„Spotkanie z przyjacielem okazało się tragedią. Zamiast opowiadać o panienkach, tylko puszył się jak paw i ze mnie kpił”

samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, amixstudio
„– Zapomniałeś o jednej rzeczy, o ile ją, mój drogi Witusiu, masz. Jest coś takiego, jak sumienie. Jak myślisz, ma to jakieś znaczenie? Jeśli nie dla świata, to dla każdego z nas. Z osobna”.
/ 11.01.2023 17:15
samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, amixstudio

Zadzwonił telefon.

– Tak?

– Wituś?

– Taaaa… kto mówi?

– Plomba.

– Dziękuję, ale nie skorzystam, mam już swojego dentystę.

– Plomba mówi! Piotrek, idioto!

– Piotrek Plomba?

– Jestem w Warszawie!

Przywołałem do pamięci operacyjnej stosowne dziesięciolecia. Plomba, zgadza się, mój najbliższy kumpel z grupy. Socjologia, lata 70. Przez kilka semestrów byliśmy jedynymi chłopakami w grupie, a dookoła nas piękne i inteligentne dziewczęta. To chyba Anka ochrzciła nas „rodzynkami”. Dla odróżnienia Piotrek był rodzynkiem pierwszym (jego nazwisko zaczynało się na literkę „d” a ja, siłą rzeczy – drugim (z końca alfabetu). Dla mnie był jednak Plombą.
Dlaczego? Nie pamiętam.

– Długo tu zabawisz?

W tym pytaniu zawarłem całe tony ironii, podsumowałem naszą wspólną historię, która była niekończącą się zabawą aż do momentu, w którym Plomba zniknął na, bagatela, czterdzieści lat.

– Coś ty? Krótko i jakoś mnie to, co widzę, wcale nie bawi. Ponuro tu u was. Ale zobaczyć cię chcę.

– A skąd wziąłeś mój numer?

– Przypadek. Wczoraj w nocy spotkałem Ankę, pamiętasz Ankę? Ona dała mi namiary na Ewę, a ta skołowała ten numer. Najważniejsze, że jestem, bracie, i że możemy się zobaczyć, co nie?

– Kiedy chcesz?

– Zaraz.

– Gdzie jesteś?

– Jak to gdzie? Pod Harendą!

Prychnąłem śmiechem. Powiedział to takim tonem, jakby się spod Harendy przez te dziesięciolecia nie ruszył.

– To ja może przyjadę po ciebie.

– Po co? Daj adres i sobie poradzę.

– Nie poradzisz. Usiądź w knajpie i czekaj, będę za pół godziny.

Dlaczego ja jestem łysy, a on nie?!

– O jenyyy, to ty! Wituś, stary byku, ale ty jesteś stary, cholera! Ile ty masz lat?

– Tyle samo, co ty, sześćdziesiąt trzy.

– Nie żartuj! Tyle już mam?

Wyglądał na szczerze zdumionego. Fakt, był szczupły, miał długie włosy leciutko przeciągnięte mgiełką siwizny, spojrzenie bystre i szczeniacki uśmiech.

– Co się stało z twoimi włosami?

– Wyszły.

– Trzeba było je jakoś zatrzymać! Ja tam swoim nie pozwalam nigdzie wychodzić.

– Nie pytały mnie o zgodę, cichcem jakoś się wymknęły.

– To masz problem. Estetyczny znaczy się. Piwko?

– Nie, no co ty? Prowadzę.

– Co prowadzisz?

– Samochód, Plomba, samochód, jedziemy przecież do mnie, zapomniałeś?

– Jaki samochód? Ty masz samochód? Umiesz jeździć, serio? Co się z tobą porobiło? Wiesz, że to zatruwa atmosferę?

– Wiem.

– I?

– Ograniczam jeżdżenie do niezbędnego minimum.

Ruszyliśmy w stronę Wesołej. Plomba natychmiast wygrzebał z plecaczka jakąś płytę i bezceremonialnie wymienił muzykę w odtwarzaczu na swoją.

– O! Od razu lepiej. To jest moc!

– A co to?

– Nie znasz, moi kumple ze wsi. Grają sobie i nagrywają, genialni są.

– Znani są? Ktoś ich słucha?

– Ja słucham!

No tak, Plomba słucha, to oznacza, że są genialni.

– Z jakiej wsi?

– Tam, gdzie mieszkam. Taka cudowna prowincja, to młode chłopaki są, robię tam u nich za guru.

– Ale gdzie?

– No u nas, w Norwegii.

– Mieszkasz w Norwegii?!

– Od zawsze. To jedyne miejsce do życia. Tylko alkohol za drogi. Ale pędzą bimber. Żyję jak w raju.

– Plomba, ja nic o twoim życiu nie wiem. Nie wiedziałem, że mieszkasz w Norwegii, zaglądałem na różne strony w internecie, ale nigdzie się nie pojawiłeś. Myślałem nawet, że się zawinąłeś.

– Co ty, głupi jesteś? Ja jestem nieśmiertelny. A w internecie mnie nie szukaj, zapomnij o tym. Nigdy, nic, żadnego śladu nie zostawiam. Nie po to uciekałem od komuny, żeby teraz samemu pakować się w łapy sieci.

Daj spokój, chyba nie w tym domu?

– To tylko internet.

– Tylko? To największa sieć szpiegująca wszystkich, zbierająca każde twoje westchnienie, splunięcie, wieczorne popierdywanie, każdy twój ruch i bezruch. To jest Wielki Brat, który nigdy nie zasypia. Ta nasza biedna ubecja zapisująca na karteluszkach jakieś fragmenty zasłyszanych rozmów, to pikuś był. Śmietnik po nich został, jeden bałagan. Sami się w tym nie umieli połapać. A dziś są bezlitosne i precyzyjne algorytmy. Wielkie mózgi mielące te biliony bilionów informacji, po to, żeby któregoś dnia złapać cię za jaja i zrobić to, na co będą akurat mieli ochotę.

– Kto?

– Ci, którzy będą mieli dostęp do tych informacji. Czasem ci, czasem inni, bez znaczenia, ale nigdy nie w dobrych intencjach. Ty jesteś dla nich tylko mięsem. Masz rosnąć, a jak będziesz już dostatecznie wyrośnięty, to cię zjedzą. „Smaczny Wituś!”, „o, tak, bardzo smaczny”.

– To tu.

– Co tu? Mieszkasz tu? Daj spokój, chyba nie w tym domu?

– W tym, a co?

– Po co ci taki dom? Ile to ma metrów? To beton jest? Ohydny!

A ty w czym mieszkasz? W szałasie?

– Normalnie, stary, w maleńkiej drewnianej chałupce.

– Bez prądu i bez wody…

– Z prądem i z wodą ale… ha! Mam tam własny generator. Rowerek, bracie… Jak potrzebuję trochę prądu, to wsiadam na rowerek i sobie pedałuję i prąd się szybciutko robi, bez niszczenia świata. A jak się zmęczę, to Ilma wsiada i też sobie trochę popedałuje.

– A Ilma to?

– Dziewczyna. Jesteśmy ze sobą. Straszna wariatka, mówię ci.

– Masz jakieś zdjęcia?

– Po co? Tu noszę jej obraz – walnął się w okolice serca. – Mamy dwoje dzieci, ale nie mieszkają z nami. Poszły w świat. Jeszcze nie wiedzą, że tam nie ma czego szukać. A ty masz dzieci?

– Też dwoje. I też poszły w świat. Szukają dla siebie miejsca, w zasadzie znalazły już, mam nawet wnuki… trójkę…

– Widujesz je?

– Nie bardzo. Nie chcą tu przyjeżdżać.

– Nie dziwię im się. Ożeż, trzymasz jeszcze analogi?

– Trochę. To, co zostało z przeszłości. Znasz je w większości z tamtych lat.

– Puśćmy to!

Piliśmy wino przy najpiękniejszych płytach z końca lat sześćdziesiątych. Przy tych hipisowsko-pacyfistycznych manifestach.

– Ale powiedz, tak szczerze, pamiętasz jeszcze, o co nam chodziło, czy już całkiem zapomniałeś? Czy te płyty to dla ciebie tylko muzyka, czy coś więcej? – zainteresował się w pewnej chwili Plomba.

– Pewnie coś więcej. Wzruszam się.

– Tam jest sens życia, tam jest wszystko! Ja tak żyję. Nigdy się nie zaprzedałem. Nigdy. Pieprzę to, że świat poszedł w inną stronę, i że nasi kumple sprzedali się i sprzedają dalej za tandetne błyskotki. Ja mam jedno życie, a jego sens jest dla mnie oczywisty. Nie niszczyć, nie zabijać, nie ranić, nie kłamać, nie manipulować. Świat to system naczyń połączonych, nie możesz liczyć na to, że jak bierzesz bez umiaru, to nigdzie nie ubywa. Ubywa, strasznie szybko ubywa. Kończy się woda, kończy się powietrze, znika Arktyka i płoną lasy na Syberii i w Amazonii. Dlaczego? Bo tacy jak ty wyżerają światu o wiele więcej niż naprawdę potrzebują.

– Nie jesteś zbyt skrajny w poglądach?

Szkoda. Może bym go odwiedził

– Ja skrajny? Wituś, spójrz na ten swój dom! Otwórz lodówkę i popatrz bez czego mógłbyś się obejść. Po to niszczą lasy, żebyś mógł kupić kawał krowy z Argentyny albo homary złowione tysiące kilometrów od twojego domu. Policz, ile masz par butów i ile nienoszonych spodni i koszul. Oblicz, ile wody niszczysz, żeby twój trawnik był równie piękny jak trawnik sąsiada. I pomyśl, że to jest jedna i ta sama woda, dzięki której żyją wszystkie stworzenia! Jak można tego nie rozumieć. Obieg zamknięty. Właśnie zabijamy ten świat. Zaraz zaczniemy zabijać się nawzajem, bo dla wszystkich nie wystarczy. Bierzesz w tym udział.

– Nawet, jeżeli tak jest, to nic już nie można z tym zrobić. Naprawdę myślisz, że jeżeli zamiast steka zrobię sobie zupę z pokrzywy, to cokolwiek uratuję? Jesteś tak samo naiwny, jak ta cała nasza generacja. Ja jestem tylko małym misiem, który próbuje jakoś dożyć swoich dni! Nic nieznaczącą, niezauważalną drobinką pyłu. Tobie się wydaje, że cokolwiek zmienisz, pedałując na rowerku robiącym prąd. Ale nic już nie zmienisz. Bo ty jesteś takim samym pyłkiem jak ja! Tylko masz w sobie wielką, niewyobrażalną pychę! Ale żyjesz w świecie ułudy! A tak naprawdę nic nie znaczysz! Rozumiesz?

– Zapomniałeś o jednej rzeczy, o ile ją, mój drogi Witusiu, masz. Jest coś takiego, jak sumienie. Jak myślisz, ma to jakieś znaczenie? Jeśli nie dla świata, to dla każdego z nas. Z osobna.

Plomba poszedł sobie w stronę centrum. Nie zostawił mi żadnych namiarów na siebie. Nie poprosiłem go o to.

Szkoda. Może bym go odwiedził, nie byłem jeszcze w Norwegii. 

Czytaj także:
„Mój przyjaciel zdradził żonę z dziewczyną, którą ja zaprosiłem na randkę. Bezczelny jeszcze śmie przychodzić do mnie po radę!”
„Mój przyjaciel czuł się winny śmierci znajomego. Ta tragedia zniszczyła mu życie i zmieniła je w koszmar”
„Mój przyjaciel prawie wpakował się do więzienia dla pieniędzy. Nie myślał o rodzinie, pazerność odebrała mu rozum”

Redakcja poleca

REKLAMA