Wróciłam właśnie z dwójką dzieci do rodzinnego miasteczka. Rodzice nawet się ucieszyli. Oczywiście nie z faktu, że rozpadło się moje małżeństwo, choć Pawła właściwie od początku mieli za drania. Cieszyli się, bo od kilku lat są schorowani i liczyli na moją pomoc. A ja na ich.... Oczyma wyobraźni widziałam rodziców spacerujących z moją sześcioletnią Agatką i z czteroletnim Kamilkiem, a ja w tym czasie jestem w pracy. Wracam, zjadam obiad i odciążam staruszków. Jednak życie zazwyczaj różni się od fantazji…
Mam skończone technikum fryzjerskie
W naszym miasteczku jest kilka salonów piękności, więc sądziłam, że nie będę miała kłopotów z zatrudnieniem. Niestety, wszędzie słyszałam to samo:
– Przykro nam, nie opłaca nam się zatrudniać pracownic na etat, skoro mamy za darmo praktykantki.
Odchodziłam więc z kwitkiem. Oszczędności topniały. Alimenty od byłego męża przychodziły nieregularnie i były naprawdę niewielkie. A emerytury moich rodziców starczały jedynie na lekarstwa dla nich. Przeliczyłam się także z siłami dziadków. Nie dali rady zajmować się moimi żywiołowymi dziećmi. Zostawiałam ich raptem na trzy godziny dziennie – bo tyle zajmowała mi wędrówka do pośredniaka w poszukiwaniu nowych ofert. Wracając, zahaczałam o pobliski park. Kwadrans na ławce, w promieniach wiosennego słońca, pomagał w zebraniu myśli. Tym razem miałam ochotę posiedzieć dłużej, ale sumienie nie pozwalało. I dobrze. Weszłam do mieszkania, a tam kompletny chaos. Agatka i Kamilek ganiali po pokojach. Tato drzemał na fotelu, a mama parzyła ziółka w kuchni.
– Kocham ich, ale to nie na moje lata – westchnęła, gdy mnie zobaczyła.
Poczułam się głupio i od razu zabrałam dzieci na plac zabaw. „Może jak się wyhasają na powietrzu, w domu będą spokojniejsze?”. Smyki od razu pobiegły na huśtawkę, a ja usiadłam na ławeczce. Stała w pełnym słońcu. Na chwilę przymknęłam oczy.
– Mogę usiąść obok? – usłyszałam nagle czyjś głos.
Obok mnie stała kobieta w moim wieku, a przy niej głęboki wózek. Kiwnęłam głową.
– To pani dzieci? Moja Kasia właśnie poszła się z nimi pobawić. W końcu ma inne towarzystwo niż tylko ja i niemowlę.
– Znam to – przyznałam szczerze. – Sama przez pierwsze dwa lata byłam uwiązana w domu. Nawet do toalety nie chodziłam sama.
Kobieta zaśmiała się
– Taaak – powiedziała. – Nie wyobrażam sobie życia bez dzieci, ale czasem stają się pewnym problemem. Nie mogę wyskoczyć sama na zakupy. Ale najbardziej mi żal, że do fryzjera nie mogę się wybrać!
– Dlaczego? – spytałam, autentycznie zaskoczona.
– Dziećmi zajmuję się tylko ja, mąż pracuje sześć dni w tygodniu. Gdy wraca i mogłabym wyjść, zakład fryzjerski jest już zamknięty. Poza tym mąż jest zmęczony i głupio mi powiedzieć, aby po tylu godzinach harówki został z maluchami, bo ja chcę wyskoczyć do fryzjera.
W tym momencie mnie olśniło. Już wiedziałam, co mam robić!
– To może ja panią obsłużę? Jestem fryzjerką, ale nie mogę znaleźć pracy. Cały warsztat mam w jednej sporej torbie. Jak ma pani czas, to za parę minut tu wrócę i pójdziemy do pani mieszkania. Tylko muszę zabrać dzieci ze sobą – zastrzegłam.
– Naprawdę? – twarz kobiety momentalnie pojaśniała. – Dzieci nie są problemem. Pobawią się z moją Kasią!
Tego popołudnia zarobiłam pierwsze pieniądze. Niewielkie, ale zawsze. U pani Ani spędziłam dwie godziny. Efekt pracy był niesamowity! Z lustra patrzyła na mnie piękna, zadowolona kobieta.
– Czy mogę dać pani numer telefonu moim koleżankom? – spytała, gdy pakowałam sprzęt. – Wiele z nich jest w takiej samej sytuacji.
Oczywiście, że się zgodziłam. Już następnego dnia miałam kolejne zlecenie. A potem zostałam nimi zasypana! Po dwóch miesiącach założyłam jednoosobową działalność. „Mobilna fryzjerka” stała się hitem w naszym miasteczku. Z moich usług korzystały głównie młode mamy. Ale było też sporo starszych i niepełnosprawnych osób, które z trudem dawały sobie radę w domu, a co dopiero mówić o spacerze do zakładu fryzjerskiego. I choć nie zarabiam kokosów, stać mnie na wynajęcie mieszkania i powolne rozszerzanie działalności. A wszystko za sprawą jednego, przypadkowego spotkania…
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”