„Obroniłem dziewczynę, którą jeden gbur wziął za przydrożną panienkę. Myślał, że poza grzybami sprzedaje coś więcej”

Para młodych ludzi fot. Getty Images, Wavebreak
„Po tym zdarzeniu, każdego dnia po robocie rozglądałem się za nią na tym placu. Codziennie była w tym samym miejscu, handlowała tymi swoimi grzybkami i prezentowała się wprost olśniewająco. Z dnia na dzień coraz bardziej wpadała mi w oko”.
/ 20.05.2024 19:00
Para młodych ludzi fot. Getty Images, Wavebreak

Żyję w pobliżu wielkiego miasta, a właściwie na jego obrzeżach i trafia mi się tu wystarczająco dużo zleceń. Choć mam zaledwie 28 lat, to już od czterech jestem szefem firmy budowlanej. Wszystko za sprawą mojego taty, który był budowlańcem i wcześnie wyszkolił mnie w tej branży. Będąc jeszcze dzieciakiem, towarzyszyłem mu w pracy, kiedy wraz ze swoimi ludźmi stawiał domy jednorodzinne.

Dziś robię dokładnie to samo, co on – tyle że na własny rachunek i własnymi rękami. To znaczy nie całkiem własnymi, bo mój biznes rozwija się na tyle szybko, że mam już zatrudnionych czterech pomocników. Nie jestem typem szefa, który przesiaduje za biurkiem, wolę zakasać rękawy i sam zabrać się do roboty. Dlatego codziennie wsiadam do auta i ruszam na budowę, żeby harować ramię w ramię z moimi pracownikami.

Naprawdę lubię swój zawód, ale dojazdy zawsze były dla mnie udręką. Trzydzieści minut w jedną stronę i co najmniej tyle samo z powrotem. Jadąc do roboty nudzę się i irytuje mnie, że marnuję cenny czas, który mógłbym przeznaczyć na pracę. A wracając do domu marzę tylko o wygodnym fotelu i odpoczynku, a nie o staniu w korku. Zupełnie nie przypuszczałem, że to właśnie podczas jednego z takich przejazdów przytrafi mi się największa przygoda w moim życiu. I że te podróże sprawią, iż stanę się… ochroniarzem. Choć chyba powinienem raczej rzec – bohaterem.

Tego dnia byłem totalnie wykończony i cholernie wściekły. Chciałem dotrzeć do domu jak najszybciej. Harowaliśmy jak woły, żeby wyrobić się ze wszystkim na czas, a tu jeszcze inwestor nie dostarczył kasy i nie mogłem zapłacić ekipie. Nie cierpię takich numerów, więc wracałem naprawdę wkurzony. Jechałem dość szybko, ale przejeżdżając obok jakiegoś parkingu, zauważyłem zaparkowaną ciężarówkę, a przy niej jakiś wielgachny koleś siłował się z kobietą.

W jednej chwili zahamowałem i wykonałem ostry zwrot samochodem. Skręciłem w zjazd, zostawiłem auto na parkingu i wysiadłem z niego wkurzony jak nie wiem. Na robotę, na zleceniodawcę, a najbardziej na gościa, który zaczepiał tę dziewczynę. Był tak pochłonięty ofiarą, że nawet nie dostrzegł, jak pędzę w jego stronę. Popchnął kobietę, a ta przewróciła się na ziemię.

Zaczął iść w jej stronę

– Odczep się od niej! – wydarłem się.

Chyba dopiero wtedy mnie usłyszał i odwrócił się w moją stronę. Miałem go w zasięgu swoich rąk, więc przyłożyłem mu z całej siły. Gość zwalił się jak długi obok dziewczyny. Przez chwilę nie ruszał się wcale, więc już myślałem, że coś mu zrobiłem. Ale potem usłyszałem jak cicho jęczy. Dziewczyna od razu poderwała się z ziemi i stanęła nad nim. Widziałem po jej oczach, że ma chrapkę skopać gościa jeszcze bardziej.

Eeej, za co?! – usłyszałem jak facet bełkocze, co mnie lekko zaskoczyło.

Zerknąłem na dziewczynę. Jak to: za co? Gość był wyraźnie zdziwiony. Ona jednak prędko wyjaśniła o co chodzi.

– Chciałeś mnie zaciągnąć do łóżka! A mówiłam, że nie jestem zainteresowana!

– Uffff – stęknął w tym czasie koleś, i z widocznym wysiłkiem przekręcił się na drugi bok.

Próbował się podnieść, ale moje uderzenie było na tyle mocne, że chwilę mu to zajęło. Po pewnym czasie dźwignął się i przybrał pozycję na czworakach, a następnie, chwiejnym krokiem, udało mu się stanąć na nogach. Ledwo dał radę, nie tylko przez nokaut, ale również przez swoją pokaźną sylwetkę. Facet był naprawdę spory.

Nie jesteś zainteresowana? Przecież ty jesteś... Ty jesteś... No wiesz... Do licha... – gość wciąż nie doszedł do siebie.

Chwycił się za głowę. Ewidentnie nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. Dziewczyna zrobiła to za niego.

– Nie świadczę takich usług, okej? Mówiłam ci to już wielokrotnie! Ile razy mam jeszcze krzyczeć, żeby dotarło? Nie jestem dziewczyną, której szukasz!

Gdy powiedziała to, co powiedziała, poczułem się oszołomiony. Jej głos był tak donośny, że aż zabolały mnie bębenki. Ze strachu przed jej krzykiem z pobliskich drzew odleciały w popłochu wszystkie sikorki i gołębie. Zacząłem się zastanawiać w jakie kłopoty się wpakowałem.

– Chwila moment. Jeżeli nie jesteś, to co tu robisz? – zaciekawiłem się, bo sam byłem zdezorientowany.

W okolicy nie widziałem żadnego auta, a przecież byliśmy spory kawałek od najbliższych zabudowań.

– No jak to?! – poirytowała się. – Sprzedaję grzyby przecież! – machnęła ręką, pokazując pobocze drogi, gdzie rzeczywiście stał nieduży stołek i skrzynka.

W pobliskim rowie leżał porzucony rower. I wtedy całą sytuacja stała się jasna jak słońce.

Faktycznie, dziewczyna zbierała w lesie grzyby. Jednak, jak później wytłumaczyła, w pewnym momencie chciała skorzystać z toalety, której oczywiście nie było w pobliżu, więc oddaliła się kawałek od miejsca, gdzie rozłożyła swoje produkty. Nie miała ochoty załatwiać się tuż obok stoiska. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że gdy wyłaniała się z lasu, poprawiając ubranie, nadjechał akurat mocno podekscytowany szofer ciężarówki. Zaparkował swoją furę i, zanim grzybiarce udało się dotrzeć do straganu, rzucił się na nią z łapskami.

Ten okropny facet był przekonany, że dziewczyny świadczące pewne usługi przy drodze, z którymi dotąd miał kontakt, lubią takie bezceremonialne umizgi. Ale nie tym razem.

Pomylił się, bo trafił na kobietę handlującą grzybami. Była bardzo atrakcyjna i nosiła dość wycięte ubrania, ale zdecydowanie nie szukała zainteresowania. Dlaczego więc doszło do przepychanki? Czemu nieporozumienie nie zostało szybko wyjaśnione? To była zagwozdka.

– Tłumaczyłam temu durniowi, że handluję grzybami i ma się ode mnie odwalić – tłumaczyła dziewczyna.

– Dokładnie, więc czemu pan mimo to nie dał jej spokoju? – drążyłem temat.

– Sądziłem, że ściemnia. Że to taka niby gierka... – wymamrotał facet.

– Serio? Nie mogę uwierzyć w to, co pan mówi! – byłem totalnie zaskoczony tym, co usłyszałem.

– Dobrze wiem, co mówię – fuknął. – Spójrz pan tylko na mnie. Już raz miałem taką sytuację… – facet skarżył się dalej, a mnie nagle naszła ochota parsknięcia śmiechem.

Każdy facet to cham? Nie prawda!

Jasne, że nie mogłem parsknąć śmiechem, bo afera by na nowo wybuchła. Więc się pohamowałem. W końcu sprawa została wyjaśniona. Gość przeprosił dziewczynę i odjechał. A my zostaliśmy sami na parkingu. Kiedy dziewczyna trochę się uspokoiła, przypomniała sobie, że jeszcze mi nie podziękowała. Było mi miło, gdy usłyszałem, że bez mojej pomocy nie wiadomo, jak by się to potoczyło. Ale poczułem się gorzej, gdy stwierdziła, że właściwie każdy facet to świnia. Stanowczo zaprotestowałem, a ona spytała mnie wtedy, czy znam choć jednego, który nie jest taki.

– No na przykład ja nie jestem – odpowiedziałem bez zastanowienia.

– Tak, tak! A kto kiwał głową i potwierdzał, kiedy facet gadał, że mam na sobie zdecydowanie za mało ciuchów? – oparła dłonie na biodrach, szykując się do sprzeczki.

Miała wybuchowy temperament, zdecydowanie.

– A co to ma wspólnego z tym, czy jestem chamem, czy nie? – byłem zmieszany.

– Jasne, że ma. Gdybyś nie był, to byś nie oceniał tego, jak się ubieram.

– To dlaczego tak się stroisz, jeśli nie chcesz, żeby się na ciebie gapili? – też się wkurzyłem.

– Robię to dla siebie, żeby czuć się fajnie i atrakcyjnie! Poza tym jest lato – wystawiła mi język, po czym odwróciła się na pięcie i poszła. 

Przyznaję, że kiedy odchodziła, to długo za nią patrzyłem i faktycznie czułem się trochę jak drań. Już chciałem za nią pójść, ale duma jednak wzięła górę. Pojechałem do domu.

Od tej pory, ilekroć kończyłem robotę i kierowałem się do domu, zawsze rozglądałem się za nią na tamtym postoju. I faktycznie, każdego dnia można było ją tam zobaczyć, jak handluje tymi swoimi grzybkami i wygląda po prostu olśniewająco. Z każdym kolejnym razem coraz bardziej mi się podobała. Kiedyś nawet przystanąłem, żeby kupić od niej koszyczek. Nie chodziło o to, że miałem szczególną ochotę na grzyby. Po prostu chyba ciągnęło mnie do tej dziewczyny. Gdy przystanąłem, pogadaliśmy chwilę, ale bez większych fajerwerków. Obydwoje niemal całkiem zapomnieliśmy o całej historii z kierowcą ciężarówki i teraz zwracaliśmy się do siebie tylko „proszę pana”, „proszę pani”.

Kiedy się jej przyjrzałem, odniosłem wrażenie, że jest trochę młodsza niż ja. Niezbyt wysoka blondynka o subtelnej urodzie, którą jednak uwydatniała mocnym makijażem i całkiem odważnymi ubraniami. Handlowała grzybami, nosząc krótkie, barwne spódniczki i opinające bluzeczki, a z jej uszu dyndały kolorowe, artystyczne kolczyki. Mimo wszystko rozmowa z nią sprawiała mi przyjemność, bo dziewczyna była bystra, mimo że wydawała się dość niedoświadczona i odrobinę naiwna. Jednak to właśnie ta jej niewinność i naiwność pociągały mnie chyba w największym stopniu.

Przejazdy do pracy i z powrotem stały się dla mnie źródłem radości, której nie czułem od dawna. Wiedziałem, że podczas każdej takiej podróży, choćby przelotnie, uda mi się zobaczyć tę „grzybiarkę”. Takie przezwisko jej nadałem w głowie, bo nawet nie zdążyliśmy się sobie przedstawić. Kiedy walczyłem o jej honor, zabrakło na to czasu, a później jakoś nie było okazji. Obawiałem się, że gdybym ją zapytał o imię, potraktowałaby to jako próbę podrywu, a moja duma nie pozwalała mi okazać jej jakiegokolwiek zainteresowania. Chociaż bardzo mnie intrygowała... Zbliżyło nas do siebie jednak zdarzenie podobne do tego, przy którym się poznaliśmy.

Oficjalnie możemy się już nazywać parą…

Piątkowe popołudnie, a ja jak zwykle wracam z roboty do domu. Weekend za pasem, więc humor dopisuje i czuję się zrelaksowany. Ale mój dobry nastrój prysł jak bańka mydlana, kiedy tylko podjechałem na parking, gdzie zazwyczaj stała moja Grzybiarka. Nigdzie jej nie widziałem, za to dostrzegłem ogromną ciężarówkę. Po kierowcy ani śladu. Od razu zaparkowałem auto i wyskoczyłem na zewnątrz. Kiedy pędziłem w stronę tira, nagle wyłonił się zza niego jakiś starszy gość. Chyba usłyszał pisk moich opon. Nawet się nie zastanawiałem. Pomknąłem prosto na niego jak błyskawica.

Kiedy zauważył, że pędzę w jego kierunku, wystraszony zaczął się wycofywać. Jednak dopadłem go, popchnąłem niezbyt mocno, a on już wylądował na glebie i przebierał kończynami niczym przewrócony chrabąszcz. W tym momencie dotarł do mnie krzyk mojej Grzybiarki.

Co ty wyprawiasz!?

– O co ci chodzi!? – przyłączył się do pytania facet.

– Jak to co, zbirze?! Chronię Grzybiarkę! To znaczy, tę panią! – ryknąłem na cały regulator, zdradzając przy okazji przezwisko, które dla niej wymyśliłem.

– Jaki zbir?! Człowieku, czyś ty rozum postradał!? – facet już podnosił się z ziemi, kiedy ruszyłem energicznie, by mu jeszcze raz przyłożyć. 

Na całe szczęście w tym momencie powstrzymała mnie dziewczyna.

– Hej, świrze, pan grzyby skupuje! – rzuciła i parsknęła śmiechem.

Nagle uświadomiłem sobie, że postąpiłem jak skończony kretyn. Poczułem się totalnie zażenowany swoim zachowaniem. Marzyłem tylko o tym, żeby schować się gdzieś w jakiejś norze. Zakopać na tyle głęboko, by żaden człowiek mnie już nie znalazł. W końcu niczego nie widziałem, ciężarówka blokowała cały widok, a ja z góry założyłem, że ktoś znowu knuje coś niedobrego przeciwko mojej Grzybiarce. 

Zacząłem więc przepraszać tego gościa. Oczyściłem mu ubranie, kurtkę oraz spodnie, no i wytłumaczyłem, skąd wzięła się ta pomyłka. Kiedy facet usłyszał całą tę historię, to trochę złagodniał. Zdecydował się nawet kupić grzyby, które chciał nabyć, zanim powaliłem go na glebę. Potem na odchodne mruknął jeszcze tylko do dziewczyny, że ma niezłego ochroniarza i że chyba jestem w niej zakochany. Ja wtedy spaliłem buraka tak, jakby to mój honor był niedawno zagrożony. Zdawałem sobie sprawę, że dla Mariki wszystko stało się wtedy oczywiste.

Tak, nazywa się Marika. W ciągu kolejnych tygodni nasze relacje stały się zażyłe i obecnie jesteśmy już oficjalnie razem. To głównie jej zasługa, bo kiedy tamten gość się zmył, poczułem się tak zażenowany, że nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Po prostu stałem jak słup i zastanawiałem się, co się dalej wydarzy. Ona natomiast śmiała się ze mnie i z tego przezwiska, które jej nadałem. No bo faktycznie, wyrwało mi się wtedy „Grzybiarka”.

Tak swoją drogą, ta nazwa wciąż jest przez nas używana, bo przywołuje wspomnienia sprzed lat. Dawnych, fajnych lat, ale nie twierdzę, że były one lepsze od teraźniejszości. Obecnie podróż z pracy do domu jest znacznie przyjemniejsza. Nareszcie mam towarzystwo w drodze powrotnej. Marika wprowadziła się do mnie i znalazła robotę w mieście. Zarówno tam, jak i z powrotem, jeździmy codziennie we dwoje. A to jest przecież dużo fajniejsze niż samotność i wszyscy o tym wiedzą.

Marcin, 28 lat

Czytaj także:
„Mąż chciał, bym przygarnęła jego dziecko ze zdrady. Z uśmiechem na ustach wyrzuciłam go z domu”
„Kumpel odbił mi narzeczoną tuż przed ślubem. Skradzionym szczęściem nie cieszył się długo, los się od niego odwrócił”
„Synowa wiecznie mnie zbywała albo okłamywała. A ja tylko chciałam być dobrą babcią i móc widywać swojego wnuczka”

Redakcja poleca

REKLAMA