleżanką przy stoliku, kiedy podszedł do lady zamówić kawę. Nasze spojrzenia się spotkały i od razu zobaczyłam w jego oczach błysk radości i zainteresowania. I co wtedy zrobiłam, zamiast uśmiechnąć się i po koleżeńsku swobodnie zagadać?
Zignorowałam go! Tak! Byłam do tego stopnia zaskoczona jego widokiem, że kompletnie mnie sparaliżowało i udałam, że go nie znam. Potem uporczywie nie patrzyłam w jego kierunku, mimo że zabiegał o moje zainteresowanie. Przeniósł swoją kurtkę na inne krzesło i usiadł tak, aby dokładnie mnie widzieć.
Moja koleżanka zauważyła jego manewry i spojrzała na mnie znacząco. Ale nie zamierzałam podejmować tematu i udałam, iż kompletnie nie wiem, o co chodzi.
– Widziałaś tego faceta? – spytała.
– Jakiego faceta? – rozejrzałam się.
– Tego w kawiarence. Fajny taki… Gapił się na ciebie – uśmiechnęła się.
– Nic nie zauważyłam – wzruszyłam ramionami, kończąc temat.
Matko, jak sobie potem plułam w brodę, że zachowałam się jak idiotka! Żeby przez rok o kimś marzyć, a potem się na niego wypiąć, to trzeba mieć chyba nierówno pod sufitem. Tak się zachowują głupie nastolatki, a nie dorosłe kobiety! Pomyślałam nawet, że może powinnam go odnaleźć. Pojechać na basen i sprawdzić, czy wciąż chodzi tam z córeczką. Ale to przecież jeszcze bardziej niepoważne… „Lepiej daj sobie z nim spokój – mówiłam sobie. – Straciłaś swoje dwie szanse. Nie licz na to, że dostaniesz trzecią”.
Tymczasem mój synek poszedł do 1 klasy
To było ogromne przeżycie, zarówno dla niego, jak i dla mnie. Maciuś to wspaniały dzieciak, ale jednocześnie jest także dosyć… trudny. Niestety, kiedy był młodszy, w naszym domu często wybuchały awantury, co sprawiło, że stał się nadpobudliwy. Nie potrafi usiedzieć w miejscu i skupić się dłużej niż 10 minut. Wciąż tylko biega, wszystkiego chce dotknąć. Bałam się, co będzie, gdy pójdzie do szkoły i będzie musiał spędzać kilka godzin w szkolnej ławce.
Dlatego byłam bardzo wdzięczna losowi, gdy synek dostał się do klasy pani Magdy. Okazała się wyrozumiałą i cierpliwą kobietą, pedagogiem z powołania. Nigdy nie usłyszałam od niej złego słowa o moim dziecku. Wręcz przeciwnie – kiedy Maciek biegał w czasie zajęć po klasie, starała się jakoś go zorganizować, na przykład angażując do pomocy przy zmywaniu tablicy. Zawsze tak ustawiała zajęcia, żeby miał coś do roboty. Wyznaczała mu różne role i zadania. Dzięki temu łatwiej się skupiał i uczył.
– Taka nauczycielka to skarb! – kręciła głową moja przyjaciółka, która sama miała ogromne kłopoty ze swoim synem. Jej Krzyś także był nadpobudliwy, a ona, biedaczka, lądowała na dywaniku u wychowawczyni lub dyrektorki nawet po kilka razy w miesiącu!
Ja, jeśli rozmawiałam z wychowawczynią Maciusia, to tylko o tym, jakie robi postępy. Uwielbiałam tę kobietę, bo zobaczyła w moim synku potencjał i nie czepiała się go o bzdury. Wiadomo – droga do serca matki zawsze wiedzie przez jej dziecko. Tamtego dnia czekałam na nią pod szkołą, chcąc zamienić kilka słów o Maciusiu. W pokoju nauczycielskim powiedzieli mi, że skończyła już lekcje, ale jej samochód nadal stał na parkingu.
Maciek hasał sobie gdzieś obok, a ja wypatrywałam jego nauczycielki. W końcu ją zobaczyłam. Wybiegła ze szkoły z twarzą rozjaśnioną uśmiechem i rzuciła się w ramiona mężczyźnie, który niespodziewanie pojawił się pod szkołą. To był Radek. Pamiętam, że zrobiło mi się ciemno przed oczami. Pomyślałam, że przywitała się z nim jak zakochana... Jak kobieta, której uczucie jest świeże, jeszcze niewinne.
A potem Radek spojrzał wprost na mnie. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, a potem ten wyraz, który tak dobrze znałam. On był nadal mną zainteresowany! Zrobiłam gwałtowny zwrot na pięcie i odeszłam stamtąd szybkim krokiem, pociągając za sobą zaskoczone dziecko. Potem długo nie mogłam dojść do siebie. A więc on jest teraz z panią Magdą... Co za ironia losu! Dlaczego akurat z nią? Czułam, że z zimną krwią mogłabym odbić go każdej innej kobiecie. Ale akurat tej, która okazała tyle serca mojemu dziecku i najwyraźniej jest w tym facecie zakochana?
Teraz walczą we mnie dwa instynkty
Z jednej strony jako kobieta czuję, że chciałabym mieć tego faceta dla siebie. Tym razem nie zmarnowałabym szansy danej mi przez los, bo nie chcę już dłużej myśleć o tym, jak mogłoby być pięknie... Z drugiej jednak strony odzywa się we mnie matka, która chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Przecież tak wiele teraz zależy od nastawienia pani Magdy do Maciusia.
Dzięki jej pomocy i wsparciu moje dziecko może wyrobić sobie odpowiednie nawyki, które potem przydadzą mu się w dorosłym życiu. Jeśli teraz zainteresuje się nauką, potem będzie mu dużo łatwiej. Ale gdybym odbiła jego nauczycielce ukochanego, z całą pewnością nie byłaby już tak życzliwa dla Maćka. Czy mogłabym coś takiego zrobić synkowi?
Syn czy kochanek? Którego powinnam postawić na pierwszym miejscu? Mam poważny dylemat. Tym bardziej że Radek dowiedział się najwyraźniej, że mój syn chodzi do klasy Magdy i już dwa razy spotkałam go pod szkołą. Niby czekał na swoją kobietę, ale doskonale wiedziałam, że tak naprawdę szuka kontaktu ze mną. Jestem pewna, że prędzej czy później będzie chciał się do mnie zbliżyć. I co wtedy? Wtedy stanę przed trudną decyzją, od której może zależeć przyszłość Maćka.
Czytaj także:
Latami nienawidziłam ojca, bo odszedł do kochanki. Potem zakochałam się w jej synu
Złapałam na dziecko syna znanego polityka. Teraz się nami nie interesuje
Moje drugie małżeństwo prawie się rozpadło. Postanowiliśmy starać się o dziecko na zgodę