„Straciłam przyjaciółkę, bo powiedziałam, że jej nowo narodzona wnusia jest brzydka. A byłam po prostu szczera”

kobieta, która straciła przyjaciółkę przez własną szczerość fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Rany, jakie brzydkie dziecko. Biedni rodzice. Patrz, małe oczy to chyba opuchlizna po porodzie, pewnie zejdzie, ale nos na pół twarzy to już musi być po tatusiu albo… Zośka miała bardzo dziwny wyraz twarzy. – To moja wnusia. Urodziła się godzinę temu!”.
/ 05.11.2021 09:19
kobieta, która straciła przyjaciółkę przez własną szczerość fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Szczerość to moje drugie imię. Nienawidzę kłamstw, ściemniania, a już zwłaszcza mówienia ludziom nieprawdy po to, żeby sprawić im przyjemność. Jak nie mam do powiedzenia niczego miłego, to po prostu nie mówię nic. I w nosie mam, że niektórzy uważają mnie za mrukliwą, nadętą babę. Zwłaszcza kobiety nie potrafią zrozumieć mojej postawy.

A baby to mistrzynie oszukiwania!

Oto przykład. Przychodzę do pracy i od razu widzę (bo ślepa nie jestem), że recepcjonistka ma nową fryzurę. Aż mnie ściska w środku, tak brzydko wygląda. Młoda dziewczyna, a fryz na ciotkę klotkę. Ufarbowała się na rudo, włosy nakręcone, natapirowane, wygląda jak w kasku motocyklisty. Mówię dzień dobry i przechodzę obok, ignorując jej przymilne uśmieszki. Widać, że okropnie jest sobą zachwycona, i tylko czeka na oklaski. I się doczeka, bo tuż za mną wchodzi Elka z księgowości.

Jestem w połowie korytarza, a jeszcze słyszę jej ochy i achy, i jaka śliczna fryzurka, Bożenko, a gdzie, a jak się ten kolor nazywa. Mdli mnie, bo wiem, co będzie dalej. No i nie mija minuta, a małpa już dopada mnie przy drzwiach mojego pokoju.

– Widziałaś, co ta Bożena z włosami zrobiła? – szepcze uszminkowanymi na karminowo usteczkami. – Jaki ohydny kolor! I po co tyle lakieru, jakby czapkę na łeb włożyła!
– Myślałam, że ci się podoba, słyszałam, jak ją komplementowałaś – wytykam babie, odwracając się od niej, no bo muszę otworzyć drzwi.
– No wiesz, nie chciałam być niemiła – tłumaczy Elka, wyraźnie zmieszana.

Na korytarzu stukają jej szpileczki, leci, mało nóg nie połamie, pewnie zaraz mnie obsmaruje przed całym działem księgowości. O Bożence też nie zapomni, spokojna głowa. Ja, jak powiedziałam, jeśli nic dobrego do głowy mi nie przychodzi, wolę milczeć. Ale jak mnie ktoś o coś pyta, to jestem szczera. No bo jeśli się pytają, to chyba po to, żeby prawdę usłyszeć? Tak w każdym razie uważam. Na szczerości nigdy, a żyję 55 lat, nie straciłam, chyba że fałszywych przyjaciół.

No dobra – ostatnio straciłam też przyjaciółkę…

Mam męża i dwóch synów. Wszyscy trzej normalni, z wadami i zaletami, żadne tam aniołki. Chłopcy właśnie zaczynają życie na własny rachunek. Obaj mają bardzo fajne dziewczyny.

– Tylko patrzeć, a doczekasz się wnuków! – śmiała się Zośka, ta przyjaciółka, o której wspomniałam.
– Pożyjemy, zobaczymy – odpowiadałam powściągliwie.

Za to Zośka, odkąd jej jedynaczka wyszła za mąż, w kółko tylko narzekała, że „młodzi się lenią” albo „nie wiadomo na co czekają”. A jak wreszcie młoda zaszła w ciążę, to Zośka o niczym innym nie mogła myśleć, tylko o tym potomku swojej córki. Kiedy zaś okazało się, że urodzi się dziewczynka… Szkoda gadać. Ja w każdym razie, puszczałam wszystkie rewelacje Zośki mimo uszu. Zwyczajnie miałam dość.

Aż tu któregoś dnia przyjaciółka wpadła do mnie wieczorem jakaś taka nienormalnie podekscytowana.

– I co myślisz? – zapytała i podsunęła mi przed oczy telefon komórkowy.

Spojrzałam na ekran i mnie zatkało.

– Matko! A co to za maszkara?!

Na ekranie zobaczyłam koszmarnie brzydkiego niemowlaka. Dzieciak miał malutkie oczka, łysą, nieforemną główkę i przerażająco wielki nos, normalnie jak ryjek prosiaka.

– Rany, jakie brzydkie dziecko – westchnęłam. – Biedni rodzice. Patrz, małe oczy to chyba opuchlizna po porodzie, pewnie zejdzie, ale nos na pół twarzy to już musi być po tatusiu albo… – zająknęłam się w pół słowa.

Zośka miała bardzo dziwny wyraz twarzy, jakby się chciała rozpłakać.

To moja wnusia – wycedziła. – Urodziła się godzinę temu! Jesteś pierwszą osobą, której pokazuję jej zdjęcie!
– Nie no… Gratuluję… – wystękałam, próbując objąć przyjaciółkę.
– Wypchaj się – fuknęła Zośka. – Świnia jesteś! Majusia to najpiękniejsze dziecko na świecie, a ty mi mówisz, że maszkara! Jak mogłaś?!
– O rany, przepraszam, nie wiedziałam. Jest ładna. Naprawdę.
– Dupa! – warknęła Zośka i poszła.

Nie odzywa się do mnie od dwóch tygodni. Jest zawzięta, możliwe, że nigdy mi nie wybaczy, ale czy naprawdę to ja jestem winna? Widziałam na Facebooku zdjęcia tej małej. Opuchlizna zeszła, ale nochal dalej jak świński ryj, ślipka malutkie, wypisz-wymaluj tatuś (zięć Zośki to klasyczny brzydal). A pod zdjęciami zachwyty: „Nasza ślicznotka”, „Najpiękniejsza dziewczynka na świecie”. Miłość naprawdę jest ślepa! 

Czytaj także:
Straszne czasy nastały. Mężczyzna nie może być miły dla dzieci, bo posądzą go o nie wiadomo co
Przez 11 lat byłem samotnym ojcem. Gdy odnalazłem miłość, córka błagała, żebym się nie żenił
W wieku 60 lat wreszcie poczułam się dorosła. Wzięłam rozwód, założyłam konto w banku

Redakcja poleca

REKLAMA