„Straciłam kontakt z własnymi dziećmi. Nawet nie chciały ze mną gadać. Miały swój świat, swoich znajomych...”

nastolatek który zapomniał o wszystkim, co dzieje się dookoła fot. Adobe Stock
Mój syn nie chciał rozmawiać. Miał swój świat, do którego mnie nie wpuszczał. Obiecałam sobie, że nazajutrz, jak nie będę taka zmęczona, spróbuję do niego dotrzeć. – Mamy swoje sprawy, a ty wszystko chciałabyś wiedzieć! Wypytujesz i wypytujesz jak na przesłuchaniu, człowiek nie może mieć niczego dla siebie.
/ 21.04.2021 12:13
nastolatek który zapomniał o wszystkim, co dzieje się dookoła fot. Adobe Stock

– Niech tata się nie martwi, wymiana rur to nie koniec świata. Co nas nie zabije, to nas wzmocni! – Wojtek rozejrzał się po kuchni i puknął w ścianę. – W tym miejscu hydraulicy pójdą skosem, żeby nie naruszyć glazury, dopilnuję tego. Nie zostawimy taty samego z tym bałaganem, wezmę dzień urlopu i pogadam z fachowcami.
– Podziwiam twój optymizm, zięciu, mnie na taki nie stać – jęknął tata. – Niejeden remont przeżyliśmy z Marysią w tym mieszkaniu, dobrze wiem, czym to pachnie.

Głos mu zadrżał jak zawsze, gdy wspominał mamę

Bez niej oklapł, stracił chęć do życia, utrzymując, że nikomu nie jest potrzebny. Ostatnio zachowywał się jak zgrzybiały staruszek, a przecież nawet nie wyglądał na swoje siedemdziesiąt trzy lata.

– To się nazywa obniżenie nastroju – oznajmiła Wiktoria, ostatnio zafascynowana psychologicznymi poradnikami. – Z dziadka byłby całkiem fajny gostek, gdyby się wyprostował i nie powłóczył nogami.
– Gostek? Miejże trochę szacunku dla seniora. O mnie też tak powiesz, jak będę stary? – Wojtek obrzucił córkę lekko zniesmaczonym spojrzeniem.
Problem w tym, że dziadek wypadł z roli i nie może odnaleźć się po śmierci babci. Nie potrafi być sam, musi czuć się potrzebny.
– To wiemy, mądralo. Nigdy nie zapomnę, jak próbował ponownie otoczyć ojcowską opieką twoją mamę. Przeżyliśmy trudne chwile.

Ja również je pamiętałam. Tata, szukając swojego miejsca w życiu, próbował znowu stać się dla mnie czujnym ojcem o argusowym spojrzeniu. Pilnował mnie, jakbym była nastolatką, prześwietlał każdy mój ruch i miał wiele zastrzeżeń co do umiejętności życiowych, które jego zdaniem posiadłam w stopniu wysoce niewystarczającym. Nie potrafiłam na przykład wybrać ładnego kawałka mięsa na obiad, on robił to znacznie lepiej.

Uczył mnie gospodarstwa domowego, zarządzania pieniędzmi, jakbym była małą dziewczynką

Chciał być przydatny, niestety, wybrał złą strategię. Miarka przebrała się, kiedy nakazał przelać nasze oszczędności do innego banku, jego zdaniem oferującego znacznie lepsze warunki. Wtedy wyprowadził z równowagi nawet Wojtka.

– Powiedz mu, żeby się nie wtrącał – warczał na mnie. – Niech nie zagląda do szuflad, nie czyta naszych dokumentów, nie jego sprawa, na jaki procent wzięliśmy kredyt.
– No co ty, rozmawiał z tobą o pożyczce? – jęknęłam. Nie wiedziałam, że tata tak wnikliwie zajął się naszymi finansami.
– Objechał mnie jak chłopca, twierdził, że wdałem się w lichwę i ryzykuję stabilność finansową rodziny. On by nigdy tak nie postąpił. Od razu mu uwierzyłem, za jego młodych czasów banki nie udzielały ludziom kredytów.
– Tata chce być potrzebny – próbowałam go bronić.
– Ja to rozumiem, ale na Boga, nie naszym kosztem! Nie wytrzymam tego!

Ja też byłam u kresu, reagowałam coraz bardziej nerwowo na napomnienia taty, aż wreszcie się obraził. Miesiąc trwał w zaciekłym milczeniu, nie odbierał telefonu, udawał że nie ma go w domu. Wpuścił dopiero Wiktorię, którą poprosiłam, by sprawdziła, co się u niego dzieje.

– Nie będę trzymał dziecka na klatce schodowej – oświadczył chłodno. – Tym bardziej że moim zdaniem, dziewczyna jest zbyt lekko ubrana. Powinnaś pilnować, żeby nie biegała po dworze z nerkami na wierzchu!
To była ostatnia ingerencja taty w wychowanie dzieci i sposób życia, jaki prowadziliśmy, przebaczył nam, jednak nie mając nikogo, kto liczyłby się z jego zdaniem, stracił chęć do życia. A teraz w dodatku czekała go rewolucja w postaci wymiany rur w kuchni i łazience.

– Zajmiemy się tym mama i ja, bo na dziadka nie ma co liczyć – Wojtek posłodził herbatę. – A to oznacza, że będziecie zdani na siebie.
– Ekstra! – ucieszył się Rafał.
– Nie licz na zwiększenie wolności osobistej, raczej dołożymy ci obowiązków. Ktoś musi robić zakupy, gotować, zmywać i sprzątać. A dziadek, przeniesie się do nas, żeby nie mieszkać w bałaganie, ja i mama będziemy zaglądali do jego mieszkania.
– Gdzie dziadek będzie spał? – spytał z uzasadnionym niepokojem nasz młodszy syn.
– U ciebie, przeniesiesz najpotrzebniejsze rzeczy do naszego pokoju, i po sprawie – wyręczyłam Wojtka.
– Nie ma mowy, niech Wika odda dziadkowi swój pokój, ja się nie ruszę! – oznajmił kategorycznie syn.
– Przeniesiesz się, nie masz nic do gadania – wsparł mnie Wojtek.
– Nie udzielisz dziadkowi gościny?
– Niech Wika mu udziela, ja nie chcę – odburknął niegrzecznie Rafał.

Wybuchła kłótnia. Ostatnio często się sprzeczaliśmy, każdy chciał przeforsować swoją rację i upiec własną pieczeń przy rodzinnym ogniu. Ani Wiktoria, ani Rafał nie chcieli odstąpić dziadkowi pokoju, nawet nie spytali, jak długo potrwa remont. Nie przygarnęliby starszego pana nawet na jeden dzień, gdyby to od nich zależało.

Kiedy nasze dzieci wyrosły na pilnujących wyłącznie własnej wygody egoistów?

– Jest mi bardzo przykro, nie sądziłam, że tak źle was wychowaliśmy… – zaczęłam, ale Wojtek mi przerwał.
– Nie musisz się przenosić, znalazłem inne rozwiązanie – powiadomił syna.
– To super – ucieszył się Rafał. Wstał od stołu.
– Mama i ja przeniesiemy się do ciebie – dokończył myśl Wojtek. – Odstąpisz nam swoje łóżko, ty pośpisz na polówce. Jakoś się zmieścimy.
– O, nie! – Rafał z powrotem usiadł, gotów bronić swojej autonomii.

To miała być tylko wymiana rur, nic takiego… Ja bym się poddała, ale Wojtek był nieugięty. Pertraktacje się przedłużały. Wiktoria dolewała oliwy do ognia, o mało znowu się nie pokłóciliśmy. Miałam niemiłe uczucie, że nie jesteśmy wspierającą się drużyną, tylko grupką indywidualistów grających każdy do własnej bramki. A ja zamiast zająć się naprawianiem błędów wychowawczych, musiałam zorganizować remont u taty.

Tak się umówiłam z Wojtkiem, on miał dopilnować hydraulików, ja przenieść tatę i opróżnić szafki. Nic trudnego, ale nie w zagraconej do nieprzytomności kuchni.

– Tato, wyrzuć połowę rzeczy, są do niczego nieprzydatne – błagałam. – Na co ci ten wyszczerbiony półmisek, będziesz urządzał przyjęcie na dwadzieścia osób?
Marysia podawała w nim bigos na święta – tata powiódł palcem po sfatygowanym rancie, ozdobionym ledwo widocznym szlaczkiem. Poddałam się.
– Niczego nie wyrzucę – obiecałam wreszcie. – Ale nie patrz mi na ręce, jedź do nas, rozgość się w pokoju wnuka i odpoczywaj.

Udało mi się go przekonać, pakowanie talerzy, misek, garnków i łyżek zajęło mi pół nocy, ale zdążyłam przed wizytą ekipy. Do domu weszłam na palcach, żeby nie obudzić rodziny. W sypialni paliło się światło, Wojtek czekał na mnie.

– Dlaczego jeszcze nie śpisz?

Najpierw zobaczyłam Rafała z laptopem na brzuchu. Leżał na polówce wciśniętej pod okno i oglądał film, który natychmiast przede mną ukrył, zamykając klapę komputera. Mąż spał na łóżku snem sprawiedliwego, cicho pochrapując.

– Ej, synek, co oglądałeś? – zainteresowałam się.
– Nic takiego – spławił mnie Rafał i zgasił światło.

Nie chciał rozmawiać. Miał swój świat, do którego mnie nie wpuszczał. Obiecałam sobie, że nazajutrz, jak nie będę taka zmęczona, spróbuję do niego dotrzeć. Oddalaliśmy się od siebie i bardzo mi się to nie podobało.

Następnego dnia do mieszkania taty weszli hydraulicy i się zaczęło

– Co mi pan tu o skosie mówi, chyba lepiej wiem, gdzie przebiegają rury – pieklił się na Wojtka fachowiec. – W ścianie są zamurowane, pod glazurą. Skuwamy kafelki, nie ma wyjścia, raz dwa się z tym uwiniemy.

Po południu mieszkanie wyglądało jak pobojowisko, na podłodze leżał gruz i potłuczona glazura, meble i podłoga pokryły się białym pyłem, w ścianie ziała wielka dziura przez którą widać było grube rury.
– Odsłonili piony doprowadzające wodę – powiedział ponuro Wojtek. – W drugim pokoju też rozkuli ścianę.
– Dlaczego akurat tam? – jęknęłam, oglądając rozmiar szkód.
– Normalnie, bo ten pokój graniczy z łazienką. Nie mogłem nic zrobić, powiedzieli, że to konieczność, teraz trzeba będzie zamurować. Ale to nie wszystko, sama zobacz.

Zdjęte ze ściany szafki kuchenne nie nadawały się do powtórnego zawieszenia, w jednej wypadło dno, w drugiej obluzowały się drzwi. Nie dziwiłam się, były stare i zużyte, ale to oznaczało, że tata nie wróci do siebie tak szybko, jak to zakładaliśmy. Popatrzyliśmy z Wojtkiem po sobie.

– Trudno, jakoś wytrzymamy. Pojadę do marketu i kupię nowe, przydadzą się też kafelki i farba.
– Jak długo potrwa remont? – spytałam niespokojnie, myśląc o ojcu śpiącym na tapczanie Rafała.
– To zależy od tego, jak szybko uda mi się znaleźć fachowca – szafki zawiesiłbym z pomocą Rafała, ale nie umiem położyć glazury. Musimy uzbroić się w cierpliwość… Ja powiem o tym ojcu czy ty?

Tato, wybacz, ale ty miałeś już swoją szansę!

Tata przyjął hiobową wieść nadspodziewanie spokojnie, spojrzał na mnie znad gazety i poprosił, żebym się nie martwiła.

– Zjedz coś, dziecko, marnie wyglądasz. Musisz dobrze się odżywiać.
– I ciepło ubierać – dokończyłam pod nosem, ale oczywiście usłyszał.
– Nie zawadzi. A teraz idź do kuchni i odgrzej sobie pizzę, powinna ci smakować, sam ją zrobiłem. Zatrzymałam się wpół kroku.
– Przecież ty nie umiesz gotować.

Tata uśmiechnął się wyrozumiale, jakbym powiedziała coś niemądrego.

– Wiktoria mnie namówiła, powiedziała, że woli placek niż mięso, które nam zostawiłaś. Przepis znalazła w internecie, jest bardzo prosty. Spróbowaliśmy i wyszło.
– Razem? Ty i Wiktoria? Tato, jak tego dokonałeś?

Tata przygarbił się, założył okulary i zakaszlał.

– Jestem staruszkiem, trzeba mi pomagać, Wiki to rozumie, nawet Rafał przysiadł się do nas ze swoim nieodłącznym laptopem. Myślałem że pogadamy, pośmiejemy się i będzie miło, ale nie było. Oni ciągle się kłócą, nie potrafią ze sobą rozmawiać, ani czerpać przyjemności ze swojego towarzystwa. Wiedziałaś o tym?

Żołądek podjechał mi do góry, zaciskając się boleśnie. Usiadłam.

– Nie potrafię do nich dotrzeć, odsuwają się ode mnie i Wojtka, niewiele nam mówią, czasem mam wrażenie, że nasza rodzina się rozpada… Z pozoru nic złego się nie dzieje, ale mam złe przeczucia.

Tata odłożył gazetę.

– To tylko przejściowe trudności, dzieciaki dorastają, chcą się określić, buntują się. Spróbuję do nich dotrzeć, nie martw się, kochanie, tata czuwa.

Zaniepokoiłam się, co on znowu wymyślił? Nie udało mu się ze mną, więc przerzucił się na wnuki, jeśli zacznie je tak musztrować jak mnie, tylko pogorszy sprawę.

– Wiktoria i Rafał są bardziej niezależni, niż ci się wydaje – powiedziałam ostrożnie, nie chcąc go urazić.
– Tak też będę ich traktował, zaufaj mi. Początek już zrobiłem.
– Opowiedz mi o tym – zażądałam może trochę zbyt gwałtownie.

Nic nie uzyskałam, wysłał mnie do kuchni po placek jak małą dziewczynkę. Poszłam i natknęłam się na Rafała wkładającego kawałek pizzy do mikrofalówki.

– Tobie też odgrzać? – spytał dziwnie jak na niego troskliwie. – Dziadek mówił, że wrócisz zmordowana i głodna, dlatego upiekliśmy dla ciebie pizzę, ja i on, Wiki tylko znalazła przepis.

Nieważne, jak było naprawdę, cieszyłam się, że Rafał mówi do mnie pełnymi zdaniami, zwykle to ja go wypytywałam i dostawałam krótkie, zniechęcające do bliższego kontaktu, odpowiedzi.

– Pyszny placek – pochwaliłam, z trudnością przełykając grube ciasto. – Wiktoria jadła? Powinna już dawno być w domu, nie wiesz, dokąd poszła?

Coś zrobiłam nie tak, bo Rafał zamknął się w sobie; wszedł tata.

– Usiądź w pokoju, odpocznij, my zrobimy herbatę – powiedział.

Nie wiedziałam, co kombinuje, ale zostawiłam ich samych. Około 21 wrócił Wojtek, zmęczony i głodny, Wiktorii nadal nie było. Jej telefon nie odpowiadał, o 23 zaczęłam panikować, wyobraźnia podpowiadała, że stało się coś złego. Zadzwoniłam do kilku koleżanek Wiki, ale nic o niej nie wiedziały. Zażądałam od Wojtka, żeby zawiadomił policję.

– Nie przyjmą zgłoszenia, jest na to za wcześnie – powiedział rozsądnie, choć był równie zdenerwowany jak ja. – Wiktoria ma siedemnaście lat, nie jest małym dzieckiem.
– Dorosła też nie jest, musimy jej szukać! – krzyknęłam histerycznie, miałam w nosie policyjne procedury, chciałam odzyskać córkę.

Do pokoju wszedł tata, za nim wsunął się Rafał.

Już się znalazła, nic jej nie jest, niedługo będzie w domu, jej komórka się rozładowała, więc ją wyłączyła. Rafał dostał w tej sprawie esemesa.

Złapałam się za głowę, strach o dziecko ustąpił miejsca rosnącej złości. Wiki mogła pomyśleć, że będziemy się denerwować, zawiadomić, że wróci później.

– Od kogo dostałeś wiadomość? – spytałam syna.
– Od Franka, chłopaka Wiki. Nie miałem jego numeru, ale mam kumpla, który ma brata, który jest z Frankiem w jednej klasie. No i ten… Franek odpisał. Już wracają, byli w kinie.
– Kino! Dobra wymówka, jakoś w nią nie wierzę – rzuciłam ze złością.

Chciałam naturalnie spytać, co to za Franek, ale tata posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

Wiktoria do tej pory nie kłamała, ale może w każdej chwili zacząć – powiedział. – Zaufaj własnemu dziecku, dobrze ją wychowałaś, nie masz powodu do obaw.
– Dobrze ci mówić, tato, nie ty jesteś za nią odpowiedzialny – parsknęłam z nieukrywaną złością.
– Za to mam w nadmiarze czasu i mogę poświęcić go wnukom.

Wredny strach o Wiktorię, który zamienił się we wściekłość, podyktował mi odpowiedź.

– Tak jak przedtem mnie? Nie pozwolą sobą rządzić, nie są już dziećmi, podobnie jak ja, tylko ty tego nie zauważasz, bo tak ci wygodniej.

Zapadła cisza. Wojtek oparł się o stół zasłaniając twarz, Rafał przeciwnie, wpatrywał się we mnie okrągłymi oczami. Zrobiło mi się przykro.

– Przepraszam, tato. Wyżyłam się na tobie, bo Wiktoria mnie zdenerwowała, wcale tak nie myślę.
– Ale masz rację. Zostawię was, pójdę do siebie, muszę to przemyśleć.

Powlókł się do pokoju Rafała, powłócząc nogami.

Dziadek jest spoko gość, niepotrzebnie mu wygarnęłaś, trzeba było poczekać, aż Wiki wróci i jej nagadać. Tak by było sprawiedliwie – pouczył mnie syn.

Był wyraźnie oburzony moim zachowaniem. Zwykle było na odwrót, to ja miałam mu wiele do zarzucenia.

– Znasz chłopaka Wiktorii? Jaki jest? – zmieniłam szybko temat.
– Nie będę na nią donosił, niech ci sama powie. Przed chwilą nakrzyczałaś na dziadka, że nie jesteśmy już dziećmi, to traktuj nas odpowiednio.
– Dorośli też nie jesteście – wytknęłam Rafałowi.
– Dobra. Ale mamy swoje sprawy, a ty wszystko chciałabyś wiedzieć! Wypytujesz i wypytujesz jak na przesłuchaniu, człowiek nie może mieć niczego dla siebie.

Warto odświeżyć łazienkę, zamontować prysznic…

Myślałam podobnie o tacie chodzącym za mną krok w krok, on miał najlepsze intencje, ja uważałam, że się przesadnie wtrąca w moje życie.

– Wychowanie dzieci to bieg pod górkę z przeszkodami – odezwał się pocieszająco Wojtek.

On jeden rozumiał, jak trudno jest jednocześnie zapewnić młodym bezpieczeństwo i dać tak pożądaną swobodę. Zazgrzytał w zamku klucz, Wiktoria wróciła do domu, rodzina była w komplecie, mogłam iść spać.

– Jak będziesz chciała pogadać, wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedziałam do zdumionej córki, która spodziewała się wymówek.
– Co tu się stało? Dlaczego mama jest tak dziwnie spokojna? – usłyszałam gorączkową wymianę zdań między dziećmi; Rafał zrelacjonował siostrze ostatnie wydarzenia.

Uśmiechnęłam się, nie ma to jak mały, jednoczący rodzinę kryzys. Brat i siostra na co dzień z dzióbków sobie nie jedzą, ale jak potrzebują, potrafią się porozumieć i stanąć za sobą murem. Rano okazało się, że w wyniku przemyśleń tata podjął decyzję, oznajmił, że postanowił wrócić do domu, bo nie chce nam dłużej przeszkadzać. Prosiłam go, żeby został, błagał Wojtek, ale dopiero interwencja dzieci przekonała upartego seniora do rozpakowania podróżnej torby.

– Nie zwracaj uwagi na mamę, ona już taka jest, można się przyzwyczaić. Możesz nadal spać w moim pokoju – powiedział niezręcznie Rafał, łapiąc dziadka za łokieć.
– Albo w moim, jest większy – rozczochrana Wiktoria w rozciągniętej pidżamie usłyszała, o czym mowa, i dołączyła do grupki stojącej na korytarzu. – Rozłożę sobie polówkę, nie ma sprawy.

Tata zrobił dziwny grymas, gdybym go nie znała, pomyślałabym, że nagle się wzruszył. –

Czy to są na pewno nasze dzieci, nikt ich nie podmienił? – spytałam szeptem Wojtka. – Nie jestem pewien – odparł równie cicho i zaczął się śmiać.

Remont trwał w nieskończoność, ale w końcu tata mógł zamieszkać u siebie. Wojtek z dumą wprowadził go do lśniącej nowością kuchni i pokazał dzieło fachowca oraz własne.

– Szafki już widziałeś, bo je wybierałeś z Rafałem w internecie, ale obejrzyj całość. Uważam, że nieźle wyszło.
– Wygląda wspaniale – zgodził się tata. – Jestem ci bardzo wdzięczny, dobrze jest wrócić do domu.

Tak sobie pomyślałem, że odsapnę trochę po przeżyciach i pomyślę o odświeżeniu łazienki. Przydałoby się wymienić wannę na kabinę prysznicową, pomalować ściany. Co ty na to? Wojtek nie odpowiadał, więc obejrzałam się przez ramię. Stał oparty czołem o ścianę, ukrył twarz w dłoniach, plecy mu drgały. Śmiał się?

Czytaj także:
Nie dawałam sobie rady z jednym dzieckiem, a gdy urodziłam drugie, zaczął się obóz przetrwania
Zazdrościłem Jackowi, że jest kawalerem - u mnie tylko kupki i zupki...
Podczas pandemii najgorsza jest samotność. Chciałabym wyjść do ludzi. Ale może wcześniej umrę

Redakcja poleca

REKLAMA