Woda w jeziorze była cudowna. Chętnie zostałabym na kąpielisku dłużej, ale musiałam wracać, bo obiecałam mamie, że jeszcze tego samego dnia umyję okna i wyszoruję schody. Rodzice byli już starsi, mama miała problemy ze schylaniem się i pewnie gdyby nie ja, dom zarósłby kurzem i pajęczynami. Ale nie narzekałam. Miałam dwadzieścia siedem lat, pracowałam na poczcie i lubiłam swoją pracę. Do tego mieszkałam w miejscu, gdzie z okien było widać jezioro, a podczas spaceru z psem można było nazbierać podgrzybków i jeżyn.
W domu czekała na mnie niespodziewana wiadomość. Aż jęknęłam, kiedy ją usłyszałam.
– Jak to, przyjeżdżają na wakacje? – skrzywiłam się boleśnie. – Przecież Ada mówiła, że w tym roku jadą całą rodziną do Bułgarii!
– No, ale jednak zmienili plany. Chcą robić remont łazienki, muszą oszczędzać…
– To ja się chyba na te trzy tygodnie wyprowadzę! – syknęłam i pobiegłam na górę.
Słyszałam jeszcze wołanie mamy, żebym nie przesadzała, bo Ada to moja siostra i powinnam się cieszyć, że zobaczę ją i siostrzeńców.
– No i oczywiście szwagra – dodałam wściekle pod nosem.
U nas mieli jak w najlepszym hotelu
Ada była ode mnie siedem lat starsza i właściwie wychowywałyśmy się w zgodzie. Dom rodzinny był duży, każda miała własny pokój, więc raczej nie wchodziłyśmy sobie w drogę. Kiedy siostra poznała Romka, chłopaka z Katowic, wyprowadziła się tam. Zamieszkała z nim, potem się pobrali, urodziła Piotrka i Wojtka. Byłam u nich tylko raz, jeszcze w starym mieszkaniu. Za małym, żeby mogli sobie pozwolić na zapraszanie rodziny, więc mama i ja zostałyśmy tylko na jedną noc. Od niedawna mieli już większe lokum w kamienicy, które systematycznie remontowali i upiększali, ale ani mnie, ani rodziców do niego nie zaprosili. Chętnie natomiast wpraszali się do nas.
– Mamo, tato, jesteśmy! – usłyszałam kilka dni później zza okna. Zupełnie jakby warkot ich wielkiego, terenowego samochodu nie zdołał obwieścić ich przyjazdu całej okolicy.
Zanim moja elegancka, świetnie ubrana siostra i jej ważny mąż weszli do sieni, wpadli tam moi siostrzeńcy. Kocham te dzieci, ale nie znam gorzej wychowanych chłopaczysk!
– Ciocia, gdzie macie gniazdko? – krzyknął na powitanie starszy. – Bo mi telefon pada!
– Babcia, chce mi się pić! Masz coca-colę? – rzucił młodszy na widok babci.
Chwilę później wszedł Romek. Jakoś nigdy nie znalazłam z nim wspólnego języka. Może imponował mojej siostrze, bo potrafił się ustawić z tą swoją firmą produkującą opakowania do wędlin, ale dla mnie był nudny, nadęty i wiecznie niezadowolony.
– Cześć, mamo! – Ada cmoknęła mamę w policzek. – Rany, ależ jesteśmy skonani… No i głodni, dzieci nie jadły nic od śniadania.
Mama zapewniła, że już podaje obiad i zaprosiła ich do stołu. Oczywiście chłopcy nie chcieli kotletów, naświnili na obrus, Piotrek oznajmił, że nie będzie pił kompotu, bo on tylko coca-colę, a ich rodzice udawali, że to wszystko to żaden problem. Potem oddalili się do dawnego pokoju Ady na „małą sjestę”, a dzieciaki zostawili pod opieką dziadków. Nie, żebym się tego nie spodziewała, bo w końcu szwagrostwo gościli u nas co roku, ale mimo wszystko zagryzłam policzki od środka, kiedy wstali od stołu, nawet nie odstawiając talerzy do zlewu. Mama poszła zająć się chłopcami, a ja zostałam ze stertą brudnych naczyń.
Zawsze tak było, dokładnie co roku, w sierpniu. Ada i Romek mieli pieniądze, ale po co mieli je wydawać na wakacje, skoro mogli na trzy tygodnie zwalić się na głowę naszym rodzicom? Przecież tu mieli wszystko jak w najlepszym hotelu: pyszne posiłki kilka razy dziennie, wygodne pokoje dla siebie i dzieci, nawet pranie mama im robiła. Siedzieli więc nad jeziorem albo jeździli z dzieciakami do kina czy cyrku w pobliskim miasteczku i o nic nie musieli się martwić. Ani za nic płacić.
– Mamo, powinnaś porozmawiać z Adą, żeby kiedy tu przyjeżdżają we czwórkę, dokładała się chociaż do zakupów – mówiłam, wypakowując siatki z koszyka na rowerze, a na swoją kolej czekał jeszcze pełny plecak.
Rodzice nie mieli samochodu, a Adzie ani Romanowi do głowy by nie przyszło podjechać swoim autem pod sklep.
– Nie, to absolutnie nie wypada – odpowiadała mama. – Oni są tu gośćmi, a mnie jeszcze stać na chleb i kurczaka dla wnuków.
Usłyszałam, że jej zazdroszczę
Próbowałam też przekonać ją, żeby choć trochę zaangażowała Adę do codziennych prac. Nie podobało mi się, że kiedy siostra przyjeżdża z rodziną, ja mam więcej obowiązków w domu. Ciągle musiałam zmywać, zamiatać, rozwieszać ich pranie, sprzątać po dzieciach.
Te dzieci to była oddzielna historia… Siostra i szwagier pozwalali im na wszystko, wskutek czego chłopcy byli zwyczajnie niewychowani. Brali bez pozwolenia cudze rzeczy, na przykład wyjmowali z serwantki porcelanowe figurki mamy albo bawili się wędkami taty, aż zepsuli najdroższą z nich.
Skakali po kanapie i rzucali się poduszkami, nie patrząc przy tym, co strącają z półek i ławy. Nie raz sprzątałam rozbity przez nich flakon czy rozsypane po dywanie chipsy. Stłukli też pasterkę z owieczkami, kolekcjonerską figurkę, która miała ze sto lat. Moi siostrzeńcy bez pytania zdjęli ją z półki, a potem zaczęli się o nią szarpać. Pastereczka rozbiła się drobny mak…
– To przecież tylko dzieci… – moja mama próbowała ich tłumaczyć, ale widziałam, że ma łzy w oczach. – Nie mogę nic powiedzieć Adzie, bo przestanie przyjeżdżać i już w ogóle nie będę widywać wnuków…
Wściekałam się o takie podejście. Ada naprawdę nie robiła nikomu łaski, że przyjeżdżała. Byczyła się tu całymi dniami, jej mąż non-stop siedział z nosem w laptopie, ponoć zarządzał zdalnie firmą, wszyscy mieli tu wikt i opierunek za darmo. I jeszcze opiekę nad dziećmi, bo dziadkowie na każde „możecie się chwilkę nimi zająć?” odpowiadali: tak, chociaż „chwilka” trwała nieraz cały dzień.
W końcu nie wytrzymałam i kiedy raz siostra o poranku zapytała, czy mogłabym przynieść jej i Romusiowi kawę do sypialni, wygarnęłam jej, co o tym myślę.
– Czy tobie się coś nie pomieszało?! – warknęła na mnie. – Przyjeżdżam tu do siebie. To moi rodzice i mój dom! A jak ci się moje wizyty nie podobają, to czas najwyższy, żebyś się wyprowadziła na swoje! A tak w ogóle to się czepiasz, bo mi zazdrościsz, że ja wyszłam za mąż i mam dwoje wspaniałych dzieci, a ty jesteś ciągle sama i utknęłaś na dobre w tej dziurze!
Ostro się wtedy pokłóciłyśmy. Ja wykrzyczałam jej, że przyjeżdżają w cztery gęby, objadają starych rodziców, a do tego oczekują, żeby po nich posprzątać i zdmuchiwać im pyłki spod stóp. Ona wypomniała mi, że nie mam nawet chłopaka, więc zaślepia mnie zawiść o jej szczęście, a w ogóle to pewnie ja jestem ciężarem dla rodziców.
Pod koniec kłótni weszła mama i zaczęła prosić, żebyśmy przestały. Ale Ada była już naprawdę wściekła i postanowiła postawić sprawę na ostrzu noża.
– Emilia mówi, że macie nas już serdecznie dosyć! Podobno was objadamy, moje dzieci was denerwują, a tak w ogóle to uważacie nas za pasożytów!
Jak tylko przyjadą, ja stąd znikam
Mama pobladła, a potem zaczęła… przepraszać Adę! Mnie także kazała to zrobić! Odmówiłam i poszłam do swojego pokoju. Jeszcze z góry słyszałam, jak mama przekonuje moją nabzdyczoną siostrę, że oboje z tatą są bardzo zadowoleni z ich przyjazdu, uwielbiają swoich wnuczków i w ogóle to Ada odwiedza ich zbyt rzadko. A ja po prostu najwyraźniej przechodzę ciężki okres i w związku z tym trzeba mnie traktować z wyrozumiałością.
Ze złości zjadłam dwie tabliczki czekolady na raz, a potem wtuliłam twarz w poduszkę i rozpłakałam się jak dziecko.
Po tamtej awanturze Ada zachowywała się wobec mnie jeszcze gorzej. Ciągle mi docinała, a jej synowie, widząc, co matka robi, kompletnie przestali się ze mną liczyć. Moi rodzice nie byli z tego zadowoleni. Ojciec to nawet trzymał moją stronę, ale milczał. Mama próbowała łagodnie interweniować, ale ją też mieli za nic.
W końcu nadszedł upragniony dzień wyjazdu koszmarnej rodzinki. W domu czekało jeszcze pobojowisko do posprzątania, pościel do wyprania oraz gumy do żucia do odklejenia z parapetów i innych dziwnych miejsc. Pomachałam więc rodzinie, nie kryjąc ani tego, że jestem zmęczona, ani tego, że ich wyjazd sprawia mi radość, a co najmniej ulgę.
Po wyjeździe siostry mama próbowała jeszcze raz przekonać mnie, że niepotrzebnie naskoczyłam na Adę.
– Wiesz, że ja tak tęsknię za chłopcami… Musisz być dla nich milsza następnym razem, bo boję się, że przez twoje zachowanie oni w końcu przestaną…
– Następnym razem?! – nie wytrzymałam. – Wiesz co, mamuś? Mam czterdzieści pięć dni zaległego urlopu. Następnym razem, jak oni się tu zwalą, wyjeżdżam w góry na całe trzy tygodnie!
Przerażenie na twarzy mamy, które było jej jedyną reakcją na te słowa, podpowiedziało mi, co naprawdę myśli o wizytach mojej siostry i jej rodziny. Tak mnie to ucieszyło, że aż się roześmiałam na ten widok. Cóż, teraz mi do śmiechu, bo mamy spokój prawie na cały rok, ale co będzie się działo w przyszłe wakacje? Na razie wolę o tym myśleć…
Czytaj także:
„Byłam pewna, że nad moim uczniem znęca się ojciec - zimny biznesmen. Prawda okazała się jeszcze bardziej szokująca”
„Wujek z ciotką żądają pieniędzy ze spadku, choć dziadek dawno ich spłacił. Nie zobaczą złotówki, bo reszta jest moja”
„Mój mąż nie chciał iść na pogrzeb własnego ojca. Nie wybaczył mu jego grzechów nawet po jego śmierci”