Stałam przed drzwiami mieszkania moich rodziców. To absurdalne, że mimo trzydziestki na karku, czułam się jak dwunastolatka wracająca po pierwszej nocy spędzonej u koleżanki. Te drzwi nie zmieniły się ani o jotę, ale ja? Minęło dziesięć lat. Wiele miało być inaczej. Kiedy wyjeżdżałam, pełna nadziei, wierzyłam, że świat stoi przede mną otworem. Ale ostatecznie? Wracałam z pustymi rękoma i jeszcze większą dziurą w sercu. Dziurą, którą chciałam zapełnić.
Wciąż miałam w głowie obraz Piotra. Nie widzieliśmy się od końca liceum, ale to, co do niego czułam, nie wygasło. Czasem wydawało mi się, że to był najprawdziwszy związek, jaki miałam. Może dlatego, że nigdy nie musiałam go skonfrontować z rzeczywistością? Żadne kłótnie, zdrady czy codzienne problemy nie miały szansy tego zepsuć. Tak, to właśnie Piotr był „tym jedynym”. Ale on teraz miał żonę, dzieci. A ja powinnam się skupić na odbudowaniu swojego życia.
Początkowo chciałam się skupić na pracy, odbudowaniu kontaktów z rodziną i odnalezieniu dawnej siebie. Ale coś mnie ciągnęło z powrotem do tego wspomnienia z Piotrem, do tego, co mogło być. Dlatego, kiedy los zadecydował i zetknął nas ze sobą na ulicy, poczułam, że moje serce bije szybciej.
Los zetknął nas po latach
Skręcałam z głównej ulicy w stronę małego sklepu, gdy nagle usłyszałam swoje imię. Obróciłam się i zobaczyłam Piotra. Wyglądał niemal tak samo, jak wtedy – trochę starszy, bardziej zmęczony, ale wciąż ten sam. Podszedł do mnie z szerokim uśmiechem, a ja poczułam się tak, jakby czas nie minął. Może to tylko iluzja?
– Agnieszka? Nie wierzę, że to naprawdę ty! – powiedział z entuzjazmem. – Minęło tyle lat, a ty wciąż wyglądasz tak samo.
Starałam się ukryć zakłopotanie, choć w środku czułam radość.
– Cóż, dziesięć lat za granicą robi swoje. A ty? Jak ci życie płynie po liceum?
Uśmiechnął się nieco gorzko.
– Żona, dzieci, rutyna... Ale wiesz, kiedy cię zobaczyłem dzisiaj, poczułem się, jakby to wszystko było wczoraj. Jakbyśmy wciąż byli tam, na szkolnym boisku.
Nasze spojrzenia się spotkały. Wiedziałam, że nie powinnam tego kontynuować, ale jakaś część mnie chciała usłyszeć więcej. Poczuć ten dreszcz, który czułam, kiedy byliśmy młodsi.
– Czasami to niebezpieczne. Wspominać przeszłość... – powiedziałam, czując, jak się rumienię.
– Czasem ryzyko to jedyne, co trzyma nas przy życiu – odparł poważnie, a ja poczułam, że zanurzyliśmy się we wspomnienia zbyt głęboko.
Zaczął pytać o moją pracę, życie za granicą, a ja odpowiadałam automatycznie, próbując nie dać się porwać uczuciom. Kiedy zaproponował pójście na kawę, zgodziłam się, choć dobrze wiedziałam, że to może prowadzić do czegoś, czego potem mogę żałować. W końcu, czy nie od tego wszystko się zaczyna? Od jednej niewinnej kawy?
Spotykaliśmy się w ukryciu
Nie wiem, kiedy to się wymknęło spod kontroli. Może już przy tej pierwszej kawie? Spotykaliśmy się coraz częściej – początkowo przypadkowo, jakby od niechcenia, ale potem zaczęliśmy się umawiać. Niby nic poważnego, zwykła kawa, wspólne spacery. „To tylko rozmowy”, mówiłam sobie, a jednak czułam, że każde kolejne spotkanie prowadzi nas coraz bliżej nieuchronnego.
Siedzieliśmy razem w małej kawiarni na uboczu. Kawiarnia miała przytulny klimat, za oknem padał deszcz, a ja zapomniałam, że istnieje świat poza nami.
– Co z twoją żoną? – zapytałam w końcu, nie mogąc dłużej unikać tematu. – Nie masz wyrzutów sumienia?
Piotr zmarszczył brwi, patrząc na mnie poważnie.
– Oczywiście, że mam – westchnął ciężko – ale... to wszystko takie skomplikowane. Ona mnie nie rozumie mnie tak jak ty. Z tobą czuję się wreszcie sobą.
Przełknęłam ślinę. Te słowa były trudne, ale jednocześnie poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele. Czy naprawdę mogłam w to uwierzyć? Że ja byłam tą wyjątkową, której brakowało w jego życiu?
– A dzieci? – spytałam, próbując zachować resztki zdrowego rozsądku. – To nie jest takie proste.
– Wiem – powiedział cicho, kładąc rękę na mojej. – Ale obiecuję, że wszystko się ułoży. Potrzebuję tylko trochę czasu. Proszę.
Słysząc te słowa, wiedziałam, że wpadam w pułapkę. Wiedziałam, że tak często mężczyźni mówią o „czasie”, ale rzadko rzeczywiście coś zmieniają. Jednak gdzieś głęboko miałam nadzieję, że może tym razem będzie inaczej. Może Piotr naprawdę by dla mnie coś zmienił.
Z każdą kolejną kawą, spacerem, przypadkowym dotknięciem jego dłoni, czułam, jak ta relacja staje się coraz bardziej niebezpieczna. W końcu, podczas jednego z naszych spotkań, zamiast wrócić do domu, pojechaliśmy do małego, odległego hotelu. Deszcz bębnił w okna, kiedy nasze ciała po raz pierwszy zbliżyły się tak, jak nasze serca już dawno chciały. A potem… nic nie było już takie samo.
Leżąc obok niego w ciemnościach, czułam mieszankę euforii i przerażenia. Wiedziałam, że robię coś złego, ale nie mogłam przestać. Piotr obiecywał, że to tylko kwestia czasu, że niedługo będzie mógł odejść od żony, a my zaczniemy nowe życie. Byłam naiwna? Może. Ale chciałam w to wierzyć. Chciałam myśleć, że to, co robimy, ma sens.
Mimo to czasem w ciszy nocy, kiedy zostawałam sama, nachodziły mnie wątpliwości. Czy naprawdę można budować coś dobrego na kłamstwach? Czy miłość, która niszczy innych, może przynieść szczęście?
Nagle zrobiło się poważnie
Minęły miesiące. Nasze spotkania stały się częścią mojej codzienności, chociaż zawsze miały w sobie coś z ukrywania się. Spotykaliśmy się w miejscach, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć, dzwoniliśmy do siebie późnymi wieczorami, kiedy jego żona była zajęta dziećmi, a ja leżałam sama w swoim łóżku, udając, że wszystko jest pod kontrolą.
I wtedy to się stało.
Pewnego ranka, budząc się z dziwnym uczuciem w żołądku, poczułam, że coś jest nie tak. W pierwszej chwili myślałam, że to tylko stres, ale kiedy kolejny tydzień przyniósł coraz gorsze samopoczucie, zaczęłam liczyć dni. Serce zabiło mi mocniej, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem spóźniona o kilka tygodni z okresem.
Ciężko było mi oddychać, kiedy kupowałam test ciążowy. A potem, w domu, siedząc na krawędzi wanny, patrzyłam na dwie wyraźne kreski. Byłam w ciąży. Z Piotrem.
Nie wiedziałam, co robić. Początkowo wpadłam w panikę. To miało być nasze małe, skrywane przed światem życie, bez żadnych konsekwencji, bez odpowiedzialności. Teraz jednak wszystko się zmieniało. Nosiłam w sobie jego dziecko. Dziecko, które nie miało prawa istnieć w tej historii, która od samego początku była błędem.
Zdecydowałam, że muszę mu powiedzieć. Mimo lęku i poczucia winy, nie mogłam tego dłużej ukrywać.
Spotkaliśmy się wieczorem, w tej samej kawiarni, co zawsze. Piotr był zamyślony, ale uśmiechnął się na mój widok. Gdy usiedliśmy, poczułam, jak moje ręce zaczynają się trząść.
– Słuchaj... muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, czując, że łamie mi się głos.
Spojrzał na mnie, a jego wyraz twarzy zmienił się, jakby przeczuwał coś złego.
– Co się stało? – zapytał, nachylając się w moją stronę.
– Jestem w ciąży – wypaliłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Widziałam, jak jego twarz blednie, a oczy rozszerzają się w szoku.
– Co...? To... to niemożliwe – wyjąkał. – Jesteś pewna?
– Tak. Sprawdziłam kilka razy – odpowiedziałam, próbując zachować spokój, ale czułam, jak wewnętrznie się rozsypuję.
Piotr odchylił się na krześle, patrząc gdzieś w dal, jakby próbował zrozumieć to, co usłyszał. Przez chwilę milczał, a ja czekałam na jego odpowiedź, czując, że te sekundy ciągną się w nieskończoność.
– Musimy... musimy to przemyśleć – powiedział w końcu. – Daj mi chwilę, muszę się z tym oswoić.
– Co teraz? – zapytałam, nie wiedząc, czy mam nadzieję, czy żądam odpowiedzi. – Zamierzasz to powiedzieć swojej żonie?
Piotr pokręcił głową, ale jego wzrok był zamglony, jakby sam nie wiedział, co robić.
– Muszę to wszystko jakoś ułożyć w głowie. Proszę cię, nie rób nic pochopnie. Obiecuję, że cię nie zostawię.
Jego słowa miały mnie uspokoić, ale coś w jego tonie, w tej nagłej rezerwie sprawiło, że poczułam, jakby między nami wyrósł mur. A potem zaczęło się to, czego się obawiałam.
Piotr przestawał odbierać moje telefony. Jego wiadomości stawały się coraz rzadsze i coraz bardziej zdawkowe. Wcześniej to on inicjował nasze spotkania, teraz robił to coraz rzadziej, zawsze tłumacząc się pracą, dziećmi, nagłymi problemami w domu. Poczułam, jak zaczyna mi się wymykać.
Nie chciałam w to uwierzyć. Każdego dnia czekałam na znak, że to tylko chwilowy kryzys, że wróci i zrobi to, co obiecał. Ale wewnętrznie czułam, że coś jest nie tak.
Stałam się dla niego ciężarem
Mijały tygodnie, a Piotr coraz bardziej znikał z mojego życia. Początkowo próbowałam zrozumieć jego milczenie. Może rzeczywiście potrzebował czasu, żeby przemyśleć, jak rozwiązać tę sytuację. Ale z każdym dniem stawało się jasne, że nie zamierza dotrzymać swoich obietnic.
Zaczęłam dzwonić coraz częściej, ale on rzadko odbierał. A kiedy już rozmawialiśmy, jego głos był chłodny, zdystansowany, jakby chciał wszystko załatwić jak najszybciej i wrócić do swojego świata, w którym ja nie istniałam.
Pewnego dnia postanowiłam pójść pod jego dom. Stałam po drugiej stronie ulicy, obserwując go, jak wychodzi z żoną i dziećmi, uśmiechnięty, jakby nasze spotkania i obietnice nigdy się nie wydarzyły. Czułam, jak żal i gniew rozrywają mnie od środka, ale nie miałam odwagi podejść.
Zrozpaczona, zwróciłam się do mojej przyjaciółki, Zuzi, jedynej osoby, która wiedziała o moim związku z Piotrem. Siedziałyśmy w jej mieszkaniu, a ja opowiadałam jej o wszystkim, łamiąc się coraz bardziej z każdym słowem.
– Agnieszka, musisz to zakończyć – powiedziała zdecydowanie, patrząc na mnie poważnie. – On nigdy nie miał zamiaru zostawić żony.
– Ale mówił, że to tylko kwestia czasu... – próbowałam się bronić, choć wiedziałam, że ma rację.
– Jego słowa nic nie znaczą – przyjaciółka potrząsnęła głową. – Musisz pomyśleć o sobie i o dziecku. On ucieka, bo nie chce wziąć odpowiedzialności.
Słysząc te słowa, poczułam, że to koniec.
On nie wróci. Byłam sama
Następnego dnia stanęłam przed lustrem, patrząc na swoje odbicie. Czułam się zupełnie pusta, jakbym straciła wszystko. Piotr zniknął z mojego życia na dobre, a ja zostałam sama z dzieckiem, które wciąż rosło we mnie. Czasem miałam wrażenie, że ten cały romans był tylko snem. Ale rzeczywistość była nieubłagana. Byłam w ciąży, a ojciec dziecka po prostu mnie porzucił.
W głowie kłębiły mi się różne myśli. Co teraz? Czy powinnam powiedzieć jego żonie? Czy ma prawo, żeby wiedzieć, co zrobił jej mąż? Miałam dość siły, żeby ujawnić prawdę, ale nie chciałam niszczyć życia tej kobiecie. Nie chciałam też rujnować rodziny Piotra, mimo że on zniszczył moje życie.
Zuzia dzwoniła codziennie, próbując mnie wspierać. Mówiła, że muszę myśleć o sobie i o przyszłości dziecka, ale wciąż czułam się przytłoczona. Z każdym dniem coraz mocniej uświadamiałam sobie, że samotne macierzyństwo nie będzie łatwe, a Piotr już nigdy nie wróci. Jego uśmiech, dotyk, obietnice – wszystko to było kłamstwem, które przestało istnieć, kiedy rzeczywistość stała się trudniejsza niż jego słowa.
Decyzja, żeby odpuścić, przyszła trudniej, niż się spodziewałam. Wiedziałam, że muszę ruszyć dalej, ale każda próba wydawała się niemożliwa. Piotr stał się moim przekleństwem, kimś, kto wyrwał mi serce i zostawił mnie z niczym. Byłam pełna goryczy i żalu, ale wiedziałam, że nie mogę trwać w tej rozpaczy.
Patrząc na siebie w lustrze, obiecałam sobie jedno – to ja teraz będę dbać o moje życie i życie mojego dziecka. Piotr nie był już częścią tego planu. Byłam sama.
Agnieszka, 33 lata
Czytaj także:
„Przyjaciółka miała zadatki na starą pannę. Wystarczyła jedna randka z finałem w sypialni, żeby zaczęła zadzierać nosa”
„Zawsze byłam porzucana, a miłość wydawała się nieosiągalna. Pewien słowiański przesąd skutecznie odmienił mój los”
„Gdy kochanek nie zapraszał mnie do siebie, myślałam, że wstydzi się ciasnej kawalerki. A potem odkryłam, co ukrywał”